40
Grupa ludzi siedziała na koniach. Co prawda nie byli zwykłymi ludźmi, tylko książętami. Jednak w obecnych ubraniach przypominali zwykłych obywateli.
Odbywały się zawody, w których każdy z nich uczestniczył. Polegały one na upolowaniu jak największej ilości zwierzyny. Była to jedna z najbardziej ekscytujących aktywności.
Książęta od dziecka uczą się tej umiejętności i nie mogą doczekać się ich pierwszego polowania. Z czasem gdy dorastają, ich ekscytacja wcale się nie zmniejsza.
Jednak tym razem ktoś niszczył im zabawę. Ktoś kto nie powinien nawet brać w tym udziału.
Oczy wlepiły się w dziewczynę, gdy ta kolejny raz pociągnęła za cięciwę od łuku. Obserwowali ją z podziwem. Jedni byli zazdrośni, inni chcieli być od niej szybsi. Jej strzała zawsze trafiała jako pierwsza.
Pisk młodej gazeli odbił się po lesie, gdy strzała trafiła w jej szyję. Dziewczyna w szybko zeskoczyła z konia i do niej pobiegła.
Książęta ze skrzywionymi minami patrzyli na to jak dobija zwierzę. Nie wiedzieli nawet dlaczego chciała to robić.
Nie zachowywała się jak typowa księżniczka. Chwilami byli przerażeni tym jak z zimną krwią zabijała zwierzęta.
-Czemu jest taka dobra? - szepnął jeden do drugiego - Zmienił się system nauki księżniczek? To sport dla mężczyzn. Co ona w ogóle tu robi?
-Cicho, bo usłyszy - skarcił go nie chcąc narobić sobie wrogów.
V patrzył spokojnie na swoją siostrę, która zawstydzała każdego z nich. Nie skupiał się na zawodach. Czekał na moment gdy zobaczy swoją zgubę.
Mimo wszystko nie spodziewał się tego po niej. Nie dlatego, że jej nie doceniał, ale zawsze pamiętał ją jako małą dziewczynkę chowającą się za zasłoną, gdy tylko pojawiał się konflikt pomiędzy ich rodzicami. To było coś nowego.
Zawiązała czerwoną wstążkę na szyi zwierzęcia, a służba przyszła ją zabrać przyznając jej kolejny punkt.
Książę ruszył przed siebie. Chciał jak najszybciej znaleźć Erikę i się jej pozbyć. Przejechał obok reszty książąt. Nie próbował nawet z nimi rozmawiać. Nie byli godni jego uwagi czy zainteresowania. Ledwo pamiętał ich imiona, a połowę z nich i tak przekręciłby.
Popędził konia, a grupka została za jego plecami. Jechał po stromym zboczu, wzdłuż rzeki.
-Hej, Taehyung! - usłyszał za sobą jak ktoś go woła.
Stukot kopyt stawał się coraz głośniejszy gdy był goniony przez nieznajomego. Zatrzymał się nagle, gdy zauważył ogromny worek.
Wyciągnął łuk i od razu założył strzałę. Nie miał ani chwili do stracenia. Wycelował w worek, który zdawał się poruszyć. Nie miał wątpliwości do tego, że to była ona.
-Znalazłeś coś?
Jisung nagle zajechał mu drogę koniem. Zirytowany Taehyung opuścił łuk, gdy ten pokrzyżował mu plany.
-Nie - burknął obrażony.
Młodszy zaczął się rozglądać, co go denerwowało. W końcu wypatrzył ją. Jego oczy zabłyszczał w zaciekawieniu.
-Co to? - zaintrygowany zsiadł z konia.
Zszedł po zboczu na sam dół. Jego buty zamoczyły się w lodowatej wodzie. Chwycił za worek i od razu wyczuł, że jest nadzwyczaj ciężki.
Wyjął nóż i przeciął nim linę, która była zawiązana. Odsłonił wnętrze i z przerażeniem spojrzał na twarz dziewczyny.
-Erika?!
Dotknął ręką jej zimnej twarzy. Oczy miała zamknięte. Była wychłodzona. Zacisnął rękę na nożu i używając całej siły zaczął rozcinać worek.
Odsłonił całe jej ciało, które leżało w niewygodny sposób na ziemi.
-Erika, obudź się - przestraszony próbował ją ocucić.
