12.

Sen szybko się skończył. Był piękny. Zsiadając z motoru poczułam boleśnie brak zmiany pozycji. Nie wiedziałam jak ludzie potrafią niemal cały dzień spędzić na tej maszynie śmierci przemierzając setki kilometrów. Odgarnęłam włosy z policzka. Skwar pyłynący z nieba spowodował przyklejenie się koszulki do mojego ciała. Spojrzałam niepewnie na Cristiano. Nie był już taki beztroski. Nie rozumiałam jego miny, do czasu aż ujrzałam pędzących na nas dziennikarzy. Miałam powoli dość sytuacji, że jestem teraz czy chciałam czy nie osobą medialną i rozpoznawalną. Ujęłam męża za dłoń i wciągnęłam go do budynku. Uniknęliśmy dzięki temu kolejnego wywiadu.

- Nie masz za co dziękować.- szepnęłam i nie dając mu zareagować na swoje słowa, poszłam w stronę studia, gdzie odbywała się sesja. Zabrałam ze skórzanej kanapy swoją torebkę . Zmęczenie opanowało moje ciało. Niestety wiedziałam że nie będzie dane mi odpocząć, ponieważ junior miał dziś trening. Spojrzałam na stojącego koło mnie Ronaldo.

- Czy możemy jechać już do domu. Mam sporo do zrobienia a jeszcze młody ma dziś zajęcia. - rzuciłam a mąż bez słowa ujął mnie za rękę i poprowadził do naszego auta. Dreptając za nim ziewnęłam. Jak zwykle otworzył mi drzwi samochodu. Zajęłam miejsce pasażera i zapięłam pasy wiedząc że Cris nie dopuści do sytuacji abym tego nie uczyniła. Jechaliśmy w milczeniu. Cisza nigdy nie była moją przyjaciółką dlatego włączyłam radio. Rytmiczna piosenka zawładnęła moim umysłem. Dopiero będąc pod domem wróciłam do rzeczywistości. Pospiesznie weszłam do domu.

- Cristiano. -zawołałam i uśmiechnęłam się na widok chłopca. Ucałowałam policzek pięciolatka i razem poszliśmy do kuchni.

- Co powiesz na to abyśmy razem upiekli babeczki? -zapytałam patrząc na jego roziskrzone spojrzenie.

-Czekoladowe? - zapytał patrząc na mnie szczęśliwy.

- Tak czekoladowe. Takie jak lubisz. - odparłam czochrając jego włosy.

- Jasne, że tak. - powiedział i pobiegł do łazienki umyć ręce. Gdy wrócił zaczął mi pomagać. Roztapiałam czekoladę gdy do kuchni wszedł Portugalczyk. Podszedł do nas i spojrzał co robimy.

- Co tam pichcicie? * zapytał patrząc przez moje ramię.

- Babeczki czekoladowe tato. - odparł rozemocjonowany junior.

- Może wam w czymś pomóc ? - zapytał a chłopiec podał mu do mieszania ciasto. Gdy dolewałam do masy czekoladę spojrzałam na męża. Był bardzo przystojny. Sama nie wiedziałam czemu zamaczałam palce w czekoladzie i ubrudziłam jego nos śmiejąc się po chwili z jego miny. Zabrał mi miskę i sam umaczał palec w czekoladzie przejeżdżając po moich ustach.

- Teraz musisz wyczyścić mi nos. - szepnął patrząc w moje czekoladowe oczy.

- Nie bo ty też mnie ubrudziłeś. - rzekłam udając obrażoną.

- Tato to najpierw mama niech wytrze ci nos a potem ty jej usta. - rzucił rozwiązanie rozbawiony chłopiec. Ujęłam w dłoń kawałek ręcznika kuchennego i delikatnie wytarłam czekoladę z jego nosa. Spojrzałam na niego wyczekująco.

- Teraz twoja kolej. Ja się z swojej strony wywiązałam z umowy. - powiedziałam obserwując go uważanie. Cristiano odstawił miskę na blat po czym podszedł do mnie bliżej.

- Nie wziąłeś ręcznika. - pouczyłam go nauczycielskim tonem.

- Nie będzie mi potrzebny pani Aveiro. - odparł i sama nie wiem kiedy złapał moją twarz w swoje dłonie. Złączył nasze wargi w czułym pocałunku. Moim ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz, a krew uderzyła do głowy. Stałam niczym szmaciana lalka całowana przez bożyszcza nastolatek. Smak pocałunku był słodki i duszący. Jego usta przywierają do moich, twarde, ciepłe, natarczywe. Ich dotyk elektryzuje mnie, jednak w inny sposób, niż przywykłam. Iskra, która przebiega po moim ciele, jest elektryzująca. Zapewne gdyby nie obecność chłopca w pomieszczeniu oddałabym mu się tu i teraz. Zniesmaczone prychnięcie chłopca wybudziło mnie z transu. Odsunęłam się od niego zszokowana.

- Naprawdę smaczna ta czekolada. - rzucił i rozbawiony i wyszedł z kuchni. Zostawił w niej rozbawionego juniora i mnie stojącą jak słup soli. Sama nie wiedziałam co mam sobie o tym myśleć. 



