16. Przyjemność
*Su*
Poczułam jak Reiji z powrotem obejmuje mnie od tyłu w tali, i raptem staliśmy w jego gabinecie.
- Ughr, ja się chyba nigdy do tego nie przyzwyczaję - westchnęłam.
- Nie chcesz zwiedzić całej rezydencji? - Przysunął się tak, że czułam jego oddech na policzku.
- Podziękuję. - Uśmiechnęłam się i spróbowałam wyrwać z niedźwiedziego uścisku. - Mógłbyś mnie puścić? Nie mogę oddychać.
- Wiesz, zawsze mogę zrobić sztuczne oddychanie. - Poczułam jak muska wargami płatek ucha, a potem lekko go przygryza. - Za karę zrobisz moją pracę domową z matematyki.
Zaprowadził mnie do biurka, wyjął podręcznik i stanął za krzesłem na którym siedziałam, opierając ręce po jego obu stronach na drewnie.
- No, do roboty - rozkazał.
Niepewnie chwyciłam ołówek, gdybym wzięła długopis i popełniła gafę to by było po mnie, i przeczytałam polecenie pierwszego zadania. Nigdy nie byłam dobra z matmy... Westchnęłam i zaczęłam powoli rozwiązywać. Ucieszona, że kilka zadań poszło mi dobrze, a okularnik analizujący wszystko co piszę nie przyczepił się jeszcze, źle wypisałam dane. Ups...
- Jesteś beznadziejna... - Odkręcił krzesło w swoją stronę.
- Ej, no już nie bądź ślepy, przecież początkowe zadania zrobiłam poprawnie.
- Powiedz mi tylko, po co tyle działań co, skoro można to było zrobić jednym stosując metodę Pitagorasa?
Faktycznie...
- Ale nie zaprzeczysz że jest dobrze rozwiązane - odburknęłam.
- Może i masz rację, ale w późniejszych latach to będzie tylko stratą czasu. - Spojrzałam na niego z wyrzutem.
- O to będę się martwić później. - Założyłam ręce.
- Martwić to się powinnaś tym, że znajdujesz się w moim gabinecie, sam na sam ze mną, i nie znasz drogi do swojego pokoju. - Położył dłonie na podłokietnikach fotelu.
Wstałam odpychając go i zaczęłam się kierować w stronę drzwi. Chcąc sprawdzić jego minę na odchodne spojrzałam w tamtą stronę i w tym samym czasie wpadłam na, jak się okazało moją zgubę...
- Myślisz że wyjdziesz stąd bez mojego pozwolenia?
Sekundę później leżałam plecami na biurku kujona, który sam nade mną górował.
- Nie wierzę, że jeszcze nikt nie skaził twojego ciała, zwykle się biją o pierwszeństwo - powiedziawszy to granatowłosy złapał moje nadgarstki.
Opuściłam głowę nie dając mu dostępu, jednak chłopak wybrał dekolt. Nie musiał się trudzić, gdyż bluzka miała zakończenie w kształcie trójkątu związanego sznurkiem, przez który lekko było widać piersi.
- Zły pomysł zakładać wyzywającą bluzkę... rozumiem że to zaproszenie do innych stref... Skoro tak błagasz, spełnię twoją prośbę. - Jedną ręką zaczął rozwiązywać sznurek.
- Co?! Nie! - wrzeszczałam wyrywając się.
- Zwykle nie zwracam uwagi na takie szczegóły, ale nosisz seksowną bieliznę. Założyłaś ją specjalnie dla mnie? Postarałaś się.
Polizał upatrzone miejsce na piersi, aby chwilę potem wsunąć kły i powoli pić czerwone osocze, na co syknęłam i zacisnęłam szczęki. Bolało jak cholera. Jednak po chwili pojawiło się dotąd mi nieznane uczucie, coś na kształt przyjemnego ciepła przeradzającego się w ekstazę, przez co chciałam aby to się nie kończyło. Usta otworzyłam w niemym krzyku, rozkoszując się nowym doznaniem.
- Przypuszczałem że będzie słodka, ale nie zdawałem sobie sprawy, że aż tak. Nie wierzę, czy ja widzę zawiedzenie pomimo tym różowych policzków? Śliczny widok. Za szybko skończyłem, tak? - w odpowiedzi jęknęłam wracając do siadu. Położyłam dłoń na karku Reiji'a wplatając palce w jego włosy na co mruknął jak mały kotek, i przyciągnęłam go do siebie.
Zaczął badać ustami moje ciało, co jakiś czas zostawiając po sobie ślad w postaci malinek. Dotarł do ust i złożył delikatny pocałunek, który po chwili stał się namiętny i brutalny. Jego dłonie błądziły po moich plecach i brzuchu, kierując się powoli w dół. Wsunął je pod grafitowe jeansy, uprzednio je rozpinając, i łapiąc za pośladki bardziej przysunął mnie do siebie. Mocniej zacisnął palce, na co jęknęłam mu w usta.
Nagle oderwał się od moich warg, zabierając ręce i odkręcił się tyłem.
- Wyjdź - władczo rozkazał jakby to była zabawa na kilka minut aby się wyluzować po "ciężkiej pracy".
