6. Znienawidzona środa.
Każda osoba na tym świecie ma swój znienawidzony dzień tygodnia. Znaczna część populacji nie znosi poniedziałków. Ranne wstawanie do pracy bądź szkoły po przyjemnym weekendzie nie należy do miłych rzeczy. Inni zaś nie przepadają za niedzielą, ponieważ jest to dzień wyprany z wszelkich kolorów. Tak smętny, nudny, a także poprzedzający poniedziałek. Do mojego najbardziej nielubianego dnia w ciągu tygodnia można było zaliczyć bez wątpienia środę. Nie umiałam odpowiedzieć wprost na pytanie dlaczego, ale z pewnością był to właśnie ten dzień.
Ostatni tydzień nie należał do najgorszych, nie mówiąc o naszym szlabanie z Isaakiem. Na szczęście atmosfera w domu była znacznie mniej napięta i podejrzewałam, że jeszcze kilka dni, a w końcu nasza kara zostanie umorzona. Poza tym chodziłam do szkoły, a gdy wracałam poświęcałam czas na naukę i rozmowy z Gianną oraz Zachem. Również pomogłam tacie w ogrodzie, z mamą upiekłyśmy ciasto i przeczytałam dwie książki. Kochałam czytać. Kochałam wpadać w ten zapał czytelniczy i pochłaniać kolejne strony, a po skończeniu rozdziału, zastanawiać się co będzie w kolejnym. Co więcej, mogłam żyć choć przez moment w tym wyimaginowanym przez siebie świecie i uciec od rzeczywistości, własnych problemów. To było w tym wszystkim najpiękniejsze. Cóż, szczerze mówiąc to znajdowało się na drugim miejscu, ponieważ złoto należało do fikcyjnych bohaterów, do których tak piekielnie uwielbiałam wzdychać.
Tego dnia czekało mnie zaliczenie z fizyki, a także biologii, które było na szczęście ostatnim. Z reszty przedmiotów zaliczyłam sprawdziany wraz z karkówkami. Ponadto w końcu zdecydowałam się na dodatkowy język, który był przymusem ze względu na mój profil. Spośród włoskiego i francuskiego, padło ostatecznie na francuski. Później po rozmowie ze znajomymi dowiedziałam się, że nie będę sama, ponieważ Alex razem z Beatrice będą uczęszczać ze mną na te zajęcia. Oczywiście przez wzgląd na to, iż wszyscy chodziliśmy na identyczny kierunek, jakim była lingwistyka.
Po wyjściu z klasy po skończonej historii, prędko odnalazłam swoją szafkę na korytarzu. Przez te dwa tygodnie zdążyłam się całkiem nieźle zaklimatyzować oraz zorientować, gdzie znajdują się najważniejsze pomieszczenia w tym budynku. Wsadziłam kluczyk do metalowej szafki, która ani drgnęła. Nieco zirytowana ponowiłam ruch, lecz to także nic nie dało, a moja złość rosła z sekundy na sekundę.
– Co jest?! – warknęłam ostrzej, niż planowałam i pociągnęłam z całej siły za zamek. W dalszym ciągu nie dało się otworzyć drzwiczek, w które miałam ochotę zwyczajnie uderzyć głową z całej siły. Od samego rana nic mi nie wychodziło, a teraz jeszcze to. – No otwórz się!
Uderzyłam pięścią w metal, aby ustąpił, jednak zamiast tego, wyczułam czyjąś obecność obok siebie.
– Musisz uderzyć tutaj – męski głos rozbrzmiał niedaleko mojego ucha, więc zwróciłam głowę w jego stronę. Moim oczom rzucił się nieco wyższy ode mnie chłopak z blond czupryną na głowie oraz nikłym uśmiechem. Majstrował przy mojej szafce, a po odpowiednich dwóch uderzeniach, drzwi ustąpiły. – Voilà.
Spojrzałam na mojego wybawcę, również się uśmiechając.
– Dzięki, Adrien– powiedziałam, po czym westchnęłam głęboko. Blondyn wzruszył jednym ramieniem i oparł się o resztę szafek, spoglądając na mnie.
– Te szafki często się zacinają – stwierdził z grymasem na twarzy wyraźnie wyluzowany. Skinęłam głową, zaglądając we wnętrze, aby wyciągnąć książkę do angielskiego. – Wyglądasz na zmęczoną.
– Zgadza się – zabrałam podręcznik i wsadziłam go do torebki. Zamknęłam drzwi z trzaskiem, a następnie popatrzyłam na chłopaka, który pocierał długimi palcami brodę. – Nienawidzę środy. W dodatku każdy rozmawia o imprezie urodzinowej Alexa, na której się skończyłam – dodałam, a z moich ust wydobyło się westchnięcie.
– Skłamałbym, mówiąc, że o tym nie słyszałem – oznajmił z zaciśniętymi wargami z dozą rozbawienia.
– Och, Boże, nawet ty? - jęknęłam zażenowana, a moja dłoń spotkała się z czołem. Adrien roześmiał się cicho i pokręcił głową, zaglądając do moich zielonych tęczówek.
– Pocieszę cię, gdy powiem, że nie widziałem krążącego po szkole filmiku? – uniósł sugestywnie brew i zarzucił ramiona na klatce piersiowej. Natychmiast spojrzałam na niego z przerażeniem wymalowanym na twarzy, gdy moje oczy przybrały kształt pięciocentówek.
– Filmiku? – z moich ust wydobyło się sapnięcie. Mój dialogista z poważną miną wpatrywał się we mnie do momentu, w którym parsknął głośno śmiechem.
– Żartuję – rzucił i pokręcił głową z rozbawieniem, gdy nagle poczułam jak moje serce ponownie rozpoczyna pracę.
Nie do wiary!
– Adrienie Lawrencie! – podniosłam nieco tembr głosu, uderzając go lekko piąstką prosto w ramię. – Nie dokładaj mi zmartwień tego dnia, błagam – jęknęłam z pojawiającym się uśmiechem na wargach. Naprawdę go polubiłam.
