Trust Me #2
Jako pierwsza obudziła się nieznajoma. Pierwsze co zrobiła to rozciągnęła się w wygodnym łóżku, po czym rozejrzała się po pomieszczeniu. Jej uwagę przykuł śpiący bożek w fotelu. Przez moment dziewczyna zastanowiła się czy rozsądne byłoby zabicie czarnowłosego w śnie. Pierwszym argumentem za był fakt, że zielonooki by jej nie sprzedał, a dziewczyna miałaby cały statek na własność. A drugi argument był taki, że Loki był mordercą i nawet tego nie żałował, a nawet wręcz przeciwnie był dumny z tego, że budził lęk i niepokój. Blondynka jeszcze raz spojrzała na czarnowłosego. Wyglądał tak spokojnie kiedy spał. Wszystkie jej myśli dotyczące morderstwa mężczyzny od razu zostały zapomniane. Pomimo iż był kim był to blondynka dobrze wiedziała, że jest możliwość jego nawrócenia. Jak kiedyś uczył ją ojciec nikt nie jest do końca zły, ani do końca dobry. W każdym jest tyle samo dobra jak i zła, a do nas należy wybór, którą drogą podążymy.
Dziewczyna nie mając nic innego do roboty wstała z łóżka i podeszła do fotela na którym leżał bożek. O ile dobrze pamiętała zostawiła tam wczoraj swój płaszcz, lecz kiedy podeszła do mebla nigdzie go nie zauważyła. Stwierdziła, że jak zielonooki wstanie to go się zapyta czy widział płaszcz. Blondynka poszła do łazienki, żeby się odświeżyć...
Kiedy zakończyła poranną toaletę i wróciła do pokoju ujrzała, że bożek dalej spał. Dziewczyna nie chcąc go budzić wyszła po cichu z pokoju. Niebieskooka poszła przed siebie. Po chwili doszła do pomieszczenia którego wcześniej nie widziała. Kiedy przeszła przez próg ostatnich drzwi w korytarzu dostrzegła, że znajduje się w kuchni. Jak na zawołanie zaburczało jej w brzuchu. Blondynka wpadła na pomysł ugotowania czegoś. Od razu wzięła się do roboty. Po niecałych dziesięciu minutach śniadanie było gotowe...
Nieznajoma nakryła do stołu. Przyszykowała dwa talerze, dwie szklanki z gorącą kawą i dwie pary sztućców. Dziewczyna nakryła dla niej i dla Lokiego. Pewnie zapytacie dlaczego. A odpowiedz jest prosta po prostu tak wypadało.
Kiedy wszystko było gotowe niebieskooka poszła po czarnowłosego...
Mężczyzna jeszcze spał więc dziewczyna musiała go jakoś obudzić. Nie wiedziała jak się do tego zabrać. Miała go po prostu dźgnąć? Czy może zacząć do niego mówić? Postanowiła, że go dźgnie mówiąc do niego.
-Ej?- zapytała szturchając go w ramię. Bożek się nie zbudził.
-Słyszysz mnie?- trochę mocniej go szturchnęła, ale efekt był taki sam jak poprzednio.
-Obudz się.- prawie krzyknęła i walnęła go w ramię. Czarnowłosy dalej twardo spał.
-Może nie żyje?- spytała sama siebie, po czym wpadła na genialny pomysł. Chciała walnąć mężczyznę w twarz, bo w końcu jak to nie zadziała to już nic nie da rady go obudzić. Blondynka przyszykowała dłoń, po czym wzięła zamach. Kiedy jej rękę od twarzy zielonookiego dzieliły centymetry dłoń kłamcy mocno zacisnęła się na nadgarstku niebieskookiej.
-Tak mi się chcesz odwdzięczyć za dach nad głową?- zapytał otwierając oczy.
-Tak chce ci się odwdzięczyć za porwanie.- syknęła wyrywając rękę z uścisku kłamcy. Mężczyzna gwałtownie wstał z fotela.
-Tylko po to mnie budzisz nędzna dziewucho?- warknął podchodząc do dziewczyny.
-Budzę cię, bo zrobiłam śniadanie, ale widzę, że nawet na taki prosty gest nie zasługujesz.- powiedziała, po czym wyszła z pokoju. Loki jeszczę chwilę stał na środku pomieszczenia i analizował co ona mu powiedziała. Było mu trochę głupio, że ją tak potraktował, a ona tylko zaprosiła go na śniadanie. Od razu odgarnął od siebie wszystkie myśli, po czym poszedł do łazienki się odświeżyć...
