Prolog
Walczymy. Cały czas walczymy. Nie tylko o uratowanie Lydii, ale nas wszystkich, a przede wszystkim Stilesa.
Wydaje mi się, że Oni jest coraz więcej, choć to nie prawda. To ja nie nadążałam, bo byłam tylko człowiekiem.
Kątem oka widzę jak Kira wymachuje swoją kataną, a jej ciemne włosy latają dookoła. Noshiko natomiast stoi pod ścianą i obserwuje z przerażeniem co się dzieje.
Gdy odrzucam od siebie jednego z przeciwników, zauważam upadającego Isaaca. Tuż nad nim stoi jeden z Oni. Podbiegam do niego i zatrzymuję swoim łukiem jego miecz, po czym z całych sił odpycham go od chłopaka. Ten patrzy na mnie, a następnie wstaje i walczy dalej.
Zaczyna mi brakować sił. Ile jeszcze zajmie chłopakom odnalezienie Lydii? Wydaje mi się, że już długo nie wytrzymam.
Niespodziewanie zostaję popchnięta do przodu, przez co uderzam w ścianę. Natychmiast odwracam się i widzę zamachującego się Oni. Odskakuję w bok, a następnie szybko wypuszczam strzałę aby choć na chwilę go powstrzymać.
Odwracam się i widzę klęczącego Isaaca. Jest cały poraniony, a nad nim stoi trzech wrogów. Blondynowi już nawet nie świecą oczy. Bez zastanowienia wyciągam strzałę, którą dopiero co zrobiłam samodzielnie.
Umieszczam ją na cięciwie, wycelowywuję i po wypuszczeniu oddechu z ust, wypuszczam też strzałę.
W tej chwili wszystko zaczyna się dziać jak w zwolnionym tempie.
Oni zostaje ugodzony w chwili, gdy jego miecz jest już wymierzony w Isaaca. Kiedy strzała wbija się w miejsce, gdzie wojownik powinien mieć serce, spuszcza głowę i przygląda się jej. Z łoskotem upuszcza broń. Czuję jakby ziemia zaczęła się trząść. Patrzę na schowanego Nogitsune i dostrzegam, że jest przerażony. Czyżby się udało?
Oni sięga rękami to strzały i próbuje ją wyjąć, jednak tylko łamie ją na pół. Grot pozostaje w ciele.
Z jego klatki piersiowej wytryska żółte światło, po czym rozpływa się w ciemnym dymie.
Reszta Oni opuszcza swoje miecze. Nie mogę w to uwierzyć. Naprawdę się udało! Znaleźliśmy sposób na zniszczenie reszty!
Szczęśliwa uśmiecham się do Kiry, ale ta zamiast odwzajemnić gest, rozszerza oczy i gwałtownie wciąga powietrze.
Ból.
Okropny ból przeszywa moje ciało. Pochylam się gwałtownie i jedną ręką łapię się za brzuch. Czuję jak z drugiej wypada mi łuk.
- Allison! - Słyszę niewyobrażalnie głośny krzyk. Wiem do kogo należy.
Oni wyciąga ze mnie swój miecz, a ja tracę grunt pod nogami. Otwieram usta, po czym wydobywa się z nich cichy jęk.
Spadam.
Przygotowywuję się na twardy beton, jednak ląduję w czyichś ramionach. Podnoszę wzok i widzę Scotta.
- Znaleźliście ją? Jest bezpieczna? Czy Lydia jest bezpieczna? - Dyszę, z trudem łapiąc oddech. Brunet odgarnia mi włosy z twarzy.
- Tak jest cała - odpowiada patrząc mi w oczy. Dostrzegam w nich zdezorientowanie.
Chłopak łapie mnie za dłoń, którą kurczowo przyciskam do brzucha.
- Nie mogę - mruczy pod nosem - nie mogę zabrać twojego bólu - dodaje głośniej, a mój oddech się uspokaja.
- Bo to nie boli - mówię chcąc go pocieszyć, jednak chyba mi się nie udaje. Brunet zaczyna wpadać w panikę.
- Jest w porządku - zapewniam go, a z kącików moich oczu wypływają łzy.
- Nie, Allison...
- Jest w porządku - powtarzam. - Jest w porządku. Jest idealnie - dodaję. - Jestem w ramionach - kaszlnęłam, jednak mimo to mówiłam dalej zduszonym głosem - mojej pierwszej miłości. W ramionach osoby, którą jako pierwszą pokochałam. Kocham cię, Scott. Scott McCall. - Mam ochotę się rozpłakać, ale nie mam nawet na to siły. Pojedyncze łzy same wydostają się spod moich powiek.
- Allison, nie.. - chłopak płacze i kurczowo zaciska na mnie ramiona. - Allison, proszę, nie... - Nagle czuję jakby coś ściskało mnie za serce. Nie mam wiele czasu.
- Powiedz mojemu ojcu - sapię i wolną ręką łapie jego dłoń. - Musisz mu powiedzieć... Powiedz mu... Powiedz... - Nie mogę już z siebie nic wydusić. Serce ściska mi się maksymalnie, przez co w środku krzyczę, ale na zewnątrz słychać tylko cichy jęk. Teraz uścisk znika, dając mi ulgę. Już nic nie czuję. Ani strachu, ani niczego.
Widzę jeszcze jak dłoń, którą trzymałam się za brzuch, teraz opada na ziemię. Jednak tego nie poczułam.
Ostatni raz patrzę w niebo pełne gwiazd, po czym zamykam oczy.
Odpłynęłam.
Nagle czuję szarpnięcie. Mam wrażenie, że jadę cholernie szybką windą na najwyższe piętro.
Nigdy bym nie pomyślała, że tak się dzieje po śmierci.
Chwila, dlaczego czuję jakbym właśnie brała wdech, skoro nie żyję?
***
Witam w moim nowym opowiadaniu!
Mam nadzieję, że choć trochę Was zachęciłam tym prologiem.
Przed tym, zanim pojawi się pierwszy rozdział, zachęcam Was do sprawdzania moich innych prac 😊
MClarissaM
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top