– Wybacz, to było silniejsze – uśmiechnął się i puścił oczko. – Jesteś jutro wolna? – delikatnie przechylił głowę, po czym wbił we mnie spojrzenie wyrażające nadzieję.
Zamyśliłam się przez moment, przypominając sobie swój plany lekcji na piątek oraz czy czekają mnie jeszcze jakieś zaliczenia. Po chwili doszłam do wniosku, iż jestem wolna do końca tygodnia, więc posłałam mu uroczy uśmiech, opierając się o szafki.
– Co proponujesz? – od razu się wyprostował po swoich słowach i odchrząknął, przybierając oficjalną postawę, co mnie nieco rozbawiło.
– Zabieram cię na randkę.
– Randkę? – uniosłam prowokująco brew, co dostrzegł od razu.
– Randkę.
Skinęłam głową na znak zgody, a zawadiacki uśmieszek wkradł się prędko na jego wargi.
– Hej, nie wydaje ci się to zabawne, że w tym samym miejscu spotkaliśmy się po raz pierwszy, a teraz zapraszasz mnie na randkę? – zagaiłam, mrużąc łobuzersko oczy i odwzajemniając jego gest.
– Może to znak? – uniósł sugestywnie brew, gdy ja parsknęłam śmiechem. – Będę o siódmej.
– W porządku – przytaknęłam potulnie.
– Do zobaczenia – po tych słowach odszedł, lecz zanim to zrobił, mrugnął do mnie łobuzersko.
Pokręciłam z politowaniem głową i pomaszerowałam w swoim kierunku. Zacisnęłam zimne palce na pasku swojej torby i zmierzyłam w kierunku sali, gdzie miałam angielski. Przechodziłam koło niektórych znajomych twarzy, z którymi dzieliłam poszczególne zajęcia. Była dopiero godzina dziesiąta rano, a już miałam dość tego dnia. Z samego rana pokłóciłam się z Isaakiem, który kolejny raz nie potrafił wstać z łóżka po krzykach, jakie wydobywały się z mojego gardła tuż nad jego uchem, a później perfidnie na moich oczach zjadł ostatnią porcję moich ulubionych płatków czekoladowych, posyłając mi wredny uśmiech. Ponadto przed szkołą, przez pieprzony deszcz, który padał całą noc wdepnęłam w ogromną kałużę, brudząc nogawki swoich jasnych spodni oraz białe buty. Tak wiem, nie powinnam zakładać tego koloru butów w taką pogodę, ale byłam spóźniona przez tego idiotę, dlatego wzięłam pierwsze lepsze z szafy! Podczas lekcji hiszpańskiego palnęłam głupstwo ze względu na swoje zmęczenie, a teraz jeszcze ta cholerna szafka! Adrien po raz kolejny był moim wybawcą.
Kiedy skręciłam w lewo na rozwidleniu, a wzdłuż wąskiego korytarza znajdowały się tylko pojedyncze osoby stojące przy szafkach, dostrzegłam w oddali koło sali dwie postaci. I nie były one przypadkowe, ponieważ w oczy rzucił mi się stojący tyłem do mnie i opierający o to metalowe ustrojstwo mój brat, który starał się być wyluzowanym. Z daleka zauważyłam jego spięte ramiona odziane czarną skórą. Nieco się zdziwiłam, gdyż zawsze wszelkie rozmowy były dla niego drobnostką, jednak po chwili parsknęłam gorzko śmiechem, przykuwając na siebie uwagę niektórych osób. Bo jego powodem spięcia była stojąca naprzeciw niego blondynka. Beatrice uśmiechała się w pewny siebie sposób z założonymi rękoma na piersiach i uniesioną brwią. Jak zwykle miała na sobie mocno obciśnięte spodnie, które ładnie zdobiły jej długie nogi. Krótki top w kolorze bieli i sięgający do pępka prezentował się wyśmienicie pod czarną, skórzaną kurtką, z którą się nie rozstawała. Na nogach natomiast miała czarne botki na niewielkim koturnie. Mimowolnie pokręciłam głową, bo to było takie abstrakcyjne, patrząc na tę dwójkę!
Podeszłam znacznie bliżej i wtedy błękitne tęczówki Beatrice skupiły się na mnie. Jej uśmiech poszerzył się, gdy ja uwiesiłam się na ramieniu swojego brata, który skonsternowany przeniósł na mnie swoje spojrzenie. Dostrzegłam w jego oczach rosnącą irytację, dlatego niemal od razu przewrócił swoimi orzechowymi tęczówkami.
– Próbujesz zbajerować Beatrice? – zapytałam z kpiną, spoglądając na niego z dołu. Isaac był znacznie wyższy ode mnie i sięgałam mu do brody.
– Wszystko było takie piękne, dopóki się nie zjawiłaś – odpowiedział sucho. Zmierzwiłam mu włosy wolną dłonią, po czym posłałam szeroki uśmiech.
– A ja tak bardzo kocham cię drażnić swoją obecnością – wyrzuciłam z siebie z zadziwiająco dobrym humorem. A może nawet nieco przesadzonym, bo odchylił mimowolnie głowę, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
– Nawciągałaś się czegoś? – uniósł jedną z nich, gdy biedna dziewczyna przypatrywała nam się widocznie rozbawiona. Puściłam jego uwagę mimo uszu, a głęboko w mym wnętrzu poczułam chęć zemszczenia się za dzisiejsze płatki. Odetchnęłam głęboko, po czym przeniosłam swój wzrok na blondynkę, która przeniosła swój wzrok z mojego niezadowolonego brata wprost na mnie.
– Na twoim miejscu Bea trzymałabym się od tego osła z daleka. Nie dość, że nie potrafi po sobie sprzątać, w jego pokoju wygląda jak w chlewie, to jeszcze bezczelnie kradnie moje płatki śniadaniowe. Poza tym – machnęłam w pewnym momencie dłonią, gdy dziewczyna mi się z uwagą przysłuchiwała. – Chodzi wiecznie z kijem w dupie, więc strach się do niego cokolwiek odezwać – zakończyłam swój wywód. Stanęłam na palcach, nachylając nad twarzą Isaaca, gdzie malowała się teraz tylko złość i złożyłam przelotnego całusa na jego policzku. – Miłego dnia, braciszku.