Dziewczyna nie czekając na bożka zaczęła jeść. Dopiero teraz mogła się dokładnie przyjrzeć kuchni. Urządzona była w czarno-białych barwach. W lewym rogu od strony drzwi był stół. Mebel był zrobiony z białego, matowego materiału. Przy stole był czarny, skórzany narożnik. Na środku pomieszczenia znajdowała się wyspa. Zrobiona była z czarnego, błyszczącego materiału. Przy niej stały dwa czarne obracane krzesła. Ściana naprzeciwko drzwi była wyłożona cała blatem i szafkami podwieszanymi. Blat jak i szafki były zrobione z tego samego materiału co wyspa. Ściany były w odcieni bieli, a podłoga była wyłożona panelami z ciemnego dębu. Dziewczyna aktualnie siedziała przy wyspie i zajadała się jajecznicą. Kątem oka zauważyła jak bożek wchodzi do kuchni. Jego kroki były ciche i powolne jak kota czyhającego na ofiarę.
Blondynka nic nie powiedziała, tylko wstała i wyszła z kuchni. Kiedy nieznajoma szła korytarzem przez statek przeszło mocne wstrząśnięcie przez co poleciała na ścianę. Po chwili światło zgasło. Słychać było podłączenie innego statku. Dziewczyna zaczęła szybciej oddychać. Nagle właz się otworzył, a przez niego weszło kilku mężczyzn. Nieznajoma schowała się za rogiem...
Od razu kiedy statkiem wstrząsnęło Loki pobiegł do kokpitu sprawdzić co się dzieje. Ujrzał statek, który od razu rozpoznał. Maszyna należała do kosmicznych piratów. Czarnowłosy zauważył, że podłączają się do jego statku więc od razu ruszył w stronę włazu...
Blondynka słyszała jak zaledwie kilka metrów od niej ktoś chodzi. Nie miała broni więc nie miała jak się bronić. Pomimo to dziewczyna wiedziała jedno, że nie podda się bez walki. Dopiero teraz nieznajoma zobaczyła, że jest w tym samym pomieszczeniu w którym się obudziła pierwszego dnia. Rozmyślała czy klatka może jej w czymś pomóc, ale raczej na nic się nie przyda. Dziewczyna słysząc kroki idące w jej kierunku schowała się za drzwiami w cień. Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia. Był to wysoki, nawet dobrze zbudowany brunet, bynajmniej tak myślała gdyż w pomieszczeniu było ciemno. Nieznajomy niczym nie różnił się od zwykłego ziemianina, więc może nim był? Brunet zaczął sprawdzać każdy zakamarek pokoju w poszukiwaniu czegoś, albo kogoś. Po kilku minutach mężczyzna wyszedł z pokoju na co blondynka odetchnęła z ulgą. Jej reakcja była zbyt pośpieszna, bo nagle drzwi się zamknęły z trzaskiem, a przed nią stał nieznajomy.
-Proszę, proszę co my tu mamy?- uśmiechnął się. Nieznajoma już chciała uciec lecz on ją złapał w pasie i zaczął ciągnąć na korytarz. Dziewczyna zaczęła się szarpać i krzyczeć...
Loki nagle usłyszał dziewczęcy krzyk więc pobiegł ile sił w nogach w jego kierunku. Kiedy wybiegł za zakręt ujrzał dziewczynę trzymaną przez dwóch mężczyzn, a trzeci coś do niej mówił. Zdenerwowany bożek wyczarował sobie dwa sztylety i ruszył szybkim krokiem w ich stronę.
-Puśćcie ją.- zażądał groźnym tonem czarnowłosy nie zwalniając kroku.
-Bo co? Nas jest więcej. Mamy nad tobą przewagę.- zaśmiał się nieznajomy blondyn. Zapewne był kapitanem.
