#3

BABI

Podczas, gdy nalewam do szkalnki truskawkowego koktajlu, słyszę za sobą:

-Nie dolewaj alkoholu, bo powiem mamie.

Marszczę brwi.

-Słucham?!

Odwraam się za siebie i napotykam znowu jego zabójczo przystojną twarz.

-Nie pamiętasz?

Nie mogę ukryć szoku.

-Eskortowałem cię w drodze do szkoły - przybliża się do mnie.

-Ach, krzyczałeś głupoty.

-Nie.. - kręci głową. - tylko jedną - uśmiecha się złowieszczo. - Brzydula.

Przewracam oczami i odwracam się plecami do niego.

-Spodobało ci się?Zawsze działa na takie panienki.

Oburzona odwracam się do niego.

-Niby jakie?!

-Sztywne.

Czy ten człowiek może iść sobie gdzieś indziej?Jest tu tyle "sztywnych" dziewczyn.

-Podać coś? - zauważam Chico.

-Colę.Prowadzę.

Chico podaje mu colę i zwraca się do mnie:

-Babi, a ty coś chcesz?

Uśmiecham się w jego stronę.

-Nie, dziękuje.

Chłopak odkłada koło mnie butelkę nadal zapełnioną i mówi:

-Od razu wyładniałaś - muska swoją dłonią mój podbródek.

Jak on śmie się do mnie odzywać?!

Niespodziewanie łapie w dłonie szklankę z koktajlem i wylewam napój na jego twarz.

Słyszę jak reszta buczy, będąc w szoku, a ja patrzę na niego oszołomiona, kiedy spogląda na mnie wściekle.Chico wybucha śmiechem, a brunet popycha go mocno na stół.Wystraszona pochylam się nad Chico i pytam czy nic mu nie jest.

Nagle czuję jak ktoś łapie mnie za ramię i każe wstać.A potem chwyta mnie za uda i unosi do góry.Krzyczę i wale w jego ramiona, żeby mnie puścił, ale on wzamian zawiesza mnie sobie na ramieniu.Walę pięściami w jego plecy i kopie, ale on nic sobie z tego nie robi.

-Puść mnie! - wrzeszczę.

Czuję chłód i dostrzegam, że wyprowadził mnie na dwór.

-Nie, nie, nie, nie!Przepraszam! - wierzgam się i próbuje uwolnić, ale on trzyma mnie zbyt mocno.

Zatrzymuje się, a ja zauważam, że stoimy przed basenem.Wystraszona mocniej bije go po plecach, ale on się odzywa:

-Nie wybaczam.

Krzyczę przeraźliwie, a potem czuję jak moje ciało styka się z wodą.Nie czuję już jego dłoni na moim ciele, tylko wodę.Wynurzam się z niej, ale potem znów czuję jak jego dłonie oplatają moją talię i ciągną w dół.Boże, jak tylko go dorwę to zabiję.Wynurzam się już na poważnie, zdala od niego i łapie powietrze.A on jakby gdyby nic, ochlapuje mnie wodą.Otwieram oczy i patrzę na niego.

-Idioto!Ta woda jest lodowata!

Na jego twarzy widnieje chytry uśmieszek.

Płynę do brzegu, bo czuję jak pod wodą moje ciało drże.

-Zimno poprawia krążenie, krew dopływa do mózgu i człowiek rozumie, że nie należy oblewać gości koktajlami - wyjaśnia i uśmiecha się szeroko do mnie. - W mokrej sukience wyglądasz o wiele lepiej.

A ja orientuje się, że stoje przed nim i moja bielizna prześwituje przez mokrą sukienkę.

Wskakuje znowu do wody i jęcze zirytowana.Słyszę jaki w środu panuje hałas.

Chłopak niespodziewanie podpływa do brzegu i wychodzi z wody.

-Chcesz ręcznik?Żebyś się nie przeziębiła.

Zaciskam szczęke.

-Odpieprz się! - krzyczę w jego stronę, cała dygocząc.

Nagle pojawia się chłopak i mówi szybko w jego stronę:

-Hache, spadamy!

On kuca przede mną i uśmiecha się.

-Następnym razem muszę dobrze wyszorować ci buzię - puszcza mi oczko, a ja chlapie w jego stronę wodą.

Odchodzi z kolegą, a ja siedzę w wodzie jak jakaś idiotka.

<<<

-Dlaczego nie zareagowałeś, kiedy wrzucił mnie do basenu?! - pytam Chico, kiedy już znajdujemy się w aucie i jedziemy do mnie.

On uśmiecha się i odpowiada:

-Był podstawiony.Miał sprowokować bójkę, żebym mógł cię odwieźć - spogląda na mnie.

-Roberta ci nie wybaczy.Zdemolowali jej dom.

Nagle słyszę jak ktoś za nami trąbi.

-Cholera - mówi Chico.

Odwracam się i widzę jak w naszą stronę pędzą motory.

Chico przyspiesza i ściga się z nimi.Patrzę oszołomiona na niego i wciskam swoje ciało w siedzenie.

-Co oni robią?!

Słyszę trzask poczaskanego szkła.A potem jak ktoś niszczy lusterko obok Chico.Następna osoba rysa jego samochód, a ja krzyczę w ich stronę, żeby przestali.

Nagle koło mnie zjawia się chłopak, który wrzucił mnie do basenu.Mam ochotę wyskoczyć z auta prosto na niego i go pobić, ale mój strach jest większy i nie przezwycięże go.

Ale kiedy słyszę trzask tylniej szyby, wydaje z siebie przeraźliwy pisk, a potem krzyczę jak opętana.

-Chcecie wojny?! - krzyczy rozgniewany chłopak obok mnie i naciska gaz, powodując, że jedziemy szybciej.

Czuję jak serce zaraz wyskoczy mi z piersi.Brakuję mi śliny w ustach, a nadal żyję.

-Stój! - rozkazuje.

Nagle Chico zatrzymuje się gwałtownie, a przez przednią szybę przelatuje chłopak.On go potrącił.Chico potrącił jakiegoś chłopaka!Rusza, wymijając go, a ja zamykam oczy.

-Ty debilu! - słyszę.

Chłopak zatrzymuje się na poboczu i wysiada z auta, trzaskając drzwiami.Robię to samo.

-Cholera!Porysowany!Ojciec mnie zabije!

-Mogli nas zabić! - krzyczę.

Nagle ni stąd ni z owąt, zjawia się brunet i mówi:

-Ja nadal mogę.

I rzuca się na Chico.Patrzę na nich, nie pojmując co się dzieję.Chłopak lekko uderza go w policzek, a Chico przeraźliwie coś mruczy pod nosem.

-Przepraszam!

-Za to, że wezwałeś gliny? - odpowiada, śmiejąc się. - Czy za potrącenie?

Brunet spogląda na mnie i uśmiecha się.

Czy ten człowiek ma jakieś zaburzenia psychiczne?

-Ładnie wyglądasz.

-Puść go!

Chico opada na ziemie, a chłopak siada okradkiem na niego i coś do niego mówi.Ja przerażona, nie wiedząc co zrobić, krzyczę:

-Zostaw go!Zostaw go!

Rozglądam się i zauważam samochód, który jedzie w naszą stronę.Zatrzymuje się na środku jezdni i macham rękoma, żeby się zatrzymali.

Kiedy słysze jak Chico krzyczy, mam ochotę uciec stąd daleko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top