26. Delikatność?

Po cichutku, na paluszkach aby nie obudzić domowników, biało oka przemierzała korytarz. Gdy dotarła do schodów leciutko stąpała po wyłożonych czerwonym dywanem schodkach. Na szczęście materiał zagłuszał jej kroki. Zerknęła za okno na zaczynające się przejaśniać niebo. Z westchnieniem odwróciła wzrok od pięknego zaróżowionego nieba. Marzyła aby odbyć zmysłowy taniec na balkonie na tle tego niezastąpionego widoku. Przepiękne byłyby również zdjęcia. Zamyślona wkroczyła do kuchni. Panowały w niej egipskie ciemności. Otwarła lodówkę, przez której światło musiała zmrużyć oczy. Wyciągnęła litrową butelkę Liptona i pchnęła kolanem drzwiczki, aby je zamknąć. Spojrzała na czerwono podświetlany cyfrowy zegar umieszczony na panelu piekarnika, który wyświetlał godzinę "5:30". Kiedy wzrok ponownie zaczął przyzwyczajać się do ciemności, wymacała uchwyt od szafki i otwarła ją, wyjmując szklankę. Kiedy odkręciła zakrętkę od butelki odniosła wrażenie, że wcale nie jest sama. Wlała napój do naczynia i pozwoliła sobie zerknąć w kierunku wejścia do owego pomieszczenia. Dostrzegła sylwetkę. A więc któryś z chłopaków musi nie spać, niestety nie mogła stwierdzić który. 

- Nie nudzi ci się takie stanie? - odważyła się zapytać. - Co tu robisz?

Nic nie odpowiedział, a odszedł od futryny i podszedł do dziewczyny. 

- A od czego jest kuchnia? Również jestem głodny. Ale skoro spotkałem cię tutaj, to dlaczego by nie skorzystać z okazji?

Stanął na przeciwko dziewczyny tak, że prawie się stykali ciałami.

- Reiji! - wyszeptała odrobinę zbyt piskliwie.

Chłopak zbliżył się do Suni i posadził ją na blacie, przypadkowo przewracając szklankę, z której wylała się ciecz. O dziwo nie przejął się tym perfekcjonista, tylko objął Su w pasie i odgarnął włosy z lewego boku. Raptownie przyciągnął ją do siebie i bez zbędnych ceregieli ugryzł. Czuł, że jej się nie podobało, więc oderwał się od szyi, aby przenieść się na usta i złożyć krwisty pocałunek. Zadowalał dziewczynę pocałunkami, sunąc przy tym dłonią po jej udzie. Sunia jęknęła kiedy przebił kłami jej dolną wargę i powoli ssał. Czuła ten metaliczny posmak własnej krwi, którym zachwycają się wampiry. Jako człowiek nie mogła pojąć różnicy smaku krwi. Pomyślała, że wampiry są jak małe dzieci które liżą i wpychają sobie do ust wszystko co mają pod rączką. Z tą różnicą, że dziecko w ten sposób poznaje świat, a wampir robi to dla swojej przyjemności. Chociaż jeśli zechce może sprawiać przyjemność i ofierze, jak było w tej chwili, kiedy rozpływała się od jego pieszczot a on karmił się nią.

Nagle nastała jasność. 

- Co to ma znaczyć? Beze mnie? 

Usłyszeli znajomy głos pochodzący od w tej chwili półnagiego kapelusznika stojącego w progu, który ze zdziwieniem spoglądał to na brata, to na mokre szafki oraz podłogę, to na usta pomarańczowłosej z których wypływały dwie strużki czerwonej cieczy. Białooka chciała skomentować, ale granatowłosy nie pozwolił na to ponownie wpijając się w jej usta. Zerknęła na niebezpiecznie przysuwającego się Laita. Nic jednak nie mogła zrobić, nie potrafiła jeszcze używać mocy. Ujawniały się one w najmniej oczekiwanych momentach. A tu zboczeniec zabrał się za jej udo, które wcześniej puścił Reiji. O dziwo Laito był delikatny, jednak tak czy siak była osaczona i bezbronna. Postanowiła nauczyć się skutecznie bronić i nie ulegać ich wpływom, co nie będzie łatwe.

~*~

Stała przed niedomkniętymi wrotami, jakby od zamku. Na dworze panował mrok oświetlany sporadycznie przez coś na kształt latarni. Poczuła wilgoć na twarzy myślała, że to deszcz, ale kiedy jej dotknęła okazało się, że to łzy. Płakała. Tylko z jakiego powodu. Przez szparę w drzwiach tliło się światło. Otarła oczy z łez i wytężyła wzrok. Zobaczyła swoją matkę prawie leżącą na posadzce, jednak podtrzymywaną przez mężczyznę  którego twarzy nie było widać, gdyż chowała się za włosami rodzicielki. Spojrzała w dół na sukienkę, była dzieckiem. Ponownie jej wzrok spoczął na matce, po chwili odczytując, że ona układa wargi w słowo "uciekaj". Zastanowiła się i przyszło jej do głowy, że mężczyzna najprawdopodobniej jest wampirem. Z sekundy na  sekundę, słowo to coraz głośniej obijało się w jej głowie. Nagle obraz zaczął się zamazywać, a wszystko zostało spowite przez ciemność. Na nowo zaczęła widzieć kształty, jednak tym razem bez kolorów, jakby oglądała stary jeszcze biało-czarny film. Tutaj również ujrzała swoją rodzicielkę, jednak uśmiechniętą podczas pięknego tańca. Mężczyzna znowu wydawał się cieniem. Para wydawała się bardzo szczęśliwa, a u każdej osoby widać było, że ta druga jest dla niej całym światem. W końcu ujrzała twarz prowadzącego taniec i dostała szoku, kogo ujrzała. To był nie kto inny jak... Karlheinz.

W tym momencie obudziła się mocno dysząc. 

To był tylko sen. Tylko sen...

- Koszmar? My z Teddym również nie lubimy jak śni się coś złego - rzekł delikatnie fioletowłosy.

- Kanato? - zdziwiła się z jego uprzejmością. 

Dlaczego prawie zawsze jak się budzi, to Kanato widziała jako pierwszego. 

- Potowarzyszymy Teavy, ne Teddy? Lepiej bać się nas niż snu. 

Położył się tuż przy niej i przytulił. Jeszcze bardziej zdziwiona zachowaniem chłopca nic nie odpowiedziała. Może nie jest taki, na jakiego wygląda. Chyba źle go oceniła, chociaż nadal uważa, że jest psychopatą to jednak odnalazła w nim pokłady życzliwości i delikatności. Położyła dłoń na jego fioletowej czuprynie i zaczęła gładzić. Chicho mu podziękowała i zobaczyła jak się uśmiecha. 

~*~
Jej udało mi się coś wyskrobać. Znowu miałam brak weny przez bardzo długi czas, za bardzo was przepraszam :(

Powiedzcie jak odebraliście sen Teavy :)

See you...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top