-Mówię ostatni raz. Puśćcie ją.- warknął zielonooki obracając sztylet w dłoni. Blondyn na jego słowa się jedynie zaśmiał, po czym pokazał swoim ludziom ruchem głowy, że mają zabić bożka. Mężczyźni od razu ruszyli na Lokiego. Zielonooki nie denerwował się walką, bo wiedział, że wygra. Nagle brunet wyciągnął pistolet i strzelił w czarnowłosego. Loki poleciał kilka metrów do tyłu. Blindynka widząc to chciała pobiec w jego stronę, ale została chwycona w żelaznym uścisku za ramię. Dziewczyna chciała się wyrwać, ale nie wychodziło to jej za dobrze. Po chwili niebieskooka się zdenerwowana i wykręciła rękę blondyna, po czym kopnęła go w brzuch i pobiegła w kierunku reszty. Jednego ogłuszyła uderzeniem w głowę, a drugi zdążył zrobić unik. Brunet wyciągnął nóż, po czym gestem ręki sprowokował dziewczynę. Nieznajoma od razu ruszyła w jego kierunku biegiem. Zaczęła się walka. Oboje na zmianę zadawali sobie ciosy i zwinnie omijali ciosy przeciwnika. Nagle brunet chciał dziewczynę zaciąć nożem w twarz, ale blondynka w porę zdążyła się zasłonić. Nóż uderzył w jej bransoletkę. Uderzenie było tak mocne, że nieznajoma poleciała na ścianę obok, po czym zjechała po ścianie i położyła się na ziemi. Loki w tym czasie przebił bruneta na wylot sztyletem. Czarnowłosy spojrzał z szokiem na blondynkę. Zauważył jak jej ciemny blond zmienił kolor na siwy.
-Wszystko dobrze?- zapytał podchodząc powoli do nieznajomej. Dziewczyna nagle się podniosła i odwróciła przodem do bożka. Zielonooki się zatrzymał kiedy zobaczył strach w jej oczach. Lecz nie to go zszokowało. Dziewczyna miała różową skórę, zielone oczy i siwe włosy...
Dziewczyna spojrzała przestraszona na bożka, po czym swój wzrok skierowała na wstającego z ziemi blondyna. Nieznajomy również zdziwił się widząc nowy wizerunek dziewczyny. Blondyn spojrzał na różowo skórą i Lokiego, po czym wziął nogi za pas i uciekł na swój statek zamykając za sobą właz i rozłączając statki. Nagle dziewczyna została popchnięta na ścianę, a jej nadgarstki zostały mocno przyciśnięte jej nad głową.
-Kim ty naprawdę jesteś?- zapytał Loki mierząc dziewczynę wzrokiem.
-Nazywam się Piper pochodzę z Tytana.- odparła.
-Z Tytana?- dopytał na co dziewczyna pokiwała głową, że tak.
-Jak Thanos? Znałaś go?- zasypywał dziewczynę pytaniami.
-Tak.- odparła krótko.
-A ty skąd go znałeś?- zapytała. Na jej pytanie zielonooki puścił jej nadgarstki.
-Po raz pierwszy spotkałem go kilka naście lat temu. Było to od razu po tym jak zostałem wygnany z Asgardu. Thanos dał mi armię Chitauri berło i obiecał mi Ziemię na własność, w zamian miałem mu dać Tesserakt. Wtedy nie wiedziałem, że to podstęp. Armia Chitauri ze mną na czele przegrała z Avengersami. Po przegranej bitwie zostałem zabrany przez mojego brata Thora z powrotem do Asgardu gdzie do końca życia miałem siedzieć w celi. Niestety Asgard został zaatakowany przez mroczne elfy. Szukały one Eter, który miała Jane, dziewczyna Thora. Podczas ich ataku na Asgard zginęła Figga.- ostatnie zdanie Loki powiedział z ogromnym bólem. Różowoskórej wydawało się, że widziała łzę w oku bożka. Czy to prawda czy jej się po prostu wydawało. Czy seryjny morderca jakim był Loki mógłby kochać?
-Była dla ciebie kimś ważnym?- dziewczyna bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Tylko ją naprawdę kochałem. Ona była moją matką. Nawet nie wiesz jak żałuję, że nie mogłem jej wtedy obronić. Na dodatek pokłóciłem się z nią chwilę przed jej śmiercią.- powiedział, a po jego policzku spłynęła łza. Bożek od razu ją wytarł, po czym odwrócił wzrok od dziewczyny.
-Co było potem?- spytała łagodnym tonem.
