Rozdział 21


Obudziłem się i pierwsze co zrobiłem, to szukałem ręką chłopaka. Louis powinien jeszcze spać. Wczoraj był wykończony. Gdy nie odnalazłem jego sylwetki otworzyłem oczy. Łóżko było puste. Rozejrzałem się po pokoju, ale nigdzie go nie było. Zerwałem się z łóżka i wybiegłem z sypialni.

Jak mogłem być tak głupi, że pozwoliłem mu uciec? Nie powinienem w ogóle go przenosić z tamtego pomieszczenia. Bardzo się o niego martwiłem. Bałem się, że coś sobie zrobi. Dowiedział się przecież, że Mellark znajduje się tutaj i mógł po prostu się wystraszyć. Uciec od niego, od tego wszystkiego. Jeśli ten chłopak sobie coś zrobi, to będzie moja wina. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Zbiegłem na dół. W kuchni siedziała moja mama i Niall. Rozmawiali ze sobą. Jak zwykle ten blondyn ją bajerował, aby ta zrobiła mu śniadanie. A raczej cały stos naleśników. Nie znam drugiej takiej  nigdy nienajedzonej osoby.

Minąłem ich bez słowa i wybiegłem na dwór. Padał deszcz. Na trawniku zaczęły robić się kałuże. Byłem na boso, w samym podkoszulku i spodniach. Nie wziąłem nawet bluzy. Zimny podmuch wiatru sprawił, że zadrżałem. Rozglądałem się po okolicy, ale oprócz ludzi ojca nikogo nie widziałem. Na pewno nie udało by mu się minąć ochroniarzy. Martwiłem się, że któryś z tych facetów położył na nim swoje brudne łapska. Carter był głównym podejrzanym. Już właśnie kierowałem się w stronę budynku, gdzie przeważnie pracował z moim ojcem. Des jeszcze nie wrócił, nie było widać jego samochodu.

- Harry! - zawołał blondyn wybiegając za mną. - Co ty wyprawiasz?

- Bo ja... Wczoraj przeniosłem Louisa do swojego pokoju. Chciałem, aby było mu wygodnie, zasnąłem i on... - plątałem się w tym wszystkim.

- Jest na górze. - powiedział po chwili blondyn. - Spotkałem go kilkanaście minut temu na korytarzu. Myślałem, że zabłądził. Pokazałem mu łazienkę i...

Już dalej go nie słuchałem. Wyminąłem go i jeszcze szybciej, niż niedawno zbiegałem ze schodów, znalazłem się na piętrze. Szybko pokonałem odległość korytarza i wszedłem do środka swojego pokoju.

Na łóżku siedział Louis. Miał na sobie wczorajsze ubrania. Jedynie mokre włosy świadczyły o tym, że brał prysznic.

- Lou, ale mnie wystraszyłeś. - westchnąłem podchodząc do niego.

- J-ja przepraszam. - wydusił  z siebie wbijając wzrok w podłogę.

Zacisnął usta w wąską kreskę i lekko zadrżał. Już zapomniałem, jak wrażliwy jest i jak bardzo się boi. Pomimo wczorajszego dnia, kiedy się przełamał i w końcu zaczął ze mną rozmawiać, wciąż był wystraszony. Nie mogłem o tym zapominać.

- Nic się nie stało Louis, po prostu się o ciebie martwiłem. - powiedziałem łagodnie.

Zapadła pomiędzy nami cisza. Zajęło mi dłuższą chwilę, zanim dotarło do mnie, że cały jestem przemoczony, nie mówiąc już o nogach, które  były w błocie. Jak moja mama zauważy, że zabłociłem cały korytarz i schody to będzie zła. Już wolę nie myśleć co się wtedy będzie działo.

- Powinieneś założyć czyste ubrania. Zaraz coś dla ciebie znajdę, dobrze? - zapytałem się go a gdy skinął głową szeroko się uśmiechnąłem. Cieszyłem się z postępów jakie robił.

Podszedłem do szafy i wygrzebałem z niej szare dresowe spodnie, T-shirt oraz ciepłą bluzę. Do tego z szuflady wyciągnąłem nierozpakowane bokserki i czyste skarpetki. Planowałem skombinować dla niego jakieś buty, ale to później. Moja stopa z pewnością była większa od niego i moje obuwie by było dla niego za duże.

Podałem mu te wszystkie rzeczy. Po chwil wahania je przyjął i skierował się do łazienki. Po kilku minutach wrócił ubrany w nowe i czyste ubrania.

- Daj mi minutkę i zaraz do ciebie wrócę, ok? - zapytałem i gdy dostałem odpowiedź w postaci skinienia, ruszyłem do łazienki.