I odsunęłam się od niego, zgarniając ze sobą Bi, która jedynie parsknęła głośno śmiechem. Pozostawiłyśmy Allena samego, a kiedy odwróciłam się ostatni raz w jego stronę, widziałam jak głośno oddycha z zaciśniętymi pięściami, po czym wystawia w moją stronę środkowy palec. Zareagowałam na to perfidnym uśmiechem i odwróciłam się w kierunku, w jakim zmierzałyśmy.
– Wy to się naprawdę kochacie, co? – zapytała, kiedy w znacznie lepszym humorze i uniesioną głową, podążałam przed siebie.
– Odkąd tylko go zobaczyłam w progu drzwi – rzekłam tym samym tonem głosu, jednak mimo wszystko do mojej głowy wpadło jedno niefortunne wspomnienie. Wykrzywiłam wargi w grymasie i wstrząsnęłam niewidocznie głową, patrząc na wyższą ode mnie blondynkę, która posłała mi zdziwione spojrzenie.
– Nie jesteście biologicznym rodzeństwem? – uniosła pytająco brew, na co skinęłam głową. Na korytarzu nie było już prawie nikogo, większość rozeszła się do klas.
– Nie – odparłam. – Isaac jest synem Davida, mojego ojczyma – wyjaśniłam pokrótce. Błękitnooka poprawiła torbę na ramieniu, po czym spojrzała na nowo przed siebie.
– Dałabym sobie rękę uciąć, że wyszliście z jednego łona – rzuciła, co podsumowałam tylko parsknięciem. – Jesteście do siebie, w cholerę, podobni.
– Ta, tylko, że on... – nie zdołałam dokończyć, ponieważ za nami rozniósł się głośny krzyk.
Razem z Beatrice obejrzałyśmy się za siebie, doznając istnego szoku. Z klasy niedaleko wybiegł z wymalowanym przerażeniem na twarzy Alex, wymachując rękoma. Biegł w naszą stronę, gdy z sali wyłoniła się nauczycielka biologii, która na jego widok głęboko zaczerpnęła powietrza, a potem poprawiła okulary na nosie. Blondyn schował się za nami, mocno obejmując ramionami, a nasze zdezorientowanie zaistniałą sytuacją rosło na sile. Wówczas chłopak odsapnął, mówiąc przerażonym głosem:
– Ona chce mojej egzekucji! Zabierzcie ją ode mnie! – spojrzałam pierw na nauczycielkę, która założyła ramiona na biuście, a później na moją koleżankę. Niebieskooka wpatrywała się z opóźnionym refleksem w kobietę, mrugając powoli.
– Alexis, poprosiłam cię tylko o to, abyś napisał zaległy sprawdzian z genetyki – pokręciła głową widocznie zmęczona jego zachowaniem. Kilkoro uczniów na korytarzu zaprzestało swoim czynnościom bądź rozmowom i oglądało całe to zamieszanie z zaciekawieniem.
– Przecież to iście niedorzeczne! Genetyka, te cholerne krzyżówki! Czy gdy kobieta, zachodząc w ciążę, będzie ze swoim partnerem bawić się w te chore wyliczanki, aby sprawdzić prawdopodobieństwo, czy ich przyszły dzieciak będzie rudy?! – zawył piskliwym głosem, jednocześnie opuszczając swoje ramiona.
Stałam jak wryta, patrząc na coraz bardziej zaskoczony wyraz twarzy Beatrice i pomrugałam powoli, przenosząc wzrok na kobietę około czterdziestki, która westchnęła przeciągle. Pokręciła głową, a potem zawróciła, idąc w kierunku klasy, z której wybiegł przestraszony Alex.
– A mówili zostań nauczycielką biologii, będzie fajnie – rzuciła na odchodne wyraźnie dobita. Och, jak widać nie tylko mnie ten dzień nie dopisywał.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że cały czas wstrzymywałam powietrze w płucach z powodu szoku. Zamrugałam gwałtownie, ponieważ obraz przed moimi oczami zaczął się rozmazywać, po czym odwróciłam się w stronę Alexa. To samo poczyniła blondynka. Chłopak dyszał z ręką przyciśniętą do klatki piersiowej i odetchnął głęboko, w ułamku sekundy prostując się i strzepując niewidoczny pyłek ze swojego drogiego swetra Gucciego.
– Co to, do kurwy, było? – wydusiła z siebie Bea, pierwsze, co przyszło jej na myśl, sądząc po jej minie. Nie pozostawałam w tyle, ponieważ popatrzyłam w jasne oczy blondyna, dostrzegając tam oburzenie.
– Jak to co?! – kolejny raz zawył, kręcąc głową i wybałuszając oczy na swoją przyjaciółkę. Dalej była w transie, podobnie jak ja. – Obrona przed tym... czymś! – wyrzucił ramiona w górę.
– Przed biologią? – skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, unosząc brew. Natomiast ja nie ruszałam się o centymetr, wpatrując się w rozbiegane oczy blondyna, który przyłożył dłoń do serca, a potem teatralnie wziął głęboki wdech, robiąc przy tym rozsierdzoną minę.
– Biologią? – powtórzył po przyjaciółce. Oglądałam tę sytuację osłupiona i nie będąc w stanie nic z siebie wydusić, mrugałam co jakiś czas lub rozchylałam wargi na przemian. – Tego nie można nazwać biologią, Bi! Biologia to rośliny, pachnące kwiaty z pięknymi drzewami, zwierzęta, a także człowiek.
Beatrice popatrzyła na niego jeszcze bardziej skonsternowana, jakby nie mogła uwierzyć w jego słowa.
– Zaliczasz do biologii człowieka, a genetykę już nie? – zapytała nieco podniesionym tonem. Blondyn skinął głową pewny swoich racji. – Czy ty w ogóle wiesz co to jest genetyka?