Na jej twarzy pojawił się grymas, a zaraz po tym powoli otworzyła oczy. Patrzyła na niego, niczego nie rozumiejąc.
-Co się stało? - zapytała słabym głosem. Jej oczy były ledwo otwarte.
Podał jej dłoń i chwycił w talii żeby mogła usiąść. Zdezorientowanymi oczami rozejrzała się dookoła. Dostrzegła spojrzenie Księcia, który wyraźnie nie był szczęśliwy z tego co się działo.
-Znalazłem cię przypadkiem, coś cię boli? - był poruszony jej stanem.
Złapała się za głowę odczuwając tam ból. Chwyciła się jego ramienia i wstała z niewygodnego podłoża.
-Plecy.. - jęknęła bo ból się nasilił.
-Powinien zobaczyć cię medyk - poprowadził ją za rękę ku wyjściu ze zbocza.
Było to dla niej męczące, ale dała radę wyjść stąd o własnych siłach. Wyciągnął kilka gałęzi z jej pogniecionej sukni, gdy byli już na drodze, a ona ją otrzepała.
-Jedźmy do pałacu - zaproponował.
Skinęła głową na potwierdzenie. Była wdzięczna za pomoc.
-Pojedzie ze mną - wtrącił się V.
Zsiadł z konia i pewnym krokiem podszedł do nich.
-Nie ma takiej potrzeby. Z chęcią ją tam zabiorę - spierał się z nim.
-Nie ma mowy - przepchnął się obok niego i przyciągnął ją do siebie.
Zdezorientowana Erika spojrzała na niego. Była zaskoczona jego nagłym ruchem. Jej serce przez moment zabiło szybciej. Jego ręce oplotły jej talię w uścisku. Mocno trzymał ją przy sobie.
-Ona jest moją księżniczką - sięgnął do jej włosów i wyjął z nich małego liścia zanim je odgarnął. Jego dłoń pozostała na jej policzku.
Wpatrywała się dużymi oczami w jego spojówki, które również wylądowały na jej twarzy. Czuła każdy jego oddech. Nigdy wcześniej nie była z nim tak blisko.
-W takim razie uważajcie na siebie - odsunął się będąc zakłopotanym.
Wciąż nie puszczając jej zaprowadził ją do konia.
-Ty pierwsza - powiedział jej do ucha.
Chwycił za jej rękę i położył ją na siodle. Gdy był pewny że, wie gdzie ma się trzymać chwycił ją za biodra. Jednym ruchem podniósł ją i usadził na koniu.
Od razu chwycił za wodze żeby nie próbował uciec. Wsiadł zaraz za nią powodując dziwne uczucie w jej brzuchu.
-Oprzyj się o mnie - przyciągnął ją, chcąc popisać się.
Erika czuła się dziwnie będąc w takiej pozycji. Nie rozumiała zmiany jego zachowania. Jej głowa była oparta o jego tors. Słyszała bicie jego serca, co również odzwierciedlało to jej. Nie była w stanie się poruszyć.
Z uniesioną głową skręcił koniem i go popędził. Na początku wolnym tempem przejechali obok wszystkich przyciągając ich uwagę. Później przyspieszył chcąc uciec od ich spojrzeń.
Uśpił jej czujność co było mu na rękę. Jego dłoń zaciskała się na jej tali. Czuł jak jej mięśnie napinają się. Śmieszyła go ta uległość. Jej skóra reagowała na każdy ruch jego palców.
Nie odzywali się do siebie. W spokoju poszukiwał wzrokiem jakiegoś ustronnego miejsca, gdzie nikt by ich nie słyszał ani nie widział.
Dotknął nosem jej karku na co się wzdrygnęła. Zszedł ze ścieżki w las. Uciekła od niego gdy się pochyliła by nie dostać z gałęzi w twarz.
Szybko przyciągnął ją z powrotem do siebie. Znowu była zaskoczona.
-Nie musisz tak mocno ściskać - chwyciła za jego dłoń chcąc poluźnić ucisk. Nie mogła oderwać nawet jednego palca. W końcu i jej ręka wpadła w jego niewolę - Dokąd jedziemy? - nie wiedziała gdzie są.
-Zobaczysz - pozostawiał ją w niepewności.
