Rozdział 5 - Walki treningowe przypominają cyrk
Walczyć! wrzeszczała Bestia zaklęta w ciele Hiniku. Raz za razem zagłębiała swe naostrzone szpony w głąb jej duszy, byleby zdenerwować swą alfę na tyle, by pozwoliła jej dołączyć się do walki, jaka rozgrywała się na ekranie przed nimi. Jednak nastolatka usilnie próbowała uświadomić jej, że to jeszcze nie ich pora by rozpocząć to przedstawienie. Aż wreszcie i białowłosej puściły nerwy i zdusiła siłą bunt, jaki narastał w jej wnętrzu.
Beta powinna być w pełni podporządkowana alfie, a gdy zechce wypowiedzieć się niezbyt przechylnie na temat jej działań bądź też o coś poprosić, to ma to robić z odpowiednią pokorą — została tego nauczona, gdy tylko uwięziono w jej cielsku inną duszę. Od wtedy też obie zaczęły stanowić Bestię, jednak zwykło się tak nazywać tylko tą drugą, nieposkromioną, zwierzęcą świadomość. Alfa posiadała całkowitą kontrolę nad ich wspólnym ciałem i mogła aż to końca ich jestestwa nie odstąpić swej roli drugiej z jaźni. Tak też zdarzało się niegdyś, iż Bestia — będąc w tamtym momencie alfą — nie chciała oddać dziewczynie ciała przez parę tygodni.
Lecz Hiniku, udając przed samą sobą, że wie co się dzieje wokół niej, obserwowała z nikłym zainteresowaniem toczącą się na ekranie walkę dwóch drużyn, atakującej i broniącej, w skład których wchodziło po dwóch uczniów. Jeśli miała być szczera, to niezbyt pamiętała obecnie rywalizujące persony. Choć powiedzenie, że ich nie pamiętała, było błędne, gdyż znała ich imiona, to dość ciężko było jej bez żadnych zastrzeżeń powiedzieć, jaki jest ich sposób usposobienia. Znała tylko puste dane o nich, nic więcej.
Jak się tam znalazła? Jakiś przebieraniec znikąd pojawił się w ich klasie (''znikąd'', bo nie zauważyła jego wejścia), a następnie kazał im się przebrać w jakieś bohaterskie wdzianka i wstawić się w jakimś miejscu. Osobiście myślała, czy nie zastąpić swojej osoby Rei'em i kazać mu walczyć za nią, ale beta zapierała się łapami i szponami przed tym pomysłem. Bo niby ona miała nie walczyć? Pff, prędzej Bestia dobrowolnie zeżre jakąś zieleninę, niż odmówi udziału w zadymce. Nawet nastolatka wolała jej tego nie zabraniać, ponieważ wiedziała, jak ten uparty zwierzak może się w przyszłości odpłacić.
Skoncentrowała się na ekranie, chcąc dać lepszy widok Bestii. Nie ważne, jak bardzo chciała sądzić, że nigdy nie przyjdzie jej stanąć do walki z nimi, to nie mogła uwierzyć w taką bzdurę. Nawet jeśli ludzie uparcie mówią jej, że to ona ma największą kontrolę nad swoim życiem i swymi wyborami, to prawda przestawiała się zgoła inaczej. W końcu albo to dostanie zlecenie od Tomury, które polegać będzie na eliminacji danej osoby, albo ojciec przypomni sobie o tym, że posiada córkę i każe coś jej zrobić, albo to Bestia bądź jej dar ograniczą jej możliwe wybory życiowe. Miała tak wielką kontrolę nad swoją przyszłością, że po ukończeniu szkoły licealnej ponownie zostanie zamknięta w pokoju, byleby ponownie nie straciła nad sobą kontroli.
Ten jeden błąd, jaki popełniła za czasów dzieciństwa, będzie ciągnął się za nią przez resztę jej jestestwa, czego przykładem mogą być protezy rąk i języka. Nikogo nie obchodziło, że była wtedy nierozumnym dzieckiem, które nie umiało nawet zawiązać sznurówek. Istna rzeź, jaka rozpętała się w dzień jej urodzin, spowodowana była zwykłym wypadkiem, w którym umarło zwierzątko Hiniku. I z tego właśnie powodu, gdy ujrzała szkarłatną posokę wypływającą z cielska psa i niewolno wędrującą pod jej kolana, straciła nad sobą kontrolę. Był to również pierwszy raz, gdy ujrzała tyle krwi.
