5.
Madryt. Kochałam ten kraj nie tylko dlatego że był moją ojczyzną ale to tu byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Siedziałam w fotelu samolotu, którym wracaliśmy do domu zastanawiając się co powinnam teraz uczynić. Zdawałam sobie sprawę że na własne życzenie utknęłam w tym szambie. Sama nie wiem czemu kątem oka spojrzałam na lewy profil Cristiano. Był zły ale nie chciał tego po sobie pokazywać. Jego prawa dłoń delikatnie gładziła moje odkryte kolano. Nie byłam rada że to robił ale nie chciałam wszczynać kolejnej karczemnej awantury. Mieliśmy na to czas w domu. Słysząc luźną rozmowę swoich braci uśmiechnęłam się do nich. Sergio od razu odpowiedział tym samym a Rene, on pozostawał zamyślony. Byłam świadoma, że to od niego ojciec będzie oczekiwał wyjaśnień sytuacji. Zawsze za moje wybryki odpowiadał on. Zrobiło mi się go żal. Przeklinałam w duchu moment w którym zgodziłam się na tą podróż. Słysząc głos że będziemy za chwilę lądować zapięłam pasy i sama nie wiem czemu mocno ścisnęłam Crisa za rękę. Odwzajemnił mój gest domyślając się że podróżowanie samolotem jest ostatnim środkiem transportu jakim chciałabym się poruszać. Na szczęście wytrzymałam to. Wyszłam na płytę lotniska a słońce od razu uderzyło mnie w twarz. Założyłam na oczy okulary przeciwsłoneczne i zdjęłam z siebie bolerko jakie miałam zarzucone na ramiona. Zesztywniałam kiedy na swojej tali poczułam jego silną, męską dłoń. Zmysłowo nachylił się nad moim uchem i szepnął abym nie robiła scen. Nie rozumiałam jego słów dopóki nie dopadli nas fotoreporterzy.
- Cristiano powiedz czemu nic nie powiedziałeś o waszym ślubie? Dlaczego ukrywałeś swój związek z panną Ramos? Od kiedy jesteście razem? Tak w ogóle to gratuluję. - rzucił dopytujący się dziennikarz. Znałam tą stację i wiedziałam, że nadają na żywo. Obawiałam się że nasze rodziny na pewno to oglądają. Naprawdę nie miałam pojęcia jak powinnam się zachować, dlatego instynktownie objęłam Ronaldo w pasie. Uśmiechnął się na mój gest ciepło i ucałował mnie w czoło. Nie stanowiło to dla niego problemu, ponieważ byłam od niego niższa.
- Jak byście zauważyli dopiero wróciliśmy z Vegas i chcielibyśmy nacieszyć się sobą bez waszej obecności. W odpowiednim czasie zostanie wydane oświadczenie. Do tego czasu musicie obejść się smakiem. - rzekł i popchnął mnie w stronę zaparkowanego auta. Synchronizowałam z nim swój krok i już po chwili siedziałam na tylnej kanapie suwa, który prowadził agent mojego męża. Jak to obco brzmiało. Dopiero teraz dotarło do mnie, że będę musiała tłumaczyć się ze wszystkiego rodzicom, Marie, Diego. Westchnęłam czując się przybita. Wyjrzałam przez okno. Jechaliśmy w przeciwnym kierunku niż mój dom. Już miałam zaprotestować, gdy przypomniałam sobie że już go nie mam. Czułam się źle. Nagle straciłam władze nad własnym życiem. Wściekła uderzyłam dłonią w drzwi auta, powoli wypuszczając powietrze z płuc. Mężczyźni nie zareagowali na moje zachowanie. Agent Mateo zaparkował pod okazałą villą i wysiadł z pojazdu. Nie czekając aż którykolwiek z nich otworzy przede mną drzwi auta wysiadłam na idealnie położoną kostkę brukową. Już miałam coś rzucić gdy moim oczom ukazał się biegnący pięcioletni chłopiec. Ronaldo ukucnął by malec mógł wpaść w jego ramiona po czym wstał z nim na rękach, czochrając jego dłuższe włoski. Cała złość jaką miałam w sobie wyparowała jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Nie chcą wystraszyć dziecka nadal utrzymywałam od nich odpowiedni dystans. Junior po chwili opuścił ramiona swego ojca i zaciekawiony podszedł do mnie.
- Cześć jestem Cristiano. - szepnął i podał mi swoją małą rączkę do uściskania. Jak bym nie chciała nie potrafiłam ukryć uśmiechu rozświetlającego moją twarz. Ukułam zrównując się wzrostem z chłopcem i uścisnęłam jego rączkę.
- Miło mi cię poznać. Ja jestem Tessa. Mam nadzieję że zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi. - szepnęłam patrząc jak jego twarz rozpromienia się.