Minęli dużego dęba, za którym było trochę mniej drzew. Skręcił tam dając dla konia ciężki moment pójścia pod górkę.
Zatrzymali się na środku co wzbudziło w niej niepokój. Zsiadł z konia jako pierwszy. Erika rozglądała się zauważając, że byli sami w środku lasu.
-Chodź - sprawił, że na niego spojrzała.
Jego ramiona były wyciągnięte w jej kierunku, czekając aż się w nich znajdzie. Przyglądała mu się, gdy w głowie rozważała zejście. Nie miała wobec niego za grosz zaufania.
Podszedł bliżej, chcąc ułatwić jej zejście. Przełożyła nogi na jedną stronę, choć nie było to zbyt wygodne z powodu długiej sukni. Teraz jej nogi były w połowie odsłonięte, gdy czekały na powrót na ziemię.
Położyła dłonie na jego ramionach. Patrząc mu się w oczy, wciąż wątpiła w to co robi. Wsunął ręce na jej talię. Podniósł ją i powoli sprowadził na ziemię.
Czubki ich butów stykały się ze sobą. Ręce wciąż w tych samych miejscach, obejmowali siebie nawzajem. Spojrzenia utkwione w sobie zwalniały czas. Gapili się na siebie chociaż tak bardzo się nienawidzili.
Zmarszczył na nią czoło. Trawiła wszystkie myśli, co sprawiało że wyglądała jakby śniła na jawie. Nie była gotowa na zakończenie.
-Porwałeś mnie.
Jej szept brzmiał jak dogłębne wyznanie. Spochmurniała przypominając sobie lodowatą noc.
-Co to za mina? - skanował jej twarz - Zawiodłem cię? - drwił sobie z niej.
Uniosła głowę, chcąc pokazać mu, że tak łatwo nie ulegnie.
-Nie, przeciwnie - powiedziała głośno i wyraźnie - Zawsze jesteś sobą i zawsze popełniasz te same błędy.
Jej odpowiedź wyrwała go z jego poważnej postawy. Prawie przewracając oczami przybliżył twarz do tej jej. Powodując, że ich nosy prawie się spotkały.
-Czy ktoś prosił cię o ocenę moich decyzji? - wybrzmiało to żartobliwie, choć go zdenerwowała.
-Nie, ale ja również nie prosiłam o twoją nienawiść - odpowiedziała mu pewnie z malutkim uśmieszkiem. Drażnienie go było karmą.
Z dobrą miną do złej gry, wyciągnął sztylet z sakwy spod siodła. Przyłożył nóż do jej gardła. Przy jej skórze pojawiło się ciepło, które wydobywało się z jego ręki.
Chciała się odsunąć, ale jego ręka przypomniała jej o tym, że jest w potrzasku. Z pojawiającym się strachem w jej oczach, znowu na niego spojrzała.
-Zamierzasz zabić mnie trzymając w swoich ramionach?
Wydawało się to oczywiste, ale wciąż nie dowierzała. Ciężko oddychając czekała aż coś zrobi, albo powie.
Byli tylko we dwoje.
-Będę ostatnim który będzie cię tak trzymał.
Przygryzł wargę. Nie było po nim widać ani odrobiny zawahania.
-Sadysta.
Jej stwierdzenie było jak powiew zimnego wiatru. Popchnęło go to do powolnego nacięcia jej skóry. Przestała oddychać ze strachu. Każdy nagły ruch mógł kosztować ją życie.
Zamknęła oczy, z których ściekły łzy. Jej wszystkie mięśnie były tak bardzo napięte, że bała się je nawet rozluźnić.
Bała się śmierci.
Świst, krótki i szybki ominął jej twarz.
Otworzyła oczy słysząc kolejny. Książę odwrócił głowę do tyłu, obserwując co się dzieje.
Świst przemknął obok nich. Czerwona ciecz spłynęła od jego ucha aż po szyję. Spanikowana spojrzała w tym samym kierunku co on.
Czarnowłosa stała z wycelowanym łukiem kilka kroków dalej. Patrzyła się ostrym spojrzeniem na swojego brata, żądając tylko jednego.
-Puść Erikę - powiedziała powoli.
Odsunął sztylet od jej gardła powodując pieczenie w miejscu niewielkiej kreski. Chwycił za jej dłoń, chociaż chciała żeby ją puścił.
