P i ę ć

Miłego dnia! 😋

W piątek przed imprezą siedziałem u mnie w sypialni i robiłem Colette warkoczyki, które sobie zażyczyła.

- Tato, ciągniesz! - pisnęła sześciolatka, kiedy lekko pociągnąłem ją za włosy.

- Przepraszam - powiedziałem, patrząc na nią w dużym lustrze, które znajdowało się obok łóżka - miało być mocniej.

Fuknęła i skrzyżowała ręce na piersi. Stłumiłem śmiech i zacząłem kończyć jej warkocze.

- Gotowe - związałem końcówkę, kończąc tym samym drugiego warkocza. Chciała wstać, ale nie pozwoliłem jej. - Buzi.

Zrobiłem dzióbek z ust. Mała przewróciła oczami, ale podeszła do mnie i cmoknęła mnie.

Wyszła z mojej sypialni i udała się pewnie na kanapę w salonie, albo do swojego pokoju. Wstałem z łóżka i udałem się do przedpokoju otworzyć drzwi.

- Idę - krzyknąłem, kiedy ktoś molestował mój dzwonek.

Otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazała się Mandy. Trzymała w dłoni flaszkę.

- Hej, Zaynee - powiedziała i przytuliła się do mnie, łapiąc za mojego fiuta. No kurwa, ile razy mam powtarzać?

- Nie będziesz pić przy dziecku - zabrałem jej z dłoni flaszkę.

- Ej - chciała z powrotem odzyskać wódkę, ale uniosłem wysoko dłoń, przez co nie dała rady jej złapać.

- Nie - powiedziałem stanowczo. - Ty pracujesz. Ja - otworzyłem butelkę i upiłem sporego łyka, - ci płacę i imprezuję.

Spojrzałem na zegarek, a po chwili usłyszałem klakson samochodu.

- Palant - powiedziała pod nosem, ściągając buty.

- Który ci płaci - posłałem jej sztuczny uśmiech na co przewróciła oczami. - Coco!

- Idziesz do pracy? - mała dziewczynka spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach. - Myślałam, że pooglądamy razem filmy z Leonardo Dicaprio.

- Jutro będę cały twój. Teraz muszę iść załatwić parę rzeczy. Wrócę jak najszybciej. Obiecuję.

- Pinky promise? - wyciągnęła mały paluszek przed siebie.

- Pinky promise - kucnąłem przed dziewczynką. Zapałem swoim małym palcem jej paluszek i posłałem jej uśmiech. Odwzajemniła go przytulając się do mnie.

Ponownie zabrzmiał klakson. Westchnąłem i wstałem na równe nogi, uprzednio obdarowując czoło Coco buziakiem w czoło.

- Kolorowych snów, złotko.

- Miłej pracy - w chlaniu, kochanie.

Wyszedłem z domu i udałem się do samochodu.

- Czułe pożegnanie z nianią?

- Z córką - odpowiedziałem Harry'emu.

- Tatuśku, musisz kogoś wyrwać i przelecieć dzisiaj w klubie - Liam zadrwił ze mnie, na co przewróciłem oczami.

- Lou będzie na miejscu? - spytałem.

- Yup. Załatwia trochę koki - Niall odpowiedział mi.

- Niall, idioto, miało być tylko piwo.

- Cóż. Będzie piwo, wódka, dziewczyny i koka. Nie okłamałem cię. Tylko nie powiedziałem całej prawdy. - wzruszył ramionami i skupił się na drodze.

Harry gadał z Liam'em o cipkach, a ja rozkoszowałem się papierosem trzymanym w ręce. Niall wciąż był skupiony na drodze.

- Gdzie jedziemy?

- Do Alibi. Lou mówi, że są tam najlepsze partie w mieście.

- Nigdy tam chyba nie byliśmy, c'nie?

- Yup. To nowy klub. A nowy klub równa się nowe cipki - odezwał się Harry.

- Jak uważacie - oparłem głowę o szybę.

Dziesięć minut później znaleźliśmy się na parkingu. Wysiadłem z samochodu i pierwsze co zrobiłem to zapaliłem papierosa.

- Daj jednego - Liam wystawił rękę przed siebie. Wyciągnąłem paczkę szlugów i podałem go jemu. Wziął jednego i zapalił go zapalniczką, która znajdowała się w środku. Po chwili zaciągnął się nikotyną i oddał mi paczkę. Schowałem paczkę do kieszeni i zaciągnąłem się swoim szlugiem.

- A ty znowu palisz? Przed chwilą skończyłeś palić jednego.

- Teraz palę drugiego - odgryzłem się Niall'owi.

Kiedy skończyliśmy palić, udaliśmy się w czwórkę do wejścia klubu. Spojrzałem na goryli i przybijając z nimi piątkę, weszliśmy do środka.

- Rozglądajcie się za Louis'em! - Niall przedarł się przez tłum krzyczących i roztańczonych ludzi. - On ma nam załatwić darmowe alko!

- Ty tylko o jednym! - Harry przekrzyknął tłum.

- No! Znasz mnie! Widzę go! - wskazał w tłum ludzi. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem czuprynę Lou. Udaliśmy się w tamtym kierunku.

- Siemka chłopaki - krzyknął, kiedy nas zobaczył. Przybiliśmy piątki. - Chodźcie do loży.

Zaprowadził nas na wyższe piętro, skąd mieliśmy lepszy widok na klub. Był ogromny. Nie pamiętam co tu wcześniej było. Lou odsunął kotary i usiadł jako pierwszy obok jakieś dziewczyny. W sumie były trzy. Jedną już zdążyłem poznać.

- Witam, panie komisarzu!

***
Jeśli są jakieś błędy, to piszcie w komentarzach

Komentujcie i gwiazdkujcie ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top