Rozdział 1
— Bogowie! Ile to jeszcze potrwa? — warknąłem, zatykając sobie uszy. Niestety nie pomogło, dalej słyszałem ten wnerwiający hałas.
Co potrafiło wkurzyć bardziej od kradzieży truskawek? Remonty. Bardzo długie i głośne remonty. Człowiek budzi się o tej piątej i słyszy, jak wiercą. Wychodzi na wykłady – dalej wiercą. Wraca o osiemnastej – wiercą. Kładzie się spać – oczywiście, że wiercą. I weź tu się wyśpij! Dzisiaj było tak samo, a nawet gorzej... Nie dość, że wiercili, to jeszcze słuchali głośno muzyki.
— My też kiedyś robiliśmy remont...
— Ale nie tak głośny! — Obdarzyłem swoją siostrę zirytowanym spojrzeniem i napiłem się kawy.
— Nie, wcale. My tylko wyburzyliśmy kilka ścian. Poza tym mógłbyś już przestać obrażać. To tylko truskawki.
— To nie są tylko truskawki! To jest zapowiedź wojny, Mabel!
— Wojny...? Dipper! Przestań i zacznij się w końcu jakoś zachowywać! Powinieneś, chociaż spróbować się z nimi zaprzyjaźnić, a zwłaszcza z Billem!
— A to niby, dlaczego?!
— Bo jest gejem i ma niskie wymagania!
W tym momencie kawa wylądowała na podłodze, pozostawiając na niej ogromną plamę.
— Cholera! — krzyknąłem i natychmiast chwyciłem za ścierkę. — Powiedz mi, co mnie obchodzi jego orientacja? I skąd ty w ogóle o tym wiesz?!
— Jego brat mi powiedział, bo ja w porównaniu do ciebie umiem dogadać się z naszymi sąsiadami! I Dipper, nie oszukujmy się... Dziewczyny to ty sobie nie znajdziesz z tym swoim wyglądem... Najpewniej skończysz sam. Z masą kotów. Bill może być twoją jedyną szansą...
Z cyklu: moja własna siostra we mnie nie wierzy.
— Oszalałaś. Kompletnie oszalałaś.
— Ale Dipper! Spójrz tylko na siebie... Jesteś niskim, słodkim chłopcem, którego dziewczyny olewają.
— Wystarczy. Wychodzę stąd.
— Dipper! — krzyknęła jeszcze, ale ja to miałem gdzieś.
*
Gdy wracałem, Bill akurat również wracał do swojego domu. Szedł do drzwi wesołym, tanecznym krokiem, a w dłoniach trzymał skrzynię pełną truskawek. Gdy spojrzał na mnie, posłał mi wredny uśmiech, za który miałem ochotę go zamordować... Ja kiedyś naprawdę to zrobię... a potem pójdę siedzieć...
Po wejściu do domu i trzaśnięciu drzwiami, natychmiast usłyszałem dziewczęce śmiechy i włączony telewizor. Jednym słowem moja siostra znów coś oglądała z jedną ze swoich koleżaneczek. Świetnie.
— Cześć Dipper! — Pacyfika pomachała mi, a moja kochana siostrzyczka? Ona nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem.
— Cześć... co robicie?
— Oglądamy smutne perypetie biednej, zdradzonej Mariny, jej byłego męża alkoholika, ich piątki dzieci, które tak naprawdę nie są ich, ale jednak są i jedna z córek ma bogatego kochankiem, oraz przyjaciółkę matki ojca wujka tego drugiego od strony matki bratanicy sąsiada o jakże dziwnym imieniu - Merry-Go-Round.
Zmarszczyłem brwi, próbując zrozumieć, co powiedziała do mnie Pacyfika.
— A-aha... To wiecie, co...? Ja pójdę lepiej na górę... — powiedziałem. Miałem dziwne wrażenie, że gdybym tam został to prędzej czy później jedna z nich zasugerowałaby, żebym oglądał z nimi ten z pewnością fascynujący serial, którego i tak bym nie zrozumiał, bo nie oglądałem stu poprzednich sezonów.
Przez dobre dwie godziny siedziałem w swoim pokoju i próbowałem czytać książkę... No właśnie. Próbowałem. Niestety hałasy na dole i za oknem skutecznie mi to uniemożliwiały! Zirytowany poddałem się w końcu, rzuciłem książkę na biurko i zszedłem na dół... W sumie trochę zgłodniałem...
— I wtedy on powiedział... — Gdy wszedłem do salonu Mabel natychmiast umilkła. — Wychodzisz gdzieś...?
— Nie. Po prostu zgłodniałem — odpowiedziałem. — O czym tak zawzięcie gadacie...?
— O tym, jak nasza przyjaciółka poradziła sobie ze swoim natrętnym sąsiadem — powiedziała Pacyfika, a ja przerwałem grzebanie w lodówce i spojrzałem na nią zaciekawiony.
— Zechcesz powiedzieć trochę więcej...?
— No bo wiesz... Anna, wiesz ta brunetka, z którą byłyśmy wczoraj w kinie, miała kiedyś takiego upierdliwego sąsiada! Podobno nawet kiedyś, coś jej ukradł! No i w końcu Anna niewytrzymała i postanowiła się na nim zemścić...
— I...?
— Poszła do jego domu.
— I?
— Była dla niego miła.
— I?
Chyba jednak nie dowiem się czegoś przydatnego.
— I w końcu się zaprzyjaźnili, a potem ona rozkochała go w sobie i gdy on już nie mógł bez niej żyć... Zostawiła go! Podobno tak się załamał, że aż się wyprowadził.
Prychnąłem. Tak. To definitywnie nie jest pomocne. Przecież nie zrobię czegoś takiego!
Chyba.
Przecież nie jestem aż tak zdesperowany, nie?
Nie?
*
Dobra. Ustalmy coś. Jestem hetero. Faceci mnie nie kręcą. Brzydzi mnie sama myśl, że mógłbym chociażby całować się z facetem. Ja po prostu mam dosyć codziennych hałasów, powtarzających się kradzieży truskawek i złośliwych uśmiechów. Okej? Okej.
— Dzień dobry! — powiedziałem, uśmiechając się od ucha do ucha, do chłopaka o niebieskich włosach. Chyba miał na imię Will...
— Dzień dobry... — odpowiedział i spojrzał na mnie nieco zmieszany. — Ty jesteś Dipper, prawda? Twoja siostra o tobie opowiadała...
— Tak. To ja... Tak sobie pomyślałem, że mieszkacie tu już dość długo, a jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać i no... Wypadałoby to zmienić... ale jeśli przeszkadzam, czy coś to mogę przyjść później...
— Nie, nie! Nie przeszkadzasz, wchodź — mówiąc to, cofnął się trochę. Wszedłem.
– Will! Kto przysze... — Bill zatrzymał się na środku korytarza i spojrzał na mnie. W ręce trzymał miskę z truskawkami. — Co on tu robi?
— Przyszedł się z nami przywitać — odparł spokojnie Will.
— Aha.
— Cześć — powiedziałem i uśmiechnąłem się najsłodziej, jak tylko potrafiłem.
Bill w odpowiedzi posłał mi spojrzenie, które mogłoby zabijać, a potem przytulił do siebie miskę z truskawkami i prychnął.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top