-Jeśli będziesz próbował ją zabić, wiedz że się zjawię i ci ją odbiorę - zacytowała głośno i wyraźnie - Musiałeś o tym zapomnieć, ale ja nie zapomniałam. Obiecałam Ci to.
Stali naprzeciwko siebie posyłając ostre spojrzenia.
-Przyszłam ją zabrać ze sobą skoro ci tak bardzo przeszkadza. Nie stawaj mi na drodze - wciąż trzymała napięty łuk.
Postawił krok wychodząc na przód. Był gotowy stawić jej czoła.
-Chcesz ją oddać w ręce ojca? - przymrużył oczy na samo nazwanie go ojcem - Czemu ci tak na niej zależy? - pytał bo wciąż nie rozumiał jej intencji - Czemu wam wszystkim na niej zależy? Najpierw Wilk, teraz Ty. Kto będzie następny?
-Nie będzie następnych. Erika idzie ze mną - powiedziała z nerwami.
Patrzył się na nią zupełnie jakby pytał o potwierdzenie jej słów. Puścił rękę Eriki, będąc gotowy zaryzykować swoje życie.
-W takim razie jest tylko jedna droga żebym pozwolił jej odejść.
Wystawił obie ręce przed siebie. Fioletowe światła zaczęły skakać wokół jego dłoni. Po sekundzie uformowały się w nich dwa ostrza.
-Pokaż na co cię stać.
Rzucił w jej kierunku miecz, który wbił się w ziemię tuż przed jej stopami. Wyjęła go bez żadnego wysiłku. Erika z przerażeniem patrzyła jak podchodzą do siebie.
Soyeon zgrabnie obracała miecz pomiędzy palcami. Rączka przeskakiwała tak jak jej dyrygowała. Taehyung natomiast intensywnie przygryzał wnętrze swojego policzka, obmyślając strategię.
Zatrzymali się gdy byli już wystarczająco blisko siebie. Miecze uniesione na wprost, gotowe do walki. W powietrzu było czuć napięcie.
Ale dziewczyna nie mogła do tego dopuścić. Wbiegła w sam środek, zatrzymując całe widowisko. Oboje spojrzeli się na nią w zirytowaniu.
-Wrócę do pałacu - rozszerzyła ramiona, bojąc się najmniejszego ruchu miecza - nie walczcie - patrzyła na nich na zmianę.
-Nikt nie pytał cię o zdanie - przemówiła Soyeon. Nie chciała z niej rezygnować.
-Nikt nigdy nie pyta - oznajmił Taehyung, zupełnie jakby to przewidział - To jest Erika. Ona nigdy nie słucha i nigdy nie pozwoli mieć nad sobą kontrolę - machnął mieczem zanim go opuścił - Myślisz, że cokolwiek dla niego zrobi gdy jest gorszy ode mnie?
Przewróciła oczami na jego zagranie.
-Chcesz do niego wracać? - skierowała pytanie do Eriki - Ile razy próbował cię się pozbyć? - zmierzyła go wzrokiem wiedząc, że trafiła w czuły punkt - Jeśli pójdziesz ze mną, będziesz mogła żyć spokojnie, a król obdaruje cię bogactwem za to co zrobisz.
-Kłamstwo - wtrącił się - Nigdy nie był tak dobry. Cena za to co masz zrobić na pewno jest większa, ale Soyeon nie powie ci o niczym żeby cię nie wystraszyć. Gdy z nią odejdziesz, nie będziesz mogła już tu wrócić.
-A dlaczego miałaby chcieć tutaj wracać?
Kłócili się o nią jak dzieci o zabawkę. Jednak Erika wiedziała tylko jedno. Znała ten świat lepiej niż tamten. Mógł być nawet gorszy niż ten. Wszystko co mówiła mogło być kłamstwem.
-Jeśli ja nie będę jej miał, to również nikt inny - był wkurzony.
-Wrócę do pałacu! - powtórzyła przerywając ich kłótnie.
-Erika, nie wiesz co robisz - Soyeon próbowała do niej dotrzeć.
-Decyzja zapadła - dumny książę nie tracąc czasu chwycił swą zdobycz. Przyciągnął ją do siebie chowając w ramionach i ochraniając mieczem przed wkurzoną Soyeon.