Przez dłuższy czas, rozciągający się aż do tego wypadku, była uznawana za beztalencie nieposiadające daru. A że jej rodzice posiadali niezwykłe umiejętności, to i wiele od niej oczekiwano. Rozpacz, jaka zapanowała w rodzinie, gdy lekarz głośno i wyraźnie ogłosił, iż dziewczynka najprawdopodobniej nie odziedziczyła żadnego quirk, była niemalże namacalna i widoczna w powietrzu. Wpierw gardzono nią w rodzinnym gronie, ponieważ nie posiadała daru, a potem dlatego, iż jej moc objawiła się w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach, co doprowadziło do parędziesięciu przypadkowych ofiar, które znalazły się w złym miejscu i w złym czasie. Najpewniej całe jej życie było zlepkiem przykrych, aczkolwiek losowych zdarzeń, na które nie miała żadnego wpływu.
Choć sama mgliście pamiętała tamten dzień, to był okres w jej życiu, w którym to przeglądnęła większość newsów z tamtego dnia i dowiedziała się mniej więcej, co się wtedy dokładnie wydarzyło.
Podczas losowania par, została ostatnią osobą, więc nie było nikogo, kto mógłby walczyć u jej boku. Lecz jeśli miała być szczera, był to chyba najprzyjemniejszy dla niej scenariusz. W końcu nie będzie musiała się zamartwiać tym, że przypadkiem zraniłaby swojego partnera albo że będzie on ją spowalniać, albo że ich umiejętności będą się nawzajem wykluczać. Z tego też powodu nie interesowała się tym, co dzieje się wokół niej, ponieważ nie musiała poznawać daru swego nieistniejącego towarzysza, z kolei poznanie umiejętności swego przeciwnika wydawało jej się zbyt nudne i niesprawiedliwe. Jeśli miała stanąć do boju, to walka miała być uczciwa — kierowała się tą niepisaną zasadą dość często, najczęściej w grach, choć grając w MMO, zdarzało jej się zastawiać pułapki na innych graczy...
Rei, chwilę przed rozpoczęciem się lekcji, otrzymał wiadomość od ich ojca, która nakazywała mu natychmiast wracać do rezydencji. Najpewniej ten, jakże kochany i szanowany, rosły człowiek wściekł się na myśl, iż białowłosa nie potrafiła sobie poradzić w szkole i jej brat musiał się nią zajmować. Mężczyzna - choć rzeczywiście był poważanym doktorem i posiadał ogromny autorytet - był osobą godną każdej pogardy: pomimo posiadania, obecnie martwej, żony szczycił się wieloma kochankami (wskutek czego narodziła się Hiniku), by dotrzeć na szczyt swej kariery zawodowej, łapał się każdych kłamstw i oszustw, zasadniczo nie dbał o swoje pociechy, traktował przedmiotowo kobiety, miał zapędy do hazardu i nie brzydził się zbytnio mordowaniem. Należał do jednego - a może i do paru - najgorszego typu człowieka.
Okryła się szczelniej płaszczem, jaki dołączony był do jej stroju, by zapewnić dziewczynie więcej komfortu w dość krępującym kostiumie. I choć sama narzutka była czarna i sięgała aż do ziemi, a zakrywała również dolną połowę twarzy, to kontrastowała z białą skórą i włosami dziewczyny, jeszcze bardziej zwracając uwagę na bordowe oczy. Oczywiście na czas własnej walki planowała zrzucić z siebie tę szatę, bo gdyby tego nie zrobiła, to jaki byłby cel w noszeniu swego stroju bohatera.
Już oczami wyobraźni widziała zdziwione, nieco zaczerwienione twarzy jej kolegów z klasy, gdy tylko na ekranie wyświetli się jej sylwetka, gdy to będzie w widowiskowy sposób zrzucać z siebie płaszcz. Nie ważne, jak bardzo bała się i po części wstydziła rozmawiać z ludźmi, to robienie na nich wrażenia i wyobrażanie sobie, jak to zakochują się w niej lub darzą ją bezgranicznym zaufaniem, było czymś, czego odmówić sobie nie mogła. Wiedziała, że i tak nic nie idzie tak, jak to sobie zaplanowała, a jej marzenia odnośnie własnego haremu nigdy się nie spełnią, lecz i tak uwielbiała odpływać w ten sposób racjonalnymi myślami. Chciała nawet, by jakiś inny uczeń z jej klasy podszedł do niej i zagadał, by ogólnie ludzie nie mieli o niej złego zdania. Może żądała za wiele?
