9.

Czas to wielki zdrajca a rutyna zwładnęła moim na codzień uporządkowanym życiem. Dziś miało się to zmienić bowiem wracałam na studia i do swoich praktyk. Cieszyłam się z tej zmiany. Jak co ranek zawiozłam juniora do przedszkola życząc mu miłego dnia. Pod klinikę zajechałam pietnaście minut przed czasem. Zbierając torebkę z siedzenia usłyszałam tak dobrze znajomy głos Marie. Było mi wstyd gdyż ostatnio nasz kontakt był mocno ograniczony. Uśmiechnęłam się do niej delikatnie i musnęłam wargami jej lewy policzek.

- Hej. Miło cię widzieć. Wiem o co chcesz zapytać ale to nie jest dobre miejsce. Obiecuje ci że na lunch wybierzemy się do naszej kawiarenki i tam zaspokoję twoją ciekawość. - szepnęłam i po wyrazie jej oczu wiedziałam że się ze mną zgadza.
- Opowiedz lepiej co nowego słychać u ciebie moja droga. - mruknęłam zamykając auto z pilota. Schowałam kosmyk włosów za ucho patrząc kątem oka na jej śliczną dziewczęcą buzię. 
- Nie najlepiej. Rozstałam się z Michaelem bo uznał że to nie jest to. Dasz wiarę po trzech latach uznał jednak że to nie to. - powiedziała a ja źle się poczułam, wiedząc że zawiodłam ją. Powinnam być z nią w tej ciężkiej sytuacji. Odetchnęłam głęboko i objęłam ją swym ramieniem.
- Marie przepraszam. Gówniana ze mnie przyjaciółka. Powinnam być wówczas z tobą. Nie zasługuję na twą przyjaźń. Mogę ci to jakoś zrekompensować? - zapytałam łudząc się że mi wybaczy.
- Tess rozumiem cię i muszę ci wyznać że jak ze mną zerwał to mi ulżyło. Nie płakałam za nim, więc chyba nie byliśmy dla siebie. - odparła. Weszłyśmy do środka budynku udając się do pokoju w którym będziemy mogły się przebrać. Zarzuciłam na siebie biały kitel i ruszyłam do gabinetu lekarzy. Tam czekał na nas doktor Enrique. Uśmiechnął się na nasz widok.
- Marie ty pójdziesz do Esmeraldy, ty Tesso zostaniesz ze mną i pójdziemy zaraz na ostry dyżur. Zobaczymy co się tam dzieje. - powiedział odkładając na podstawkę swoje wieczne pióro. Moja przyjaciółka skinęła głową i poszła do owej lekarki, a ja przez chwilę podziwiałam uśmiech mojego przełożonego. Wstał i razem poszliśmy na parter. Ostry dyżur nie był moim marzeniem, ale nie mogłam dyskutować. Wolałam spędzać czas na przyjmowaniu zapisanych pacjentów. Słysząc jęki za parawanu westchnęłam. Znów ktoś był tak nieuważny że doznał urazu i został zmuszony do odwiedzenia specjalisty. Zamyślona stanęłam przed pacjentem myśląc o czekającej mnie rozmowie z Marie. Podniosłam swój wzrok na twarz poszkodowanego. Był ostatnią osobą jaką spodziewałam się kiedykolwiek w życiu ujrzeć. Na jego widok podkładka do notowania wypadła mi z rąk, a ja nie byłam w stanie ocknąć się z szoku.





Pragnęłam aby osoba siedząca naprzeciwko mnie na szpitalnym łóżku okazała się widmem czy marą. Niestety przede mną siedział on, człowiek z krwi i kości. Nie chcąc dać mu satysfakcji podniosłam upuszczony notatnik i stanęłam milcząca obok doktora Enrique, który badał nogę poszkodowanego. 
