46

Drewniane miecze obijały się o siebie nie stanowiąc żadnego konfliktu obu pań, które je trzymały. Obie śmiały się z błędów, które popełniała Erika. Soyeon próbowała nauczyć ją posługiwania się mieczem.

Wpatrywał się w jej uśmiech bo wiedział, że to rzadkość gdy oglądał ją taką. Nie podobało mu się jednak to, że nie był jedynym, który patrzył na jej piękną twarz.

Jisung stał kilka kroków od niego z uśmiechem równie szerokim co jej i jego siostry. Był jedynym pochmurnym człowiekiem w towarzystwie. Nie cieszący się żadnym towarzystwem. Ich uśmiechy koiły go w oczy. Miał ochotę je zedrzeć bo nie były skierowane do niego.

Młodszy spotkał się ze spojrzeniem V od którego biło zimno. Ściągnął ze sobą brwi i odwrócił wzrok od starszego. Znowu uśmiechnął się na widok wesołej Eriki.

Ruszył przed siebie z zamiarem zniszczenia tego momentu. Był zły przez co wszedł w sam środek śmiesznego pojedynku pomiędzy Soyeon, a Eriką. Od razu otrzymał od siostry ostre spojrzenie za to, że im przeszkodził.

-Zmierzmy się - zwrócił się do Eriki. Otworzyła szeroko oczy w zaskoczeniu, a jej uśmiech zniknął - Przynieś nam prawdziwe miecze typu lekkiego żeby była w stanie go utrzymać - rozkazał dla strażnika, który od razu poszedł po broń.

-Przeszkadzasz nam - odezwała się czarnowłosa. Miała go dość aż po dziurki w nosie.

-Teraz moja kolej - był wkurzony - Odsuń się - warknął w jej kierunku.

Zirytowana niechętnie odeszła na bok zostawiając mu Erikę. Jednak wciąż nie spuszczała ich z oczu.

-Wolę walczyć drewnianym mieczem - oznajmiła Erika. Nie rozumiała dlaczego mu na tym zależało zwłaszcza, że był ranny.

-To truchło nie wytrzyma nawet jednego uderzenia - stwierdził patrząc za jej plecy. Mężczyzna obserwował ich.

-Panie - strażnik zwrócił się do niego dając znak, że przyniósł to o co poprosił.

Zabrał od niego dwa miecze od razu wyciągając je z pochwy. Podszedł do Eriki, która wciąż opierała się propozycji walki. Była początkująca i nie była gotowa stawić mu czoła.

-Tak dobrze idzie ci władanie sztyletem, więc czemu nie spróbujesz miecza? - zapytał zalotnym głosem.

Włożył do jej ręki miecz. Ostra część podparła się na trawie, gdy ona uważnie mu się przyglądała. Próbowała zrozumieć czego od niej oczekiwał bo na pewno nie chodziło o pojedynek.

Spojrzał na nią z wyższością i pochylił się do jej ucha żeby wyszeptać kilka słów. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że powodował zazdrość u mężczyzny z tyłu.

-A może boisz się mnie zranić? - wyszeptał niskim głosem.

Jej dłoń znalazła się na jego klatce piersiowej. Ostrożnie odsunęła go od siebie. W głowie wciąż miała obrazy z zeszłej nocy.

-Nie - szepnęła budując napięcie pomiędzy nimi - zaczynajmy - powiedziała patrząc mu w oczy.

Jej odpowiedź była dla niego wyjątkowo satysfakcjonująca. Z uśmieszkiem na twarzy stanął naprzeciwko niej. Obserwował to jak unosi miecz i go trzyma. Chciał zapytać kto zaczyna, ale wyprzedziła go.

Ruszyła na niego z wyprostowanym mieczem. Od razu trafiła na ten jego powodując trzask metalu. Nie zatrzymała się na tym i kolejny raz w niego uderzyła. Odpierał jej ataki, czując w nich jej złość. Podniecała go.

Celowała mieczem, za każdym razem z innej strony. Chciała się przebić przez ścianę, którą stworzył gdy za każdym razem odpierał jej ataki. Intensywne ruchy sprawiały, że się męczyła gdy on pozostawał niewzruszony.

Wraz z kolejnym uderzeniem odepchnął ją do tyłu. Wylądowała kilka kroków dalej oddychając głęboko ze zmęczenia. Patrzyła na niego spod opadających włosów.