Obserwując od niechcenia toczącą się obecnie pierwszą walkę, niespecjalnie miała ochotę na kontynuację. Z jednej strony dziewczyna, która nigdy nie będzie musiała narzekać na swoją wagę, i chłopak, którego nigdy nie posądziłaby o pójście na bohaterstwo. A z drugiej dwóch innych uczniów, z czego dar pierwszego polegał na używaniu silników wszczepionych w jego nogi, a drugi — zdaniem białowłosej- pasujący bardziej do złoczyńcy aniżeli ucznia szkolącego się na bohatera. Jeśli miałaby wybrać, z kim najbardziej utożsamiała się na tym polu bitwy, to bez wątpienia był to Bakugou. Sama nie wiedziała czemu. Może to ta nienawiść skierowana do Izuku? Albo pewność siebie podczas walki?
Jakoś nieszczególnie interesowała jej ta potyczka, ponieważ z góry zakładała, kto miał większą szansę na zwycięstwo. Pewna jej bliższa osoba z internetu zwykła mówić, że ''wynik walki jest przesądzony jeszcze przed jej rozpoczęciem''. Potem zawsze jeszcze dodawał, że to od naszych obliczeń zależy, czy nasze założenia będą błędne, czy też poprawne. I choć jego teza była świętością w grach, bo w końcu była możliwość sprawdzenia ekwipunku postaci, statystyk czy też sposobu walki i ilości wygranych, czy rozegranych bitew, tak w prawdziwym życiu ciężko było określić wartość siły lub prędkości danego człowieka. Z tego też powodu trudno jej było jednoznacznie stwierdzić, kto wygra pierwsze starcie.
- Jesteś smutna, Bestio?- spytała pod nosem, wyczuwając charakterystyczne ruchy futra pod swoją skórą. O ile ona sama nie potrafiła powiedzieć, co odczuwała w danej chwili, to z łatwością mogła wyczuć uczucia, jakie penetrują na wskroś efemeryczny byt bety.
Jestem. Białowłosej wydawało się, jakby głos tlący się w jej podświadomości przybierał bardziej kruchą formę.
- Jakie to uczucie?- spytała, kierując się ciekawością, a jej słowa prędko zmieszały się z przyjemną ciszą.Dźwięki wypuszczane przez jej gardło, w postaci zdań, były zbyt ciche, by wychwycić w nich jakieś emocje.
Jak długie polowanie bez zdobyczy.
Nawet jeśli przybrana przez białowłosą rola złej nastolatki posiadała wiele niedociągnięć i niezbyt do niej pasowała, to nie miała nic przeciwko odgrywaniu jej. W końcu nie mogła być nikim na zawsze, a jeśli ktoś pozna jedynie wady tej maski, to prawdziwe słabości białowłosej pozostaną zakryte fałszywością. Dawna ona, która posiadała w sobie pełnie człowieczeństwa, najpewniej wyśmiałaby ten pomysł. Bo jeśli chciała się kimś stać, to nic nie stało na jej drodze — wystarczyło, że będzie zacieśniać więzi ze znajomymi, a stanie się dla nich tym kimś. Ale teraz, gdy zmuszona była ukrywać w sobie lęk przy każdym spotkaniu z innym człowiekiem, nie było to dla niej możliwe, więc chwyciła się tej opcji, która wydawała jej się najprostsza.
- Ten w zielonym wdzianku nie ma większych szans na wygranie...- wyszeptała, niemalże nie wydając z siebie dźwięku, do Bestii, która zatapiała powoli swój pazur w jej cielesnej duszy. Był to znak, iż to właśnie to wywołało u bety żal.- Jeśli da z siebie wszystko, to może coś zrobi, ale pewnie nie skończy w nienaruszonym stanie.
Bestia niemalże wydała z siebie pełne zdumienia skomlenie. Choć najczęściej nie rozumiała toku myślenia dziewczyny, to słuchanie jej wywodów odnośnie walk zawsze potrafiło ją zainteresować. Zwierzęce instynkty wyraźnie mówiły jej, że zielonowłosy jest na straconej pozycji i właśnie to było dla niej przygnębiające, choć w sumie nie wiedziała czemu. Jelonek słaby?
