P i ę ć d z i e s i ą t o s i e m

Piętnaście minut później Ami zawitała w mojej sali pomalowana i z kręconymi włosami.

- Jestem - uniosła ręce w górę, aby po chwili je opuścić.

Wrzuciła kosmetyczkę do torby i zabrała dwie czekoladki z opakowania obok torby. Jedną wsadziła sobie do buzi, a jedną podała mi. Pokręciłem jednak przecząco głową i otworzyłem buzię. Zaśmiała się dźwięcznie, ale wsadziła mi kawałek czekolady do ust.

- Dobre - powiedziałem, mieląc kawałek czekoladki.

- Nie gadaj z pełną buzią - powiedziała i usiadła na skraju łóżka.

- Ty też - pstryknąłem ją w nos, na co się uroczo skrzywiła.

- Puk, puk, puk - doktorek wszedł do sali, a za nim dwie pielęgniarki. - Witam.

- Dzień dobry, doktorze - powiedziałem, szybko przeżuwając czekoladkę.

- Mam dobre wieści - pstryknął długopisem i napisał coś na kartce w swoim zeszycie. - Oto wypis - podał karteczkę Ami. - Proszę się spokojnie spakować. Gdyby był jakiś problem, proszę się zgłosić do któreś z pielęgniarek. A i jeśli chodzi o wenflon, to proszę się zgłosić do pokoju 27, aby go wyciągnąć. To na tyle. Miłego dnia i powrotu do zdrowia - powiedział i wyszedł z pokoju za pielęgniarkami.

- Zadzwonię w takim razie po Niall'a - Ami złapała za mój telefon. Złapała za mojego kciuka i przyłożyła do przycisku, aby go odblokować. Weszła w kontakty i wybrała numer blondyna.

Robiła to wszystko ze skupieniem, a ja się na nią po prostu gapiłem.

- Hej, Niall - powiedziała do telefonu. - Możecie się już szykować do wyjazdu. Zayn za kilka minut ma wyciąganie wenflonu i myślę, że za jakieś półgodziny zostanie wypisany - poprawiła się na łóżku. - Okej, czekamy, pa.

- I co? - spytałem.

- Będą za czterdzieści minut, bo Coco się dopiero obudziła - kiwnąłem głową. - Chodź, pomogę ci wstać i pójdziemy wyciągnąć ci wenflon - wstała z łóżka i odsunęła pościel z mojego ciała. Pomogła mi usiąść, a następnie wstać przy pomocy kul. Nie mam pojęcia skąd wytrzasnęła różowe kule. - Pamiętaj, nie musimy się śpieszyć. Przyzwyczaj się najpierw - złapała za kroplówkę i powoli wyszliśmy z sali.

- Najpierw muszę się odlać - przyznałem.

- Okej. Kierunek na prawdo, panie komisarzu.

- Dawno nie słyszałem, żebyś tak do mnie mówiła - zarumieniła się zakrywając twarz lokami.

- Nie pasuje, panie komisarzu? - powiedziała po chwili, unosząc jedną brew. Uśmiechnąłem się, bo w sumie przez to przezwisko wszystko się, można powiedzieć, zaczęło.

- Nie, jest idealnie - spojrzałem na nią. Starała się zakryć uśmiech.

- To dobrze.

***

Mamy już 8k wyświetleń! Jestem ciekawa czy dobije ono 10k wyświetleń 😋

Komentujcie i gwiazdkujcie ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top