-Thor mnie uwolnił w zamian za pomoc. Poleciałem razem z nim i jego dziewczyną do mrocznego świata elfów gdzie mieliśmy zamiar pokonać Malekitha. Podczas walki z mrocznymi elfami, a dokładnie z przeklętym, upozorowałem swoją śmierć. Następnie, kiedy Thor i Jane w końcu mnie zostawili, zmieniłem się w jednego z żołnierzy Odyna i udałem się do Asgardu. Na miejscu obaliłem z trona Odyna, a sam przybrałem jego postać i zacząłem spokojnie i sprawiedliwie rządzić. Po kilku latach od przejęcia przeze mnie władzy Thor wrócił do Asgardu i rozpoznał, że ja nie byłem prawdziwym Odynem. Zmusił mnie do wyjawienia gdzie posłałem tego starca więc mu pokazałem. Niestety Odyn nie był tam gdzie go zostawiłem, więc musieliśmy dowiedzieć się gdzie jest. Wtedy na swojej drodze spotkaliśmy jakiegoś maga. Nazywał się bodajże Strange, ale to i tak nie ważne, bo go nie lubiłem. Znaleźliśmy w końcu Odyna, który wcale nie był na mnie zły z powodu wygnania, a nawet wręcz przeciwnie pochwalił mnie. Wtedy też poinformował mnie i Thora o tym, że miał jeszcze jedno dziecko. Córkę o imieniu Hela. Następnie ją spotkaliśmy, a ona chciała się nas pozbyć. Zesłała nas do jakiegoś dziwnego świata, ale to i tak jest nie ważne.- mówiąc ostatnie zdanie machnął ręką.
-Po zamordowaniu Heli, zesłaniu Ragnaroku na Azgard i odleceniu w poszukiwaniu nowego domu dla Asów, spotkaliśmy na swojej drodze Thanosa. Zamordował on połowę Asgardczyków i zamordował z zimną krwią mnie.- opowiedział.
-Ciebie?- zapytała dziewczyna z niedowierzaniem.
-Tak mnie, a tak w ogóle dlaczego ci to wszystko mówię?- zdenerwował się Asgardczyk.
-Mam dar wydobywania informacji.- zaśmiała się. Zielonooka zrozumiała Lokiego pomimo iż był zimnym i bezkompromisowym mordercą to miał uczucia. Dziewczyna najbardziej się zdziwiła reakcją bożka na śmierć matki...
Piper zaczęła rozmyślać nad tym co powiedział jej Loki. Szczerzę mówiąc nie dziwiła mu się, że został bezkompromisowym mordercą. W życiu spotkało go dużo bólu. Jakby nie patrzeć byli do siebie podobni, a jednak różni. Byli jak ogień i woda. On przedstawiciel bogatej "rasy" Asów. Czarnowłosy morderca z krwią na rękach.
Ona przedstawicielka biednej "rasy" Tytanów. Białowłosa istota, która w życiu by nikogo niewinnego nie skrzywdziła.
Idealnie się dopełniali chociaż tego nie wiedzieli.
Do kupca zostało im kilka minut drogi.
-Czyli po prostu mnie sprzedasz?- zapytała patrząc na bożka. Zielonooki stał przy panelu sterowania i wpisywał współrzędne miejsca docelowego.
-Nie widzę nic przeciwko.- powiedział z obojętnością nie odrywając wzroku od komputerów.
-Szczerzę mówiąc nie dziwię się. Niby dlaczego seryjny morderca bez serca ma pomóc komuś takiemu jak ja.- stwierdziła, po czym chciała odejść, ale nie mogła, bo bożek złapał ją za nadgarstek.
-Nie obrażaj mnie. Dalej jesteś moim więźniem i to ode mnie zależy czy przeżyjesz.- syknął.
-Słuchaj nie wiem jak ci, ale mi te twoje groźby robią się powoli nudne.- westchnęła. Zielonooki gwałtownie chwycił ją za szyję. Piper zaczęła się szarpać.
-Mi się nie znudziły.- syknął. Loki spojrzał kątem oka na wielkie okno obok nich, po czym rzucił dziewczyną o ziemię. Białowłosa jedynie syknęła z bólu.
-Szykuj się. Jesteśmy na miejscu.- oznajmił wychodząc z pomieszczenia. Zielonooka wyjrzała za okno i ujrzała ogromny statek...
