Rozdział 40
- Mam dla ciebie niespodziankę - oznajmił Harry.
Siedzieliśmy razem przy stole w kuchni i spożywaliśmy śniadanie. Anne usmażyła naleśniki, za którymi wręcz szalałem. Nawet Des zaszczycił nas swoją obecnością, co jest rzadkością. Wiecznie wyjeżdża gdzieś w interesy i nie często go widujemy. Teraz siedział obok swojej żony, po drugiej stronie stołu. Zayn z Niallem gdzieś zniknęli, a Liam wyjechał do swojej dziewczyny. Tylko dzięki temu wciąż jeszcze były naleśniki, ponieważ blondyn od razu by je wszystkie wpałaszował.
Wszyscy teraz spojrzeli na zielonookiego z zainteresowaniem. Przełknąłem ostatni kęs wspaniałego ciasta naleśnikowego i czekałem cierpliwie, aż powie coś więcej. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Jednak nie zamierzał nic dodawać.
- No powiedź coś więcej. - zacząłem. - Co to za niespodzianka?
- Trochę się napracowałem z tym, więc nie zepsuję elementu zaskoczenia. - dodał. - Niespodzianka, to niespodzianka. Dowiesz się w swoim czasie.
- Ech... Ale ty jesteś nieznośny. - jęknąłem, czym rozbawiłem całe towarzystwo.
Skończyliśmy posiłek i ja wraz z Harrym zajęliśmy się sprzątaniem, aby jakoś odciążyć Anne. Kobieta poszła wraz ze swoim mężem do salonu, pogrążona w rozmowie. Harry pozmywał brudne naczynia. Wycierałem ostatni talerzyk, gdy zostałem przyciągnięty do mocnego uścisku.
- Zwariowałeś?! - zawołałem odskakując. - Zmoczyłeś mnie. Całą bluzkę mam mokrą!
- Nie szkodzi. - zapewnił, dając mi całusa w czubek nosa. - I tak jesteś piękny.
Odłożyłem talerz na miejsce, zanim go stłukę, co może mi się zdarzyć. Czasami jestem niezdarny. Wyszliśmy razem z kuchni na zewnątrz. Była piękna, słoneczna pogoda. Usiedliśmy na ławeczce przed budynkiem. Harry objął mnie ramieniem, jak miał w zwyczaju i chwilę siedzieliśmy w ciszy. Na podjazd wjechał czarny samochód terenowy. Wysiadł z niego Carter. Spojrzał się w naszą stronę, ale pod groźnym spojrzeniem Harryego, spuścił wzrok i poszedł w swoją stronę. Kierowcą był Patrick, który posłał nam lekki uśmiech i zaczął wypakowywać jakieś torby.
- Odpuść już mu. - odezwałem się. - Zawsze musicie zabijać się wzrokiem na powitanie?
- To Carter, nie znoszę go... - mruknął, krzywiąc się.
- Jego brat uratował mi życie, jakby na to nie spojrzeć, może mógłbyś być bardziej... miły? - zaproponowałem.
Harry jedynie prychnął i pokręcił głową. Jaki on był uparty! Zawsze jak się na coś uprze, to to zrobi. Nigdy nie odpuści. W ostatniej chwili zauważyłem lecący w naszą stronę przedmiot. Styles złapał go jedną ręką i spojrzał się pytająco na Patricka, który opierał się o samochód z szerokim uśmiechem.
- Urządzamy sobie maraton filmowy. - powiedział. - Może się przyłączycie gołąbeczki?
- Nie dziś stary, zaraz wyjeżdżamy. - wyjaśnił Styles i uniósł przedmiot w górę. - Ale to sobie zostawimy. - zaśmiał się szeroko.
Patrick pokręcił rozbawiony głową i ruszył w stronę drugiego budynku z siatką zakupów w ręku. Dopiero teraz spojrzałem na przedmiot, który złapał Harry. Była to zwyczajna paczka chipsów.
- Jak to wyjeżdżamy? - zapytałem, wpatrując mu się w oczy, starając odczytać z nich cokolwiek.
- Wszystkiego się dowiesz w swoim czasie, Lou. - zapewnił i podniósł się z ławeczki, chwytając mnie za rękę.
Wstałem zaraz za nim i ruszyliśmy do budynku, gdzie przesiadywali członkowie mafii. W głównym pomieszczeniu było sporo osób. Jak zdążyłem zarejestrować, byli oni mniej więcej w naszym wieku, może nieco starsi. Z tego co się dowiedziałem, to większość z nich przyjaźni się z Harrym i tworzą tak zwaną ,,Mafię Harolda''. Podobno Des ich tak nazywa, ponieważ są jeszcze młodzi, zwykła banda nastolatków. Harry przez to się denerwuje. Nie lubi jak zwraca się do niego tym imieniem.
