Ciemność
Wraz z następnym dniem udałem się na poszukiwania kolejnego ostatniego listu. Dwa które czytałem były przygnębiające i haotyczne, ale obiecałem, że znajdę wszystkie. Z tą myślą wszedłem do naszej pracowni. Tam gdzie mieliśmy pełne wyciszenie i mogliśmy grać oraz śpiewać całe dnie. Na ścianach wisiały płyty winylowe. Domyślałem się gdzie list jest schowany. Podszedłem do płyty która była naszą pierwszą wspólną. Otworzyłem opakowanie i bingo. Wypadł ostatni list.
Czekałem do wieczora, aby odczytać ostatnią treść, którą napisał do mnie mój ukochany. Powoli otworzyłem kopertę i przy lampce nocnej zacząłem czytać.
Niech zgadnę, tym razem siedzisz w naszym łóżku. Nikt nie zna cię skarbie w taki sposób jaki ja cię znam. Ani nikt nie kocha cię tak jak ja. Nikt nigdy nie ratował mnie swoją miłością tak jak ty. Gdy ja podupadałem ty zawsze podążałeś z wiatrem i nigdy się nie poddawałeś prowadząc przy tym mnie. Walcz i tym razem. Tylko teraz tym wiatrem będę ja.
Mówiłeś mi, żebym się nie poddawał. Zawsze gdy załamywałem się szeptałeś mi, abym był silny. Ale ja nie dałem rady. I za to Cię przepraszam. Ogromnie Cię przepraszam.
Ale zobacz co ze mną do tej pory zrobiłeś kochanie. Straciłem dla ciebie głowę. Porwałeś mnie całego, a ja nie chciałem uciec. Przy tobie dostałem Syndromu Sztokholmskiego. Chociaż wcale nie musiałem prawda? Ale to ty mówiłeś ciągle o moich oczach i trzymałeś za rękę przez co zatracałem się w Tobie co raz bardziej. I za to ci dziękuję. Zacząłeś mnie wykorzystywać od dnia w którym się spotkaliśmy. Ale nie żałuję tego. Ani nie żałuję, że zakochałem się w Tobie. Każdego dnia od nowa. Zupełnie zatraciłem się w twoim pięknie.
Zróbmy test. Wyjdź na nasz mały balkon. A teraz zamknij oczy i poczuj jak wszystkie gwiazdy zaczynają świecić. Czujesz?...
Dalej nie czytałem. Faktycznie wyszedłem na balkon. To drugie nasze ulubione miejsce. Zawsze w lato, w ciepłe wieczory wychodziliśmy i patrzyliśmy w gwiazdy oraz słuchaliśmy świerszczy. Oparłem się o balustradę przymykając powieki. Myślami uciekłem do wspomnień. Postanowiłem zostać i dokończyć list tutaj. Księżyc dawał mi wystarczająco dużo światła.
Jak bardzo Cię znam tak wiem, że postanowiłeś zostać. Przymknij jeszcze raz oczy, a głowę skieruj w niebo. Oddychaj.
Jestem tuż obok ciebie. Stoję za tobą i przytulam cię moim skrzydłem...
Zamknąłem oczy siedząc i odchyliłem głowę. Poczułem czyjąś obecność. Chyba, że to moja wyobraźnia. Znów ten słodki zapach. To on. Jego oddech muskał moją szyję. Nie chciałem otwierać oczu.
-Jestem zawsze tuż obok ciebie.- usłyszałem jego głos w mojej głowie.
Skąd on wie jaki ruch zaraz wykonam? To trochę wygląda jakby na bieżąco pisał ten list. Czytałem dalej...
Usłyszałeś mnie? To niemożliwe,a jednak. Odczuwasz jakbym właśnie teraz to pisał, bo przewiduję twoje ruchy? Po prostu cię znam...
Od zawsze chciałem napisać ci piosenkę. Tak piękną, aby opisała twoją słodycz. Jednak chciałem też, aby miała trochę bólu. Tego bólu samotności po twoim odejściu. Bo zawsze myślałem, że to ty pierwszy pójdziesz. Było jednak zupełnie inaczej. Wszystko czego pragnąłem dostawałem od ciebie. Chciałem ci to jak najlepiej wynagradzać, ażebyś nawet nie myślał o odejściu. Ale pomyślałem też żeby napisać tę piosenkę, byś mógł słuchać mojego głosu kiedy go naprawdę zabraknie i żebyś ze mną śpiewał, i nie zapomniał o mnie.
Zobaczyłem, że kartka w tym miejscu jest jakby pochlapana. Wyczułem też to pod fakturą. Podświetliłem to miejsce latarką. Okazało się że to łzy. To na pewno były łzy. Płakał. Po moich policzkach już od dawna zlatywała słona ciecz. Ale on nigdy nie płakał. Zawsze się śmiał. Nawet jeśli się załamywał. Mój płacz zmienił się w beznadziejny szloch. Poszedłem do łazienki. Wziąłem to czego od dawna nie używałem i wróciłem znów na balkon. Podciągnąłem rękawy bluzy, później wyciągając z pudełka jedną z żyletek. Metal połyskiwał w świetle księżyca.
