Siostra, ja nie wybaczę!

Jedyne, czego chciałem to zapomnieć, że ktoś taki jak Park Jimin istnieje... i może jeszcze nagłego zejścia mojej siostry, ale to nie był pierwszy raz, gdy sobie tego życzyłem. Chciałem pozbyć się tego głupiego bólu w sercu, który towarzyszył każdej myśli o tej dwójce. Dlaczego zakochać się jest tak łatwo, ale odkochanie wydaje się być niemożliwe?

Wróciłem do domu tylko ze względu na rodziców, którzy oczywiście nie mogli się zgodzić na moją wyprowadzkę. Byłem więc skazany na przebywanie pod jednym dachem z tym rudym pomiotem piekielnym, który może sobie stanik wypchać swoimi przeprosinami! Robiłem wszystko, co mogłem, by jak najrzadziej ją widywać. Nastawiałem budzik na piątą rano, żeby wziąć prysznic, ogólnie ogarnąć się w łazience, a później wrócić i zdrzemnąć jeszcze trochę, bez ryzyka, że spotkam Yoorę szykując się do wyjścia. W szkole zamieniałem się miejscami, z kim się dało, by siedzieć jak najdalej od niej. Tak, nawet zajmowanie pierwszej ławki na angielskim u tej starej klępy, Kim było lepsze. Na przerwach albo trzymałem się blisko Tae, któremu jeszcze nie wyłączył się tryb wściekła mamusia, albo starałem się wmieszać w tłum, by młoda nie mogła mnie znaleźć.

Kolejne dni właśnie do tego się sprowadzały, unikanie Yoory, skradanie się we własnym domu, włóczenie się gdziekolwiek, by tylko nie myśleć o Jiminie, a później przychodził wieczór, a ja leżałem, wypalałem wzrokiem dziurę w suficie i miałem ochotę tylko zalewać się łzami, za każdym razem, gdy myśl o chłopaku wywoływała u mnie ból w sercu.

– Yoongi, co jest między tobą i Yoorą – Spytała mama, kiedy zauważyła, że znów chcę zniknąć w swoim pokoju.

– Nic nie ma – Mama wytarła dłonie ubrudzone mąką w błękitny fartuch we wzorek w pandy, a głową wskazała mi, że mam siąść na blacie w kuchni. Czułem się w takich chwilach jak małe dziecko. Kiedy byliśmy z Yoorą mali, mama zawsze w soboty piekła ciastka, a my siedzieliśmy na meblach, machając nogami i obrzucając się wszystkim, co było pod ręką. Kiedy byliśmy starsi, ciągle, gdy przychodziło nam porozmawiać z mamą o czymś ważnym, siedzieliśmy tak. Właściwie zawsze wyglądało tak samo, nawet mama nie zmieniała się jakoś wyraźnie. Ciągle miała czarne włosy ścięte na krótko i przytrzymane opaską w kwiaty, a takich dodatków miała tyle, że każdego dnia roku mogłaby zakładać inną. Byliśmy do niej podobni bardziej niż do taty. Mogłem się już teraz założyć, że kiedy Yoora doczeka się kilku pierwszych zmarszczek mimicznych, to będzie wyglądać dokładnie jak nasza mama. Może tylko kolor skóry będzie odbiegać, bo jednak w porównaniu do nas, to mamcia jest o wiele ciemniejsza i jakby nie kombinowała, to słońce zawsze ją dorwie.

– Synek, kłamać to ty możesz w szkole, ale nie próbuj wkręcać swojej matki. – Wskazała na mnie łyżką ociekającą ciastem czekoladowym. – Ja tu jestem od kłamania!

– Co? – spytałem skołowany. Przy okazji skorzystałem z tego, że mama nie patrzy i mogę zanurzyć palec w misce ciasta. Naprawdę nie wiem, czemu zawsze mówi, że będzie mnie przez to boleć brzuch, skoro nigdy tak nie jest.

