8.
*Czasami po prostu muszę być odważna. Muszę być silna. Nie mogę ulegać czarnym myślom. Muszę pokonać te diabły, które wpychają się do mojej głowy i próbują wzbudzić paniczny strach. Przeć naprzód, krok za krokiem, z nadzieją, że nawet jeśli się cofnę, to tylko trochę, tak że kiedy znowu ruszę przed siebie , szybko nadrobię zaległości. Bałam się panicznie pierwszego spotkania ze swoimi teściami. Z opresji jak zwykle uratował mnie męski głos Cristiano.
- Mamo, tato to jest właśnie Tessa. - powiedział trzymając swoją dłoń na mojej tali. Nieśmiało uśmiechnęłam się do państwa Aveiro. Kobieta posłała mi delikatny uśmiech a mężczyzna pozostawał niewzruszony.
- Miło nam w końcu cię poznać moja droga. Jesteś strasznie blada. Dobrze się czujesz? - zapytała ze słyszalną troską w głosie matka mojego męża.
- Dziękuję że pani pyta. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mi również jest miło państwa poznać. - mruknęłam po czym moja mama zaprosiła ich do stołu. Razem zasialiśmy na krzesłach patrząc na tańczące iskierki ognia. Ciszę przerwał jak zwykle zabawny głos Marcelo.
- Słyszałeś Cris o zmianach w planie. Za dwa dni jedziemy na mecz towarzyski z Barceloną. Musimy znów im pokazać gdzie ich miejsce. - szepnął a ja westchnęłam. Uśmiechnęłam się na widok wracającego z pobliskiego boiska juniora w asyście Sergio, którzy poszli zobaczyć jak się tam bawią inne dzieciaki. Chłopiec zobaczywszy swoich dziadków rzucił się im w objęcia, opowiadając wszystko na raz. Z każdą upływającą minutą był coraz bardziej zmęczony. Przytuliłam go do siebie gdy wdrapał się na moje kolana obejmując w pasie.
- Mamusiu jestem bardzo zmęczony. - szepnął a jego słowa mocno zaskoczyły moich teściów. Czułam na sobie ich uważne spojrzenia. Nie zamierzałam się popisywać, zamierzałam być sobą.
- Widzę kochanie, miałeś strasznie ciężki dzień. Chodź przytul się na chwilę do tatusia a ja pójdę pozbieram twoje zabawki i będziemy jechać do domu. - mruknęłam, ucałowałam malca w czoło i ruszyłam w stronę domu. Ronaldo delikatnie kołysał w ramionach swojego synka. Po spakowaniu plecaka dziecka zeszłam na dół. Chłopiec widząc mnie wyciągnął do mnie swoje drobne rączki a ja wzięłam go na ręce uprzednio stawiając plecak na ziemi. Mając na rękach Crisa juniora ruszyłam z nim w stronę auta. Portugalczyk natomiast wziął tornister w rękę, pożegnał się z moją rodziną i razem ze swoimi rodzicami ruszył w stronę auta. Zapięłam śpiące dziecko w foteliku i sama zajęłam swoje stałe miejsce. Rodzice Ronaldo na szczęście zmieścili się na tylnej kanapie.
- Synu zawieź nas proszę do hotelu. Jutro was odwiedzimy. - rzekła mama Crisa a ja spojrzałam na ich odbicia w tylnym lusterku.
- Nie ma takiej potrzeby, przecież mogą państwo zatrzymać się w naszym domu. Jest tak duży że z pewnością się wszyscy pomieścimy. - powiedziałam i po dłuższym zapewnianiu ich że są mile widziani zgodzili się u nas przenocować. Cristiano zaparkował koło domu i wysiadł otwierając mi drzwi. Uśmiechnęłam się do niego na chwilkę z wdzięcznością po czym wyjęłam malca z fotelika. Spojrzał na mnie sennym wzrokiem a ja mocniej go do siebie przytuliłam.
