3.

Dzięki Bogu szybko wyszliśmy na dwór i chłodne powietrze ugasiło żar rozpalający się powoli w moim ciele. Cristiano wyglądał na niewzruszonego i miałam nadzieje że nie zauważył mojej irracjonalnej reakcji. Syknęłam gdy obolałe stopy dotknęły zimnej kostki brukowej. Nie byłam gotowa na taką walkę, która z wiadomych przyczyn na samym początku była przegrana. Widząc moją skwaśniałą minę Rolando zaśmiał się.

- Co cię tak rozśmieszyło ? - zapytałam ale nie otrzymałam odpowiedzi. W zamian tak jakbym nic nie ważyła wziął mnie na ręce. Naprawdę chciałam protestować ale nie pozwolił mi na to swoim pewnym siebie spojrzeniem. Nie chcąc wypaść z jego silnych rąk ujęłam go mocno za szyję. Nasz widok zapewne prezentował się komicznie, ale nic mnie nie to interesowało. Moje stopy naprawdę były mocno obolałe od szpilek, których jak mogłam unikałam. Rozglądając się po niemal pustym parkingu ujrzałam jego czarne ferrari. Faceci i ich zabawki - przemknęło mi przez myśl. Nie wiem jak to zrobił ale utrzymał mnie w ramionach przytrzymując tylko jedną dłonią, drugą otworzył drzwi auta. Byłam mu niewymownie wdzięczna kiedy usadził mnie na fotelu pasażera. Zapiął pasy bezpieczeństwa muskając mimowolnie dłonią mój biust. 

- Naprawdę potrafię sama to zrobić. - mruknęłam gdy zajął miejsce kierowcy.

- Ferrari to nie rower. Chciałem mieć pewność Tesso że będziesz dobrze zapięta i bezpieczna. - rzucił odpalając silnik sportowego auta.

- Przyznaj się że bałeś się zemsty moich braci gdyby coś mi się stało. - rzekłam co wywołało uniesienie jego idealnie skrojonych warg ku górze.

- Ja nigdy nie spowodowałem wypadku, ale nie mogę ręczyć za innych uczestników ruchu.  -szepnął i po chwili dodał, że nie boi się w ogóle moich braci bo wie jak trzeba z nimi postępować. Wątpiłam w te słowa ale do końca nie wiedziałam czy mówi prawdę. Nie chcąc dłużej drążyć tego tematu wpatrzyłam się w mijające za szybą budynki zastanawiając się nad samą sobą. Jak to się stało że nie spostrzegłam iż Diego się we mnie zadurzył? Jak to się stało że mój przyjaciel cierpiał a ja nic z tym nie zrobiłam. Z krainy rozmyślań wyrwała mnie dłoń towarzysza klepiąca mnie po nagim kolanie. Błyskawicznie, jakby od tego zależało moje życie spojrzałam w jego brązowe tęczówki.

- Chyba bardzo odpłynęłaś. Pytałem o twój adres. - mruknął nie spuszczając ze mnie swego uważnego wzroku.

- Mieszkam obok muzeum Centro de Arte Reina Sofia. - szepnęłam próbując dojść do siebie. Zdawałam sobie sprawę że resztka tej nocy okaże się nieprzespana. Na szczęście Portugalczyk widząc mój kolejny zawias postanowił dać mi spokój do czasu aż zaparkował pod moją klatką.

- Naprawdę tu mieszkasz? - zapytał patrząc uważnie za mało elegancką elewację budynku.

- Nie każdego panie idealny stać na mieszkanie w luksusach. - rzuciłam pospiesznie wysiadając z jego auta. Wyładowałam na nim złość jaka krążyła w moich żyłach. 

- Dziękuję za podwózkę i nie każe ci dłużej stać w tej nieciekawej okolicy panie idealny. - rzekłam i nie dając dojść mu do głosu wpadłam niczym huragan do klatki. Dopiero tam zrozumiałam swoje irracjonalne zachowanie, ale było za późno by móc go przeprosić, bowiem odjechał z piskiem opon zapewne budząc swym zachowaniem wszystkich mieszkańców budynku.




Kolejny miesiąc nie owocował w żadne zmiany oprócz tej, że wczoraj odwiedził mnie Diego ze swoją żoną i córeczką. Olivie okazała się uroczą dziewczynką i niemal od razu zdobyła moje serce. Była bardzo podobna do swojej matki oprócz oczu, które odziedziczyła po moim przyjacielu. Bałam się tego spotkania, bałam się że poczuje uścisk zazdrości, ale nic takiego nie miało miejsca. Cieszyłam się ich szczęściem i chyba nawet Sophie ulżyło gdy poczuła że nie jestem jej konkurencją, a sprzymierzeńcem. Nie dziwiłam się temu. Wspomnienia opuściły mój umysł, a ja wiedziałam że czas aby zbierać rzeczy i ruszać do pracy. Jak zwykle niezawodny Jack stał na swym stałym miejscu racząc mnie od rana swym pogodnym uśmiechem. Pomachałam mu wesoło i weszłam do środka auta.

- Cześć. - szepnęłam i schowałam kosmyk włosów za ucho. Odwzajemnił moje powitanie i zasypał opowieścią jak minął mu weekend. Byłam mu za to ogromnie wdzięczna, bowiem jako nieliczna ze swojej rodziny nienawidziłam wszechogarniającej mnie ciszy. Będąc na miejscu opuściłam taksówkę i weszłam do gmachu szpitala. Od progu powitał mnie wzrok mojego brata. Bojąc się że coś mu się stało podbiegłam do niego najszybciej jak mogłam.

- Sergio co ci się stało? - zapytałam patrząc na jego zakrwawioną twarz. Przejęta jego losem nie zauważyłam towarzyszącej mu osoby jaką okazał się Ronaldo.

