48

Blade policzki odbijały się w tafli wody, usta spierzchnięte. Wyglądała na wycieńczoną fizycznie, choć jej problemy były utkwione w jej głowie. Ciągłe rozmyślania nie wpływały na nią dobrze, a zmartwienia odbierały witalność.

Co ją tu trzymało? Ciągle się nad tym zastanawiała. Żyła w strachu. Zagrożenie czekało na każdym kroku. Czy istniało coś bardziej strasznego niż teraźniejszość? Może była to przyszłość. Nowe miejsca i ludzie. Strach przed zmianą, bo zawsze było ryzyko zmiany na gorsze. Była zbyt słaba by sięgnąć po nowe życie.

Jej sukienka opadła na zieloną trawę, gdy usiadła. Lawenda zdobiąca jej ciało była zbyt radosna w porównaniu do tego jak naprawdę się czuła. Tym bardziej piękne róże rosnące w ogrodzie jedyne co mogły podkreślać na jej twarzy to smutek.

Była szarym punktem na całej planszy kolorów. Myślała, że jest sama, choć ciągle ktoś stał za jej plecami. Głośne gruchanie sprawiło, że podniosła wzrok ku niebu. Śnieżno-biały gołąb wylądował tuż przed nią. Zaskoczona jego widokiem sięgnęła po czerwoną wstążkę zawiązaną na jego szyi. Rozwiązała ją i zabrała list, który jak przypuszczała był skierowany do niej.

Zawiodłaś mnie i doskonale o tym wiesz. Zwykle jestem bezlitosny, ale wierzę że masz potencjał by dokonać czegoś wielkiego. Udowodnij mi swoją lojalność i przynieś przesyłkę, która dotarła do tawerny. Znajduje się ona tuż przy pomniku księcia. Na pewno przechodziłaś już obok niej. Strażnicy nie będą cię zatrzymywać. Po prostu mi ją dostarcz, a wtedy zdecyduję czy mogę powierzyć Ci prawdziwe zadanie.

Jej żołądek znów się zacisnął. Kolejny raz miała zaryzykować swoim życiem. Spojrzała kolejny raz na swoje odbicie w wodzie. Musiała sobie przypomnieć to jak wygląda. Przypomnieć dlaczego ma dług. Jej twarz była gładka i czysta, choć nie był to trwały efekt. Była gotowa zaryzykować by nadal tak wyglądać.

-Już wiem dlaczego powiadają, że spadłaś z nieba - cichy głos przemknął do jej ucha. Zaburzył on spokój i wtrącił panikę.

Zgniotła szybko list i wrzuciła go do fontanny. Gołąb się spłoszył, pióra spadły przed jej oczami. Zdenerwowana odchrząknęła, bojąc się spojrzeć w tył.

-Kto tak powiedział? - zapytała niewinnie przy tym się czerwieniąc.

-Ludzie - oznajmił obojętnym głosem Jisung i zbliżył się do niej, żeby usiąść obok. Położył rękę na jej ramieniu - nie wstawaj - zasygnalizował zanim znalazł się na ziemi tak jak ona.

Utkwiła spojrzenie w atramencie, który powoli znikał przez kontakt z wodą. Obawiała się konfrontacji i pytań dotyczących listu. Miała nadzieję, że nie przykuł do niego uwagi i do tego, że się zaczerwieniła.

Kolor jej policzków jednakże nie umknął jego uwadze zwłaszcza, że nie odwracał od niej oczu. Mimo to widział wcześniejszy wyraz jej twarzy. Obserwował ją od kilku minut, co zaczynało go już dręczyć dlatego się zbliżył.

Smutek widniejący na jej twarzy nie pozostawał mu obojętny. Czuł się bezsilny widząc ją w takim stanie i coraz bardziej chciał coś z tym zrobić. Cofnął się myślami do poprzedniego wieczora, o którym nie mieli szansy zamienić słowa.

-Przepraszam, że wtargnąłem bez uprzedzenia do twojej komnaty. To było niestosowne. Miałaś rację, że mnie wyrzuciłaś za drzwi - bawił się pierścionkami na swoich palcach ze zdenerwowania. Chciał dobrze się wytłumaczyć - Powinienem przemyśleć wszystko zanim poszedłem do ciebie.