– Mikołaj. Wróżka Zębuszka. Dzieci przychodzące przesyłką kurierską – Mama wymieniała na palcach wszystkie rzeczy, które wmawiała mi i Yoorze, kiedy byliśmy mali. Do tej pory nie wiem jak wpadła na ten pomysł z kurierem. – A teraz synku, zostaw ciasto, bo rozboli cię brzuszek i powiedz, co zaprząta twoją śliczną główkę

– Poznałem chłopaka – Mogłem zacząć od innej informacji, bo to, co odwaliła matka porównywalne jest tylko z Tae w trybie katarynki. Chyba mam takiego pecha, że otaczają mnie sami kosmici. Zajebiście, a myślałem, że większość czai się w Anglii. Nikt mi nie wmówi, że ten cały Cucumber, Cumberbatch, czy inne słowo, którego nawet wymówić nie umiem, to człowiek!

– Rany! Tak! Nareszcie! – Mama poczuła w sobie bestię i obudziła fangirla, a ja zacząłem obmyślać plan ucieczki. – Opowiadaj jak się poznaliście? Jaki jest? Co lubi? Kiedy go poznam? Wysoki, umięśniony? Jakie ma plany na przyszłość? Wie w ogóle, że jest gejem, czy dopiero będziesz go nawracać? Co ma do tego Yoora? Ma du... Nie wróć nie było tego ostatniego!

Zacząłem opowiadać mamie wszystko, starając się ignorować fakt, że wyjęła sobie ciastka i zachowywała się jak Yoora i Tae oglądający serial. Łącznie z piskliwymi okrzykami jak, ooo, aww, jak mogła i co za chuj. Chyba była bardziej zła niż zaraz po powrocie, gdy zobaczyli z tatą wszystkie usterki, do których doprowadziliśmy z Yoorą.

Wyjęła z szafki deskę, z szuflady nóż, a z koszyka stojącego na blacie obok mnie, banany i zaczęła je kroić wymyślając Jimina od najgorszych. Biedne owocki obrywały ostrzem z takim impetem, że zamiast ładnych kawałeczków do ciasta, zaczęły przypominać papkę dla małego dziecka. Ewentualnie banana, którego taki bobas już zjadł, ale nie pykło i łosoś popłynął w górę rzeki. Kiedy moja nieoceniona rodzicielka wyładowała się na bezbronnych owocach, przytuliła mnie mocniej niż powinna. Naprawdę, jak to możliwe, że w tak drobnym ciele jest tyle siły? Pewnie mogłaby bez problemu holować tira, gdyby ten zastawił jej drogę.

– Nie przejmuj się, jak nie ten to inny. Jesteś tak genialny i śliczny jak twoja mamusia, więc nie masz, co się przejmować jakimiś idiotami. Tylko już nie wymyślaj żadnych planów. Miłości nie są potrzebne, bo ona powinna po prostu przyjść. Zobaczysz teraz boli i wydaje ci się, że wszystko jest nie fair, a Jimin to jedyna osoba, którą byłbyś w stanie pokochać, ale to minie. A jeśli zobaczę w naszym domu tego debila, to obiecuję, że pożegna się ze swoim małym przyjacielem – Mama poczochrała moje włosy i pocałowała w czoło. Wróciła do pieczenia, jakiś chorych ilości ciast, które chyba będzie trzeba porozdawać sąsiadom, bo nie zjemy tego wszystkiego sami.

Poszedłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Myślałem o tym, co powiedziała mama i o tym jak przestać myśleć o Jiminie. Fun fact, zastanawianie się jak przestać myśleć o swoim niedoszłym, wcale nie pomaga w powstrzymaniu myśli o nim. Miałem tylko nadzieję, że skoro tego dnia Jimin miał wrócić do domu, to łatwiej będzie nam zapomnieć o sobie nawzajem. No w końcu, co z oczu to z serca. Chyba, że przed oczami pojawia ci się nagle ruda szmata, którą najchętniej wywiózłbyś gdzieś hen daleko. Najlepiej do jakiegoś lasu, żeby zakopać w mrowisku i polać miodem. Jak tu nie myśleć o tym, że zakochałeś się w idiocie, który cię wykorzystywał i okłamywał, kiedy twoja siostra, co chwilę ci o nim przypomina i zamiast w końcu kulturalnie się odpierdolić to przyłazi non stop i razi po oczach?! Tak jak teraz, gdy chciałem w spokoju poleżeć, ale oczywiście zjawiła się i położyła obok mnie, ze skruszoną miną. O jak miło, zaczęła się przejmować moimi uczuciami, szkoda, że dopiero, kiedy mam złamane serce i czuję się jak idiota.

