truth
-Mam propozycję - usłyszałem.
Podniosłem głowę znad książki, którą czytałem i skierowałem swoje spojrzenie na przyjaciela.
-Kolejną? - powiedziałem, zamykając księgę i uśmiechając się lekko.
Siedzieliśmy z Gellertem w moim pokoju, bo na zewnątrz jest za gorąco. Ja siedziałem na krześle przy biurku, a on leżał na podłodze. Przed chwilą chyba bawił się różdżką, a teraz wpatrywał się w sufit.
-Zagrajmy w grę.
Odłożyłem książkę na biurko i przekręciłem się na krześle w jego stronę. On usiadł, przez co miał głowę na wysokości mojego pępka.
-Jaką znowu zabawę wymyśliłeś? - spytałem.
Kącik jego ust uniósł się na moment.
-Przez dziesięć minut, licząc od teraz, będziemy rozmawiać szczerze.
-Hm? - zmarszczyłem brwi - Myślałem, że zawsze byliśmy ze sobą szczerzy.
-Tak jest, Albusie, ale mam na myśli…
Przerwał na chwilę, zastanawiając się nad swoimi kolejnymi słowami.
-Będziemy zadawać sobie pytania. Musimy odpowiadać zupełnie szczerze. Zero kłamstw - uśmiechnął się do mnie.
-Hmm… Niech ci będzie.
Złotowłosy rozpromienił się, usiadł na łóżku na przeciwko mnie przez co prawie stykaliśmy się kolanami.
Spojrzał krótko na zegar na ścianie i skierował na mnie to swoje przenikliwe spojrzenie różnokolorowych oczu.
Poczułem ścisk w brzuchu.
-Byłeś kiedyś w związku? - powiedział, nie odrywając ode mnie wzroku.
-Rozmawialiśmy o tym… - powiedziałem z wyrzutem.
-Nie byłeś wtedy szczery. Wiem, że nie byłeś.
-Ale…
-Możesz mi powiedzieć. Dlaczego nie chcesz o tym rozmawiać?
-Byłem - powiedziałem cicho. Blondyn otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwałem mu:
-Teraz moja kolej na zadanie pytania.
-Czekam.
Zastanawiałem się nad tym przez chwilę.
-Słuchaj, zastanawiałem się…
-Tak?
Już na niego nie patrzyłem. Pytanie, które chciałem mu zadać wydało mi się nieodpowiednie.
-Co sądzisz o… co sądzisz o homoseksualistach? - powiedziałem cicho. To pytanie dręczyło mnie już od jakiegoś czasu (a to nie może być długo, bo znamy się ledwo tydzień).
Na chwilę zapadła cisza.
Znowu spojrzałem na Gellerta, którego uśmiech wyrażał taką dziwną, niepodobną do niego, uprzejmość i troskę.
-Chcesz mi o czymś powiedzieć, Al?
Moja twarz spłonęła rumieńcem. Wyprostowałem się na krześle.
-Hej! Teraz ja zadaję pytanie.
-Ach, no tak - zaczął bawić się palcami - Szczerze to nie rozumiem jaki ludzie mają do nich problem. Jak dla mnie to każdy powinien mieć prawo kochać, kogo chce kochać.
Mój szacunek do niego wzrósł jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe.
-Jestem tego samego zdania.
-Jesteś homoseksualistą, Al?
-Gellert! - krzyknąłem z wyrzutem.
-Co? Miało być szczerze.
-Cóż…
Odbiegłem wzrokiem na podłogę.
-Al! Możesz mi powiedzieć
-Może i jestem.
-Nie ma „może”. Musisz się zdecydować. Jesteś czy nie?
-Jestem.
Przysiągłbym, że moja twarz płonie żywym ogniem.
-I tak trudno było mi o tym powiedzieć? - powiedział lekko rozbawiony blondyn, z zatroskaną miną.
-Podoba ci się ktoś na ten moment?
Jeśli to mają być takie mocne pytania, to takie będą.
Ku mojemu zdziwieniu, Grindelwald nawet się nie zawahał i od razu powiedział:
-Tak. Podobam ci się, Al?
Spojrzałem na niego jak na wariata. To chyba jakiś żart.
-Skąd taki wniosek? - spytałem spokojnie.
-To nie jest wniosek, tylko zwykłe pytanie. Czy ci się podobam? - powtórzył.
Zauważyłem, że się uśmiecha. Nie był to jednak ten jego codzienny uśmiech. Ten był szczery, radosny.
-Jak myślisz? - powiedziałem, prostując się na krześle.
-Myślę, że tak - teraz on wstał - Ale myślę też, że gdybyś mi o tym powiedział, łatwiej byłoby mi wyznać ci uczucia.
-Co…? - szepnąłem drżącym głosem.
-To jak? Podobam ci się czy raczej mam szukać uczuć gdzie indziej? - stanął centralnie przede mną, a mnie zaparło dech w piersi.
-Ta-ak… - wyjąkałem.
-Co „tak”? Powiedz to, chcę to usłyszeć. - pochylił się nade mną
-Bardzo cię lubię.
-Ja ciebie też - pocałował mnie, a ja pomyślałem, że to już Niebo.
Wplótł palce pomiędzy kosmyki moich włosów, a ja położyłem dłonie na jego policzkach.
Niebo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top