O s i e m n a ś c i e
- Już jestem. Przepraszam, że tak długo, ale obowiązki w pracy - posłałem lekki uśmiech wychowawczyni Coco.
Siedziały u pielęgniarki i jej nauczycielka starała się z nią rozmawiać. Kiedy tylko dziewczynka mnie zauważyła, wstała z krzesła i podeszła do mnie. Kucnąłem, aby być na jej poziomie i śmiało przytulić. Coco wpadła w moje ramiona i mocno wtuliła we mnie. Potarłem jej plecy pocieszająco i ukradkiem spojrzałem na jej wychowawczynie, która zaczęła się rozczulać.
Uwolniłem się od mocnego uścisku Coco i odebrałem od nauczycielki jej plecak.
- Wracaj do zdrowia, Coco - nauczycielka przytuliła szybko Coco i uśmiechnęła się do niej. - Dziękuję, że pan tak szybko przyjechał. Nie jest z nią najlepiej.
- Nie, to ja dziękuję, że się nią pani zajęła.
- Drobiazg. W końcu jestem jej wychowawczynią.
- W takim razie do widzenia - powiedziałem i wyszedłem z Coco od pielęgniarki i udałem się do wyjścia ze szkoły.
A kiedy tylko znaleźliśmy się w samochodzie (ja na miejscu kierowcy, a Coco z tyłu po prawej stronie) odwróciłem się do tyłu.
- Kto tym razem?
- Dylan. Ciągle mnie zaczepiał i wyśmiewał - skrzyżowała ramiona na piersi.
- Dlaczego nie powiedziałaś wychowawczyni o tym?
- Bo nie lubię o tym rozmawiać. Tylko z tobą, tatusiu.
- Cieszę się, ale mogłaś powiedzieć pani Brown o tym. Pewnie dałaby mu jakąś karę i wszystkie dzieci by się z niego śmiały.
- Ale to tak nie działa - westchnęła. - Zajedziemy po drodze dk sklepu? Nie mamy w domu czekolady i lodów czekoladowych.
- No dobrze - odwróciłem się w stronę przedniej szyby i włączyłem silnik samochodu.
Ruszyłem w stronę pobliskiego hipermarketu. Podczas drogi tam, Coco w ogóle się nie odzywała, tylko wpatrywała w okno.
Kiedy zaparkowałem na parkingu małego sklepu, zgasiłem silnik samochodu i wyszedłem z niego, czekając aż Coco uczyni to samo. Wysiadła z samochodu i złapała za moją dłoń. Razem weszliśmy do sklepu. Najpierw udaliśmy się na półki ze słodyczami.
Coco wybrała trzy czekolady mleczne i jedną z kawałkami truskawek. Następnie udaliśmy się w stronę lodówek i dziewczynka wybrała dwa opakowania lodów czekoladowych.
- To wszystko? - spytała kasjerka, kiedy podeszliśmy do kasy.
- Dwie paczki Marlboro i gumy miętowe - podała mi wymienione rzeczy i powiedziała cenę. Zapłaciłem za wszystko gotówką i wyszedłem z Coco ze sklepu.
- Wsiadaj do samochodu, jak chcesz. Ja jeszcze zapalę - otworzyłem nową paczkę fajek i zapaliłem jednego.
- Musisz? - dziewczynka westchnęła.
- Za to możesz włączyć swoją ulubioną płytę.
- O tak! - Coco ucieszyła się.
Już wiem, że będę zmuszony słuchać
Kanye Westa. O tam, Coco jest jego fanką. I w sumie ja też w sumie lubię jego muzykę.
***
Obiecany drugi rozdział ☺️
Za to chcę widzieć jakąś aktywność słoneczka 💞
Komentujcie i gwiazdkujcie ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top