Trust Me #1
Dzisiaj był ponury dzień, zresztą jak każdy inny. Od wymazania połowy istot we wszechświecie przez Thanosa minęły trzy lata. Wysoki mężczyzna z kruczoczarnymi włosami podążał spokojnie chodnikiem pomiędzy mieszkańcami Nowego Jorku. Szedł w kierunku pobliskiego baru. Miał w planach chwilę się rozluźnić i odpocząć od pracy. Pomimo iż nie lubił przebywać pomiędzy ludźmi musiał przyznać, że lepsze to niż samotność, która doskwiera mu na co dzień. Kiedy przechodził przez zakręt zaczął padać deszcz. To nie był spokojny deszczyk tylko ulewa, a do baru zostały dwie przecznice. Pomimo iż pogoda nie była za przyjemna mężczyzna nie spieszył się. Dotarł do baru cały mokry, ale kto by się przejmował? Przecież to tylko woda. Tak jak zawszę kupił pełną butelkę najlepszego wina, po czym wziął kieliszek i udał się do swojego ulubionego stolika. Mebel znajdował się w rogu pomieszczenia i był w cieniu. Czarnowłosy usiadł na narożniku. Wino nalał do kieliszka prawie pod sam brzeg, po czym butelkę z trunkiem postawił na stole. Pomimo iż stół mężczyzny stał w rogu i był mało widoczny, czarnowłosy widział wszystko dokładnie, całe pomieszczenie.
Kiedy mężczyzna wypił cały trunek, który sobie nalał, postawił pusty kieliszek na stole, po czym przetarł swoje czarne, długie włosy ręką. Nagle do baru weszła zakapturzona postać, która przykuła jego uwagę. Było w niej coś niezwykłego, coś co go zaciekawiło. Nieznajoma postać nie była za wysoka. Miała na oko metr sześćdziesięciu. Podeszła do baru, po czym zdjęła kaptur. Źrenice mężczyzny się powiększyły, kiedy jego oczom ukazała się blondynka. Dziewczyna miała średniej długości włosy i kilka dużych tatuaży na twarzy. Pomimo iż była bardzo wytatuowana wyglądała na nastolatkę. Mężczyzna jeszcze bardziej się nią zaciekawił i nieustannie badał ją swoim wzrokiem. Zielone tęczówki czarnowłosego wywiercały dziurę na wylot w dziewczynie. Blondynka spojrzała przez moment na niego, po czym poszła w kierunku baru. Mebel przy którym siedział czarnowłosy był położony strategicznie. Gdyż słyszał wszystko co mówili ludzie przy barze więc nie musiał się wysilać, żeby usłyszeć dialog nieznajomej z barmanem.
-Poproszę drinka.- zażądała. Barman się jedynie zaśmiał.
-Sorki dzieciaku, ale alkohol jest od osiemnastu lat. Idź lepiej do kina.- wyśmiał ją.
-Może to przemówi do pana.- mówiąc to wyjęła monetę z czystego złota. Barman od razu spoważniał, po czym bez słowa zaczął robić drinka. Dziewczyna się jedynie uśmiechnęła, po czym usiadła na okręcanym krześle przy barze. Po kilku minutach barman podał blondynce zamówienie.
-Reszty nie trzeba.- oznajmiła kładąc złotą monetę. Barman bez chwili zawahania zabrał złoto i schował je do kieszeni w fartuchu,który miał ubrane. Blondynka z uśmiechem zaczęła pić drinka przez słomkę...
Po kilku minutach do dziewczyny podeszło trzech mężczyzn. Jeden z nich chwycił za drinka dziewczyny, po czym rozbił go na blacie.
-Jeszcze nie skończyłam.- mruknęła niezadowolona.
-Jesteś odziana jak na gówniarę.- powiedział jeden. Wyglądał na "przywódcę" tej gromadki.