– Yoongi, przepraszam – powiedziała cicho. – Wiem, że trochę przesadziliśmy, ale przecież jeszcze możecie to naprawić

– Trochę?! Nie wiem jak ty to widzisz, ale zrozum, ja wam już nie ufam i nie mam zamiaru tego zmieniać. Jak byś się czuła, gdyby to Jungkook z jakąś laską udawał? Poleciałabyś do niego i stwierdziła, spoko jestem na sto procent pewna, że to z nią nie było na serio, a ze mną będzie wiec zapominamy i żyjemy długo i szczęśliwie?! – Zepchnąłem ją z łóżka, co spotkało się z jej zaskoczonym krzykiem. Podniosła się z ziemi i próbowała mnie dotknąć, ale odtrąciłem jej dłoń i wyszedłem z pokoju.

– Yoo, ale jemu naprawdę zależy! To wszystko był mój głupi pomysł, a nie jego – Wołała za mną, aż zszedłem na dół. Mama, co jakiś czas wyglądała z kuchni, żeby zobaczyć, o co się kłócimy, ale nie interweniowała. Nie odezwałem się już do Yoory, tylko wyszedłem z domu trzaskając drzwiami.

Poszedłem do sklepu pani Choi, żeby zadowolić geny mojej mamy i nawpychać się czekolady. Jakoś musiałem się pocieszyć, żeby nie wyglądać jak kompletne zero, kiedy znajdę się u Tae. Jak zwykle przywitał mnie mocny zapach słodyczy i uśmiech kobiety, stojącej za ladą. Widząc moją nieciekawą minę, kazała mi usiąść przy jednym ze stolików, które stały w dalszej części lokalu.

– Kłopoty sercowe? – Spytała, siadając po przeciwnej stronie nakrytego białym obrusikiem stolika. Zacząłem bawić się małymi figurkami – słonikami, które stały obok świeczek zapachowych i nie patrzyłem na kobietę. Ta zaśmiała się i poszła za kontuar. Po kilku minutach wróciła niosąc dla mnie czekoladę. – Pierwsza pomoc na takie wypadki, zasłodzić się – Postawiła przede mną wysoką szklankę z namalowanymi uśmiechniętymi krówkami, pełną czekolady i małych pianek polanych karmelem, który było też widać na dnie naczynia, gdzie jego warstwa mieszała się z brązowym napojem tworząc wirujące wzorki o jaśniejszej barwie. Wziąłem do ust błękitną słomkę i spróbowałem odrobiny, chociaż widząc całą oprawę bałem się, że kilka kropel będzie przekroczeniem dawki śmiertelnej cukru. Na szczęście pomyliłem się. O ile pianki oraz karmel na dnie były naprawdę przeraźliwie słodkie, to w połączeniu z gorzką czekoladą nie odrzucały i nie wywoływały natychmiastowych mdłości. Minimalnie poprawiło mi to humor. Nabrałem ochoty, żeby wyciągnąć Tae na jakąś imprezę, upić się, poderwać kogoś i po prostu bawić się jakby Park Jimin nigdy nie istniał. No właśnie, jakby...

Moje życie to kurwa, jasne? Taka najgorszego sortu. Do tego mnie nienawidzi. Jak inaczej wyjaśnić to, że kiedy byłem w połowie mojej czekolady, mały dzwoneczek nad wejściem zasygnalizował pojawienie się klienta, którym oczywiście musiał okazać się Park? Miał zaczerwienione oczy, rozczochrane włosy, a na sobie zwykła białą koszulkę i czarne spodnie. Był lekko zdyszany jakby biegł całą drogę, a w rękach trzymał bukiet róż. Od razu kilka osób, które też siedziały w lokalu, zwróciło na niego uwagę. W sumie nie dziwię się, bo nawet w takim stanie prezentował się jak milion dolarów. Albo striptizer, bo patrząc na dwie dziewczyny z mojej szkoły, które zajmowały stolik najbliżej Jimina, miałem wrażenie, że zaraz wyjmą kasę i wetkną mu ją za pasek.