Wziąłem błyskawiczny prysznic. Nigdy tak szybko się nie wykąpałem. Po trzech minutach byłem znów w pokoju. Na lewym ramieniu miałem przewieszony ręcznik. Louis wciąż siedział w tym samym miejscu na łóżku. Nigdzie się nie ruszył. Podszedłem do niego i usiadłem obok. Chyba już się przyzwyczaił do mojej obecności, ponieważ wcale się nie odsunął. Pamiętam ten pierwszy raz, gdy wyciągnąłem do niego rękę. Uskoczył w bok uderzając się w ścianę. Pamiętam również to przerażenie w jego niebieskich oczach, to spojrzenie pełne bólu i udręki, ale ja to zmienię. Sprawię, że znów  będzie  się uśmiechać.

- Nie wysuszyłeś swoich włosów. - powiedziałem, obserwując jak kropelki wody spływają po jego kosmykach.

Położyłem mu ręcznik na głowę i zacząłem wycierać mu włosy. Starałem się być delikatny. Ta z pozoru zwykła czynność była zabawna. Uśmiechałem się jak głupi, jak dziecko ,które dostało lizaka.

- I skończyłem. - powiedziałem na koniec.

Zabrałem ręcznik z głowy chłopaka. Każdy włos porozrzucany  był w różna stronę.  Artystyczny nieład, jak ja czasem nazywam swoją fryzurę.  Odniosłem ręcznik do łazienki, by wysechł i ponownie zająłem miejsce obok chłopaka.

- Dziś czeka nas jeszcze jedno wyzwanie. - zacząłem, przykuwając uwagę chłopaka. Patrzył się na mnie uważnie. - Dziś zjemy razem śniadanie, razem. - podkreśliłem ostatni wyraz. - Od wczoraj nic nie jadłem, tak jak powiedziałem, bez ciebie nie będę jadł... - skrzyżowałem ręce na piersi obserwując zachowanie chłopaka.

Chciał coś powiedzieć, ale jednak się rozmyślił. Spuścił wzrok na swoje stopy i pokiwał głową.

- Nie musimy schodzić do kuchni. Tam jest Niall, to jego spotkałeś dzisiaj na korytarzu oraz moja mama. Zjemy tutaj, w porządku?

- Tak - odpowiedział cicho i zaczął bawić się rękawem od bluzy, tak jak myślałem, była dla niego nieco za duża.

- To zaraz wracam. - zawołałem z uśmiechem na twarzy i klasnąłem w ręce.

Znów się zapomniałem. Chłopak drgnął wystraszony. Zapomniałem, że powinienem uważać na to co robię w jego obecności. Powoli wracał do siebie, ale wciąż pozostawało wiele nierozwiązanych spraw.

Wyszedłem z pokoju i zszedłem do kuchni. Przy blacie siedział Niall i opychał się świeżymi naleśnikami mojej mamy, która stała przy kuchence i smażyła kolejną porcję przepysznego ciasta naleśnikowego.

- I jak ten chłopiec? - zapytała moja rodzicielka podnosząc spojrzenie znad patelni na moją twarz.

- W porządku. - odparłem. - Wciąż jest  trochę zagubiony, ale to minie. Wezmę dla nas naleśniki i sok.

- Już kończę smażyć, będziecie mieli jeszcze ciepłe. - powiedziała i wyłożyła na talerz usmażony naleśnik.

Szybko zabrałem naczynie z jedzeniem, zanim Niall zdążyłby się do niego dobrać. Po pięciu minutach razem z naszym śniadaniem pojawiłem się w pokoju. Talerze i szklanki postawiłem na biurku. Louis stał przy oknie i obserwował krople pojawiające się na szybie.

Nalałem nam soku do szklanek i podałem jedną chłopakowi. Przyjął ją ode mnie w milczeniu i wypił połowę zawartości.

- Mam nadzieję, że lubisz naleśniki. Jakby co to mogę zrobić nam kanapki, zamówić pizzę, przynieść jogurt lub zrobić płatki na mleku... - wyliczałem powoli, aż odezwał się Louis.

-  Naleśniki są w porządku. - powiedział i chwycił jako pierwszy za talerz.

Zrobiłem to samo i  usiedliśmy na łóżku. Jedliśmy w ciszy. Chłopak zjadł niewiele, ale nie chciałem go zmuszać. Za jakiś czas znów coś nam przyniosę do zjedzenia. Odłożyłem brudne naczynia na koniec biurka, stwierdzając, że odniosę je później. Louis ziewnął i przez chwilę obserwował to jak sprzątam porozrzucane ubrania do szafy.

- Brzydka dziś pogoda co? - westchnąłem. - Możemy pójść jeszcze spać, co ty na to?

Pokiwał energicznie głową. Zanim skończyłem układać bluzki, brązowowłosy leżał już na łóżku. Okrył się kocem i zwinął w kłębek. I nie widziałem bardziej słodszego widoku od tego uroczego chłopca o niebieskich oczach i wciąż jeszcze smutnym spojrzeniu. Ale wierzyłem, że i to da się zmienić.


><><><><><><><><><><><><

Dziś udało się napisać 3 rozdziały, więc na spokojnie starczy ich do wtorku. ^,^

Jesteśmy dopiero w połowie ff, przynajmniej tam mi się wydaje, mam nadzieję, że nie nudzicie się za bardzo.

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! :D

<><><><><><><><><><><><>

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top