Zbliżył się do niej. Ich miecze skrzyżowały się. Wyczuwał to jak jej ręce trzęsły się pod jego naciskiem, ale wciąż się nie poddawała.

-Ładna sukienka - zwrócił jej uwagę - ale bez niej wyglądałabyś lepiej - uśmiechnął się prosto w jej twarz. Zacisnęła zęby na jego stwierdzenie.

-Tylko w twoich snach - szepnęła czując jego oddech na swojej twarzy.

-W takim razie pozwól mi śnić - wyszeptał.

Spojrzała na niego dużymi oczami wyczuwając niepokojącą zmianę w zachowaniu. Może znowu był pijany? Dreszcz przebiegł po jej kręgosłupie. Tak czy inaczej chciała jak najszybciej się od niego uwolnić.

Odepchnął ją od siebie powodując, że straciła balans. Potykając się o własne nogi i sukienkę udało się jej utrzymać na nogach. Nie dał jej ani chwili na oddech. Od razu ruszył na nią z mieczem.

W bardziej zabawny sposób atakował ją z każdej strony. Odbierała każdy z ataków. Obracał się wokół niej zupełnie jakby z nią tańczył. Zaczynało się jej kręcić w głowie, nogi traciły balans.

Jedno mocniejsze uderzenie wystarczyło żeby miecz wypadł z jej ręki. Wybita z rytmu nie zauważyła kiedy zaszedł ją od tyłu. Przyciągnął ją do siebie żeby przypadkiem się nie zraniła i przyłożył ostrą część miecza do jej szyi.

Dyszała ze zmęczenia będąc o niego opartą plecami. Oblizał usta czując jej szybko bijące serce pod dłonią.

-Oszalałeś - szukała kątem oka jego twarzy, gdy wewnątrz siebie czuła się niekomfortowo.

-Dopiero teraz zauważyłaś? - mówił podnieconym głosem.

-Puść mnie - szepnęła żeby nikt inny nie słyszał ich rozmowy.

-Twój adorator widział jak wyszłaś z mojej komnaty? - zignorował jej prośbę. To pytanie było ważniejsze.

-To Jisung - poprawiła go. Zauważyła, że miał do niego jakąś urazę, ale nie wiedziała jaką. Wszyscy byli dla niego obojętni. Nie chciał nawet z nimi przebywać. Tylko o niego pytał udając zainteresowanie.

-Widział? - powtórzył zmęczonym głosem.

-Tak - znalazła spojrzeniem tego, o którego pytał. Obserwował to co się działo z nietęgą miną.

-To dobrze - był zadowolony z jej odpowiedzi.

Opuścił miecz i pozwolił jej odejść. Chwyciła się za szyję gdy tylko zdobyła szansę. Był to odruch, którego nie kontrolowała.

-Nigdy więcej nie mów do mnie takich rzeczy. Nie chcę twoich fałszywych komplementów - posłała mu zimne spojrzenie zanim zdecydowała się odejść.

Jego spojrzenie było utkwione w jej odchodzącej sylwetce. Czuł zimno nawet gdy patrzył na jej plecy. Zupełnie jakby był wodą dotkniętą przez niską temperaturę zamarzł w bez ruchu nie zauważając zbliżającej się do niego czarno-włosej.

Ostrze dotknęło jego plecy powodując kompletną powagę. Żarty się skończyły, a on przeczuwał kto mógł stać za jego plecami.

-Teraz moja kolej - powiedziała Soyeon naciskając jeszcze bardziej na miecz.

Bez wahania się przyjął jej propozycję. Erika zacisnęła rękę na falbanie sukni gdy tylko zauważyła ową dwójkę gotową do walki. Miała złe przeczucia.

-Wszystko w porządku? Nie zranił cię? - zapytał Jisung na chwilę odwracając jej uwagę od rodzeństwa.

Spojrzała na niego próbując ukryć swoje zaniepokojenie. Chłopak niespodziewanie podszedł do niej i był jedynym, który pytał o jej samopoczucie. Wydawał się być o wiele mniej arogancki niż wszyscy inni wyżej postawieni.

-Tak, wszystko w porządku - odpowiedziała cicho.

Uśmiechnął się na jej odpowiedź, ale nie zauważyła tego. Odgłos obu ostrz uderzających o siebie sprawiał, że nie mogła oderwać od nich wzroku.