-Powieneś - przytaknęła cicho - Jak się o tym dowiedziałeś? - zapytała będąc zaciekawioną i w końcu oderwała spojrzenie od fontanny.

-Szukałem Hoseoka i znalazłem go, gdy pił z szefem kuchni. Przysiadłem się do nich i później poszło już dość łatwo - wzruszył ramionami - Jego buzia nigdy się nie zamyka, zwłaszcza gdy się rozkręci - parsknął na co Erika powtórowała mu.

-Nie powinnam powierzać mu moich sekretów. Wszystko potrafi wypaplać - powiedziała z uśmiechem.

-Gdybyś kogoś potrzebowała jestem obok - powiedział wpasowując się w przebieg rozmowy, jednocześnie chciał dać jej do zrozumienia, że może na nim polegać. Zależało mu na jej zaufaniu.

Spojrzała na niego kątem oka, spotkając się z tym jego. Westchnęła ciężko na jego słowa, czując jak coś ciężkiego spada na jej ramiona.

-Jak mam być pewna, że gdy wrócisz do siebie to nikomu o nich nie powiesz? - zapytała melodyjnym głosem, tak naprawdę próbując schować żal. Wszyscy wyjadą za kilka tygodni i wszystko wróci do stanu, gdy nigdy się nie pojawili. Przywiązanie było zabójcze, zwłaszcza świadome. Ranienie samej siebie. Bańka zostanie przebita, a ona rzucona w wir wodny, spadnie na samo dno i utopi się w rozpaczy.

-Możesz wyjechać ze mną - odpowiedział pewnym głosem.

Zwątpienie było czymś czego nie mogła ukryć. Jej uśmiech skurczył się.

-To niemożliwe - próbowała żartować, czując jak coraz bardziej popada w smutek.

-Wszystko jest możliwe. Musisz mi tylko zaufać - powiedział entuzjastycznie mając nadzieję, że w niego uwierzy.

Jednak wszystko co widział to jej stopniowe gaśnięcie. Kolejny raz utwierdzała go w tym, że jest nieszczęśliwa i potrzebuje pomocy.

Uśmiechnął się próbując podnieść ją na duchu. Chwycił za jej dłoń, co ją zaskoczyło.

-Nie blefuję, obiecuję, że pokażę Ci mój świat - złożył obietnicę, za pomocą najmniejszego palca. Erika uważnie go słuchała, nie wiedząc jak na to zareagować.

-Nie wiem jak wygląda twój świat, ani nie jestem pewna czy kiedykolwiek potrafiłabym się w niego wpasować - powiedziała patrząc mu głęboko w oczy. Nie miała wyobrażenia o tym, o czym rozmawiali.

Nie czuła jakby należała do tego miejsca. Tym bardziej nie wierzyła w to, że będzie jej lepiej gdzie indziej.

-W moim świecie nie ma magii - oznajmił czując w sercu, że to zbyt wielka wada, aby mogła się zgodzić - ale jest tam o wiele bardziej bezpiecznie, a ja zrobiłbym wszystko, żebyś poczuła się jak w domu.

Nagłe ciepło sprawiło, że się wzdrygnęła. Jej serce przyspieszyło, gdy zrozumiała, co przez cały czas miał na myśli.

Dom. Tak długo nie myślała o miejscu, które nazywała niegdyś domem. Straciła to uczucie bezpieczeństwa już dawno temu. Nie marzyła o tym, że ponownie odnajdzie miejsce tak bliskie jej sercu. Ten termin zniknął z jej głowy na wiele miesięcy. Czy jest to jeszcze możliwe?

Nagle zdenerwowała się myśląc o tym pomyśle. To nie było realistyczne. Patrzyli na siebie, myśleli o swoich domach. Jednak, gdy ona myślała o miejscu, on widział ją jako swój dom. Złudzenie, którego nie potrafiła dostrzec było tuż przed jej oczami.