- Też mam taką nadzieję. Chodź pokaże ci swój pokój i misie. - rzucił ciągnąc mnie za sobą. Nie miałam wyjścia. Wstałam i trzymana przez chłopca ruszyłam z nim do domu. Będąc w środku nie zdążyłam się rozejrzeć. Wchodząc do pokoju smyka zaśmiałam się z czułością.
- Ale masz piękny pokój. A jaka kolekcja misiów. Wszystkie są twoje? - zapytałam a Cris junior twierdząco skinął do mnie głową.
- Pobawimy się autami? To będzie twoje a to moje ok? - zapytał uśmiechnięty siadając na puszystym dywanie. Zdjęłam z nóg szpilki, postawiłam przy drzwiach po czym usiadłam obok niego po turecku.
- Dobrze niech tak będzie. To może urządzimy sobie wyścigi? - zaproponowałam na co mój mały towarzysz ochoczo przystał. Sama nie wiem ile czasu jeździliśmy autami udając różne kolizje. Zmęczona wstałam z ziemi i wyprostowałam się.
- Jestem głodna, ty pewnie też. Zrobimy tak. Ty zaprowadzisz mnie do kuchni a ja w zamian zrobię nam coś pysznego do jedzenia. - mruknęłam patrząc w te jego czekoladowe oczy, które z pewnością odziedziczył po swoim ojcu. Zawsydziłam się okropnie uświadamiając sobie że zapomnieliśmy o Ronaldo, zostawiając go na podjeździe. Trzymając malca za dłoń zeszliśmy ze schodów i weszliśmy do przestronnej kuchni. Posadziłam go na krześle po czym zajrzałam do lodówki.
- Powiedz mi co lubisz jeść a ja zobaczę czy są składniki abym mogła ci to zrobić. - rzuciłam a Cris podskakiwał ze szczęścia.
- Naleśniki z czekoladą. - mruknął patrząc na mnie wyczekująco.
- Naleśniki zrobimy sobie jutro na śniadanie. Po czekoladzie to ty mi nie zaśniesz. - mruknęłam rozbawiona widząc jak przygryza dolną wargę.
- Może zjemy kanapki z szynką i sałatą? - zapytałam a chłopiec ochoczo na to przystał.
- To ja zrobię kolację a ty pójdziesz poszukasz tatę, umyjecie porządnie ręce i przyjdziecie jeść. - powiedziałam i spojrzałam jak chłopiec pobiegł w głąb domu. Powoli krzątałam się po domu i po chwili miałam na talerzu kilkanaście kanapek. Postawiłam je na masywnym stole po czym zaczęłam przeszukiwać szafki w poszukiwaniu szklanek i dzbanków. Nakryłam do stołu by po chwili do jednego z dzbanków nalać soku a do drugiego wody. Wynosząc kartony do kosza ujrzałam idących chłopaków. Junior podbiegł do mnie pokazując umyte dłonie.
- Super są bardzo czyste. - szepnęłam i posadziłam go na krześle. Chłopiec ujął w rękę kanapkę a ja usiadałam obok niego unikając spojrzenia jego ojca. Jedliśmy kolację a ciszę jaka panowała w jadalni co chwila przerywał Cris junior.
- Co ci mówiłem synu. Jak jemy nie mówimy. To nie jest bezpieczne. - rzucił i nalał mu do szklanki soku. Młody skinął głową i zamilkł. Reszta kolacji minęła w kompletnej ciszy. Gdy ojciec zezwolił Cris'owi iść na górę ja zaczęłam sprzątać po posiłku. Ronaldo zaczął mi pomagać.
- Jutro wyjeżdżam do Manchesteru na mecz towarzyski. Powinienem wrócić za jakieś trzy dni. W tym czasie będziesz odpowiedzialna za młodego. Nie będę fatygował opiekunki, której nie lubi. Widzę jak razem się dogadujecie. Zostaniesz z nim Tesso? - zapytał seksownie opierając się o kuchenną wyspę.
- Zostanę ale z tego co mi wspominał chodzi do przedszkola. - mruknęłam układając naczynia w zmywarce.
- Tak musisz go tam zawieść na ósmą i odebrać o czternastej. Od szesnastej do osiemnastej ma trening. - rzekł a ja zanotowałam to w mojej głowie. Portugalczyk podszedł do mnie dość blisko i ujął za podbródek.
- Przepraszam cię za te słowa Tesso. - rzekł i chciał coś dodać jednak wołanie syna przerwało naszą rozmowę.
- Twój pokój jest na górze pierwszy od lewej. - rzucił przez ramię i poszedł do chłopca. Skończywszy swoją pracę poszłam na górę. Weszłam do pomieszczenia, które miało być moje. Rzeczywiście stały tam wszystkie moje rzeczy. Uśmiechnęła, się przejeżdżając dłonią po oprawie książki. Zmęczona dzisiejszym dniem wzięłam swoje rzeczy i poszłam pod prysznic. Ciepła woda ukoiła moje nerwy i odprężyła. Założyłam na siebie bieliznę w jakiej spałam i wsunęłam się do łóżka. Sen przyszedł o wiele szybciej niż się spodziewałam.