-Będziesz tego żałować - splunęła zanim odeszła.
Zapadła cisza, w której napięcie opadło. Wszystko działo się tak szybko, że Erika zagubiła się w tym co tak właściwie się stało.
Wcisnęła ręce pomiędzy siebie a niego i powoli go od siebie odepchnęła. Wiedziała, że robił to wszystko na pokaz, a nie z sympatii do niej. Wolała zachować dystans.
Spojrzał na nią nie rozumiejąc dlaczego to zrobiła. Zwykle kobiety chciały jego uwagi i do niego lgnęły. Każda inna nie odmówiłaby mu, ale dla niej nawet zwykłe przytulenie sprawiało uczucie jakby było to coś nieodpowiedniego.
-Więc wybrałaś mnie - zadarł nos do góry, będąc pełny dumy.
-Wybrałam ten świat, nie ciebie - sprostowała, żeby za wiele sobie nie myślał.
-Na jedno wychodzi - spojrzał na nią z góry.
Jego spojrzenie wylądowało na czerwonej kresce na szyi. Spłynęło z niej trochę krwi, która przykuła jego uwagę. Zdobiła jej skórę i sprawiła, że jego usta stały się mokre.
Przepraszanie nie było w jego naturze. Jego duma i pozycja nie pozwalała mu zniżyć się i powiedzieć to jedno słowo. Zresztą on nigdy się nie mylił.
-Ale skoro zostałaś.. - położył rękę na jej ramieniu, na którą od razu spojrzała podejrzliwie - spełnię każde twe życzenie.
Jej usta chciały zaprzeczyć. Na pewno blefował, ale jej głowa stała się pusta kiedy nieznajome do tej pory usta znalazły się na jej skórze.
Stała jak sopel lodu. Kompletnie zamrożona pod wpływem jego dotyku.
Usta przylgnęły do szczypiącego miejsca. Jego język odbierał jej oddech gdy gładził jej skórę. Zaciągnęła się powietrzem czując, że go jej brakuje. Jej policzki oblała czerwień, której chciała od razu się pozbyć.
Nie wiedziała co się z nią dzieje. Odchyliła głowę do tyłu, próbując to przerwać. Jego ręka wślizgnęła się na jej kark i przytrzymała w tym samym miejscu.
Dokładnie zlizywał pozostałości po swojej winie. Nie potrafił w żaden inny sposób jej przeprosić. Chciał to wymazać z jej pamięci, żeby już się na niego nie gniewała. W jego oczach wyglądała teraz na lojalną.
Jej palce prześlizgnęły się w kosmyki jego włosów. Oderwała jego głowę i sprawiła, że spojrzał na nią spod opadających włosów. Choć wciąż była zakłopotana tym co zrobił, kazała mu przestać.
-Jesteś wampirem? - zapytała żartobliwie chcąc pozbyć się niezręczności.
Podniósł głowę, uciekając od jej delikatnych dłoni. Jego włosy były rozczochrane przez co wyglądał jak puchaty piesek.
-W tym świecie wampiry nie istnieją.
Naśmiewał się z jej pytania, choć z zewnątrz nie było tego widać.
-Albo jesteś jednym z nich i się kryjesz.
Przymrużyła na niego oczy, mając zagwozdkę.
-Uważaj bo jeszcze zaczniesz o mnie fantazjować.
Posłał jej drwiące spojrzenie. Odepchnęła go o kilka centymetrów.
-Sadysta.
Wysyczała w jego kierunku.
-Uważaj co mówisz. Nie przetrwała byś tutaj nawet jednego dnia beze mnie - powiedział zalotnie. Odwrócił się na pięcie i poszedł do konia zostawiając ją w tyle.
-Cokolwiek pozwala Ci spać w nocy. - mruknęła pod nosem, wciąż go obserwując.
-Co tam powiedziałaś? Znowu mnie znieważasz? - poprawiał siodło i udawał, że wcale jej nie słyszał.
-Dokładnie tak - potwierdziła głośno. Miała teraz nad nim przewagę.
Spojrzał na nią przez ramię. Obserwowała go uważnie. Podniósł brew zastanawiając się co zrobić z tym faktem. Na końcu posyłając jej niewielki uśmiech i wracając do wierzchowca.
To był pierwszy raz gdy widziała jak uśmiechał się w ten sposób.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top