Widok trwającej walki pomiędzy rodzeństwem sprawiał, że była kłębkiem nerwów. Obserwowała każdy skrawek jego ciała mając nadzieję, że się nie zrani. Uczucie to przysłoniło wszystko co działo się sekundy temu.

Była jak w hipnozie. Kompletnie nie zwracała uwagi na Jisunga, który próbował coś jej powiedzieć. Złość, która biła od rodzeństwa niepokoiła ją.

Nigdy wcześniej nie widziała takiej nienawiści. Nie rozumiała o co walczyli. Zupełnie jakby chcieli coś udowodnić. Nawet jeśli była jednym z powodów dlaczego pozostawali w złych stosunkach to nie był początek ani koniec tego co czuli.

Zawzięcie próbowali znaleźć słaby punkt u siebie nawzajem. Biegali i ruszali się o wiele szybciej niż w poprzednich walkach. Wydawali się być na równym poziomie. Chociaż Soyeon zdawała się być zwinniejsza to nigdy nie zdołała go zaskoczyć i uderzyć tam gdzie chciała.

Zmęczenie odbijało się na ich czołach w postaci kropel. Uderzenia były coraz bardziej agresywniejsze. Taehyung potknął się i upadł na ziemię.

Serce Eriki zatrzymało się na moment. Zauważyła czerwoną plamę przebijającą się przez czarne ubranie. Chciała tam podejść i przerwać pojedynek, ale jej ciało zastygło w bezruchu.

Soyeon zaczęła biec w jego kierunku, widząc szansę na wykończenie go. To były sekundy, w których chwycił za miecz i przeturlał się unikając uderzenia.

Wstał z ziemi i jak najszybciej dołączył do walki wymierzając cios w siostrę.

-Zbladłaś. Dobrze się czujesz? - zapytał zmartwionym głosem Jisung.

Poczuła rękę na ramieniu. Chciał zwrócić jej uwagę.

-Nie - odwróciła się do niego - Musimy ich rozdzielić - powiedziała przerażonym głosem.

-Dlaczego? - spojrzał w kierunku pola walki. Szukał powodu dla którego miałby to zrobić.

-Nie przestaną walczyć dopóki któreś z nich nie zostanie ranne albo nie zginie - jej głos trząsł się ze zdenerwowania - Pomożesz mi? - błagała go.

-Zaczekaj na mnie - puścił jej ramię i szybko odszedł w przeciwnym kierunku.

Wyglądało na to, że coś wymyślił. Każda sekunda była na wagę złota. Nie odpuszczali nawet na moment, co zwróciło uwagę nawet innych książąt i księżniczek. Chciała żeby przestali, ale słowa nie mogły nic tu zdziałać.

-Już jestem - powiedział niespokojnym głosem.

Trzymał w obu rękach po jednym mieczu. Nie chciała go w to mieszać, ale jednocześnie wiedziała, że sama nie dałaby rady.

-Trzymaj się blisko mnie - powiedział poważnym głosem i ruszył przed siebie.

-Zajmę się Księciem, a ty Soyeon - oznajmiła plan działania.

Nie miał nic do dodania. Z upartym spojrzeniem i uniesionymi mieczami wdarł się pomiędzy nich powstrzymując ich miecze przed zderzeniem się.

-To koniec walki - powstrzymywał ich używając całej siły - opuśćcie miecze - rozkazał im.

Erika widziała zawziętość w ich oczach. Nie chcieli przestać. Zbyt mocno nakręcili się. Przeszła obok Jisunga i dotarła do Taehyunga.

Jej spojrzenie przejechało po jego klatce piersiowej, na której widniał czerwony ślad. Przełknęła ślinę na ten widok. Sięgnęła ręką do jego dłoni, w której trzymał miecz i za niego chwyciła. Dopiero wtedy spojrzał na nią z zaskoczeniem w oczach. Wypuścił powietrze jakby dopiero teraz mógł zaczerpnąć świeżego. Któreś z nich musiało odejść jako pierwsze, a dla niej był to Taehyung.

-Choć ze mną - szepnęła w jego kierunku. Chwyciła się jego ramienia przybliżając jeszcze bliżej. Jego dłoń na mieczu rozluźniła się.

Przechwyciła od niego miecz i powoli odsunęła z dala od jego ręki.

