11
Przeniosła świecę w bardziej bezpieczne miejsce i zaczęła szykować się do spania. Było tu bardzo zimno, dlatego bez zbędnego ociągania wsunęła się pod pierzynę. Otulona ciepłem materiału pogrążyła się w rozkoszy ciszy. Nie była wystarczająco zmęczona, żeby tak szybko pogrążyć się we śnie. Dlatego w skupieniu przyglądała się małemu płomykowi, który był obecnie jej jedynym źródłem światła.
Czy to właśnie teraz nastąpił dla niej czas, żeby poczuć się wolną? Miesiące samotności - tak bardzo chciała, żeby zniknęły z jej z myśli. Nie potrafiła się ich pozbyć i tego głosu, który sprawiał, że naprawdę stawała się szaleńcem. Kto był za to odpowiedzialny? Dlaczego tak bardzo jej przeszkadzał?
To miejsce pomimo, że go jeszcze nie znała. Nie wiedziała co dalej będzie, dało jej nadzieję. Kobieta taka jak ta, z takim małym dzieckiem nie może być taka jak inni, prawda? Erika nabrała nadziei na to, że na tym świecie istnieją jeszcze ludzie, którzy posiadają dobre serce. Chciała jej zaufać. Jako pierwszej osobie, właśnie z tego świata.
Przez jeszcze parę chwil słyszała kroki, których właścicielami były osoby znajdujące się na górze. Spokój, którego doświadczyła już po paru minutach pozwolił na uspokojenie myśli i zaprowadzenie do krainy snów.
~*~
-Echu echu - głośne kasłanie. To właśnie ten odgłos sprawił, że Erika otworzyła oczy zaniepokojona.
-Nic Pani nie jest? - zapytała od razu, kiedy zobaczyła kobietę machającą rękami na wszystkie strony. Wyglądał co najmniej jakby odpędzała szatana, ale w rzeczywistości wszędzie było mnóstwo dymu.
-To ja powinnam ciebie o to zapytać, jak to możliwe, że wciąż oddychasz? - Erika wstała z łóżka i dołączyła do kobiety - powinnaś zgasić na noc świecę, spójrz ile dymu. Mogłaś się udusić - dalej nie przestawała kaszleć.
Było to dość dziwne, że dla niej nic nie dolegało w przeciwieństwie do staruszki, która wypluwała płuca.
-Może lepiej stąd wyjdźmy - zasugerowała młodsza. Kobieta nie mogąc nic powiedzieć przez duszący dym, wyraźnie potwierdziła głową. Wspięły się jedna za drugą po drabinie i szybko stanęły na czystej podłodze.
Pomieszczenie wydawało się wyglądać zupełnie inaczej za dnia.
-Poczekaj chwilę, mam coś dla ciebie - kobieta podeszła do dość dużego kufra i go otworzyła.
Dziewczyna przyglądała jej się z oddali. Nie wiedziała czego starsza może szukać, a zwłaszcza dla niej. Nadal cicho kaszlała. Dziewczyna starała się określić wiek kobiety. Patrząc na jej zmarszczki była pewna, że jej wiek na pewno sięga powyżej sześćdziesięciu lat.
-Załóż to - zanim się zorientowała, kobieta wystawiła do niej ręce pełne ubrań.
-Dziękuję - odpowiedziała. Nie spodziewała się, że otrzyma cokolwiek. Wszystko co się do tej pory wydarzyło wywołało mętlik w jej głowie. Tak naprawdę nie wiedziała co robi w tym domu i dlaczego staruszka jej pomaga. Jednak teraz było to jej jedyne schronienie.
Kobieta wyszła z pomieszczenia, a Erika nie zwlekając dłużej przebrała się w świeższe ubrania. Po paru minutach przeszła przez te same drzwi co starsza.
Zobaczyła małego chłopca z wczoraj tuż przy drzwiach wyjściowych.
-Wychodzimy, zjedz śniadanie. Nie otwieraj nikomu, niedługo wrócę - oboje wyszli.
W całym domu zapanowała cisza. Zajęła miejsce przy stole i popatrzyła na to co przygotowała kobieta. Już po samym posiłku zauważyła, że nie jest to jedna z bogatszych rodzin. Erika dostała wyrzutów sumienia. Czuła, że przez nią kobiecie będzie jeszcze ciężej, nie tylko w sprawach finansowych, ale także obawiała się że przez samą obecność sprowadzi na nią kłopoty.
Po jej plecach przeszedł dreszcz.
Nie spokojnie zeskanowała wzrokiem pomieszczenie.
-Czego się boisz debilko.. - odgoniła myśli i zabrała się za spożywanie posiłku.
Minuty mijały, a ona siedziała bez celu. Nie chciała nigdzie wychodzić z obawy przed strażnikami. Była pewna tego, że nadal kręcą się po mieście. W dodatku teraz w większej ilości. Skrzypnięcie drzwi zwróciło jej uwagę.
-To tylko ja - zamknęła za sobą drzwi.