Gdy zbierałam się z juniorem na trening do naszego domu wparowała niemal cała drużyna Realu Madryt. Uśmiechnęłam się do obydwu braci.

- Przepraszam ale musimy się z juniorem już zbierać. Ma dziś ważny trening przedmeczowy. Powiedzcie Crisowi że po pojedziemy z młodym po zakupy. Obiecałam kupić mu na mecz nowe buty. Dobra bo zaraz naprawdę się spóźnimy. * odparłam wzięłam torbę chłopca na ramię i wyszłam z nim z domu. Całą drogę rozbawialiśmy, choć mnie nadal intrygowało zachowanie Portugalczyka. Wpadliśmy na stadion niemal w ostatniej chwili. Młody poszedł się przebrać a ja udałam się na trybuny. Gdy wybiegł na murawę zaczęłam bić brawo. Uśmiechnęłam się do niego i pomachałam. Duma jest najważniejszą rzeczą, z którą musisz zmagać się w życiu. Jest po to, abyś dobrze czuł się ze samym sobą, ale ja teraz byłam dumna z swojego synka. Drybling, podawanie piłki a co najważniejsze strzelanie bramek szło mu znakomicie. Musiał popracować nad strzelaniem goli z główki, ale nadal miałam na uwadze fakt że ma zaledwie pięć lat. Strach pomyśleć jak będzie grał gdy osiągnie wiek swego ojca. Ukucie tej dumy, ze jestem częścią jego życia zakuła moją serce ale także duszę. Nie byłam jego biologiczną matką, ale czy to miało znaczenie? Kochałam go równie mocno a może i lepiej. Czy kobieta, która nie interesuje się swoim dzieckiem ma prawo do miana matki? Moje rozważania przerwał mężczyzna siadający obok mnie.

- Świetnie gra. Ależ gdzie moje maniery. Nazywam się Carlos Martínez. Jestem trenerem chłopca. Ma duży talent i potencjał. Ciężko pracuje. Czy mogę liczyć że pojedzie na zgrupowanie w Anglii? - zapytał patrząc w moje oczy.

- Nie wiem. Muszę omówić to z mężem. A z czym wiąże się wyjazd ?

- Musiałaby pani jechać z chłopcem jako opiekun prawny. Wiem że to poważna decyzja dlatego ma pani dwa tygodnie na odpowiedź. Szkoda byłoby aby chłopiec nie pojechał. - rzekł a ja pokiwałam głową. Westchnęłam i po treningu zabrałam Crisa do sklepu. Co jak co, ale danego słowa zawsze dotrzymywałam. Tego nauczyła nas matka, mnie i moich braci. Wychodząc z parą ślicznych korków do gry wróciliśmy do domu. U nas w najlepsze trwał pojedynek panów, którzy grali na PlayStation w najnowszą Fifę. Wysłałam juniora pod prysznic a sama rozpakowałam jego torbę wrzucając jego dres po treningu do pralki. Wchodząc do salonu pokiwałam głową.

- Mali chłopcy i ich zabawka. - rzuciłam rozbawiona.

- Ale na ta poważnie to Cristiano musimy poważnie porozmawiać. - powiedziałam i usłyszeliśmy głośne uuuuu z ust Marcelo i Naymara.

- Masz chyba przekichane przyjacielu. - rzucił Karim strzelając gola w grze ku niezadowoleniu Sergio.

- Coś się stało? - zapytał Portugalczyk.

- Trener juniora chciałby aby pojechał na zgrupowanie do Anglii. Jest tylko mały problem. Musi z nim jechać prawny opiekun. Dasz radę jechać? - zapytałam patrząc na niego wyczekująco.

- Będę w Anglii bo też mamy tam mecze towarzyskie ale nie dam rady pogodzić swoich i jego treningów. To niewykonalne.

- No tak wolisz pewnie wieczorami imprezować z kolegami niż popatrzeć jak syn gra. - warknęłam zła.

- Tesso oni będą trenować rano, tak jak i my. Jak mam się rozdwoić ? - zapytał rozbawiony moją miną. Zastanowiłam się chwilę po czym westchnęłam.

- Jest tylko jego wyjście. Ja tam z wami pojadę i będę chodziła na treningi chłopca. Tylko jest problem. Nie jestem jego opiekunem prawnym, a trener wyraził się jasno. - powiedziałam pewnym głosem czując napiętą atmosferę w pokoju.

- Tym się nie przejmuj. Napiszę ci upoważnienie i pogadam z trenerem. - rzucił i napił się wody.

- Nie Cris. Nie zrozumiałeś mnie. Ty masz swoją pracę i oboje wiemy że zasypiesz wszystkich upoważnieniami, bo co chwila będzie potrzebna zgoda na inne rzeczy. Myślałam o tym i rozwiązaniu problemu. Wiesz że kocham juniora. Chce go adoptować. Chce prawnie zostać jego matką. Chce aby on został moim synem w każdy możliwy sposób. - powiedziałam czując jak moje serce mocno i głośno bije. Bałam się odpowiedzi ale musiałam postawić sprawę jasno.



(Rozdział dedykuje moim wiernym czytelnikom. Kocham was.)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top