- Jelonek...?- Zaśmiała się urwanie, choć więcej było tu fałszu niż szczerych uczuć, lecz na szczęście nie zwróciła na siebie uwagi pozostałych uczniów tym gestem.- Faktycznie mu pasuje.- Pozwoliła, by cień drwiącego uśmiechu zagościł na jej ustach.- Nie wiesz jeszcze wszystkiego o obecnym świecie. Teraz ludzie nie są tak łatwą zwierzyną do upolowania, na ogół albo dadzą radę uciec, zaczną między sobą współpracować, albo role się odwrócą i to wy, drapieżcy, staniecie się ich ofiarami. Większość osób posiada swój odmienny dar, który przekazują kolejnym pokoleniom.
Czyli Alfa nie jest wyjątkowa?
Zabolał ją ten komentarz, lecz, dalej się nikle szczerząc, odparła:
- Wiesz, że są kampanie społeczne, które mówią o tym, że każdy człowiek jest wyjątkowy?- zakpiła perfidnie.- No cóż, pod tym względem jestem normalna. Ale nie myśl sobie, że jestem zwykłym przeciętniakiem!- Podniosła nieco ton swojego głosu, chcąc w ten sposób stworzyć zabawny efekt, ale chyba jej nie wyszło. Nie potrafiła żartować, zwłaszcza ze zwierzętami.- Jedni mają umiejętności typowo wspierające, inni zadają obszarowe obrażenia, a jeszcze inni są żabą - Spojrzała wymownie na jedną z uczennic z jej klasy.- Jeśli nie jest to dar, który daje ci dodatkowy element ciała albo jakiś specjalny efekt wizualny, to ciężko powiedzieć, co to takiego jest. Dlatego może się okazać, że Jelonek ma jakąś w chuj mocną umiejętność i odwróci całkowicie przebieg bitwy, albo przegra, a przy okazji zostanie poharatany. Nawet jeśli nie widać zbytnio innej opcji, to nie musisz się smucić. Koniec końców i tak nie pozwolą mu tu umrzeć.
Nie pozwolą umrzeć?
- W razie czego przerwą pojedynek. To nie jest walka, a jej nędzna imitacja, którą odgrywają przed niewielką publiką. Są jak cyrkowcy, którzy przechwalają się swoimi umiejętnościami tak długo, aż w końcu któryś nie zabije się, połykając miecze lub chodząc po linie. Ale wiesz, oni traktują tę błazenadę na poważnie. To trochę dołujące.
To był prawdziwy świat, a nie jakaś powieść, w której to postać mogła zwyciężyć za pomocą determinacji - każdy to wiedział. A mimo to czuła się przez to niesprawiedliwie. W końcu tutaj liczył się talent, czyli odziedziczony dar, i umiejętności, a nie osobiste uczucia.
Wkurzało ją to.
Niezwykle ją to wkurzało.
Czemu Deku walczy pomimo faktu, iż i tak przegra?! Może po prostu nie wiedział, jakie są jego szanse na wygraną? Bądź też robił to dla swego partnera, by ten potem nie obwiniał go o przegraną? Dlaczego Hiniku nie mogła doznać podobnego uczucia i walczyć bez żadnych niepotrzebnych myśli?
Nim się zorientowała, pierwsza walka dobiegła końca, a ona, przygryzając policzek tak mocno, że metaliczny smak sowicie wypełniał jej usta, ze szczerym zaskoczeniem stwierdziła, że Izuku wygrał. Odruchowo przełknęła ślinę, a wraz z nią i krew. Dopiero wtedy zrozumiała, jak wiele siły włożyła w zaciśnięcie zębów, więc i jej oczy zaszły barwą świeżej posoki. Wskutek tego mocno zmrużyła swe oczy, tak by nikt nie mógł dostrzec nieco innej tęczówki, lecz by mogła jeszcze coś widzieć. Tak mocno skoncentrowała się na walce, że nawet jej zmysły nie wyczuły przedtem krwi.
- Więc o to chodziło...- wymruczała do siebie, wspominając dar Izuku.