- Tesso proszę zapisz. Trzeba wykonać prześwietlenie tej nogi i zmienić opatrunki. Zajmiesz się tym ? - zapytał a ja nadal nie mogąc wydobyć głosu z gardła skinęłam twierdząco głową. Podeszłam do szafki, odłożyłam notes po czym zaczęłam szykować płyn do odkażania i jałowe gaziki. Udawałam że jego osoba nic mnie nie interesuje.
- Nie udawaj że mnie nie poznajesz Tesso. Nic się nie zmieniłaś odkąd się ostatnio widzieliśmy. Ile to już minęło? Chyba z siedem lat, a ty nadal jesteś śliczną dziewczyną. - rzucił a krew w moich żyłach zawrzała.
- Dałabym wszystko aby to nie uległo zmianie Andrés'ie Velencoso. - rzuciłam i polałam płyn na jego nogę. Słysząc że syknął uśmiechnęłam się drwiąco.
- Boli? - zapytałam retorycznie ocierając ranę. Czułam jak się we mnie wpatruje.
- Spadłeś z wybiegu, czy jakiś zazdrosny mąż postanowił zasadzić ci kopa? Szkoda tylko że nie celował w twoje dupsko. Złamana kość ogonowa boli o wiele bardziej. - syknęłam sycąc się widokiem bólu malującego się na jego twarzy.
- Tesso skarbie nie musisz być taka ostra. Wiem że zawaliłem. Po takim czasie powinnaś o tym zapomnieć. W końcu dzięki temu że się rozstaliśmy mogłaś zostać żoną samego Cristiano Ronaldo. - powiedział patrząc jak moje dłonie bandażują jego nogę.
- Cały ty. Oczywiście nie pomyślałeś o tym jak bardzo cierpiałam i jakim pośmiewiskiem stałam się w swojej rodzinie. Nie chce cię znać. Zniknij z mojego życia tak jak zrobiłeś to te siedem lat temu. - rzekłam i nie mając już roboty pewnym krokiem odeszłam od niego i wyszłam z sali. Szybko pobiegłam do toalety i weszłam do kabiny. Załamana wracającymi wspomnieniami osunęłam się po drzwiach kucając zapłakana nad muszlą klozetową. Przeciągły szloch wydostał się z mojego gardła a żołądkiem targnęły wymioty. Musiałam przyznać przed samą sobą że nie do końca wyleczyłam się z Andrés'a Velencoso. Kochałam go całym sercem a on wyrzucił je i zdeptał. Odarł mnie z godności i szacunku. Długi czas nie mogłam się pozbierać i o mało przez niego nie zawaliłam egzaminu dorosłości. Teraz wraca sobie i myśli że od tak się z nim przywitam i będę konwersować jak ze starym znajomym, zapominając o tym co mi zrobił. Wiedząc że nie mogę całego dnia pracy spędzić zamknięta w toalecie wyszłam z kabiny i przy umywalce wysuszyłam swoje oczy. 
- Tesso weź się w garść. Dasz radę mała. Jak nie ty to kto. - rzuciłam próbując przybrać na usta delikatny uśmiech. Widząc w odbiciu lustra jak straszny grymas z tego powstał zrezygnowałam. Byłam zbyt dotknięta by móc od tak wrócić do równowagi. Nie bacząc na nic wyszłam z łazienki i wróciłam na ostry dyżur. Na moje szczęście Andrés pojechał na prześwietlenie a ja mogłam skupić się na innych pacjentach. 




