45
Buty zapadały się w trawie jak w bagnie. Czarne i wypastowane nie były żadnym powodem do wstydu. Zgarbiony książę trzymał się na nogach. Ręce ściskały ramiona zupełnie jakby sam siebie pocieszał.
Usta zaciśnięte w pustym wyrazie twarzy. Tryskająca woda szumiała gdy wpadała do dolnego zbiornika. Fontanna, która działała dzięki działaniom Eriki. Nigdy nie marzył o tym, że znowu zobaczy zieleń, kwiaty i fontannę tryskającą strumieniami wody.
Ogród, który był nie używany przez wiele lat. Wcześniej był tu tylko piach i brud. Teraz znowu wrócił do życia powodując w jego sercu poruszenie.
Pnącza pięły się ku górze. Zatrzymany w czasie książę zaczął widzieć coś co nie było widoczne poza jego wyobraźnią.
Odcienie zieleni, pobudzały to miejsce do życia. Pąki bordowych róż rozrzucały swoje płatki tworząc krwawą rzekę. Trawa była poplamiona tworząc obraz jak z horroru.
Korona z warkoczy na czubku jej głowy. Końcówki czarnych włosów rozwiewane przez wiatr. Średniego wzrostu kobieta, która dyszała ze zmęczenia i bólu. Krew wyłaniała się spod jej sukni gdy stawiała kroki.
Zgarbiona trzymała się za brzuch. Ściśnięty gorsetem, podkreślającym jej talię osy. Usta rozchylone w agonii bólu. Zawsze przyjmowały formę uśmiechu, budzącego nadzieję. Teraz i ona ją straciła.
Niewinność, z którą upadła wywołała w nim dreszcze. Piękna twarz o delikatnej cerze spoczywająca na zielonej trawie. Płatki róż krwawiły zamieniając wszelką zieleń w czerwień.
Oddychała ciężko próbując pozostać przy życiu. Kilka minut wystarczyłoby żeby pomoc nadeszła, ale nie wytrzymała. Odeszła z tego świata pozostawiając dwójkę dzieci.
Nazywali ją Królową Matką, niegdyś wiwatowali na jej widok. Teraz kłaniali się w pokorze do jej trumny. Zupełnie jakby całkowicie stąd odeszła.
Futrzak podszedł do jego nogi i się o nią otarł. Krwawy obraz zniknął sprzed jego oczu, a w zamian pojawił się ten przyjemny dla oka pełny zieleni. Spojrzał w dół, wprost w czarne oczy zwierzaka, które okazywały chęć do wspólnej zabawy.
Podniósł ją pod łapkami. Trzymał na wysokości twarzy przyglądając się temu co sam stworzył. Milczał nie wiedząc jak nazwać zwierzę, które trzymał. Czy to co zrobił miało sens? Tamtego dnia nie chciał jej stracić. Zrobił wszystko, żeby ją uratować i skończyło się na tym, że teraz miał futrzaka, który przemierzał korytarze pałacu. Wchodziła wszędzie i nasłuchiwała to co się działo. Gdyby tylko potrafiła mówić na pewno podzieliłaby się z nim wszystkimi sekretami, które usłyszała.
Nagły pisk zirytował go. Spojrzał przed siebie znowu widząc panoszących się wszędzie gości. Plotkowali, grali, bawili się w najlepsze w miejscu dla niego tak ważnym.
Przyciągnął kota do piersi. Tulił ją do siebie jako pocieszenie. Wycofał się z konfrontacji irytujących go ludzi. Poszedł w kierunku pałacu chcąc również sprawdzić czy jego gość się już obudził.
Był zły na samego siebie za to czego się dopuścił. Nagła litość wobec dziewczyny, którą poczuł wzbudzała w nim niesmak. Nie mógł sobie na to pozwolić. Wczorajsza noc to był tylko przejaw nietrzeźwości. Nie było w nim już żadnych uczuć z ostatniej nocy.
Rozmowa, która była prowadzona za rogiem korytarza zatrzymała go. Głos, który sprawił, że przez całą noc marzył o zbliżeniu. Musiał postradać zmysły, żeby o niej myśleć.
-Spałaś z nim?
Wypuścił kota na nagły głos. Wychylił się zza rogu żeby przyjrzeć się księciu, który ją wypytywał. Znowu nie pamiętał jego imienia.
-Nie - machnęła ręką w samoobronie - Zaniosłam mu tylko kilka dokumentów - wytłumaczyła w stresie.
Oparł rękę na ścianie wciąż się im przyglądając. Satysfakcjonował go widok sukni, którą miała na sobie. Szara jedwabna suknia. Z pozłacanymi rękawami i gorset w tych samych kolorach podkreślający jej atuty. Przyglądał się podziwiając jej urodę.
-Wszyscy spotkali się w ogrodzie. Pójdziemy razem?
Wycofał się do tyłu i oparł plecami o zimną ścianę. Wziął głęboki oddech przymykając przy tym oczy. Denerwował się na siebie. Na swoje myśli i zachowanie. Czemu chował się jak tchórz? To był jego zamek, jego królestwo i jego Erika. Choć mogło się jej to nie podobać. Często traktował ludzi przedmiotowo. Wszystko należało do niego. Ludzie, przedmioty, posiadłości, prawo. Czuł się żałośnie patrząc na nią z ukrycia bo wcale nie musiał tego robić.
-Chodźmy.