Quirk w większy stopniu decydowało o tym, kto wygra. W końcu, gdy do walki stają dwie osoby, a pierwsza kontruje swym talentem drugą, to przebieg potyczki jest już wiadomy. I choć dawniej słowa ''wynik walki jest przesądzony przed jej rozpoczęciem'' znaczyły kiedyś co innego, bo kładło się wtedy nacisk na ilość informacji o przeciwniku, własny intelekt i umiejętności własnego ciała. A teraz? Wystarczyło znać czyjś dar, by obstawić, najczęściej poprawnie, jak dana ta osoba będzie walczyć. Ktoś, kto ma zadatki na ataki dystansowe, nie zacznie od walki w zwarciu, gdyż nie przyniesie mu to wielu korzyści. A z kolei ktoś, kogo quirk pozwala na swobodne skradanie i chowanie się, nie ujawni przeciwnikowi przedwcześnie swojego położenia. Dlatego też największą niewiadomą pierwszego pojedynku był talent zielonowłosego.
Zakładała od początku, iż jego zdolność jest ofensywna, gdyż mniej więcej wiedziała, jak przebiega rekrutowanie do klas z kierunku bohaterstwa w tej szkole — im więcej zdobędziesz punktów, rozwalając roboty o różnej punktacji, tym większe masz szanse na dostanie się. I choć wydawało jej się to idiotyczne, bo przecież bohater powinien znać się na ratowaniu ludzi, a nie na sianiu terroru, to rozumiała powód, dlaczego test tak wyglądał. Skoro dał radę i zdał, to musiał uśmiercić sporo robotów, więc jego dar był najpewniej ofensywny, jak niemalże wszystkich w jej klasie.
Po chwili, gdy już w pomieszczeniu znalazły się osoby, które przed chwilą walczyły, Yaoyorozu zaczęła tłumaczyć, za pozwoleniem nauczyciela, jakie błędy popełniły obie drużyny. Słysząc to, krew w Hiniku zaczynała wrzeć, dosłownie i w przenośni. Nie mogła już nawet utrzymać zmrużonych oczy, gdyż niedowierzanie sprawiało, że otwierała coraz to szerzej swe paczały.
- Czyli są karceni za to, że użyli okazji, jaką była lekcja, i zaczęli walczyć, porzucając swoje role?- spytała głośno, lecz w jej głosie nie rozbrzmiała ani jedna nutka zawiści czy też irytacji. Właściwie, to w jej głosie nie było słychać żadnych emocji.
- Powinni brać na poważnie szkołę.- odparła na to chłodno czarnowłosa w jej stronę.
Uczniowie nie chcieli dołączać do ich dyskusji ani też popierać jednej czy drugiej strony. Wchodzenie w jakiekolwiek interakcje z białowłosą były dla nich niezbyt miłą perspektywą. W końcu, choć kusiła kruchym wyglądem i widocznie udawała kogoś, kim nie jest, to raczej nie zamierzali się z nią zaprzyjaźniać. Była dla nich zwykłą koleżanką z klasy, z którą to nic szczególnego ich nie łączy.
- Branie na poważnie szkoły? Jesteś naprawdę zabawna, cycata dziewczynko z dobrego domu.- Ignorowała drżenie swych kolan, niewidoczne dla innych przez czarny płaszcz, i wytrwale dzierżyła powierzoną sobie rolę.- Radzę ci traktować twoich kolegów z klasy bardziej poważnie niż tę szkołę. Bo w innym przypadku ktoś, zypeeełnym przypadkiem, może odjebać ci twoje piękne rączki, gdy tylko opuścisz gardę.- Wzruszyła wyraźnie ramionami i odeszła parę kroków od zbiorowiska uczniów, by oświadczyć, iż skończyła tę dyskusję.
Czarnowłosa ignorowała zaczepkę Hiniku, choć nieświadomie potraktowała ją (i w sumie słusznie) za groźbę. Faktycznie rozmiar jej piersi odstawał od norm w Japonii i pochodziła z nieco bardziej uprzywilejowanej rodziny, ale jej komentarz był nie na miejscu, zwłaszcza gdy porównało się obie dziewczyny do siebie.