- Cii śpij spokojnie moje słoneczko. To ja Tessa. Zaniosę cię do łóżka gdzie czeka na ciebie twój ukochany pan miś. - szepnęłam widząc malujący się półuśmiech na twarzyczce dziecka. Powoli weszłam do domu i jak obiecałam ułożyłam juniora do łóżka. Upewniwszy się że zasnął zbawiennym snem zeszłam na dół do salonu.
- Przepraszam trochę to zajęło nie chciał mnie wypuścić. - mruknęłam i zajęłam wolny fotel koło kominka, patrząc każdemu z osobna w oczy. Wzrok ojca mojego męża gdyby mógł zabijać spowodowałby że dawno leżałabym martwa na ziemi. Zapewne nie taką synową chciał mieć. Pragnęłam stąd uciec. Ukryć się w swoim pokoju, ale nie należałam do ludzi pokazujących swoje słabości. Nerwowo bawiłam się obrączką znajdującą się na moim palcu serdecznym. Czując dłoń Crisa na swym odkrytym kolanie lekko się uspokoiłam. Sama nie wiedziałam dlaczego jak by nie patrzeć ten obcy mężczyzna potrafił samym gestem dać mi poczucie bezpieczeństwa i stabilności emocjonalnej.
- Cristiano mówił że studiujesz medycynę. To bardzo prestiżowy zawód. Pewnie w przyszłości ci się przyda. Zastanawiałaś się jaką specjalizację wybierzesz? - zapytała pani Averio z delikatnym uśmiechem błąkającym się na ustach.
- Jako że studiuje również fizjoterapię sportową postanowiłam wybrać ortopedię. Te dwa kierunki idealnie się uzupełniają. - odpowiedziałam próbując rozgryźć osobowość swojego teścia.
- No tak masz rację. Te dwa lata szybko miną i będziesz mogła zająć się pracą. - szepnęła patrząc z miłością na twarz swojego syna.
- Za dwa lata to Tessa powinna już urodzić dziecko jeśli w ogóle chcecie je mieć. W twoim wieku synu to miałem już trójkę dzieci i obowiązki. Przecież wiesz że junior nie może wiecznie być jedynakiem. - rzekł a ja poczułam chłód mrożący mi żyły. Byłam zła że ojciec mojego męża planuje rozdysponowanie mojego ciała.
- Spokojnie tato ja nie zamierzam mieć więcej dzieci. I tak zbyt mało czasu poświęcam juniorowi. - mruknął patrząc na swoich rodziców. Sama nie wiem czemu poczułam dziwne ukucie w sercu.
- Obaj przestańcie opowiadać takie głupstwa. Po pierwsze Jose to nie jest nasza sprawa by się w to mieszać. Po drugie synu nie możesz być takim egoistą. Każda kobieta prędzej czy później pragnie zostać mamą. Nie możesz przez swoją pracę pozbawiać Tessę możliwości zastania matką. Nie zawsze jest różowo. Ja urodziłam swoje pierwsze dziecko Elmę w wieku zaledwie dziewiętnastu lat. Po dwóch latach urodził się Hugo a po roku Katia. Mając zaledwie dwadzieścia dwa lata byłam matką trójki dzieci i męża alkoholika. Było nam ciężko ale odetchnęłam gdy dzieci poszły do szkoły. Wszystko zaczęło się jako tako układać. Bomba wybuchła w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym czwartym roku gdy dowiedziałam się że jestem w ciąży. Wyobrażałam sobie koniec świata ale daliśmy radę. Jose się ogarnął i wygrał walkę z alkoholem. Pamiętajcie moje dzieci że po burzy zawsze wychodzi słońce. Trzeba próbować rozumieć drugą stronę i za nic w świecie jej nie ograniczać. Wsparcie, troska i wzajemna miłość jest najważniejsza i nic jej nie zastąpi. * rzekła patrząc na nas lekko uśmiechnięta. Byłam w szoku. Nigdy nie wiedziałam że Cristino miał tak ciężkie dzieciństwo. Nagle poczułam przypływ empatii.