- Mała bójka na treningu z klubowym kolegą. - rzucił Cristiano i dopiero wówczas zaszczyciłam go swym brązowym spojrzeniem. 

- Sergi o co poszło? - zapytałam próbując uzyskać od niego informacje.

- Nieważne. Możesz sprawdzić kochana czy ten buc nie złamał mi nosa? Dziś mamy ważny mecz i chciałbym w nim zagrać. - powiedział a ja od razu oprzytomniałam. Pobiegłam po wózek i ku niezadowoleniu mojego brata, niemal na siłę go w nim usadziłam. Chciałam popchnąć go w stronę sali zabiegowej, ale pan idealny mnie uprzedził. Nie chcąc się kłócić razem weszliśmy do pomieszczenia. Mój brat przesiadł się na kozetkę a ja najdelikatniej jak mogłam obejrzałam jego nos.

- Trzeba go prześwietlić ale chyba nie jest złamany. O dzisiejszym meczu jednak możesz zapomnieć. - rzuciłam a on syknął zdenerwowany.

- Możesz mieć wstrząśnięcie mózgu. Nie zaryzykuje twoim zdrowiem i zostaniesz na dobowej obserwacji. - mruknęłam zaplatając dłonie na piersiach.

- Chyba żartujesz? Jak niby chcesz mnie tu zatrzymać Tesso? Oboje wiemy że nie masz takiej mocy. - burknął poniesionym głosem, taksując mnie swym zimnym spojrzeniem.

- A chcesz się przekonać że mam? Wystarczy jeden telefon do naszej matki i masz pozamiatane. - mruknęłam patrząc na szok malujący się w jego oczach.

- Nie zrobiłabyś tego swojemu starszemu bratu. - odparł wiedząc że rodzicielka porządnie zmyłaby mu głowę za bójkę. Dopiero prychnięcie Portugalczyka przypomniało mi o jego obecności na co się spłoniłam. Przypomniałam sobie jak chamsko go wówczas potraktowałam. Miałam zabrać głos gdy do gabinetu wszedł doktor Enrique mój przełożony, bowiem byłam na piątym roku medycyny, więc ktoś musiał mnie kontrolować. Uśmiechnął się do mnie ojcowsko i położył dłoń na ramieniu. Uwielbiałam z nim pracować bowiem był mistrzem w swoim fachu.

- Co tu mamy Tesso? - zapytał patrząc na naszą trójkę.

- Wynik zaciętej dyskusji jaką mój brat prowadził ze swoim kolegą. - rzekłam i odchrząknęłam by przybrać profesjonalny ton głosu.

- Uważam że nos nie jest złamany, ale wykonamy prześwietlenie i dla pewność tomografię głowy, aby wykluczyć wstrząśnienie mózgu. Zostawię także naszego poszkodowanego na dobowej obserwacji. - powiedziałam trzymając w dłoni podkładkę na której zapisywałam instrukcję jakie badania mają mu wykonać.

- Dodaj do tego proszę morfologię. - rzekł patrząc na moje drobne dłonie. Skinęłam do niego głową i zanotowałam jego uwagi. Westchnęłam gdy Enrique wyszedł i podeszłam do mojego brata.

- Zachowujesz się jak mały, rozpuszczony chłopiec. Czy Rene o wszystkim wie? - zapytałam patrząc na jego zaciętą twarz. 

- Wie bo tamtego zawiózł do innego szpitala. - mruknął Ronaldo a ja pisnęłam słysząc jego odpowiedź. Mój brat naprawdę zachował się niegodnie.

- Jak mogłeś tak splamić tą historią nazwisko Ramos? - zapytałam z pełnym wyrzutów głosem.

- Tesso już nie zamieniaj się w naszą matkę. Jedna wystarczy. - odparł a ja klepnęłam go dość mocno w ramię.

- Skandal goni skandal. Czy ty kiedykolwiek się uspokoisz i dorośniesz? Naprawdę masz już swoje lata. Powinieneś w końcu się ustatkować, ale jaka kobieta chciałaby za męża awanturnika. - warknęłam czując tą przeklętą złość. Mój brat zerwał się na równe nogi i stanął wściekły naprzeciwko mnie. 

- To nie mnie narzeczony kopnął w dupę niemal przy ołtarzu, bo nie chciałam dać mu dupy. Nie masz prawa Tesso mnie pouczać. Nie ty! - ryknął i po chwili zrozumiał swój błąd i to jak okrutne były jego słowa. Machinalnie moja dłoń znalazła się na jego lewym policzku. Sergio złapał się za niego i mógł patrzeć jak momentalnie zamykam się w sobie. Ku mojemu zaskoczeniu Cristiano poprawił cios jaki wcześniej otrzymał od swojego przeciwnika, a krew ponownie tego dnia popłynęła po jego brodzie zalewając jasną podłogę pomieszczenia. 

- Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj. Nie poznaje cię Sergio. Powinieneś być dumny że twoja siostra nie chciała być dziwką. Miałam wówczas zaledwie osiemnaście lat. Zauroczył mnie, chciał zrobić ze mnie kurwę na swoich usługach. Jakim prawem śmiesz mi o nim przypominać?- wrzasnęłam trzęsąc się na całym ciele. Chciał mnie przytulić i przeprosić, ale go odepchnęłam.

- Od dziś nie masz prawa nazywać się moim bratem. Nie chce cię znać Sergio Ramos'ie. - rzuciłam zapłakana uciekając w stronę pokoju socjalnego. Jedyne co zdołałam usłyszeć to słowa Ronaldo mówiące: przesadziłeś kurwa i to bardzo.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top