-A ty głupi jak na dorosłego.- warknęła. Poczuła uścisk na ramieniu. Uśmiechnęła się, po czym chwyciła za rękę oprawcy. Wykręciła ją i zwinnie przeszła za mężczyznę. Chwyciła go za jego czarne bujne włosy, po czym walnęła jego głową kilkukrotnie o blat baru. Mężczyzna stracił przytomność. Ktoś pociągnął ją za włosy do tyłu, po czym zamknął w żelaznym uścisku. Blondynka się szarpała w każdą stronę lecz uścisk się nie poluzował. Nie mając innego wyjścia podkuliła nogi pod klatkę piersiową, po czym zgięła się co poskutkowało tym, że jej oprawca przeleciał nad nią i padł na ziemię. Korzystając z okazji chciała wyjść z baru. Kiedy kierowała się w kierunku drzwi usłyszała za plecami dźwięk odbezpieczenia broni. Spojrzała na mężczyznę trzymającego pistolet. To był ten sam typek co zbił jej drinka.
-Uspokójcie się! Nie chcę tu trupów!- krzyknął barman. Mężczyzna na jego słowa odwrócił się i strzelił w ścianę za jego głową. To było ostrzeżenie, żeby nie wchodził mu w drogę. Barman podniósł ręce do góry, po czym schował się za barem. Dziewczyna chwyciła ręką do paska przy którym miała sztylet. Mężczyzna widząc to naładował broń. Nieznajoma wyjęła ostrze z pochwy, po czym spojrzała z uśmiechem na napastnika. Mężczyzna oddał strzał. Huk rozbrzmiał w pomieszczeniu, a dziewczyna tylko machnęła ostrzem w powietrzu. Zdziwił się kiedy blondynce nic się nie stało. Powtórzył czynność, lecz efekt był taki sam jak poprzednio. Dopiero za trzecim razem zauważył, że nieznajoma przecina kulę przy pomocy ostrza. Następnie podbiegła do niego. Walnęła go w rękę przez co mężczyzna upuścił broń. Nieznajoma schowała ostrze, po czym chwyciła mężczyznę za szyję. Wszyscy się zdziwili kiedy taka drobna osoba jaką była blondynka uniosła dorosłego mężczyznę nad ziemię trzymając go jedną ręką za szyję.
-Kim ty jesteś?- zapytał szarpiąc się.
-Wkurzoną gówniarą, której rozlałeś drinka.- syknęła, po czym rzuciła nim o pobliską ścianę.
Spojrzała na wszystkich, po czym zarzuciła kaptur na głowę i wyszła z baru...
Czarnowłosy poszedł w ślad za blondynką i również opuścił budynek. Kiedy wyszedł na zewnątrz zaczął szukać dziewczyny. Dojrzał ją idącą w mniej ruchliwe uliczki Nowego Jorku. Nie czekając dłużej ruszył za nią. Było już po zachodzie słońca więc nie musiał się starać w ukrywaniu i mógł ją w spokoju śledzić. Po kilku zakrętach w mroczne uliczki nie było już ludzi. Był jedynie on i blondynka. Dziewczyna chyba zauważyła, że jest śledzona, bo przyspieszyła kroku, a następnie zaczęła biec. Zielonooki nie chcąc jej zgubić poszedł w jej ślady i również zaczął biec. Dogonił ją po kilku minutach. Dziewczyna krzyknęła kiedy chwycił ją w tali. Następnie przyszpilił ją do pobliskiej ściany i zakrył jej usta dłonią. Spojrzał w jej przestraszone oczy. Dziewczyna miała niebieskie tęczówki.
-Nie będziesz krzyczeć?- zapytał patrząc jej w oczy. Doszukiwał się jakiejkolwiek oznaki kłamstwa, ale dziewczyna sumiennie kiwnęła głową, że będzie cicho.
-Kim jesteś?- zapytał.
-Dziewczyną.- odparła na co mężczyzna wywrócił oczami.
-Nie o to mi chodzi. Skąd pochodzisz?
-No z Ziemi, a skąd?- zapytała unosząc brwi.
-Możesz nie kłamać?
-Możesz nie pytać?- na pytanie dziewczyny czarnowłosy zwęził brwi i złączył usta w wąską linię. Dziewczyna go denerwowała już na starcie. Nie chcąc dłużej jej słuchać, przyłożył blondynce dłoń do czoła. Dziewczyna padła nieprzytomna w jego ramiona. Zielonooki wziął ją na ręce, po czym przeteleportował się na swój statek...