- Synu jeśli możesz odprowadź nas do naszej sypialni. Jesteśmy trochę zmęczeni podróżą. - mruknęła kobieta a Portugalczyk momentalnie wstał odprowadzając ich do pokoju gościnnego. Zamyślona zasnęłam skulona w fotelu.
Jak zwykle obudziłam się wcześnie rano o dziwo w swojej sypialni. Domyśliłam się niemal od razu że to Cris mnie tu przyniósł. Po porannych czynnościach wykonanych w łazience narzuciłam na siebie delikatną sukienkę za kolano i zeszłam po cichu na dół. Szwendałam się po pomieszczeniu przygotowując śniadanie. Uśmiechnęłam się na widok schodzącej teściowej. Musiałam przyznać że była to bardzo mądra i bystra kobieta.
- Dzień dobry kochana a ty tak wcześnie na nogach? - zapytała zaspana siadając przy wyspie kuchennej.
- Musiałam wstać, przygotować śniadanie i obiad dla juniora. Na ósmą muszę odwieźć go do przedszkola, wstąpić na uczelnię. Nie wiem ile mi się tam zejdzie ale o czternastej muszę odebrać chłopca z placówki, przywieźć do domu, dać obiad. Na szesnastą zawieść na trening, który trwa dwie godziny. Dopiero po osiemnastej będziemy w domu i zaznamy trochę spokoju. Napije się pani kawy? * zapytałam trzymając dzbanek w ręku.
- Tak poproszę. Cris naprawdę nie wie jakie szczęście ma w domu. Nigdy by sobie bez ciebie tak dobrze nie poradził. - szepnęła posyłając mi uśmiech. Podsunęłam kobiecie po nos filiżankę wypełnioną czarnym płynem.
- Przepraszam panią na chwilę, muszę obudzić chłopca i przypilnować aby dobrze się ubrał. - mruknęłam i poszłam na górę. Uśmiechnęłam się na widok siedzącego na materacu chłopca.
- Hej kochanie na nas czas. - mruknęłam i pomogłam założyć mu wcześniej przygotowane ubrania. Schodząc na dół podbiegł do babci i ojca, który o czymś gawędził ze swoją matką.
- Kawy? - zapytałam męża patrząc w jego brązowe tęczówki.
- Dzięki sam sobie nalałem. Jak chcesz to ja mogę zawieść Crisa do przedszkola. - szepnął upijając łyk naparu.
- I tak muszę jechać na uczelnię więc mam po drodze. Ty lepiej spakuj dziś swoją torbę. Przypominam że jutro jedziesz na mecz i jeśli zostawisz pakowanie na ostatnią chwilę to na bank czegoś zapomnisz. - rzuciłam patrząc jak chłopiec je swoje kanapki. Poszłam do korytarza przyniosłam trampki chłopca i wytarłam z kurzu.
- Cris kochanie czy spakowałeś swoje rzeczy na dzisiejszy trening? - zapytałam patrząc prosto w twarz malca.
- Zapomniałem mamo przepraszam. - szepnął spuszczając swój wzrok na ziemię.
- Hej. - mruknęłam i uniosłam go za brodę zmuszając by spojrzał w moje oczy.
- Nic się nie stało. Przyjadę wcześniej po ciebie do przedszkola i zdążymy ją spakować. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego czule.
- Kocham cię mamusiu. - szepnął obejmując mnie mocno za szyję.
- Ja też cię bardzo mocno kocham i nie wyobrażam sobie swego życia bez twojej obecności. - odparłam próbując hamować napływające łzy do oczu. Niestety bezskutecznie bowiem one już ścieliły moje policzki zdradzając wzruszenie wywołane słowami chłopca, których się w ogóle po nim nie spodziewałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top