10.

Krew opuściła nie tylko moją twarz ale i serce. Nie wiedziałam co sobie myśleć. Gdy wargi Eliose niemal znalały się na ustach Crisa on ujął ją za podbródek. Delikatnie aczkolwiek stanowczo odsunął ją od siebie. Byłam z niego niewymownie dumna. Do chwili syku bólu przyjaciółki. Nie zdawałam sobie sprawy jak mocno ściskam ją za dłoń. Wypuściłam powietrze z płuc i wyostrzyłam słuch nie chcąc opuścić żadnego słowa z wymiany ich zdań. 

- Eliose opanuj się. - szepnął i wstał nie czekając na reakcję czarnowłosej. Rzucił na stół zapłatę za kawę i wyszedł z kawiarni, tak szybko jakby sam szatan stąpał mu po piętach. Byłam wdzięczna Marie, że tu ze mną była. W innym wypadku na pewno dokopałabym tamtej nie patrząc na nic i nikogo. Scena mogłaby być krwawa i zabawna dla niektórych. Ale media by sobie nade mną poużywały. 
- Tessa chodźmy nasza przerwa również dobiega końca. - mruknęła Marie i chwyciła mnie mocno za nadgarstek. Mimowolnie poddałam się jej słowom i obie wyszłyśmy na zatłoczone ulice Madrytu. Żar niemiłosiernie lał się z nieba. Okazało się, że piekło to nie płonąca, wrząca otchłań ognia i cierpienia. Piekło jest wtedy, kiedy ludzie, których kochasz najbardziej na świecie, sięgają po twoją duszę i wyrywają ci ją. I robią to tylko dlatego, że mogą. Zdałam sobie z tego sprawę w momencie ogarniającej mnie zazdrości. Wchodząc na oddział dziękowałam Bogu że Andrés był już na swojej sali i nie należała ona do mnie. Słysząc upierdliwy dźwięk dzwonka telefonu wyciągnęłam go z kitla i spojrzałam na wyświetlacz. Nie miałam zapisanego kontaktu. Odebrałam po chwili wahania. Z drugiej strony słuchawki usłyszałam damski głos.
- Witam czy mam przyjemność rozmawiać z Tessą Aveiro? - zapytała a ja poczułam gulę rosnącą w moim gardle.
- Tak, przy telefonie. Słucham. - mruknęłam oczekując na wyjaśnienia.
- Dzwonię z przedszkola. Dostałam ten numer od Cristiano. Chłopiec bardzo źle się czuje i ma podwyższoną gorączkę. Nie mogę dodzwonić się do ojca chłopca. Czy mogłaby go pani odebrać z placówki? - zapytała a ja nie zwlekając zapewniłam ją że będę w przeciągu kwadransa. Rozłączyłam się i szybko pobiegłam do pokoju lekarzy. Na moje szczęście udało mi się zwolnić z pracy i po maksymalnie pięciu minutach byłam już w drodze po chłopca. Bałam się o niego jak o własnego syna. Kochałam go i nie wyobrażałam sobie że mogłaby stać się mu krzywda. Zgodnie z obietnicą pod przedszkolem byłam po piętnastu minutach. Niczym wystrzelona z procy wpadłam do budynku szukając sali. Na szczęście w holu czekała już na mnie pani dyrektor i pielęgniarka.
- Podejrzewamy grypę żołądkową. Wiele dzieci na nią obecnie choruje. - rzekła a ja po wysłuchaniu ich słów poprosiłam o zaprowadzenie mnie do malca. Stukot obcasów dyrektorki działam mi wówczas na nerwy, ale postanowiłam się uspokoić. Wchodząc do pokoju ujrzałam Cristiano siedzącego z wychowawczynią. Od razu przytuliłam do siebie chłopca, tak jakby był cały moim światem. 
- Jak się czujesz? - zapytałam patrząc w jego brązowe tęczówki.
- Boli mnie brzuszek. - poskarżył się tuląc całym ciałkiem do mnie.
- Nie martw się. Zaraz pojedziemy do lekarza, kupimy leki i wszystko będzie dobrze. -mruknęłam, podniosłam go na ręce i z plecakiem zarzuconym na ramię ruszyłam w stronę auta.
- Dziękuję pani za telefon. - szepnęłam do kobiety i ruszyłam w stronę samochodu. Zapięłam juniora w fotelik i ruszyłam w stronę szpitala gdzie pracowałam. Wiedziałam że tam moja znajoma pediatra zbada chłopca i wypisze recepty. Nie pomyliłam się. Oczywiście okazało się że załapał od dzieci grypę żołądkową. Ujmując w dłoń recepty i synka na ręce poszliśmy do szpitalnej apteki gdzie wykupiłam medykamenty. Wchodząc do domu od razu zauważyłam że w domu jest pusto. Zgodnie z zaleceniami wykąpałam Crisa i wrzuciłam do pralki wszystkie jego ciuszki i pusty plecaczek. Po kąpieli ubrałam junora w piżamkę i położyłam do łóżka. Podałam mu lekarstwa i utuliłam do snu. Zeszłam na dół do salonu i wybrałam numer do męża. Byłam na niego niewymownie zła. On bawił się na mieście a jak zwalniałam się z pracy, aby zająć się chłopcem. Wiedząc że prędko się nie dodzwonię postanowiłam przygotować obiad. Włączyłam po cichu radio, gdyż od małego nie nawykłam do ciszy i poczęłam obierać ziemniaki. Słysząc dzwonek do drzwi pobiegłam w stronę wejścia i otworzyłam. Po drugiej stronie stała Marie z lekkim uśmiechem na ustach. Wpuściłam ją do środka i razem wróciłyśmy do kuchni. Gdy usłyszałam pytanie o juniora westchnęłam.
- No cóż grypa żołądkowa. Wzięłam do końca tygodnia wolne, aby porządnie się nim zająć. Wiem miałyśmy wieczorem ruszyć na miasto i pójdziemy. Dam małemu leki i zostanie z moją mamą. Na początku nie chciałam się na to zgodzić, ale po dłuższej chwili mnie namówiła. Mi też należy się odpoczynek. - rzuciłam i wstawiłam ziemniaki na ogień. Marie posłała mi delikatny uśmiech.
- To super bo Marcelo i Naymar do nas dołączą. Ponoć i namówili twojego brata Sergio. Będzie impreza na całego. - rzuciła po czym wstała z krzesła.
- Biegnę się szykować. Widzimy się na miejscu. - mruknęła i prosząc aby jej nie odprowadzać sama wyszła z domu. Dłuższą chwilę smażyłam rybę na obiad. Słysząc klucz w drzwiach przyjęłam wojowniczą postawę. Ku mojemu zaskoczeniu do kuchni weszła prawie cała drużyna Realu Madryt. 
- Cześć Tessa. - rzucili i rozsiedli się w jadalni przy stole gadając o treningu. Sergio podszedł i musnął wargami mój policzek. Na samym końcu do pomieszczenia wszedł Cris.
- O i jest nasz król. Możesz mi łaskawie powiedzieć gdzie do cholery jasnej miałeś telefon. - wrzasnęłam nie mogąc powstrzymać targające mną emocje. Nie obchodziło mnie że wszyscy patrzyli na mnie z niemal otwartymi ustami.
- Byłem na treningu i padła mi komórka. - odparł. Minąwszy mnie wyjął sok z lodówki. Nalał go sobie do szklanki i upił kilka łyków. Moi bracia spojrzeli po sobie wiedząc że niewiele brakuje abym wybuchnęła.
- Nie miałeś przy sobie ładowarki aby go podłączyć? Czy naprawdę musisz rujnować moje życie? - zapytałam wściekła zaciskając lewą dłoń w pięść. Portugalczyk podszedł do mnie i musnął w czoło. 
- Coś taka kąśliwa Tesso? -zapytał siadając między chłopakami. Przesadził i niestety nie mogłam już się opanować. Moje piersi nerwowo falowały góra dół. Rzuciłam ścierką na ziemię i stanęłam naprzeciwko niego.
- Dobrze wiesz że nie prosiłam się o to aby zostać twoją żoną. Dopóki cię nie poznałam miałam normalne, poukładane życie. Ale nie musiałeś się zjawić i wszystko rozpierdolić, postawić do góry nogami. Zdajesz sobie sprawę że kocham juniora jak własnego syna, ale nie wiem jeszcze wszystkiego. To biedne dziecko gdyby nie ja byłoby zmuszone siedzieć w przedszkolu z okropnym bólem brzucha, bo jego ojciec nie naładował w domu tej pieprzonej komórki. - wrzasnęłam. Słysząc moje słowa Ronaldo zerwał się z miejsca blady niczym ściana.
- Nie masz po co do niego iść. Mały śpi. Byłam z nim w szpitalu. Ma grypę żołądkową i dostał lekarstwa, które wykupiłam i mu podałam. Kolejna dawka dopiero rano. Ja wieczorem wychodzę z Marie do klubu, jak rano wrócę zajrzę do niego i podam lekarstwa. Gdyby coś to dzwoń. Ja nigdy nie zapominam naładować telefonu. - fuknęłam i poszłam do sypialni nie słuchając jego chaotycznych podziękowań.