Zielonooki posadził dziewczynę na chwilę na kanapę, po czym poszedł w kierunku klatki. Otworzył drzwiczki i wrócił po blondynkę. Posadził ją na ziemi wewnątrz prowizorycznego więzienia. Wyglądała tak spokojnie kiedy spała. Jedyną rzeczą która nie podobała się czarnowłosemu były tatuaże. Miała je chyba na całym ciele. Jeszcze raz spojrzał na nią, po czym wyszedł z klatki i zamknął za sobą drzwiczki na klucz. Usiadł na fotelu. Mebel znajdował się w rogu pomieszczenia, w cieniu. Mężczyzna uważnie obserwował dziewczynę i czekał aż się obudzi...
Po kilku godzinach czekania czarnowłosy przysnął. Obudził się kiedy usłyszała dźwięk metalu. Spojrzał w kierunku klatki. Dziewczyna już nie spała, tylko grzebała przy zamku. Jej twarz była bardzo skupiona i poważna. Zielonooki wstał i podszedł do klatki, przez co nieznajoma uciekła w kąt.
-Gdzie jestem i czego ode mnie chcesz?- warknęła.
-Po pierwsze ja tu zadaję pytania, a po drugie grzeczniej.- kiedy czarnowłosy odpowiadał blondynce ta ręką go naśladowała i robiła zabawne, przedrzeźniające miny. Spostrzegła wkurzony wzrok zielonookiego więc się niewinnie uśmiechnęła.
-Sorki, więc wracając do tematu. Czego chcesz?- zapytała z niewinnym uśmiechem. Mężczyzna jedynie wywrócił oczami. Ta dziewczyna denerwowała go jak jeszcze nikt, ale pomimo wszystko ciekawiła go.
-Chce się dowiedzieć czegoś o tobie. Ile masz lat?- zapytał.
-Szesnaście.
-Ja pytam naprawdę.
-Zróbmy tak. Skoro wyczuwasz, że mówię prawdę to w takim razie za każdą prawidłową informacje na mój temat ty podajesz mi swoje dane. Ok?- zapytała.
-To ile masz w końcu lat?
-Siedemset szesnaście, a ty?
-Tysiąc pięćset trzydzieści sześć.
-Stary jesteś.- zaśmiała się.
-Wcale nie. W Asgardzie ludzie żyją około dziewięciu tysięcy lat.- oburzył się.
-Pochodzisz z Asgardu?- zapytała na co mężczyzna kiwnął głową.
-Dziwne, bo w Asgardzie tylko jeden bożek miała czarne włosy, ale on nie żyje.- stwierdziła na co czarnowłosy się uśmiechnął. Dziewczyna miała rację w Asgardzie nikt nie miał czarnych włosów. Górowały tam takie odcienie jak blond, brąz, rudy, ale nikt nie miał czarnych poza Lokim i Sif. Bożek miał czarne włosy gdyż nie pochodził z Asgardu i był adoptowany. Sif zaś miała czarne włosy gdyż pewnego dnia Loki w gniewie obciął jej włosy, kiedy spała. Zrozpaczona dziewczyna nie chciała czekać, aż jej odrosną więc krasnoludy (te same co stworzyły młot Thora) zrobiły dla niej piękne włosy. Przypominały jej przed obcięciem. Niestety włosy się nie przyjęły i zmieniły kolor na czarny.
-Masz nieprawdziwe informacje.- zaśmiał się na co dziewczyna się cofnęła jeszcze bardziej. Jeśli to prawda, a przed nią stoi prawdziwy bóg kłamstw i psot to już po niej. Wszyscy wiedzą, że Loki był nieprzewidywalny i brutalny.
-Widzę, że informacje na mój temat szybko się rozchodzą.- powiedział patrząc na blondynkę.
-Jesteś mordercą! Zabiłeś osiemdziesiąt osób w dwa dni i nie tylko!- warknęła.
-Osiemdziesiąt sześć.
-Co?
-Osiemdziesiąt sześć osób.- odparł.
-Idź się lecz.- syknęła. Bożkowi to się chyba nie spodobało, bo spojrzał na nią wrogim wzrokiem.
-Dobrze, że muszę ciebie znosić tylko przez dwa dni, bo bym z tobą nie wytrzymał dłużej.- warknął i chciał odejść.