Alex zmarszczył brwi, a na jego twarzy rozkwitło zakłopotanie. Wahał się moment pod czujnym okiem Beatrice, która spojrzeniem go ponaglała aż finalnie jęknął z bezradności i machnął na nią ręką.
– Nie oczekuj ode mnie tej wiedzy. Jestem na lingwistyce – założył ramiona na piersi i uniósł hardo głowę. Wbił w nas swoje lekceważące spojrzenie, gdy ja po raz pierwszy z siebie coś wydobyłam. A było to parsknięcie śmiechem, przez co chłopak zwrócił na mnie swą uwagę w pełni. – Nie śmiej się, Vi! Taka prawda – prychnął, po czym zmierzwił dłonią moje włosy.
Skrzywiłam się nieco, nic nie mówiąc, a rzucając mu uśmiech. W tym samym momencie nasze kółko się zwiększyło o jeszcze jedną osobę, jaką była rudowłosa Celia.
– Hejka – mruknęła, siląc się na uśmiech. Prędko wyłapaliśmy, że nie sięga on jej ładnych, zielonych oczu, które teraz wbite miała w swoje białe Pumy.
– Wszystko gra? – zapytałam jako pierwsza, spoglądając na dziewczynę.
– Okej, mów komu mam wpierdolić – Alex przybrał bojową pozę, ściskając jedną dłoń w pięść i uderzając nią w drugą rękę płasko rozłożoną. Moore uniosła swoje spojrzenie, gdy Bea przekrzywiła delikatnie głowę i zmarszczyła brwi.
– Brandon znowu do mnie wydzwania i wypisuje – westchnęła głęboko, po czym przyłożyła dłoń do czoła, które rozmasowała z półprzymkniętymi powiekami. – Od trzech miesięcy cały czas daję mu do zrozumienia, że nie wrócę do niego. Co mam jeszcze zrobić? – jęknęła, patrząc finalnie na nas błagalnym wzrokiem.
– Mówiłem od początku, że masz zgłosić to na policję. Chłop ma ostro napierdolone w głowie i wszyscy o tym wiemy – ogłosił stanowczo, wskazując palcem po zebranych. Między moimi brwiami pojawiła się lekka zmarszczka, lecz pozostawiłam to bez komentarza.
– Nie zgłoszę przecież osoby, z którą spędziłam dwa lata swojego życia – z pomiędzy jej ust kolejny raz wyleciało westchnięcie. – Jestem tak cholernie popieprzona.
Na jej twarzy widniało ogromne zmęczenie. Jej dotychczas świecące iskierkami oczy, odkąd ją poznałam, teraz były wyblakłe, a pod nimi znajdowały się widoczne wory. Można było się domyślić, iż nie przespała większość nocy, bo coś ją ewidentnie gryzło. Włosy również miała odrobinę potargane, a skórę iście bladą. Jednak moją uwagę najbardziej przykuły słabe siniaki wokół nadgarstka. Nie chciałam się w to zagłębiać, więc zacisnęłam jedynie wargi, a potem wpadłam na genialny pomysł.
– Hej, może przejdziemy się dziś do McDonalds'a? Jeszcze mnie tam nie było od przeprowadzki – spojrzałam na każdego po kolei, dostrzegając wolno formujące się uśmiechy.
– Niegłupie – wzruszył ramionami Alex.
– Tak, też w to wchodzę. Celia? – zerknęła błagalnie na przyjaciółkę, która odetchnęła nieco głębiej i poprawiła książki trzymane w ręku.
– Dobry pomysł – przyznała.
Lekcje dłużyły się niemiłosiernie, jednakże po zaliczeniu wszystkich kartkówek tego dnia, odetchnęłam głęboko, wychodząc na dziedziniec szkoły w towarzystwie swoich znajomych. Celia była odrobinę nieobecna, gdy Alex z Beatrice kolejny raz rozpoczęli przepychankę słowną. Byli niczym rodzeństwo. Oboje przykładali uwagę do swojego wyglądu, mieli niektóre zachowania identyczne, na ich głowach ułożone idealnie fryzury w kolorze blondu, a błękitne tęczówki świeciły ognikami szczęścia przez większość czasu. Często się sprzeczali i doprowadzali nawzajem do szału, a mogłam to wywnioskować po prawie miesiącu stacjonowania w Riverside, ale doskonale wiedziałam, iż byli ze sobą bardzo blisko.
Wyciągnęłam komórkę w drodze do mojego auta, którym zdecydowaliśmy pojechać. Siadając na miejscu kierowcy, wybrałam numer brata, a następnie zaczęłam wystukiwać wiadomość.
Do: Isaac
jadę do mc, więc wróć z kimś
w lodówce jest obiad
Schowałam telefon z powrotem do kieszeni kurtki, po czym odpaliłam samochód. Każdy zapiął pas bezpieczeństwa i już po chwili jechaliśmy w stronę McDonald'sa, w którym nie miałam jeszcze okazji być. Oczywiście w drodze do niego, Beatrice siedząca obok mnie zdążyła wdać się w dyskusję z Alexem, którego obserwowałam w lusterku wstecznym. Niejednokrotnie przedrzeźniał przyjaciółkę, na co parskałam śmiechem, kiedy ta nieprzerwanie próbowała go przekonać do swojej racji, jaką było to, iż kanapki z KFC są o wiele lepsze. Z mojej strony tu był punkt dla chłopaka, z którym zgodziłam się, że McDonald's był pyszniejszy. Dyskusja trwała aż nie zaparkowaliśmy na wolnym miejscu parkingowym i wysiedliśmy z auta.
Z racji, iż była środa, w środku przebywało bardzo mało ludzi. W większości byli to uczniowie w grupkach, którzy zajadając się, śmiali się i prowadzili rozmowy. Zajęliśmy jeden z wolnych stolików, wzdychając.
– Co bierzecie? – zapytała rudowłosa, na której twarzy w końcu pojawił się uśmiech.