Prowadzenie takiej rozmowy było dla niej nie lada wyzwaniem, dlatego skrycie cieszyła się z tego, że udało jej się tyle wytrzymać. Lecz świadoma również była, że była to zasługa zawiści, która obecnie kiełkowała w jej sercu. Bestia nawet nie chciała ingerować w obecną sytuację, więc jedynie przyglądała się ze swej bezpiecznej nory, by w razie czego zareagować i uspokoić swą alfę, gdy ta będzie na kresie swej wytrzymałości emocjonalnej. Co jak co, ale dla osoby, która przez większość swego życia styczności z uczuciami powiązanymi z innymi ludźmi i odmiennymi opiniami miała niewiele, taki nagły wybuch wstydu, niepokoju i wściekłości w jej skamieniałym sercu był trudny do zniesienia.
Jej umysł był otępiały, niesprawny do logicznego myślenia, a mimo to dalej miała siłę, by wykłócać się o swoje zdanie. Nawet jeśli i ona wiedziała, że przekonania są największymi wrogami prawdy, tak nie mogła porzucić swej ostatniej części człowieczeństwa - wiary w to, że to jej tok myślenia okaże się prawdziwy, najrozsądniejszy lub najsprawiedliwszy.
Pouczenia Momo w kierunku uczniów, którzy brali udział w pierwszej symulacji treningowej. Były właściwe i jak najbardziej na miejscu, jednak nie rozumiała, dlaczego je mówiła. Wydawało jej się, że ich błędy były oczywiste, więc powinni je wiedzieć. Poza tym podczas realnego zagrożenia zachowają się inaczej niż teraz; albo będą ostrożniejsi, albo narobią w gacie i nie będą mogli się ruszyć z miejsca. Więc po co to było? Jeśli ktoś w takiej sytuacji będzie się jedynie trząsł ze strachu, to żadne porady nie będą mu potrzebne, bo w tamtym momencie zapomni o nich. A zwykłe słowa, w dodatku niemalże obcej osoby, nie sprawią, że ruszy dumnie do boju.
Nie potrafiła nazwać uczuć trawiących jej wynaturzone ciało, gdyż była to plątanina sprzecznych ze sobą emocji. Mało kiedy, gdy to w pełni skupiła się na tym, co czuje, mogła powiedzieć, że jest radosna, wściekła czy zdezorientowana. Również zaprzeczyłaby tezie, że wie, jak to jest czuć smutek, jednak nie zaprzeczyłaby, gdyby ktoś zarzucił jej, że czuje się zdołowana odwiedzając grób swej matki (choć jeszcze tego nie robiła, to była święcie przekonana, że jest to niezwykle przykra chwila). W takiej chwili brakowało jej Rei'a, który umiejętnie mówił, jak najprawdopodobniej dziewczyna się czuła.
Yaoyorozu spoglądnęła przelotnie na Kyoki. Czarny płaszcz znacząco zniekształcał jej sylwetkę, przez co wydawała się bardziej normalna, nie aż tak krucha. Lustrowała całą personę nastolatki, zwracając szczególną uwagę na białe włosy, bo był to w sumie jedyny element, jaki mogła dostrzec prócz narzutki, gdyż dziewczyna stała do niej obrócona tyłem. Lecz nagle Hiniku się zwróciła się w stronę czarnowłosej.
I wtedy Momo zauważyła dwa rzeżące się płomienie, które zdawały się opływać krwią - jej oczy. Wyrażały one dwa przeciwieństwa: pogardę i obojętność. A może nie były to antonimy, a swe następstwa - jedno było zrodzone z drugiego? Pogarda, owiana w szkarłatną barwę śmierci, wyrażana była przez nią poprzez obojętność?
Wydawać by się mogło, że to nic takiego, ot zwykła drobnostka, lecz to właśnie tego typu rzeczy ukazywały prawdziwą ją. Momo utwierdziła się w przekonaniu, że przeczucie, które nawiedziło ją wczorajszego dnia, jest jak najbardziej prawdziwe i białowłosa zwyczajnie odgrywa, nadaną sobie przez samą siebie bądź przez kogoś, rolę. Lecz dlaczego to robiła? Im dłużej myślało się nad nastolatką, tym większą tajemnicę stanowiła i tym bardziej chciało się poznać prawdziwą ją.
Kolejna walka pokazała ogromną przepaść między możliwościami quirk obu drużyn. Był to moment, w którym chciało się zapytać, czy celowo robią z jednej ze stron takich słabeuszy, czy to faktycznie był tylko nieszczęśliwy traf, że stanęli akurat przeciwko tej drużynie do boju. Lecz dla Hiniku była to chwila, w której dowiedziała się, jakie dziwactwo odziedziczyła po swoim ojcu - pożądanie, choć w tym wypadku prędzej zauroczenie, silnych osobników płci przeciwnej. Przeklinała swe podłe geny, w pełni rozumiejąc, że rodząca się w niej sympatia względem Todorokiego jest jedynie iluzją.