-Dlaczego tylko dwa dni? Co chcesz ze mną zrobić?- zdziwiła się blondynka. Zielonooki zatrzymał się w pół kroku, po czym odwrócił się twarzą do dziewczyny.
-Za dwa dni dolecimy do planety na której czeka kupiec.
-Jaki kupiec? Co ja mam z tym wspólnego?- zapytała na co Loki się uśmiechnął.
-O nie nie sprzedasz mnie!
-Zakład?- zapytał z uśmiechem, po czym poszedł w kierunku drzwi i wyszedł z pomieszczenia zostawiając dziewczynę samą...
Blondynka wpadła na genialny pomysł. Z kieszeni spodenek wyjęła wsuwkę, po czym podeszła do zamku i próbowała go od kluczyć. Po około piętnastu minutach udało jej się to. Po cichu wyszła z klatki i podążyła do drzwi. Delikatnie je odtworzyła. Wyszła na "korytarz". Nagle usłyszała czyjś wkurzony głos. Nie była pewna, ale wydawało jej się, że słyszała przekleństwo. Poszła w kierunku dźwięku. Weszła bezszelestnie do jakiegoś pomieszczenia. Zauważyła czarnowłosego naprawiającego coś. Mężczyzna co jakiś czas mruczał coś pod nosem niezadowolony. Nieznajoma poszła po nóż leżący na pobliskim blacie. Dopiero teraz doszła do wniosku, że chyba znajduje się w kokpicie. Nożyk nie był za dobrą bronią, ale zawsze to lepsze niż nic. Podeszła cicho do mężczyzny.
-Nie radzę.- powiedział na co się zatrzymała.
-Skąd wiesz co chce zrobić?- zapytała zdziwiona. Była przekonana, że bożek jej nie widział.
-Może ty byłaś cicho, ale niestety twoje myśli, aż krzyczały.- odparł, po czym się wyprostował. Dziewczyna była mu mniej więcej do ramion.
-Gdzie masz mój sztylet?- zmieniła temat. Bożek jedynie odchylił materiał swojego płaszcza. Sztylet dziewczyny był przywiązany do paska.
-Jak chcesz możesz go sobie wziąć.- stwierdził opierając się o jakiś panel i krzyżując ręce na piersi. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona, po czym przyłożyła mu nożyk do gardła.
-W co ty pogrywasz?- warknęła zła. Nigdy nie lubiła takiego typu gier.
-Po prostu pomyślałem, że wolała byś swój sztylet od noża kuchennego.- zaśmiał się, po czym chwycił ją mocno za nadgarstek. Blondynka upuściła nóż. Chciała się wyrwać, ale on był silniejszy. Korzystając z sytuacji zabrała mu swój sztylet, po czym przyłożyła go mu do brzucha. On jedynie chwycił ją za rękę i wyrwał jej ostrze. Następnie ją obrócił, przycisnął mocniej do siebie i przyłożył dziewczynie jej własny sztylet do szyi.
-Jak wyszłaś z klatki?- szepnął jej do ucha.
-Mam swoje sposoby.- syknęła.
-Grzeczniej.
-Puść!- warknęła niezadowolona.
-Zadziwiasz mnie. Nawet teraz, kiedy jesteś w przegranej pozycji ty dalej jesteś niemiła, a przecież ode mnie zależy twoje życie.- odparł mocniej przyciskając ostrze do szyi dziewczyny.
-Puść mnie, albo chociaż obróć.
-Dlaczego?
-Wolę patrzeć w oczy osobie z którą rozmawiam.- powiedziała zła. Mężczyzna wykonał jej polecenie. Zabrał sztylet z jej szyi, po czym ją popchnął. Dziewczyna prawie upadła na ziemię, ale w ostatnim momencie podparła się o ścianę przez co utrzymała równowagę.
-Wiesz co? Zastanawiam się czy będzie miało sens ponowne zamknięcie cię w klatce.- udawał zamyślonego.
-Nie będzie miało sensu. Znowu ucieknę.- odparła obojętnie blondynka wzruszając ramionami.
-A jakbym ciebie przywiązał do prętów celi?- zapytał unosząc brwi.
-Nie waż się.
-Bo?
-Bo wtedy ucieknę i Ciebie zabiję.