– Powiększony zestaw z McChickenem i frytkami – Alex przejechał dłonią po swojej bujnej czuprynie i opadł na oparcie kanapy z telefonem w dłoni.
– Stawiam na nuggetsy – wzruszyłam ramionami. Moje spojrzenie powędrowało na Celię. Kiedy dziewczyna wyciągała komórkę z tylnej kieszeni spodni, rękaw jej swetra się podwinął, a ja w tym czasie mogłam dokładniej przyjrzeć się siniakom biegnącym od nadgarstka w górę. Nie wyglądało to na przypadkowe uderzenie, dlatego ściągnęłam brwi, kiedy pozostała dwójka konsultowała się między sobą. Kiedy tylko ruda zorientowała się, że jej się przyglądam, szybko naciągnęła rękawy swetra na dłonie, przełykając ślinę. Posłałam jej skonsternowane spojrzenie, lecz ta szybko odwróciła wzrok i wymusiła na wargach uśmiech.
Kto, do cholery, jej to zrobił?
– Zjem sałatkę – zaalarmowała, skupiając na sobie uwagę. – A ty? Co bierzesz, Bea?
– Frytki – odpowiedziała pewnie, co Alex podsumował parsknięciem śmiechem. Blondynka popatrzyła na niego mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, gdy ten wyszczerzył się w jej stronę.
– Nie smakują ci kanapki? – spytał z przekąsem, aby wyprowadzić z równowagi swoją przyjaciółkę. Te przepychanki słowne naprawdę były niekiedy zabawne.
– Poczekaj, aż stąd wyjdziemy i skopię ci tyłek – zazgrzytała zębami zirytowana.
Pokręciłam z rozbawieniem głową, po czym wyciągnęłam komórkę z kieszeni kurtki, gdy zawibrowała. Dostrzegłam jedną nową wiadomość.
Od: Adrien
Będę jednak po szóstej
Do: Adrien
w porządku
Zablokowałam urządzenie jak tylko złożyłam zamówienie w aplikacji i uniosłam głowę, napotykając wyczekujące spojrzenie Alexa.
– Powiesz nam dlaczego tak się szczerzysz do ekranu czy sami mamy się domyślać? – poruszył sugestywnie brwiami, kiedy nagle poczułam szturchnięcie w ramię.
– Kręcisz z Lawrence'm? – w jej głosie słyszalna była namacalność, więc popatrzyłam na nią przelotnie ze słabo rozchylonymi ustami. A później sobie coś przypomniałam.
– Patrzysz mi w telefon? – udałam oburzoną, lecz finalnie parsknęłam śmiechem. – Nie kręcę. Aczkolwiek zaprosił mnie na randkę – odwróciłam wzrok, czując na sobie ciążącą presję oraz ciekawość.
– I zgodziłaś się? – tym razem do rozmowy wtrąciła się Celia o wiele bardziej żywa. Uniosłam głowę, mówiąc krótkie:
– Tak.
Alex zagwizdał zadowolony, gdy dziewczyny uśmiechnęły się szeroko.
– O whoaa - kolejne szturchnięcie w ramię. – Jestem dumna.
I rzeczywiście była, sądząc po jej minie oraz goszczącej iskrze w tęczówkach.
Nasze zamówienie po upływie prawie dwudziestu minut dotarło do stolika. W knajpie zbierało się coraz więcej osób, gdy zajadaliśmy się pysznym, niezdrowym jedzeniem. Pochłonięci rozmową i niekończącymi się tematami, nie zwracaliśmy uwagi na resztę, choć niejednokrotnie ktoś witał się z nami krótkim "cześć". Nie znałam większości z tych ludzi, podobnie jak dziewczyny, ponieważ niektórymi momentami tylko Alexis odpowiadał. W międzyczasie dołączyli do nas także Samuel wraz z Noorą, na której widok Beatrice spochmurniała i w większości czasu siedziała zirytowana. Zapytałam raz czy obecność któregoś z nas spowodowała jej spadek humoru, co potwierdziła skinieniem głowy. Więcej nie drążyłam.
Nie byłam pewna ile czasu dokładnie minęło. Rozmowy nie były ani trochę naciągane, a ja mogłam poznać jeszcze bliżej każdego z nich. Musiałam przyznać, iż naprawdę dobrze czułam się w ich towarzystwie, byli normalnymi osobami z podobnymi percepcjami do moich, choć nasze charaktery trochę się różniły. Kolejny raz wybuchając śmiechem z opowiadanej przez Samuela historii, wyciągnęłam komórkę, gdy tylko zawibrowała. W międzyczasie wzięłam do buzi jednego z ostatnich nuggetsów, ciesząc się ich smakiem.
Od: William
Mam nadzieję, że chociaż wzięłaś sos śmietanowy.
Moje serce na moment zaprzestało swojego bicia, gdy wpatrywałam się w wiadomość. Obraz zaczął się rozmazywać powoli, a apetyt odszedł w niepamięć, ponieważ jego miejsce zajął dziwny stres mający swoje źródło w żołądku.
– Co ty na to, Vivi? – dźwięk mojego imienia pozwolił odzyskać mi rezon. Uniosłam wolno głowę znad telefonu, błądząc niezrozumiałym wzrokiem po wszystkich zgromadzonych. – Och, nie mów, że znowu odpłynęłaś – jęknął niezadowolony Alex.
– Mam deja vu – parsknęła śmiechem Noora, do której powędrowałam wzrokiem, marszcząc brwi. – Nieważne. Jedziesz z nami do mojej mamy do kawiarni? Podobno serwują dziś nowe latte i załatwiła nam zniżkę pięćdziesiąt procent.
Kiedy Noora tłumaczyła o czym była rozmowa przed chwilą, reszta zdążyła rozpocząć nowy temat. Ja za to rozejrzałam się po restauracji przelotnie, szukając sprawcy SMS'a i zasznurowałam wargi, gdy nikogo nie dostrzegłam.
– Nie, chyba dziś odpuszczę – odrzekłam po chwili przepraszającym tonem. – Ale bardzo dziękuję za propozycję. Miło z twojej strony – popatrzyłam w jej oczy, kiedy na jej wargach rozkwitł uśmiech.