-Zejdź mi z drogi - powiedziała zirytowanym głosem Soyeon do Jisunga.

Jisung wciąż nie pozwalał jej na uderzenie. Erika rzuciła miecz na ziemię. Ścisnęła rękę Taehyunga i bez zastanowienia się pociągnęła go za sobą.

Była pewna, że Jisung sobie poradzi. Chciała jak najszybciej móc zająć się raną Taehyunga. Obwiniała się za to co stało się ostatniej nocy.

-Dlaczego się nade mną litujesz? - jego pytanie było chłodne, ale nie powstrzymało jej to przed ściśnięciem jego dłoni jeszcze bardziej.

Nie wiedziała czy to litość, czy samolubność. Nie chciała czuć się winna za jego krzywdę. Wciąż go nie lubiła, ale jej sumienie było głośniejsze. Nie chciała być okrutna. Jej jedynym celem było teraz przetrwanie, może później ucieczka. Jednak nie z Soyeon, która również chciała ją wykorzystać.

-Nie musiałaś się wtrącać. Nie zdoła mi cię odebrać tak czy inaczej - był pewny swoich słów.

Nie zwracała uwagi na wydźwięk tych słów. Zawsze miał mniemanie, że może ją zatrzymać jak rzecz. Zatrzymała się będąc trochę zdenerwowana. Odwróciła się do niego spotykając się z jego aroganckim spojrzeniem.

Pchnęła go rękami sprawiając, że uderzył plecami o duży filar. Stęknięcie wydobyło się z jego ust bo się tego nie spodziewał. Miała zaciśnięte zęby i patrzyła się poważnie na niego.

Jej dłonie były zaciśnięte na jego klatce piersiowej. Panika w jej głowie nie dawała za wygraną. Być może dopiero teraz pokazywała to jak się o niego bała.

Ręce przesunęły się niespokojnie do kołnierza. Palce poszły w ruch i zaczęły rozpinać wszystkie Guziki, chcąc dobrać się do jego rany.

-Erika - powiedział w zaskoczeniu chcąc przywołać ją do porządku. Żadne jego słowa nie potrafiły jej teraz zatrzymać.

Marynarka zrobiła się na tyle luźna, że z łatwością mogła ją ściągnąć. Biała koszula ukazała się przed jej oczami, a na niej czerwona plama. Jej palce szukały guzików, których nie mogły znaleźć.

Wsunęła ręce pod marynarkę i zsunęła ją częściowo z jego ramion. Nie zwracała na niego uwagi, ale nie mógł pozwolić jej na nic więcej. Sięgnął dłońmi do jej twarzy i ją w nich ukrył. Zmusił do patrzenia na niego.

-Naprawdę chcesz mnie rozebrać na środku dziedzińca? - zapytał podpuszczając ją. Chciał żeby zauważyła swój błąd.

Przygryzł usta nie mogąc się powstrzymać. Postawiła krok do tyłu zdając sobie sprawę z tego co zrobiła.

-Nie żebym miał coś przeciwko, ale wolałbym żebyśmy byli sami - wyszeptał niskim głosem i ją puścił.

Zaczęła się wycofywać. Nie widząc co ze sobą zrobić. Gorzki smak pojawił w jego ustach widząc jej zachowanie. Obdarował ją zimnym spojrzeniem, na które zasłużyła. Weszła na jego nerwy.

-Może byłem pijany, ale to nie oznacza że jestem głupi. Nie udawaj, że Ci na mnie zależy - powiedział z pustym wyrazem twarzy i poprawił marynarkę, która prawie spadła z jego ramion.

Chłód dawnych dni powrócił i wylał się na nich jak kubeł zimnej wody. Spuściła wzrok myśląc o jego ranie. Może była to ostatnia szansa żeby pozbyć się poczucia winy.

Spojrzała na niego jeszcze raz zauważając to, że jego marynarka była już zapięta. Wszystko wyglądało tak jakby do niczego nie doszło

-Przepraszam - powiedziała cicho unikając jego spojrzenia.

-Nie przepraszaj - odpowiedział jej zimnym tonem - Teraz wyrównaliśmy rachunki - wzruszył ramionami pomagając sobie ułożyć marynarkę.

Odsunął się od twardej powierzchni filara i odszedł. Jego słowa nie pomagały jej. Została sama otoczona zimnem i smutkiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top