Uporczywy dźwięk telefonu wytrącił mnie ze snu. Spojrzałam na wyświetlacz. Był to alarm jaki wczoraj wieczorem zdołałam nastawić. Powlekłam się do łazienki, wykonałam poranne czynności i ubrałam w letnią sukienkę za kolano bowiem skwar dokuczał już od samego poranka. Zeszłam na dół do kuchni, gdzie przy wyspie kuchennej siedział Cristaino popijający wodę. Skinął do mnie na powitanie i wstał ujmując w dłoń swoją torbę podróżną. Podszedł do mnie i wsunął w dłoń dwie pary kluczyków i kartę kredytową.
- Jedne są od domu nie zapominaj go zamykać, drugie są od auta. Uważaj jak prowadzisz, opiekuj się Crisem i uważaj na siebie. Pin do karty to twoja data urodzenia dzień i miesiąc. Jakby coś młody ma mój numer telefonu. Zawsze możecie do mnie zadzwonić. Jeśli od razu nie odbiorę to oddzwonię. - mruknął, ucałował mnie w czoło i wyszedł z domu. Wyjrzałam za nim przez okno. Ujrzałam pod domem auto mojego brata Sergio. Widząc mnie w szybie pomachał mi a ja mu odmachałam. Wiedząc że dzień będzie ciężki ruszyłam do kuchni. Zrobiłam na śniadanie obiecane wczoraj naleśniki z czekoladą i poszłam obudzić chłopca. Niechętnie wstał z łóżka i ubrał się w przygotowane ubranie. Humor poprawiły mu dopiero naleśniki. Zapakowałam mu do plecaczka kanapki i butelkę wody. Sama nie wiem czemu podświadomie czułam jakby on był moim synkiem. Uśmiechnięta wytarłam Crisowi buzię z czekolady. Wsunęłam na jego nogi tenisówki i razem wyszliśmy na podjazd, gdzie rano jego ojciec wyprowadził nam z garażu auto. Otworzyłam je i zapięłam chłopca w jego foteliku, stawiając obok jego plecaczek. Słysząc dźwięk telefonu spojrzałam na wyświetlacz i odebrałam.
- Mamo nie mogę teraz rozmawiać. Muszę zawieść Crisa do szkoły. - rzuciłam i nagle usłyszałam śmiech mojej rodzicielki.
- Kochanie ale Cristiano to dorosły mężczyzna. - odparła a ja słyszałam że próbuje opanować swoją wesołość.
- Och mamo mówię o jego synie. Ma tak samo na imię co jego tata. - mruknęłam a mama przestała się w końcu śmiać.
- Wiem droczyłam się z tobą. Wpadnijcie do mnie wieczorem. Musimy córeczko poważnie porozmawiać. - powiedziała i jak to ona rozłączyła się nie dając mi odpowiedzieć. Nie miałam ochoty na ów spotkanie, ale nie mogłam jej odmówić. Zajęłam miejsce kierowcy i odpaliłam silnik. Auto zamruczało i już po chwili byłam na drodze. Powoli dojechaliśmy pod przedszkole i o dziwo się nie spóźniliśmy. Pomogłam wysiąść chłopcu, zarzuciłam sobie na ramię jego plecak i razem weszliśmy do budynku. Cris wskazał mi swoją grupę i panią za nich odpowiedzialną.
- Dzień dobry. - szepnęłam do niej podając chłopcu plecak.
- Dzień dobry pani Aveiro. - powiedziała kobieta delikatnie się do mnie uśmiechając.
- Będę po niego o czternastej. - mruknęłam i ukucnęłam aby chłopiec mógł ucałować mój policzek na pożegnanie.
- Uważaj na siebie i dobrze się baw. Za sześć godzin przyjadę po ciebie. - rzekłam i poczochrałam jego włoski.
- Dobrze tylko się nie spóźnij Tesso. - odparł i pobiegł do klasy za chłopcami. Pożegnałam się z wychowawczynią podopiecznego i ruszyłam w stronę auta. Wsiadłam do środka i nim odpaliłam silnik dostałam wiadomość od żony agenta. Przypominała mi o dzisiejszej wizycie u ginekologa na dziewiątą. Wiedząc że nie mam zbyt wiele czasu ruszyłam pod wskazany adres w wiadomości. Wysiadłam, zamknęłam samochód z pilota i podeszłam do niej.
- Cześć Tesso. Miło mi cię w końcu poznać osobiście.
- Mi też miło Marie. - odparłam i razem weszłyśmy do wielkiego, kilkupiętrowego budynku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top