– Innym razem – wzruszyła ramionami, więc i ja uniosłam kąciki ust.
Ponownie tego dnia spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który zawibrował raz jeszcze. Odblokowałam sprawnie komórkę, dostrzegając nową wiadomość.
Od: William
Mało spostrzegawcza jesteś, Viviano.
Przypływ nagłej irytacji zawładnął mym ciałem. Zacisnęłam mocniej palce na aparacie, po czym rozeźlona postanowiłam wszcząć poszukiwania tego durnego dowcipnisia. Mozolnie skanowałam każdego w restauracji, aż w finalnie, gdy tylko dotarłam do stolika oddalonego od nas najdalej, zmrużyłam oczy, a niekontrolowana chęć wyrwania wszystkich włosów temu psychopacie ogarnęła każdą moją komórkę.
Pierwotnie zauważyłam zwróconego do mnie tyłem Isaaca, którego ramiona pracowały, więc podejrzewałam, że jest w trakcie posiłku. Później zarejestrowałam drugą osobę o ciemniejszej karnacji, krótkich włosach w odcieniu czerni, który żywo gestykulował i uśmiech nie schodził mu z twarzy. Aż finalnie poczułam ciężar spojrzenia ostatniego z osobników. William siedział oparty łokciami o swój stolik, wrzucając do buzi frytkę i kiedy tylko nasze ślepia się ze sobą skrzyżowały, jego wargi ozdobił mały ociekający kpiną uśmiech, którego zapragnęłam zedrzeć. Wtenczas, gdy zmrużyłam swoje powieki złowrogo, on w bezczelny sposób puścił mi oczko, powracając do konsumowania i włączając się do rozmowy pozostałych chłopców.
Tylko się nie denerwuj. Nie przy nich.
– Dobra, pora zawijać – odezwał się Samuel, wstając od stołu i biorąc swoją tackę. – Szybka fajka na pożegnanie? – spojrzał na nas z góry.
– Chętnie – odparła Beatrice.
Już po chwili wszyscy uprzątnęliśmy stolik i szliśmy w stronę koszy, aby wyrzucić śmieci. Odłożyliśmy tacki, upewniliśmy się czy wszystko zabraliśmy, po czym kolejno zaczęliśmy wychodzić z restauracji. Lecz zanim zrobiłam to, co moi znajomi czekający na mnie na zewnątrz, ostatni raz zerknęłam w stronę stolika, przy którym siedziało trzech chłopców. I chcąc, bądź nie chcąc, nie tylko ja się wpatrywałam, ponieważ od razu wyłapałam wzrok jednego z nich.
Świeże powietrze uderzyło we mnie, gdy tylko przekroczyłam próg drzwi. Nim zdołałam się obejrzeć, już pod nos miałam przystawioną paczkę fajek, więc chwyciłam jedną między palce i podpaliłam ją, jak tylko wręczono mi ogień.
– Mogłoby się zrobić cieplej, to pojechalibyśmy nad jezioro – mruknęła Celia pod nosem i skrzyżowała ramiona pod piersiami. – Tęsknię za tym.
– Zdecydowanie – potwierdził jej słowa Sam. – Wiecie, że Marin mnie chce ulać? – po jego tonie głosu można było stwierdzić, iż jest oburzony. Strzepnął papierosa, po czym się nim zaciągnął.
– Znowu? – parsknął śmiechem Alex, gdy wypuścił dym z ust i zawisnął na ramieniu kolegi, który wywrócił oczami.
– Nawet mnie nie wkurwiaj – ostrzegł. – Ta baba uwzięła się na mnie od pierwszej klasy – prychnął po tych słowach, kiedy ja zerknęłam na blondyna.
– A ty przypadkiem nie mówiłeś, że palisz tylko, gdy jesteś pijany? – zauważyłam cwano, skupiając ciężar ciała na jednej nodze, po czym moje wargi ozdobił namacalny uśmiech.
– I ty, Brutusie, przeciwko mnie? – histeryzował, kiedy przytknął dłoń do serca. Beatrice parsknęła na jego słowa i zaciągnęła fajką trzymaną w dłoni.
– Nie cytuj Cezara – wywróciła oczami, a z moich ust wydobyło się parsknięcie.
– Pamiętasz cokolwiek z tej imprezy, Vivian? – odwróciłam głowę w kierunku Noory, której głos był rozbawiony. – Dałaś niezły popis.
Nagle w gardle pojawiła się gula, którą zapragnęłam w trybie natychmiastowym przełknąć, lecz było to niewykonalne. Dłoń, w której tlił się papieros, zaczęła się pocić, a język utknął gdzieś głęboko w gardle. Popatrzyłam na każdego, rejestrując iż Alex szczerzy się jak głupi, na twarzy Samuela gościło rozbawienie, lecz zero jakiejkolwiek kpiny. Celia natomiast odcięła się od nas, skupiając wzrok na komórce, gdy Noora patrzyła na mnie wyczekująco.
A już myślałam, że udało mi się to zostawić za sobą.
– Odpierdol się od niej, Noora – wówczas warknięcie Beatrice pomogło mi odzyskać rezon. Zerknęłam na nią i jej rozzłoszczony wyraz twarzy, gdy druga blondynka o ciemnych oczach, uniosła w geście obronnym ręce w górę.
– Zero ofensywy – skomentowała, po czym wbiła we mnie spojrzenie. – Tak się droczę – szturchnęła mnie lekko ramieniem.
Chyba między tą dwójką naprawdę doszło do zgrzytów.
– No to co – przerwał chwilową ciszę Sam. – Kawiarnia i pyszne latte?
– Tak jest – odpowiedzieli chórem.
Pożegnałam się z każdym po kolei krótkim uściskiem i zaczęłam kierować się do swojego auta, z którego uprzednio Alex, Celia oraz Bea wyciągnęli swoje torby. Gdy tylko chciałam zasiadać na miejscu kierowcy, zauważyłam idącą w całkowicie innym kierunku niż pozostali Beatrice. Zmarszczyłam brwi w konsternacji.