Podszedł do mojego stolika i padł na oba kolana, podając mi kwiaty. Wokół rozległy się niezidentyfikowane odgłosy dziewczyn i chyba nawet jednego chłopaka. Nie dziwię się w sumie, nie codziennie idziesz się napchać czekoladą, a trafiasz na plan jakiejś komedii romantycznej.

– Yoongi – Popatrzył w moje oczy, a ja czułem, że jeśli zaraz nie wyjdę to popłaczę się. – Zacznijmy od nowa, jakby nic się nie stało. Jakbym dopiero dziś zobaczył cię pierwszy raz. Wiem, że zachowałem się jak idiota i powinienem powiedzieć ci prawdę od razu, ale nie myślałem, że to się tak skończy

– A czego się spodziewałeś? Wiem, że podawanie się za Yoorę było beznadziejnym pomysłem, ale nie musiałeś udawać jej chłopaka, żeby dać mi nauczkę! Mogłeś mnie zwyzywać, przestać się odzywać, mogłeś zrobić cokolwiek, kiedy dowiedziałeś się, że kłamię! I wiesz, co? Gdybyś potem się jednak odezwał, to bym ci wszystko wybaczył, sam bym przeprosił, zapomniałbym o wszystkim! Ale nie, bo Park Jebany Jimin musiał doprowadzić mnie do stanu, kiedy całymi dniami na zmianę płaczę i czuję się jak szmata, bo pierwszy chłopak, w którym NAPRAWDĘ się zakochałem woli moją siostrę, a mnie tylko czasem pomolestuje! Nie jestem jakimś kamieniem, któremu wszystko jedno, mam jebane uczucia i nie pozwolę się wam więcej nimi bawić! Nienawidzę was! – Po moich policzkach skapywały kolejne słone krople. Jimin próbował złapać moją dłoń i uspokoić mnie, a ludzie wokół po prostu milczeli i tylko czasem zauważałem jak ktoś posyła chłopakowi wściekłe spojrzenie, a pani Choi jakoś dziwnie przerzuca wzrok to na niego, to na stojącą w rogu miotłę. Wstałem i wyrwałem mu z rąk kwiaty. Spojrzał na mnie z nadzieją, ale przeliczył się, jeśli myślał, że jeszcze się zastanowię – Masz rację, zacznijmy od nowa. Jakbym nigdy cię nie poznał – Rzuciłem bukietem w jego twarz i wybiegłem na zewnątrz.

Nie patrzyłem gdzie biegnę. Skręcałem w kolejne uliczki, by tylko zgubić gdzieś Jimina, który wciąż mnie gonił i wołał. Dopiero, gdy przez dłuższy czas go nie słyszałem, postanowiłem się zatrzymać. Oddychałem ciężko, wykończony biegiem i płaczem. Nie do końca wiedziałem, gdzie się znajduję. Wbiegłem w jakąś boczną uliczkę, między blokami, pokrytymi odrapanym graffiti. Osunąłem się wzdłuż jednej ściany i usiadłem na zimnej ziemi. Schowałem głowę w kolanach, starając się uspokoić oddech. Po chwili usłyszałem szybkie kroki, zbliżające się w moją stronę, a jakaś sylwetka rzuciła na mnie swój cień...





Hejka moje zbłąkane duszyczki!

Nawet nie wiecie jak chcę częściej dodawać rozdziały i jak bardzo szkoła mi na to nie pozwala.

Napisałam już pierwszy rozdział (NON) Typical Family, ale nie wiem, kiedy zepnę dupę i go poprawię, może dziś, może za tydzień. Ale skoro zawiesiłam Enfant terrible, to będę mieć trochę więcej chęci i czasu, żeby was pomęczyć moimi głupimi tekstami i innymi objawami grafomanii...

Jeśli nie zapomnę znów o swoich urodzinach (i nie zginę robiąc prawo jazdy) to 08.06 tradycyjnie będą jednego dnia dwa – trzy rozdziały, więc módlcie się, żeby ktoś mi o tych urodzinach przypomniał, no chyba, że taka dawka mojej pisaniny zagraża waszemu życiu i zdrowiu, wtedy... macie problem.

Do następnego misiaki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top