Jej odpowiedź wywołała w nim panikę. Odkleił się od ściany i od razu uciekł wzdłuż korytarza. Wyglądając jak największy dziwak tego świata oglądał się za siebie bo wciąż słyszał ich rozmowę i stukot butów, który za nim podążał.
Zszedł po schodach tak naprawdę nie wiedząc dokąd idzie. Ciągle miał ich na karku. Wszedł w wąski korytarz, który na pewno nie prowadził na zewnątrz.
Brud osadził się na jego butach. Pchnął drewniane drzwi, które wyglądały jak wejście do piwnicy. Zapach zupy warzywnej i pieczonego mięsa unosił się w powietrzu. Trzasnął za sobą drzwiami dysząc ze zmęczenia. Był kłębkiem nerwów.
Jego obecność wzburzyła ludzi, którzy siedzieli w kuchni. Głośny krzyk dziecka "To książę!" sprawił, że ich usta zamknęły się. Wszyscy stojący upadli do jego stóp. Siedzący pochylili się do przodu z czego jeden z nich zanurzył twarz w talerzu z zupą.
Patrzył na ich pokorną postawę. Większość z nich pierwszy raz widziała go na oczy. Wysoki czarnowłosy mężczyzna podszedł do niego jako ten, który odpowiadał za wszystko co tu się działo. Ukłonił się w pół pasa.
-Jesteś szefem kuchni? - zapytał przyjmując poważną postawę - Jak masz na imię?
-Jin, Panie - patrzył się na jego buty - Co cię tu sprowadza?
Rozejrzał się zauważając, że wszyscy podsłuchiwali ich rozmowę.
-Inspekcja żywności - wymyślił na szybko.
W pomieszczeniu dało się usłyszeć jak ktoś upada na podłogę. Nagłe zemdlenie jednej ze służących poruszyło wszystkich.
-Zapraszam do stołu, Panie - poprowadził go do wolnego stolika w międzyczasie dając znak innym żeby zabrali stąd nieprzytomną.
Usiadł przy stole, który nie był wystarczająco dostojny. Przemilczał swoje uwagi chcąc jak najszybciej stąd wyjść.
-Podaj wszystko co masz - rozkazał i rozsiadł się wygodnie.
Mężczyzna machnął ręką do współpracowników. Jako szef kuchni nie chciał odstępować księcia nawet na krok. Nie mógł pozwolić sobie na żadną wpadkę.
Książę przyglądał mu się uważnie bo wydawał się być znajomy. Na jego twarzy odbijał się w jego wiek, który świadczył o tym, że nie był już w swoich młodzieńczych latach.
-Wyglądasz znajomo. Jak długo tu pracujesz? - zapytał bo go zaintrygował.
Talerz zupy pojawił się przed jego nosem razem z pieczywem. Sługa szybko odszedł bez zwracania na siebie uwagi.
-Od jakiś trzydziestu lat - powiedział z niewielkim uśmiechem - Najpierw pomagałem ojcu w kuchni jako dziesięciolatek. Gdy przyszedł jego czas 'emerytury' przejąłem rolę szefa kuchni. Od tamtej pory nic się nie zmieniło.
Chwycił za łyżkę i zaczął jeść. Rzeczywiście go pamiętał. W jego młodzieńczych latach spędzał dużo więcej czasu ze służbą. Zdarzało się, że przesiadywał też w kuchni. Musieli zamienić ze sobą kilka słów, ale minęło zbyt dużo czasu żeby dokładnie pamiętał.
Przyglądał się temu jak jadł. Panowała cisza, w której każdy był skupiony na księciu.
-Powiedz im żeby zachowywali się normalnie - powiedział zimnym głosem, który od razu usłyszeli.
Służba podniosła głowy i zaczęła jeść. Reszta zaczęła wychodzić udając wielce zapracowanych. Ciche rozmowy powróciły, a on w końcu mógł się trochę zrelaksować.
-Pozwól mi opowiedzieć trochę o naszych produktach i daniach - Jin operował manierami chcąc dobrze wypaść.
Książę potwierdził ręką, że może iść na przód chociaż nie był tym zainteresowany. Grał nieporuszonego i zimnego człowieka, którym chciał być w ich oczach. Stąd brał się ich szacunek.
Jin opowiadał mu o zbożach, z których wytwarzana jest mąka o jakiś farmach i przetworach. Jego słowa wlatywały jednym uchem, a wylatywały drugim. Przynajmniej wyglądało to jak inspekcja.
Przynieśli mu kolejne dania choć był już najedzony. Chciał już stąd wyjść i móc wrócić do ogrodu, w którym miała być dziewczyna.
Ku jego uciesze drzwi otworzyły się, a w nich stanęli jego doradcy. Byli wybawcami z sytuacji, w której się znalazł. Oboje podeszli do stołu przy którym siedział i się ukłonili.
-Dobrze, że przyszliście - oznajmił i od razu zaprosił ich do stołu - Zostaw nas samych - zwrócił się do Jina, który od razu odszedł.
-Służba nam powiedziała, że tu jesteś - oznajmił Jungkook spoglądając kątem oka na Soobina.
Książę rozejrzał się po pomieszczeniu. Chciał mieć pewność, że nikt go nie usłyszy.
-Musicie mnie zastąpić i dokończyć inspekcję żywności - pochylił się do nich - improwizujcie - zdzielił ich surowym spojrzeniem.
Pokiwali głowami tak naprawdę nie mając innego wyjścia. Książę wstał od stołu budząc panikę w poddanych. Nie przejmując się bałaganem, który zrobił swoją obecnością wyszedł żeby dołączyć do Eriki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top