Piper dopiero teraz zauważyła, że nadal jest w koszuli Lokiego więc poszła się przebrać. Pierwsze co zrobiła po wejściu do pokoju bożka podeszła do fotela i zaczęła się rozglądać za swoim płaszczem. Nie miała pojęcia gdzie czarnowłosy mógł go położyć. Lekko wkurzona wyszła z pokoju. Nagle usłyszała czyjeś głosy. Od razu rozpoznała, że jeden z głosów należał do zielonookiego. Dziewczyna włączyła bransoletkę, która od razu zmieniła jej Tytańską wersję w ziemiańską następnie poszła w kierunku mężczyzn. Kiedy wyszła zza zakręt mężczyźni od razu spojrzeli w jej kierunku.
-Oh Piper jesteś w końcu.- powiedział Loki wyciągając dłoń do dziewczyny. Blondynka nie zareagowała na gest bożka. Niebieskooka z zaciekawieniem podeszła do nieznajomego mężczyzny. Nieznajomy był wysokim, szczupłym ciemnym blondynem. Ubrane miał bordowy kombinezon zrobiony bodajże ze skóry. Blondyn miał kilkudniowy zarost i niebieskie oczy.
-Hej.- przywitała się Piper.
-Cześć, jestem Kraglin.- przywitał się nieznajomy.
-Znam skądś to imię. Dla kogo pracujesz?- spytała.
-Nie pracuję dla nikogo. Od kilku lat jestem kapitanem.- oznajmił dumnie Kraglin.
-Od kilku lat? Kto był wcześniej twoim kapitanem?- zadała kolejne pytanie blondynka.
-Yondu.- odparł lekko zmieszany niebieskooki.
-Udonta?- zapytała czym wzbudziła zdziwienie u obu mężczyzn.
-Znałaś go?- zapytał patrząc na nią z wyczekiwaniem.
-Tak... Widziałam go ostatnio siedemnaście lat temu.- powiedziała cicho bardziej do siebie, ale mężczyźni i tak bardzo dobrze to słyszeli.
-Odbierał cię przy porodzie?- prychnął blondyn. Dziewczyna już przyzwyczaiła się do takich żartów. Przez to, że pochodziła z Tytana starzeje się wolniej przez co w wieku siedemset szesnastu lat wyglądała jak nastolatka.
-Nie, poznałam go podczas ucieczki przed Thanosem.- odparła. Przez moment między nimi panowała cisza.
-Tak w ogóle gdzie są moje maniery? Zapraszam na mój statek.- zaproponował Kraglin...
Po chwili cała trójka siedziała przy okrągłym stole popijając drinka.
-Kiedy dostanę zapłatę?- zapytał nagle Loki.
-Za chwilę, póki co ciesz się chwilą.- odparł blondyn popijając drinka.
-Ogólnie dziwię się, że znalazłeś to ogłoszenie. O ile pamiętam zgłosił je jeszcze Yondu więc powinno być już dawno nie ważne.- stwierdził niebieskooki.
-Dlaczego powinno być anulowane?- zapytała niebieskooka.
-To ty nie wiesz?- zapytał na co dziewczyna pokiwała głową, że nie.
-Yondu nie żyje.
-Co?!- zdziwiła się Piper.
-Jak to nie, żyje? Kiedy i jak umarł?
-Yondu umarł pięć lat temu. Zginął ratując swojego przybranego syna Petera.- wytłumaczył Kraglin. Piper od razu minęły przed oczami wspomnienia z nią i Yondu Udonta w roli głównej. Yondu był wysokim przedstawicielem rasy Centaurianin. On tak samo jak wszyscy przedstawiciele tej rasy miał niebieską skórę i czerwone oczy. Na dodatek na głowie miał doczepione czerwoną płetwę dzięki której mógł sterować specjalną strzałą. Dziewczyna poczuła ból i smutek.
-Był dla ciebie kimś ważnym?- zapytał blondyn.
-Uratował mnie. Pamiętam jak nie miałam szans uciec przed Thanosem, a on zgodził mi się pomóc.- wytłumaczyła.
-Czekaj.- podniósł się gwałtownie Kraglin.
-Ty jesteś tą Piper?
-Tą?
-No tą do której Yondu miał słabość?- zapytał na co dziewczyna podrapała się po głowie, po czym kiwnęła głową, że tak.
-To super.- powiedział, po czym wyjął broń i strzelił do dziewczyny kulką prądu. Strzał zadziałał na dziewczynę jak paralizator. Blondynka krzyknęła kiedy prąd zawładnął jej ciałem następnie padła nieprzytomna na kanapie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top