Patrzyła na to jak ściąga płaszcz. Po paru sekundach zauważyła, że się w nią wpatruje. Chciała zadać parę pytań, ale nie wiedziała jak zacząć. Były same, więc pomyślała, że to dobry moment. Kobieta zajęła miejsce naprzeciwko niej.
-Co chcesz powiedzieć? - zapytała widząc zmieszaną minę Eriki.
-Dlaczego mnie Pani nie wygoniła? - starała poukładać sobie myśli. Miała wiele pytań, ale nie chciała atakować nimi kobiety - Dlaczego ta kartka zaprowadziła mnie tutaj.. - jej żołądek lekko się zacisnął. Zaczęła odczuwać stres.
-Tak miało być, dobrze że dotarłaś bezpiecznie. Mógł się bardziej wysilić.
-Kto? - nie do końca rozumiała o kim mówi.
-Ten który Ci pomógł.
-Czyli? Jak ma na imię? Dlaczego to dla mnie robicie? - w jej głowie nic nie trzymało się kupy. Zupełnie nie miało to sensu, po co ktoś obcy miałby jej pomagać. Czy poznanie jego imienia jest problemem?
-Czym mniej wiesz, tym lepiej - ta odpowiedź nie usatysfakcjonowała jej.
-A Pani jak ma na imię - miała nadzieję, że przynajmniej na to pytanie jej odpowie.
-Możesz mi mówić Janina.
-Erika - wystawiła do niej rękę. Kobieta uścisnęła ją. Zaczęły rozmawiać ze sobą. Erika nadal była trochę zestresowana. Czuła się nieswojo przybywając z obcą jej osobą. Wtedy kobieta poprosiła ją o pomoc.
-Załóż to - podała jej długi płaszcz w odcieniu ciemnej czerwieni.
-Nie będę się innym rzucać w oczy, jeśli go założę? - zapytała niepewnie.
-Nie powinnaś, chodźmy - otworzyła drzwi, zanim ta zdążyła ubrać płaszcz. Szybko narzuciła go na siebie i dogoniła kobietę - proszę - podała jej dwa koszyki i sama wzięła jeden do ręki - nałóż kaptur dla bezpieczeństwa - Erika naciągnęła go na głowę.
-Dokąd idziemy? - podążała za staruszką.
-Na targ - ona także miała na głowie duży kapelusz. Doskonale zasłaniał jej twarz, ale po co jej on? Na zewnątrz było pochmurnie, a słońce było ledwo zauważalne. Wyszły na główną ulicę, gdzie znajdowała się podobizna księcia. Erika skrzywiła się na sam jego widok.
Szły dalej, znacznie oddalając się od domu. Erika rozglądała się dookoła, stare drewniane domki znacznie różniły się od tego co spotykała na co dzień w normalnym świecie i nie tylko to różniło się. W prawdzie przyzwyczaiła się widzieć mury pałacu, ale to, że znajdowała się teraz w tej wiosce sprawiło wrażenie jakby poznawała ten świat na nowo.
To wszystko różniło się od siebie diametralnie, jednak jedna rzecz pozostawała taka sama. Pustki w pałacu, na dziedzińcu, pustki na ulicach i głucha cisza, która temu towarzyszyła. Mając na uwadze, że zmierzały na targ spodziewała się, że będzie tam więcej ludzi niż dotychczas. Z oddali widziała już stragany poustawiane obok siebie, a przy nich sprzedawców czekających na zjawienie się klienta. Można przyrzec, że znajdowało się tam więcej straganów niż samych klientów. Dlatego gdy tylko szły pomiędzy straganami to każdy sprzedawca mierzył je wzrokiem mówiącym "Chodź do mnie". Jej żołądek zacisnął się z nerwów, a każde spojrzenie niepokoiło ją. Co jeśli wiedzą kim jest?
-Chodźmy tutaj - z przemyśleń wyrwał ją głos Janiny, dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy ta oddaliła się od niej. Cicho przytaknęła i poszła za nią do jednego ze straganów. Kobieta po kolei mówiła co chce i ile tego chce, a Erice zostało spakować to do koszyka. To ona miała za zadanie nosić to wszystko. Starała się nie narzekać, ponieważ kobieta była o wiele starsza od niej, ale łóżko na którym spała nie było za wygodne przez co Erice towarzyszył ból pleców - zostaw ten kosz i idź kup kilo jabłek - podała jej sakiewkę z monetami - wszystko jest wyliczone - dodała. Tak jak kobieta jej powiedziała, zostawiła pełny kosz i poszła z pustym. Oddaliła się od niej i rozglądała za odpowiednim stoiskiem.
Po paru sekundach poszukiwań dostrzegła stragan z owocami i warzywami. Szybko poszła w jego kierunku.
-Poproszę kilo jabłek - od razu przeszła do rzeczy. Postawiła bliżej swój koszyk i przyglądała się jak waży jabłka na ustrojstwie nazywanym wagą. Mężczyzna nałożył odpowiednią ilość, a następnie przełożył wszystko do koszyka Eriki. Szybko podała mu pieniądze i schyliła się, żeby podnieść kosz, właśnie wtedy wydała ze swoich ust przerażający krzyk.
~*~
Domyślacie się co się mogło stać?
Dziękuję za to 💜
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top