Nie chciała, by ta iluzja się zakończyła, ale już dawno temu poprzysięgła samej sobie, że zniesie rzeczywistość, nie ważne, jak bolesna by nie była.
Reszta walk była, zwięźle mówiąc, nudna. Nie było w nich ani krzty znęcania się nad przeciwnikami, miażdżącej przewagi ani prywatnych uczuć, które napędzały kogoś do działania — były wyjątkowo nudne. Ale nie mogła powiedzieć, że były dla niej bezużyteczne, bo — zastrzegając się, że nie robi tego dla własnej przewagi podczas potyczki — mogła dowiedzieć się, jakie to dary mają inni koledzy. Chciała dostać trochę ich krwi...
Nadeszła w końcu chwila, której obawiała się najbardziej — losowanie drużyny, z którą miała się zmierzyć. Żałowała, że nie przy niej brata, by mógł ją opiekuńczo pogłaskać po głowie i dodać pewności siebie. All Might, przerzucając niemalże wszystkie losy do jednego pudełka, począł losować.
- Jedna z drużyn będzie musiała raz jeszcze zawalczyć, by każdy mógł się wykazać. A będzie to drużyna C!
Hiniku uśmiechnęła się od ucha do ucha, powodując tym samym zadowolony, może nieco sadystyczny wyraz twarzy. Przeciwko niewidzialnej uczennicy, której imienia nie pamiętała, byłaby bezużyteczna, również jej partner był dobrą kontrą na absorpcję białowłosej, którą to postanowiła używać. Świadomość, że miała zawalczyć przeciw Yaoyorozu, która nieświadomie zaszła jej za skórę, oraz Minecie, którego samo jestestwo wystarczyło, by ją zirytować, napawała ją satysfakcją. Wyjątkowo lubiła tępić robaki.
Zdecydowała się na używanie tylko jednego daru, pochodzącego od ojca - absorpcji. W ten sposób nikt nie będzie znał jej prawdziwych umiejętności, a będą mieli jedynie zarys tego, czemu to dostała rekomendacje. No, może da się zabawić Bestii, jeśli coś się sknoci.
***
Gahhh, czemu nikt wcześniej mi nie powiedział, że nie pisze się po zarwanej nocy. Pomijając moje zmęczenie i ogólne niezadowolenie (jutro, dla was w dniu publikacji, będę to wszystko musiała sprawdziać T_T), to muszę wam coś obwieścić.
Napisałam za dużo szczegółów i przemyśleń. Ale teraz wiecie mniej więcej, co się wydarzyło w tamte jej bodajże 7 urodziny. Kiedyś, raczej nie w najbliższym czasie, rozbuduję ten wątek tak, by stał się jasny i przejrzysty. Zawsze marzyłam, by mój styl pisania był taki bardzo szczegółowy, że ciągle bylibyście zasypywani informacjami lub rozwinięciami jakiś wątków. Teraz wiem - czytając to, co jest nabazgralone w tym rozdziale- jak bardzo jest to nudne i dłużące się. Ehhh
Ogółem w tym rozdziale miała być też zawarta walka Hi-chan, ale wybiło mi za dużo słów (3,5 tyś, gdy to 2 są moją normą), więc chcę zaraz będę pisać kolejny rozdział do tego ff. Może ktoś wie, że rozdziały do wszystkich moich praz wstawiam w jakiejś tam kolejności. Po prostu zaczynam pisać ten, który był najdawniej aktualizowany. Więc nieco mi to zrąbie tą kolejność i ogólnie mój plan odnośnie pisania, bo już chciałam się zabierać do pisania innego ff. Eh.
Pytanie na dziś: Jak myślicie, która drużyna zostanie złoczyńcami, a która bohaterami? Nie jest to wybitne pytanie, ale piszę to o takiej godzinie, gdy mam w głowie kompletną pustkę.
Może ktoś zauważy takie niecodzienne dla mojego stylu pisania momenty w tekście - to skutek niedoboru snu. Zalatują tandetą, colą, bezsensem i samouwielbieniem.
Bye Bye-bi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top