-Tutaj jesteś! - donośny krzyk Hoseoka dało się usłyszeć z kilometra. Podszedł do nich szybkim krokiem, będąc trochę zdenerwowanym - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że wychodzisz? Gdyby Jungkook się dowiedział, znowu musiałbym robić mu masaż!

Erika wstała na widok przyjaciela. Niekoniecznie będąc zła, była gotowa go zbesztać.

-A ty? - jęknęła ze złością w głosie - Dlaczego rozpowiadasz moje sekrety na prawo i lewo? - zbliżyła się do niego.

-To on ci wszystko powiedział? - wskazał na przyglądającego się im Jisunga - Nie potrafi dochować sekretu - powiedział obrażonym głosem.

-Nie zwalaj winy na niego - uderzyła go w ramię, żeby przywołać go do porządku.

-Ale to prawda, on też rozpowiada twoje sekrety - jęknął będąc niezadowolonym z faktu, że jako jedyny obrywa.

W odpowiedzi został kolejny raz uderzony w ramię.

-Ała - jęknął pełny żalu - On też powinien oberwać. Nie wiem po co ci o tym mówił.

Wymierzyła kolejny cios przed którym się obronił.

-To twoja wina! Nie odwracaj kota ogonem - uderzyła go kolejny raz przez co zaczął od niej uciekać.

-Okej, okej nie bij mnie. Możemy coś wynegocjować - zasłaniał się rękami.

-Powiem Jungkookowi o tym, że mnie nie pilnujesz - oznajmiła śmiejąc się.

-NIEEE, błagam. Będzie kazał mi wykonywać same najgorsze prace!

Przekomarzali się między sobą. Jisung uśmiechał się słysząc ich śmiechy. Wstał i powoli oddalił się od nich będąc niezauważonym.

Miał w głowie plan tego, żeby z nim wyjechała. Pewnym krokiem wszedł do pałacu. Chciał osiągnąć swój cel najpierw w sposób dyplomatyczny. Nie chciał prowokować do konfliktu. Jednak był gotowy zaryzykować wiele dla tego pomysłu.

Korytarz prowadzący do sali tronowej był obstawiony przez strażników. Nie pytał wcześniej o audiencje. Działał chaotycznie, będąc prowadzonym przez silne uczucia.

Zatrzymał się tuż przed drzwiami. Gotowy zaryzykować i zawalczyć o szczęście. Strażnicy stali jak dwa słupy obok siebie. Nie było przejścia dalej.

-Daj znać księciu, że przyszedłem - powiedział spokojnym tonem. W środku natomiast czuł podekscytowanie. Wierzył w to, że osiągnie swój cel.

Przecież nic nie łączyło Taehyunga i Eriki, dlaczego książę miałby mu odmówić? Był dobrym kandydatem na władcę, męża. Był ważną osobistością. Nie musiał się wstydzić.

-Możesz wejść - odpowiedź strażnika otworzyła przed nim drzwi.

Wkroczył do środka. Dumnie wypiął pierś do przodu i skinął głową do siedzącego na tronie Taehyunga. Ten zaś spojrzał na niego znudzonym spojrzeniem. Nie spodziewał się niczego, co chciał mu powiedzieć Jisung.

-Co cię tu sprowadza? - zapytał formalnie.

-Chciałbym prosić o pozwolenie - powiedział spokojnie.

-Pozwolenie na co? - dopytywał, stając się zaintrygowanym.

-Chcę po zakończeniu balu zabrać Erikę do siebie.. - oznajmił przez co od razu poczuł jakby znalazł się na celowniku tysiąca strzał - ..jako moją narzeczoną - przełknął ślinę, by otrząsnąć się z tego co czuł.

Palce zaczęły stukać o metalową część siedziska. Odzwierciedlały jego pojawiające się emocje. Budował napięcie w powietrzu, któremu nawet Jisung nie mógł się oprzeć.

-Wyjdźcie wszyscy - rozkazał dla wszelkiej służby znajdującej się w pomieszczeniu.

Ludzie wyszli w popłochu zostawiając ich samych. Zupełnie jakby bali się, że niebezpieczeństwo dosięgnie również nich.