W rogu pomieszczenia, na kanapie odnaleźliśmy Nialla i Zayna. Blondyn usadowił się na kolanach swojego chłopaka i z zawzięciem o czymś dyskutowali. Dopiero, gdy Zee nas dostrzegł, przerwali rozmowę.
- Jednak przyszliście na maraton filmowy? - zapytał z szerokim uśmiechem.
- Nie. - zaprzeczył szatyn. - Mogę wziąć twoje auto? Po ostatniej akcji z paintballem Des nie chce dać mi samochodu. Wyjątkiem był wyjazd nad jezioro.
- Jasne. - zgodził się od razu i chwilę szukał czegoś po kieszeniach. - Trzymaj, miłego wypadu, przejażdżki, co tam tylko zamierzacie robić. - podał mu kluczyki.
- Dzięki, wiszę ci przysługę. - zawołał ucieszony.
- Więc następnym razem umyjesz i posprzątasz mi samochód. - powiedział Zayn, uśmiechając się szeroko.
Jak wiadomo było wszystkim, samochód Zayna to prawdziwy śmietnik. Puste opakowania po przekąskach, okruszki chipsów i tłuste plamy po frytkach to standard. Oczywiście była to robota blondyna. Nie wiem jak Zayn z nim wytrzymuje.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z powrotem na zewnątrz. Odszukaliśmy samochód i wsiedliśmy do niego. Harry przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszyliśmy z podjazdu.
- Nie mówiłeś, że gdzieś mamy jechać. - powiedziałem zdziwiony.
- To niespodzianka, mój niecierpliwy chłopcze. - zaśmiał się. - Mam nadzieję, że ci się spodoba.
- A daleko jeszcze? - zapytałem, opierając głowę o szybę.
- I już się zaczyna. - westchnął cierpiętniczo Harry i wyjechał na główną drogę.
Jechaliśmy kilka naprawdę długich minut. Z radia leciały piosenki i od czasu do czasu podśpiewywałem je sobie pod nosem lub wybijałem rytm o swoje udo. Po jakimś czasie nawet Harry się przyłączył. Miał wspaniały głos. Naprawdę potrafił śpiewać. Wiele razy go namawiałem, aby mi coś zaśpiewał, ale wzbraniał się przed tym. Wiedziałem, że jakoś to jeszcze wykorzystam. Teraz jechaliśmy autostradą, a on wydzierał się bardzo głośno śpiewając refren i co jakiś czas spoglądając na mnie.
Zatrzymaliśmy się przed jakimś małym domkiem. Nigdy tu nie byłem. Nie wiedziałem właściwie po co tu przyjechaliśmy. Czyżby to kolejny dom Harryego? Kupił go? To w jego stylu, ale po co? Było nam dobrze tam, gdzie już mieszkaliśmy. Cisza, spokój, brak wścibskich sąsiadów i może od czasu do czasu słychać było wystrzały z pistoletów. Naprawdę polubiłem nowe życie. Dwa razy Des zabrał mnie na strzelnicę i nauczył strzelać. Było fajnie. Starszy Styles był dla mnie jak ojciec. Nie był taki zły, jak go z początku oceniałem. Nie chciałem tego zmieniać.
- Już jesteśmy. - zakomunikował z szerokim uśmiechem kręconowłosy.
Jako pierwszy wysiadł z samochodu, obszedł go i znalazł się przy mnie. Otworzył mi drzwi i popatrzył na mnie wyczekująco.
- Po co tu przyjechaliśmy? - zapytałem.
- Sam za chwilę zobaczysz. Chodź już Boo. - chwycił mnie za rękę i wyszedłem z pojazdu.
Razem skierowaliśmy się żwirową ścieżką w stronę domu. Weszliśmy na werandę i to Harry zadzwonił dzwonkiem. Chwilę czekaliśmy, aż ktoś otworzy. Słyszałem odgłos otwieranych drzwi. Zanim zdążyłem zobaczyć, kto to był, jakaś postać od razu rzuciła mi się na szyję, bardzo mocno ściskając.
- Boo! Tęskniłam! - usłyszałem znajomy głos.
Dopiero gdy wypuściła mnie ze swojego żelaznego uścisku, zobaczyłem twarz swojej przyjaciółki. To była Kate. Ta Kate. Myślałem, że już nigdy jej nie zobaczę. Kilka miesięcy temu wyjechała z rodzinnego miasta razem ze swoim chłopakiem Joshem. A skoro mowa o chłopaku, to stał on w progu drzwi i uśmiechał się szeroko.
- Witaj Louis. - przywitał się, również przygarniając mnie do braterskiego uścisku.
- Skąd? - zacząłem, patrząc to na tę dwójkę, to na Harryego.