Cieszyłam się że pora lunchu wybiła trzy minuty temu. Rzuciłam notes na biurko a ze środka wypadło zdjęcie i upadło na ziemię. Instynktownie schyliłam się i ujęłam je w dłonie. Łzy wypełniły moje oczy. Byłam na nim ja i on ( zdjęcie w nagłówku rozdziału ). Byliśmy na nim tacy szczęśliwi i zakochani. Pamiętam jak powstało. Razem z Andrés'em pojechaliśmy do jego brata, który prowadził stolarnię. Miał mieć tam sesję zdjęciową do swojego portfolio. Zgodziłam się mu pomóc i wystąpić razem z nim. Załamana i wściekła za jego podstępek podarłam je w drobny mak i wyrzuciłam do kosza. Zdjęłam z siebie kitel i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych chcąc tam poczekać na przyjaciółkę. Zjawiła się po dwóch minutach i od razu wiedziała że coś ze mną nie tak. Ujęłam ją pod rękę i szybko skierowałam nasze kroki do ulubionej kawiarenki. Usiadłyśmy tam w naszym ulubionym kącie skąd byłyśmy prawie niezauważalne pomimo tego że my doskonale widziałyśmy całą salę. Zamówiłyśmy po swoim ulubionym latte i wygodnie się rozsiadłyśmy. Po chwili milczenia zaczęłam jej opowiadać o tym parszywym zakładzie, swoim niespodziewanym ślubie i co najgorsze o powrocie Andrés'a. Marie milczała dając mi spokojnie opowiadać dopiero na moje ostatnie słowa głośno westchnęła.
- Nie martw się ja go przejmę i nie pozwolę aby cię znów skrzywdził Tesso. Uczynię na naszym oddziale z jego życia piekło. - szepnęła wiedząc jak mocno cierpię. Westchnęłam i zamarłam spojrzawszy na drzwi. Do kawiarni wszedł właśnie mój mąż z pewną kobietą. Odsunął jej krzesło i po chwili zajął swoje. Szturchnęłam Marie by razem ze mną spojrzała. Od razu zauważyłam zaskoczenie na jej twarzy. Aby nie zostać rozpoznaną założyłam okulary przeciwsłoneczne na nos chcąc podsłuchać o czym będą rozmawiać.
- To czego się napijesz Eliose? - zapytał patrząc na jej twarz, a ja od razu przypomniałam sobie ten poranek po imprezie gdzie zauważyłam na jego telefonie kilkanaście nieodebranych od niej połączeń. Złość zapaliła mi żyły i gdyby nie Marie na pewno zrobiłabym mu okropną scenę zazdrości. 
- Jak zwykle Cris zamów mi małą czarną. - rzuciła zakładając nogę na nogę. Portugalczyk zamówił jej kawę a sobie szklankę wody.
- Słyszałam od Marcelo że w przyszłym tygodniu jedziesz do Manchesteru na kolejny mecz. Może się tam zobaczymy po meczu w jakimś klubie jak będziecie świętować. Jadę tam już jutro i będę przez najbliższe dwa tygodnie. - mruknęła maczając swoje kształtne usta w kawie. Po chwili ścisnęła mojego męża za dłoń, a on o dziwo to odwzajemnił.
- Ten Marcelo to straszny plotkara. Tak to prawda, ale niczego Eliose nie mogę ci obiecać. - rzekł a między nimi zapadła cisza. Spojrzałam pytająco na Marie.
- Co ona od niego chce? A widzisz jak on ją trzyma za rękę? - rzuciłam wściekła patrząc na ich splecione dłonie.
- Wiesz Tesso tylko się na mnie nie gniewaj, każdy facet potrzebuje czułości i seksu a jak mówiłaś wy nic ten tego. - rzekła a ja zaczerwieniłam się na twarzy niczym piwonia.
- Chcesz powiedzieć że on mnie z nią zdradza? - zapytałam patrząc na nią wyczekująco.
- Nie wiem , mówię tylko że mężczyźni w tej kwestii mają większe potrzeby niż kobiety. - szepnęła a ja miałam naprawdę wszystkiego dość. Chciałam odzyskać swoje życie takie jakim było zanim poznałam Cristiano Ronaldo. Zamarłam widząc jak owa kobieta ujmuje twarz mojego męża w swoje dłonie i nachyla się nad jego wargami gotowa do spektakularnego pocałunku.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top