-Mówiłem, że tego nie zrobię. A ty mówiłeś, że mnie nie opuścisz. Mam prawo to zrobić. Nie dotrzymałeś słowa... Nienawidzę Cię!- mój głos się załamał.
Po chwili poczułem chłód metalu przy swoim nadgarstku, a potem tylko ból. Czystej postaci, ukochany ból, którego tak dawno nie czułem. Ale wraz z pierwszym cięciem usłyszałem w swojej głowie głośne wołanie.
-Louis! Ja tu jestem! Lou, proszę nie! Ranisz nie tylko siebie, ale i mnie!- Ucichł, znowu. Po raz kolejny. Ale mówił do mnie. Krzyczał. Spojrzałem na swoją rękę. Była pokryta szkarłatną cieczą, zwaną krwią. Wróciłem do łazienki w celu obmycia, a także zabandażowania rany.
Czemu go znów słyszałem? Chyba będę musiał udać się do psychologa. Pomyślę o tym później. Teraz czeka na mnie jeszcze kawałek listu. Ostatnia część tej układanki.
Zmierzamy do końca. Ale zanim to, to przypomnij sobie co zawsze mi mówiłeś.
Ja sobie teraz przypominam i uśmiech sam ciśnie mi się na usta. Pamiętasz?...
Mówiłem mu, że nie będę jego rycerzem w lśniącej zbroi. Że może nigdy nie będę przynosił mu kwiatów, no bo po co?
A nasze pierwsze spotkanie? Dokładnie pamiętam co powiedziałeś. "Może za tydzień nie przedstawisz mnie swojej mamie, ale tego wieczoru mogę być tylko Twój". Miesiąc później mama była twoją przyjaciółką. W dalszej naszej relacji po prostu szaleliśmy.
Jak cudownie było robić rzeczy, o których nawet nie powinniśmy myśleć. Byliśmy idealni. Przed oczami przebiegają mi wszystkie te chwile...
Szalona jazda samochodem w nocy, sekretne spotkania, albo to jak pojechaliśmy na jakieś wyspy i nie potrafiłeś wymówić ich nazwy. To było naprawdę zabawne. Nie martw się, o tym, że marzyłeś o dzikim seksie na stole też pamiętam. I nawet to robiliśmy. To za to, był śliczny widok. Ty z tymi rumianymi policzkami, a ja zupełnie ci oddany i zdany tylko na ciebie...
Zarumieniłem się na to wspomnienie. I lekko podnieciłem. Byłem wtedy zbyt napalony, żeby myśleć gdzie byśmy to robili. Ale nie żałuję...
Mógłbym wymieniać te wszystkie wspomnienia, ale co mi po nich?
W tym fragmencie chciałem ci podziękować. Byłeś moją muzyką. Nadawałeś sens mojemu życiu. Dzięki tobie miałem motywację, aby pisać piosenki razem z tobą, a każdy kolejny dzień był wręcz błogosławieństwem.
Jest mi smutno, że wielu rzeczy nie zrobiliśmy, ale staraliśmy się prawda?
Jednak nasz związek był spisany na straty i przepraszam. Przepraszam za to, że się poddałem, ale wszystkie światła nie zakryją ciemności, ona w końcu zawładnie twoim światem. Przepraszam za każde zło które Ci wyrządziłem nawet nieświadomie.
Proszę Cię o to abyś się nie zmieniał. Byś był taki sam jaki zawsze byłeś. Nie poddawaj się. Walcz z tym światem, nie pozwalaj wchodzić sobie na głowę.
Ja zawsze z tobą byłem, jestem i będę.
Będę twoim aniołem stróżem. Już jestem.
Kocham cię
Pozdrów wszystkich ode mnie i powiedz, że tym razem to wszystko jest ze mną w porządku...
xx
P.S.: Jestem zawsze tuż obok ciebie
3/3
"Jestem zawsze tuż obok ciebie". Te słowa odbijały się w mojej głowie cały czas. I wierzę w to.
-Harry, od zawsze wiedziałem, że będziesz obok mnie. Niezależnie kiedy, gdzie i o jakiej porze. Dlaczego ta cholerna choroba musiała mi ciebie zabrać? Byłeś taki młody. Czemu życie zesłało na ciebie taki los?- Po raz kolejny płakałem.
-Nie płacz kochanie. Idź spać, jutro będzie lepszy dzień- ten ukochany głos znów się odezwał.
Postanowiłem się go posłuchać i poszedłem do łóżka. Przykryłem się kołdrą. To znane ciepło otuliło mnie zupełnie jakby Hazz mnie przytulał. Momentalnie usnąłem.
We śnie widziałem mojego ukochanego. Był cały biały, a jego ciało okrywały skrzydła. Mówił do mnie. Chciałem do niego podejść, ale nie mogłem.
Nagle ten obraz się urwał, a w moim umyśle zapanowała ciemność...
<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>
To koniec. Nie powiem płakałam parę razy podczas pisania tego.
(W listach są zawarte piosenki Harry'ego, One Direction i jeszcze jednego wykonawcy ale to pozostawiam w tajemnicy)
All the love.
J.
A tu taki powrót do Lights up, bo to kojarzy mi się z taką ciemnością. (+maltretuję ją do dzisiaj)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top