Skąd on mógł o nich wiedzieć? Może dwa razy wspomniałem o swoich znajomych, ale nie podawałem szczegółów. Bardzo za nimi tęskniłem. Byli dla mnie jak rodzina. Gdy wyjechali, zostałem ze wszystkim sam. Jednak cieszyłem się, że są szczęśliwi.
- Jak już mówiłem, nie łatwo było się z nimi skontaktować. - zaczął Harry.
- Wejdźcie. - zaproponował Josh, wskazując drzwi.
Weszliśmy do środka. Kate zaprowadziła nas do niewielkiego salonu. Usiedliśmy na kanapie. Dziewczyna poszła nastawić wodę na herbatę i po chwili do nas dołączyła.
- Cóż... - zaczął Josh. - Harry pojawił się tu jakieś dwa tygodnie temu. Gdy powiedział, że jesteś jego znajomym, nie uwierzyliśmy mu. Byliśmy na twoim pogrzebie Louis. Widzieliśmy twojego... Marka. To wyglądało naprawdę realistycznie. My nie wiedzieliśmy...
- Nie powinniśmy cię opuszczać Lou. - teraz wtrąciła się Kate. - Harry opowiedział nam wszystko.
Rozmawialiśmy ze sobą z dwie godziny. Opowiedzieli mi co u nich słychać, co się wydarzyło przez te miesiące. Wypiliśmy z trzy herbaty. Kate zdążyła podzielić się historiami z naszego dzieciństwa, co było trochę zawstydzające. Nie musiała poruszać tematu z klaunami. Od zawsze mnie przerażali. Zawsze gdy nadarzała się okazja musiała o tym wspomnieć, jak byliśmy w cyrku z klasą. Uciekłem wtedy z namiotu, bo zły klaun z czerwonym nosem chciał mnie porwać. Tak naprawdę chciał się przywitać ze wszystkimi dziećmi, ale skąd miałem wiedzieć? Byłem mały...
- Znów się zawstydziłeś. - szepnął mi Harry na ucho, przez co jeszcze bardziej moja twarz nabrała czerwonego koloru.
- Cieszę się, że Louis spotkał kogoś takiego jak ty Harry. - odezwała się Kate. - On naprawdę zasługuje na szczęście.
- Wiem to i zapewniam, że będę się o niego troszczył. Jest dla mnie wszystkim, możecie być spokojni. - zapewnił z szerokim uśmiechem.
Kolejne godziny minęły nam na rozmowie na luźne tematy. Obiecałem, że jeszcze kiedyś ich odwiedzimy. Teraz zaczęliśmy się już zbierać. Na zewnątrz było ciemno. Zapadł wieczór. Pożegnaliśmy się z nimi i wsiedliśmy do samochodu. Jeszcze stąd widziałem sylwetki moich przyjaciół.
- I jak udała się niespodzianka? - zapytał zielonooki, wykręcając samochodem we wjeździe.
- Jesteś wspaniały Harry. - powiedziałem z szerokim uśmiechem. - Naprawdę za nimi tęskniłem.
- Wiem Lou. - sięgnął ręką i potarł mój policzek.
Wracaliśmy teraz do domu. Nieco zgłodniałem. Przez całe spotkanie z przyjaciółmi nie myślałem o jedzeniu. Zaburczało mi w brzuchu i złapałem się za niego rękami.
- Chipsy są w schowku. - powiedział, jakby czytając mi w myślach.
W głowie dziękowałem Patrickowi za tą przekąskę. Otworzyłem paczkę i poczęstowałem się jednym. Złapałem drugi plasterek i skierowałem go do buzi Harry'ego, który przy okazji chwycił ostrożnie moje palce zębami. Po chwili je wypuścił i uśmiechnął się szeroko. Od czau do czasu karmiłem zielonookiego i po kilku minutach opróżniliśmy całą paczkę ziemniaczanej przekąski.
- Co powiesz, aby zatrzymać się w tej restauracji? - zapytał Harry, wskazując na szyld po naszej prawej stronie.
- Brzmi wspaniale. - pokiwałem energicznie głową. - Umieram z głodu.
- Nie pozwolę na to. - uśmiechnął się Harry i skręcił do lokalu.
Zjedliśmy razem późną już kolację i spędziliśmy naprawdę miło ten czas. Gdy wróciliśmy do domu, załapaliśmy się jeszcze na maraton filmowy. Udało nam się wepchnąć na kanapę obok Nialla i Zayna. Blondyn smacznie sobie spał na kolanach swojego chłopaka. Poszedłem w jego ślady i ulokowałem się na wygodnych kolanach zielonookiego, który oplótł mnie rękoma w pasie i tak spędziliśmy resztę dnia.
><><><><><><><><><><><><
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
^.^
<><><><><><><><><><><><>
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top