D w a d z i e ś c i a
Obudziłem się o szóstej trzydzieści. W swoim łóżku. Niall poszedł do domu coś koło północy, bo mamy dzisiaj na ósmą.
W sumie nie byłem pijany, a myślałem, że będę.
Wstałem niechętnie z łóżka i poszedłem wziąć szybko orzeźwiający prysznic. Kiedy już się orzeźwiłem, owinięty w ręcznik na biodrach, udałem się do sypialni, a głównie to do garderoby. Wyciągnąłem czyste spodnie, bluzkę i bokserki, a następnie się ubrałem.
Kiedy ponownie spojrzałem na zegarek, była szósta pięćdziesiąt pięć. Udałem się do sypialni Coco i zacząłem ją budzić.
- Wstawaj, Coco. Czas do szkoły - usiadłem na skaju łóżka i pogłaskałem dziewczynkę po policzku.
- Mogę nie iść dzisiaj do szkoły? - spytała, zakrywając się cała kołdrą.
- Z jakiego powodu?
- Źle się czuję. Poza tym chcę unikać Dylana jak najdłużej - westchnąłem.
- Kochanie, nie znam się za bardzo na sprawach sercowych, ale myślę, że unikanie go nic nie da. Musisz mu pokazać kto tu rządzi, a nie.
- Tato, ale ty nic nie rozumiesz - usiadła na łóżku i pokręciła głową na boki. - Źle się czuję. Brzuszek mnie boli. To mogę zostać?
- Samej cię nie zostawię. Muszę iść do pracy.
- A Mandy? - spytała, a we mnie się prawie zagotowało, kiedy wspomniała o dziewczynie.
- Mandy już nigdy nie postawi nogi w tym domu.
- Dlaczego? - dopytywała.
- Spawy dorosłych - powiedziałem krótko. - Możesz nie iść do szkoły.
- Super! - na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Ale jedziesz ze mną na komisariat. Muszę ci szybko załatwić opiekunkę. Ubieraj się, a ja idę zrobić śniadanie.
Wstałem z łóżka i udałem się do kuchni. Wstawiłem wodę w czajniku i zabrałem się za robienie kanapek dla Coco.
Już nie raz zdarzyło mi się zabrać Coco na komisariat, a to dlatego, że również 'źle się czuła', a Mandy była czymś zajęta.
Teraz muszę szukać nowej opiekunki. Świetnie wręcz.
Kiedy zrobiłem kanapki dla Coco, woda się zagotowała, więc zalałem kubek z kawą do pełna.
Dziewczynka w tym momencie wbiegła do kuchni i zasiadła do stołu.
Odpaliłem papierosa i spojrzałem na córkę.
- Spakowałaś jakieś zabawki?
Kiwnęła głową.
- Tygrys, tablet i ładowarka są już w plecaku gotowi do wyjścia. - Tygrys to jej ulubiony pluszak, bez którego praktycznie się nigdzie nie rusza.
- Cieszę się - zaciągnąłem się papierosem i wypuściłem dym, robiąc kółka. - Za chwilę wychodzimy.
Kiwnęła głową, wgryzając się w kanapkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top