* Impreza zaczęła się na całego po północy. Nie piłam wiele ale i nie bawiłam zbyt dobrze. Zbyt martwiłam się o chłopca by móc imprezować. Nie wiem kiedy junior wrósł w moje serce i zajął w nim jedno z miejsc. Kochałam go a najważniejsze to wiedziałam, że i on kocha mnie. Czystą, bezwarunkową miłością. Wiedząc że psuję humor reszcie pożegnałam się i skorzystałam z propozycji Marcelo, dotyczącej odwiezienia mnie do domu. Gdy zajechaliśmy pod willę pożegnałam się z nim cmoknięciem w policzek. Nie chcąc robić hałasu zdjęłam z nóg szpilki i po cichu weszłam do domu. Panowała w nim cisza. Odłożyłam rzeczy w korytarzu i na paluszkach poszłam do pokoju chłopca. Spał słodko z dłonią ojca w rękach. Cristiano spał w fotelu przy łóżku syna. Sama nie wiem czemu rozczulił mnie ten widok. Wzruszenie ogarnęło moje serce i żałowałam swojego wcześniejszego zachowania w jadalni. Postanowiłam rano przeprosić za to Crisa. Słysząc kroki za sobą zamarłam. Odwróciłam się machinalnie a krzyk strachu zastygł w moim gardle. Wystraszyłam się niemal na śmierć a przede mną stała moja najgorsza mara. Moja ....


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top