-Tak jak przed chwilą?- zapytał z uśmiechem.
-Goń się.- warknęła wychodząc z pomieszczenia. Loki za nią nie poszedł gdyż wiedział, że ona i tak nie ucieknie. Blondynka ruszyła w kierunku jakiegoś pokoju. Weszła do środka i od razu odgadła gdzie jest. Na środku stało ogromne łóżko. Zaścielone było czarną pościelą i zielonym kocem. Poduszki były zielone obszyte złotą nitką. Po prawej stronie była szafa, a obok jej wielki regał z książkami. Po lewej zaś stronie były drzwi zapewne do łazienki, a w kącie stał zielonkawy fotel. Przy łóżku stały jeszcze dwie szafki nocne. Na obu były zielone lampki i stos książek. Ściany były pomalowane na złotawo. Nieznajoma poszła do łazienki. Na środku pomieszczenia stała złota, duża wanna. Za nią, pod ścianą na wprost drzwi stała kanapa bez oparcia inspirowana rzymskimi kanapami. Po obu jej stronach stały lampy. Po prawej stronie była zielona kotara. Za nią była toaleta i zlew. Wracając do łazienki. Po lewej stronie kotary stał prysznic. Po lewej stronie był blat z postawioną szklaną umywalką. Nad blatem wisiało ogromne lustro podświetlane lampkami po obu stronach. W lewym kącie stała jeszcze szafa pełna zielonych ręczników, a obok niej kosz na pranie. Dziewczyna musiała przyznać, że pomieszczenia były bardzo duże i ładnie urządzone. Nie widząc przeszkód wróciła się do pokoju Lokiego, po czym z szafy wyciągnęła białą koszulę. Zdjęła z siebie płaszcz, który cały czas miała ubrany i rzuciła go na łóżko czarnowłosego. Następnie poszła do łazienki. Zakluczyła drzwi. Położyła koszulę na kanapę i poszła po ręcznik do szafy. Wyjęła materiał, po czym rozebrała się i poszła pod prysznic. Zawiesiła ręcznik na wieszaku od zewnętrznej strony, po czym zaczęła się kąpać. Woda była przyjemnie ciepła. Wspaniale pieściła jej obolałe ciało. Na początku woda ściekająca z dziewczyny miała kolor atramentu. Blondynka nie zmartwiła się tym gdyż wiedziała, że na początku zmyją się jej tatuaże malowane czarną farbą. Umyta i bez tatuaży owinęła się w ręcznik. Następnie się wytarła i ubrała. Wytarła mokre włosy w ręcznik, po czym pożyczyła szczotkę zielonookiego i je rozczesała. Wytarła je jeszcze raz, po czym mokry ręcznik wrzuciła do kosza na pranie tak samo jak jej ciuchy. Powróciła do pokoju. Swój płaszcz rzuciła na fotel, po czym sama poszła spać. Położyła się w łóżku zielonookiego i zmęczona od razu zasnęła...
Loki wrócił do pokoju w nocy. Blondynka już spokojnie spała. Bożek nie dość, że się zdziwił tym, że blondynka nie miała tatuaży to nie dość tego spała w jego łóżku. Podszedł bliżej i zauważył, że blondynka ma ubrane jego koszulę. Lekko się zdziwił i zezłościł tym, że nieznajoma nie zapytała się o jego rzeczy i tak się rozgościła. Nie dość tego spała na jego łóżku więc on będzie musiał się męczyć na fotelu. Zapytacie pewnie dlaczego. Odpowiedź była prosta, nie znał jej, a po drugie i tak za dwa dni się rozstaną więc nie chciał się do niej przyzwyczajać. Poprawił jej jeszcze niesforny kosmyk za ucho. Musiał przyznać, że blondynka bez tatuaży wygląda o niebo lepiej. Od razu skarcił się w myślach. Jak mógł tak pomyśleć. Bez zbędnego przedłużania poszedł do łazienki. Po jakiś piętnastu minutach wrócił odświeżony do pokoju. Usiadł na fotelu, po czym przed odpłynięciem do krainy Morfeusza spojrzał jeszcze na blondynkę. Spała spokojnie. Chociaż ona będzie miała udaną noc. Zamknął oczy, po czym od razu odpłynął w objęcia Morfeusza...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top