T r z y
Wszedłem do domu jak najciszej potrafię. Odwiesiłem kurtkę skórzaną na wieszak, a buty ułożyłem pod ścianą. Odłożyłem sałatkę i batona w kuchni na blacie.
Wszedłem do salonu i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to grający telewizor. Mandy, opiekunka Colette, spała razem z moją córką na kanapie. Były odkryte, więc postanowiłem je nakryć kocem, który znalazłem w kącie pokoju. Ucałowałem czoło Colette i złapałem za pilot od telewizora i wyłączyłem go. Przetarłem zaspaną twarz i udałem się do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i ogoliłem się.
Niecałe dwadzieścia minut później znalazłem się sypialni. Rzuciłem się na łóżko i od razu zasnąłem.
***
- Tata! - Głos Coco rozniósł się po mojej sypialni. Wskoczyła na mnie i zaczęła uderzać swoimi małymi piąstkami w mój tors.
- Hej, szkrabie - złapałem małą za biodra i zrzuciłem z siebie na poduszkę obok. Zacząłem ją łaskotać, a ta zaczęła się śmiać.
- Tato! Tato, dość! - mówiła przez śmiech.
- Buzi - powiedziałem, robiąc dzióbek z ust. Mała złapała za moje policzki i cmoknęła moje usta.
- Buzi - odpowiedziała, odsuwając się ode mnie.
- Jest Mandy? - spytałem po chwili.
- Robi śniadanie. Kazała mi ciebie obudzić.
- Już wstaję. Tylko się ubiorę. Ty też powinnaś. Dzisiaj szkoła. Nie odpuszczę ci dzisiaj - pogroziłem jej palcem.
- Tato - przeciągnęła ostatnią literkę. Pokręciłem przecząco głową i zerknąłem na zegarek mojego telefonu. Przeraziłem się widzą godzinę siódmą trzydzieści.
- Nie. Idź się ubieraj. Zawiozę cię jak się pospieszymy.
Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy aby wybrać sobie jakieś ciuchy na dzisiaj. W tym całym czasie, obrażona na cały świat, Coco poszła do siebie do pokoju. Wyciągnąłem z szafy czarne spodnie i czarną bluzkę.
Oryginalnie, nie powiem.
Przebrałem się w wybrane ciuchy i udałem do kuchni. Mandy stała tyłem do mnie w samych majtkach i koszulce. Zaraz.. czy to nie moja koszulka?
- To moja koszulka? - spytałem, a dziewczyna podskoczyła wystraszona do góry.
- Wystraszyłeś mnie, Zayn - powiedziała, łapiąc się za serce.
- To moja koszulka? - powtórzyłem.
- Tak. Zapomniałam wziąć piżamy, dlatego pożyczyłam - przerzuciła jajka na patelni, a ja w tym czasie zacząłem szukać portfela.
- Szafka na górze - podpowiedziała mi.
- Dzięki - sięgnąłem na szafkę i rzeczywiście, portfel tam był. Sięgnąłem po niego. Wyciągnąłem z środka dwadzieścia dolców i położyłem na blacie. Mandy spojrzała na chajs, a później na mnie.
- Zostaniesz z nią dzisiaj? - spytałem, opierając się o blat. Sięgnąłem do szafki na górze i wyciągnąłem z niej fajki. Złapałem jednego szluga i podpaliłem go. Zaciągnąłem się nim.
- Spoko - wzięła pieniądze i wsadziła je sobie do stanika. Typowe. - Będzie fajnie, co Coco? - powiedziała, kiedy mała znalazła się w kuchni.
- O co chodzi? - spytała.
- Po szkole odbierze cię Mandy. Okej?
- Okej - powiedziała cicho.
- Cieszę się - ucałowałem ją.
- Śniadanie podane - Mandy minęła nas z talerzami w dłoniach. Zaniosła je salonu i postawiła na stoliku do kawy. Usiadłem na kanapie, a Colette obok mnie. Mandy usiadła na fotelu.
Kiedy zjedliśmy mieliśmy jeszcze dziesięć minut do dzwonka.
- Dobra. Mała, zbieraj się - wstałem z kanapy, odkładając talerz na stolik do kawy.
***
Jak wam się podoba?
Komentujcie i gwiazdkujcie ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top