– Bea! – zawołałam, zwracając na siebie jej uwagę. – Dokąd idziesz?
– Do domu – odparła z namacalną obojętnością na twarzy. – Zdążyłaś się już stęsknić? – na jej wargi wkradł się cwany uśmiech, więc z uniesionymi kącikami warg, przewróciłam oczami.
– Oczywiście – podłapałam jej grę słowną. – Wskakuj, podwiozę cię.
Blondynka bez chwili żadnego zawahania zawróciła, idąc w moim kierunku. Już po momencie stała obok samochodu razem ze mną, wyciągając z kieszeni torby paczkę fajek.
– Po jeszcze jednym? – spytała z nadzieją w basie.
Westchnęłam, ponieważ obiecałam sobie ograniczyć palenie, co oczywiście nie wyszło. Po krótkiej bitwie z samą sobą, poczęstowałam się jednym. Zamknęłam z powrotem drzwi od samochodu i oparłam się o jego karoserię podobnie jak moja towarzyszka.
– Dlaczego nie pojechałaś z nimi? – zagaiłam, ponownie tego południa zaciągając się papierosem.
– Nie zniosłabym tego pierdolenia – wywróciła swoimi ładnymi błękitnymi tęczówkami, gdy podpalała fajkę, a po chwili się nią zaciągała. – Uważa się za Bóg wie kogo. Jest wkurwiająca.
– Wstawiłaś się za mną – uniosłam się radośnie, szturchając ją delikatnie w ramię. Dziewczyna uśmiechnęła się również i poprawiła torbę na swoim barku.
– Nie będzie cię gnoić – stwierdziła, wzruszając ramionami.
Cholera, to było miłe.
Z zamiarem pociągnięcia dalej rozmowy, otworzyłam usta, lecz tak samo szybko je zamknęłam, kiedy mój wzrok spoczął na trzech męskich sylwetkach wychodzących z knajpy. Rozmawiali żywo na jakiś temat, po czym roześmiali się i uniósłszy swoje spojrzenia, zakodowali, iż ktoś im się przypatruje. Wówczas jako pierwszy w naszą stronę z uśmiechem na twarzy zaczął się kierować Isaac.
– Wiesz, siostrzyczko, jak bardzo cię kocham, racja? – słysząc jego podlizujący się ton głosu, mimowolnie wywróciłam ślepiami.
– Nie mam – odparłam natychmiast, wiedząc doskonale do czego dąży.
– Jak ładnie poprosisz, to dostaniesz – rzuciła kokieteryjnie Beatrice w jego stronę, gdy tylko przystanęli obok nas. Isaac złapał przynętę, ponieważ od razu odchylił głowę, a na jego wargach zagościł zawadiacki uśmieszek.
Mój brat właśnie flirtował przy mnie z Beatrice.
Odcięłam się od rozmowy, przyglądając się pozostałym chłopcom. Zatrzymując wzrok na jednym z nich, zmarszczyłam lekko brwi, ponieważ wydawał mi się znajomy. Szukałam głęboko w umyśle skąd mogę kojarzyć tego ciemnowłosego, którego karnacja podchodziła pod latynosa, a ciemne oczy iskrzyły się radośnie. Wówczas mnie olśniło. Wspomnienia zaczęły uderzać jedno po drugim. To był on. Chłopak, który proponował mi narkotyki na imprezie u Alexa, jednak przeszkodzono mu, a mianowicie odwiódł go od tego pomysłu stojący obok William.
– Rodzice wiedzą, że palisz? – wstrząsnęłam niewidocznie głową, kiedy dotarł do moich uszu ten ociekający kpiną głos. Spojrzałam w jego ciemne oczy okryte wachlarzem czarnych rzęs i zmierzyłam go złowrogo.
– Gówno cię to obchodzi – odburknęłam, a papieros nagle znalazł się w moich ustach. Zaciągnęłam się nim porządnie, po czym wypuściłam dym w stronę chłopaka z błogim uśmiechem.
William pokręcił głową widocznie rozbawiony.
– Jesteś tak infantylna jak podejrzewałem od początku – podsumował, co skwitowałam prychnięciem pod nosem.
Odwróciłam od niego głowę, skupiając uwagę na pozostałej trójce, która dyskutowała na temat samochodów i wyciągów. Och, tak. Coś, co lubiłam.
– Kiedyś miałam okazję się ścigać – wtrąciłam po pewnej chwili trwania konwersacji.
– Wow, zaskakujesz coraz bardziej, mała – skomentowała Beatrice z dumnym uśmiechem na twarzy.
– To było amatorskie – Isaac przewrócił tęczówkami i wcisnął papierosa do ust. Prychnęłam na jego słowa, krzyżując ramiona pod biustem.
– Po prostu przyznaj, że jeżdżę lepiej od ciebie – rzuciłam z przekąsem, lecz nijak tego skomentował.
– Naprawdę się ścigałaś? – moją uwagę przykuł brunet, którego głos ociekał zdziwieniem. Pokiwałam energicznie głową z nikłym uśmiechem na wargach.
– U nas w miasteczku były organizowane któregoś lata wyścigi samochodowe – zaczęłam, w głowie przypominając sobie tę sytuację. – Każdy mógł się zapisać, więc stwierdziłam, że dlaczego by nie. No i wygrałam – wzruszywszy obojętnie ramionami, wyrzuciłam niedopałek papierosa na ziemię i przygniotłam go butem.
Unosząc ponownie wzrok na swoich rozmówców, poczułam ciężar znajomego spojrzenia na sobie. Zwróciłam więc oczy ku Williamowi, który z dłońmi w kieszeniach swoich czarnych spodni, wpatrywał się we mnie intensywnie z pochyloną słabo głową i zmrużonymi powiekami. Skanował każdy cal mojej twarzy widocznie zaabsorbowany. Dłuższą chwilę wpatrywałam się w jego pociemniałe w jednej sekundzie ślepia, przez które poczułam bolesne ściśnięcie żołądka. Dopiero głos drugiego rozmówcy wybudził mnie z letargu i pozwolił odwrócić od niego wzrok.