Dopiero po chwili do mnie dotarło do czego mogłoby dojść, gdyby nie przerwał.
- Powiedziałem wyjdź - niemalże krzyknął.
Wstałam poprawiając ubrania i najciszej jak mogłam skierowałam się do drzwi, a potem opuściłam pokój.
*Tev*
Siedziałam na ziemi co raz chwytając po norzyczki, które uprowadziłam z jednej z szyflad z łazienki.
Rozłorzyłam ręce i odchyliłam się do tyłu, lądując plecami na trawie pomiędzy krzewami róż.
Czego by chcieć więcej?
Błekitne niebo niemalże bez żadnej chmurki, w które można wpatrywać się godzinami. Słońce muskające skórę ciepłymi promieniami. Ogród pełen wielokolorowych kwiatów, i te piękne melodie ćwierkane przez ptaki i wszelkiego rodzaju owady.
Istny raj... dopuki nikt nie zasłania słońca!
- Mogę wiedzieć co ty robisz?
No i wszystko się skończyło...
- Subaruu - jęknęłam.
- Żadne "Subaru", tylko do roboty.
- Oj, mówiłam ci że nie potrafię zajmować się kwiatami, oprócz podlewania szlaufem. - Pokazałam rękoma że nie wiem i podniosłam się do siadu.
- I czy ty używałaś nożyczek do papieru? - spytał przeciągając ręką po twarzy załamany. - Zresztą nie ważne...
Zabrał przedmiot i zniknął, by po chwili pojawić się z właściwymi nożycami.
Wyciągnął wolną dłoń, którą chwyciłam i podniosłam się.
Stenęliśmy koło siebie na przeciwko róż i zaczęliśmy przycinać wystające gałązki.
- Źle to robisz... - Stanął za mną i objął. Biorąc moje ręce w swoje dłonie, naprowadził jak właściwie trzymać narzędzie i zamknął norzyce do środka. - Teraz lepiej - szepnął mi do ucha, łaskocząc oddechem skórę na szyi, przez co dostałam miłych dreszczy.
Pierwszy raz czułam się przyjemnie blisko chłopaka, stykając się z nim ciałem. Zwykle jak miałam takie styczności to w tańcu albo z nachalnymi idiotami, którzy nierozumieją słowa "nie".
Tym razem czułam się bezpieczna, ale... chyba nie powinnam... w końcu za mną stoi wampir, który już raz na mnie żerował.
- O czym myślisz? - cicho spytał, na co nie odpowiedziałam. - No powiedz...
- Jak powiem to ta miła chwila się skończy...
- Postaram się jej nie zepsuć.
- Jesteś wampirem... a ja w tej chwili czuję się bezpieczna, a dotąd przy żadnym chłopaku nie czułam się bezpieczna...
- Widzisz? Drapieżnik z bezpieczeństwem czasem idą w parze.
- Bardzo śmieszne...
- No co?
- Wczoraj bym tego nie powiedziała. - Opuściłam nożyce i lekko odkręciłam się, aby móc spojrzeć mu w oczy. - Nie było to za przyjemne uczucie... -Założyłam ręce.
- Ja... jestem osobą wybuchową i zazwyczaj walę w ścianę, drzewo albo jakąś inną rzecz, a bracia po mnie sprzątają i potrącają po tysiącu z kieszonkowego. Wczoraj jednak padło na ciebie... Ale wiedz, że nic do ciebie nie mam. - powiedział to patrząc na kopany przez siebie kamień.
- Tysiąc!? - Zdębiałam.
- No, mamy duże kieszonkowe... W końcu nasz ojciec to słynny polityk Tougo Sakamaki i zarazem Karlheinz, król wampirów.
- Aha - bąknęłam.
- Co do wczoraj... - Odgarnął moje włosy do tyłu. - To niemiłe doświadczenie można zastąpić przyjemnym. Nie wszystkie ugryzienia muszą boleć -powiedział to muskając palcami całkiem świeże rany po jego kłach, i lekko uśmiechnął się.
- Podziękuję za kolejną dawkę bólu. - Nie wierzyłam mu, co do tej sprawy.
Przyciągnął mnie do siebie.
- Subaru - wykrztusiłam.
Polizał miejsce, w które wcześniej mnie ugryzł. Zadrżałam.
- Mogę sprawić że będziesz pode mną się wiła i jęczała, oraz prosiła żebym nie przestawał - mruknął seksownym głosem. - Może się skusisz?
- Może nie tym razem... - odparłam nie wiedząc jak wybrnąć z sytuacji. Cóż, później coś się wymyśli na dłuższą metę.
- Nie chce być tym złym. - Przytulił mnie lekko sztywno, lecz delikatnie.
- Nie to że coś, ale mówiłeś że wolisz krew Su...
- Możemy o tym nie rozmawiać? - Położył głowę na moim ramieniu.
- Typowy tsundere - mruknęłam.
- Oj, bądź cicho. Teraz ty psujesz magiczną chwilę... - Zaśmialiśmy się oboje nadal stojący w niedźwiedzim uścisku.
~*~
Troszku dłużej mi to zajęło, bo od kilku dni nie za bardzo miałam czas, ale ponad 1200 słów jest :)
Podzielcie się swoimi przemyśleniami :D
2 fujary XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top