Książę wstał z tronu, pokazując swoją przewagę. Choć oboje mieli te same tytuły, Taehyung wyprzedził go w wyścigu po władzę. Teraz wszystko zależało od niego i nie próbował tego ukrywać.

Jego powolne kroki w stronę młodszego odbijały się echem. Jak sędzia miał teraz wydać wyrok, który zadecyduje o losie trójki z nich. Z poważną miną zatrzymał się kilka kroków od niego.

-Wiedziałem, że nie bez powodu ją zagadujesz - powiedział pochylając się drwiąco do przodu - ale nie sądziłem, że zbierzesz się na odwagę żeby prosić o coś takiego - oznajmił spokojnie. Wiedział do czego dążył, dlatego przez cały ten czas wolał trzymać ją blisko siebie.

Być może próbował powstrzymać każdego, kto dążył do zmanipulowania Eriki. Każdy kto wpadł na pomysł zbliżenia się do niej, musiał liczyć się z tym, że będzie tam i on. Dopuszczał do siebie każdy obrót sytuacji, żeby móc zapobiec temu czego tak bardzo się obawiał.

Postawił trzy kroki do przodu, żeby stanąć twarzą w twarz. Nie był zdenerwowany, choć wokół było czuć ciężką atmosferę. Uśmiechnął się pod nosem i pochylił do przodu.

-Skąd wiesz, że nie jest mi przeznaczona? - wyszeptał głębokim głosem.

Cień zwątpienia wkradł się na twarz Jisunga. Dotąd pewny siebie nie przewidywał takiej opcji. Ciśnienie podniosło mu się w żyłach.

-Nie zrobisz jej tego - powiedział przez zaciśnięte zęby - Nie kochasz jej, nie potrzebujesz jej - tłumaczył z wyrzutami. Jego serce ściskało się na wieść o jego pomyśle.

-Nie bądź tego taki pewny - powiedział zimnym tonem, co tylko wzburzyło jego słuchacza.

-Nie możesz trzymać jej tu siłą - uniósł głos w frustracji - Nie jest przedmiotem. Też ma uczucia - z całych sił próbował wytłumaczyć mu jak wiele dla niego znaczy.

-Ona jest moja - powiedział wyraźnie, dając mu do zrozumienia, żeby się uspokoił.

Jisung zamilkł i pobladł. Nie rozumiał braku empatii. Braku żadnych zasad. Dlaczego się tak upierał? Dla Taehyunga była obojętna, gdy dla niego była spełnieniem marzeń.

W oczy starszego wpadła pustka. Popatrzył na niego bez emocji i odszedł w kierunku dużego okna. Chciał się kłócić z jego decyzją. Wykrzyczeć to jak źle postępuje. Jednak już wiedział, że nic nie będzie w stanie go przekonać.

-Zróbmy tak - odezwał się po dłuższej chwili Taehyung wyglądając przez okno - Zabierzesz ją stąd jeśli sama będzie tego chciała. Niech do końca balu zdecyduje z kim chce zostać.

Jego słowa obiły się o uszy Jisunga, który oszołomiony stał na środku pomieszczenia. Szok, że udało mu się odmienić decyzję księcia, ale i zmieszanie. Jak ma tego dokonać?

Cisza osiadła w powietrzu. Myśli kłębiły się w jego głowie. Teraz zostało mu tylko przekonać Erikę. Tą która cały czas wątpiła. Było to najtrudniejsze zadanie jakie mógł dostać.

-Jeśli to wszystko, możesz odejść - powiedział słabym głosem Taehyung.

Jisung oddał mu ukłon i od razu wyszedł. Taehyung został sam gryząc się ze swoimi myślami i decyzją, którą podjął. Nie miał żadnej korzyści z tego układu. Jednak był ciekawy, jaką decyzję podejmie Erika.

Była to chwila decydująca o tym, czy zyska nowego, silnego sojusznika lub utraci ją już na zawsze. Westchnął ciężko, czując, że szanse na pozytywne zakończenie są niewielkie. Powrócił na tron by w samotności czekać na cud.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top