– Jesteś ciekawsza niż mogłem przypuszczać – stwierdził ciemnooki, którego imienia nie mogłam sobie przypomnieć, po czym wydął dolną wargę w uznaniu.
– Ta, zwłaszcza, gdy całymi dniami leży w łóżku i ogląda Słodkie Kłamstewka, a później bawi się w pierdolonego psychopatę zwanego A – rzuciłam w Isaaca trzaskającymi piorunami spojrzeniem, gdy wszyscy parsknęli śmiechem, oprócz Beatrice.
– Masz coś do tego serialu? – zapytała prowokująco, unosząc brew i krzyżując ręce na klatce piersiowej.
– Nie śmiałbym – orzekł przejęty, przytykając otwartą dłoń do serca.
Zwróciłam się w stronę chłopca, którego imię dalej pozostało mi nieznane. Patrzyłam się na niego dłuższy moment, próbując przypomnieć sobie jak się nazywał. Z pewnością musiało obić mi się o uszy jego imię. Gdy tak stałam, nie poruszając się o milimetr, ciemnowłosy musiał wyczuć ciężar mojego spojrzenia na sobie, ponieważ skupił na mnie swą uwagę i uśmiechnął się mozolnie.
– Och, wybacz – rzekł miękko, kiedy pomrugałam parokrotnie, aby wyostrzyć obraz. – Nie przedstawiłem się. Raphael jestem – i podszedł do mnie, po czym złożył niepewnego buziaka na moim policzku.
– Wystarczy, Raphael.
– Psujesz całą zabawę, Will – zeskoczył ze stołu, kręcąc głową z pochmurną miną. Ja za to zmarszczyłam brwi, obserwując całe to zajście.
– W czym masz problem? – wypaliłam, i sama zdziwiłam się, jaki oskarżycielski ton głosu przybrałam, powodując zaskoczenie u bruneta. A właściwie u nich obu.
– Och, widzisz? Koleżanka jest chętna, a ty mi zabierasz klientów! – klasnął w dłonie wesoło, po czym spojrzał na swojego znajomego, który stał zesztywniały. Ręce, które wsadzone miał w kieszeniach spodni, wyciągnął powoli, nieustannie patrząc mi głęboko w oczy. Zaczynało mnie to peszyć. I to bardzo.
– To siostra Isaaca – mruknął tylko trzy słowa.
Obserwowałam jak chłopak odsuwa się powoli ode mnie, a następnie obdarza niepewnym uśmiechem. On wiedział, że sobie przypomniałam. Musiał to wiedzieć, widząc moje zawahanie w oczach, które zdradzały wszystko.
– Proponowałeś mi narkotyki – sapnięcie wydobyło się z moich ust. Beatrice była pochłonięta rozmową z moim bratem, kiedy William odszedł od nas jakiś czas temu z telefonem przy uchu. Zostaliśmy we dwóch.
– Posłuchaj – zaczął delikatnie, złączając swoje dłonie w powietrzu. – Gdybym wcześniej wiedział kim jesteś, nie zaproponowałbym ci nic z tych rzeczy. Słowo – obronił się zwinnie, gdy jego dłoń powędrowała do serca, a drugą uniósł w górę.
Zmrużyłam oczy podejrzliwie, kiedy wówczas William powrócił do naszego grona z zaciśniętą mocno szczęką. Na jego czole pojawiła się mała żyła, gdy oczy znacząco pociemniały i mogłyby zabijać. Moje brwi automatycznie się zmarszczyły, ponieważ poczułam, że telefon, który otrzymał, wcale nie należał do najprzyjemniejszych. Wcisnął swoje duże dłoni do kieszeni spodni, po czym rzucił porozumiewawcze spojrzenie swoim znajomym.
– Musimy spadać – podsumował krótko, a chłopcy pokiwali bez sprzeciwu głową.
Isaac obiecał odezwać się do Beatrice jak najszybciej, puszczając jej na pożegnanie oczko, a mi mierzwiąc włosy dłonią. Warknęłam w odpowiedzi na tę zagrywkę i rzuciłam w niego zabójczym spojrzeniem. Raphael pożegnał się krótkim "do zobaczenia", gdy wtenczas ostatni z nich zwrócił się najpierw w kierunku blondynki, kiwając do niej słabo głową, a następnie jego ciężki wzrok padł na moją osobę. Starałam się pod jego wpływem nie skurczyć, co wychodziło mi z trudem, lecz zbierając resztki swojej pewności siebie, zadarłam mocno głowę, gdyż William był rzeczywiście wysokim mężczyzną.
– Mam nadzieję, że pokażesz mi na co cię stać i zmierzymy się w wyścigu – orzekł gardłowym tonem, przez który mimowolnie wstrząsnął mną dreszcz. Przełknęłam ślinę i z wolno wkradającym się uśmiechem na wargi, mrugnęłam do niego.
– To będzie czysta przyjemność patrzeć jak skomlesz po przegranej.
Byłam pewna, że podpisałam na siebie kolejny wyrok. Jednak chęć utarcia nosa temu draniowi wygrała z zachowaniem instynktu samozachowawczego. Brunet, którego kosmyki włosów opadły mu na czoło, uśmiechnął się enigmatycznie, a w jego oczach, mogłam przysiąc, iż dostrzegłam iskrę. Mały płomień, który tak szybko jak się pojawił, zniknął i jego miejsce zajął marazm.
Już po chwili wsiadłyśmy z Beatrice do mojego samochodu. Sapnęłam ciężko, układając dłonie na kierownicy, gdy blondynka patrząc przed siebie, rzuciła:
– Ponawiam pytanie. Skąd, do cholery, Isaac ich wytrzasnął? – westchnęłam i powoli pokręciłam głową.
– Nie mam pojęcia Bea – przymknęłam powieki na sekundę, aby odetchnąć nieco głębiej. – I chyba wolę nie wiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top