5. Mimo wszystko

Lucy

Czas mijał. Od mojej kłótni z chłopakami bardzo dużo się zmieniło. Ja się zmieniłam. Brak Ayato, Shiby i Eiji, dużo zrobił w moim życiu. Nie ukrywam, że brakuje mi tych przerw spędzonych razem, tych wspólnych wypadów na miasto. Pisania na messengerze a nawet słuchania o grach. Czuję się źle kiedy ich nie ma. Muszę to zmienić!

Nie poznawałam samej siebie, był wczesny ranek a ja już kończyłam pakowanie mojej szkolnej torby. Normalnie wstawałabym dopiero za godzinę by do rozpoczęcia lekcji zostało mi 45 minut, lecz dzisiaj tak nie było. Postanowiłam pogadać z chłopakami. Wiedziałam, że przychodzą do szkoły dużo wcześniej niż ja, dlatego się dostosowałam i właśnie zakładałam buty.

Idąc do szkoły w głowie układałam scenariusz rozmowy. Po drodze wpadłam jeszcze do piekarni kupując torbę naszych ulubionych smakołyków. Chciałam by ta rozmowa wypadła jak najlepiej.

Ayato

Do rozpoczęcia lekcji zostało naprawdę dużo czasu. Jak zawsze zresztą kiedy przechodziłem do szkoły. Nie lubię sam siedzieć w domu, więc zawsze idę do szkoły wcześniej i wychodzę tak jak moi rodzice. Dzisiaj Shiba i Eiji, którzy zazwyczaj siedzą ze mną postanowili pospać sobie trochę dłużej, dokładnie tak jak zawsze robi to Lucy. Nagle przed oczami ujrzałem jej uśmiechniętą twarz. Jej zielone oczy promieniowały radością. Na samą myśl o niej uśmiechnąłem się sam do siebie. Gdyby ktoś mi powiedział ten rok temu że będę ją darzył innym uczuciem niż przyjaźń to bym go wyśmiał. A jednak. Lecz ona zaprzepaściła wszystko, nawet naszą przyjaźń chodząc z tym całym Mito. Czułem się oszukany. Miałem też momentami wrażenie że ona też coś do mnie czuje. Jednak strasznie się pomyliłem i jestem na siebie za to zły. Bo za kogo mnie niby uważała? Bo napewno nie za chłopaka. A w sumie i tak to już nie ważne. Lucy zdecydowała, że wybrała Mito i tyle. Moje rozmyślania przerwał ktoś kto wszedł do sali. Podniosłem głowę i ujrzałem brunetkę. Kierowała się do swojej ławki która była obok mnie. Zbadałem ją wzrokiem doszukując się jakiś zmian od czasów naszej kłótni. Wyglądała tak samo a jednak nie. Jedyną zmianę jaką dostrzegłem to ból w jej szmaragdowych tęczówkach. Czyżby Mito jej coś zrobił? Czy może ktoś inny? Kiedy usiadła pospiesznie wbiła wzrok w blat biurka, co pozwoliło mi ją obserwować. Co z tego że nie przyjaźnimy się juz.

Lucy

Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy płakać. Spotkałam bruneta a jednak nie chciałam z nim gadać mimo że tak planowałam. Czułam się źle. Czy Wógóle mnie wysłucha? Czy to na prawdę koniec naszej przyjaźni? Nie! Do tego nie mogę dopuścić. Za bardzo mi na nim zależy by zrezygnować.

Mój wzrok uparcie tkwił w blacie mojej ławki. Układałam sobie w głowie scenariusz tej rozmowy. Tak się stresowałam, że zgryzłam dolną wargę, tak mocno że poczułam piekący ból w tym miejscu. Muszę to zrobić a jednak się bałam. Tylko czego? Przecież to tylko Ayato tak?

Wstałam podchodząc do bruneta. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę. Więc zaczęło się klasycznie:
- Cześć - odparłam cicho - Co tam u ciebie?
- Czego ode mnie chcesz? - brunet od niechcenia podniósł na mnie wzrok - Mito cię olał i szukasz pocieszenia?
- Nie - z każdą sekundą czułam się bardziej bezsilna - Ayato ja nie chcę się kłócić.
- Cóż - chłopak wrócił do grania na komórce - Okłamując nas, sama od nas odeszłaś i rozpoczęłaś kłótnię.
W moich oczach zebrały się łzy. Chciałam się pogodzić, porozmawiać przeprosić. Jednak on już zdecydował. Nie chce bym się wtrącała w jego życie w którym nie miałam już swojego udziału.
- Jak chcesz - ledwie udało mi się cokolwiek wybąkać. Czułam że zaraz rozpłaczę się jak małe dziecko. Szybko odwróciłam się i wybiegłam z sali.
- Gdzie pędzisz? - pod salą spotkałam Mito, który właśnie miał zamiar wejść tam, skąd ja wyszłam.
Widząc blondyna odczułam ulgę. Spojrzałam na niego czując że zaraz na prawdę zacznę płakać. On wyczuł sytuację i wystawił ramiona w które wpadłam.
- On ma to już gdzieś.
- Lucy... - Mito spojrzał na mnie porozumiewawczo - Na pewno tak nie jest.
- Właśnie jest - Wychlipiałam - Powiedział że nasza przyjaźń jest skończona.
- No co ja mam ci powiedzieć... To Idioci.
- Nie dam rady wytrzymać na lekcjach- odsunęłam się od blondyna- Idę do domu.
- Dozobaczenia- usłyszałam za sobą.

Dzisiaj zrobiłam zupełnie inaczej niż robię zawsze. Nie wracałam do domu na piechotę tylko skorzystałam z komunikacji miejskiej. Nie miałam siły iść. Byłam pewna że mama jak zobaczy mnie w domu zamiast w szkole wygłosi mi kazanie. Dlatego wymyśliłam wymówkę że nie najlepiej się czuję i boli mnie głowa. Otworzyłam drzwi od domu omal nie wpadając na walizkę. W holu też ich było dużo jednak miałam gdzieś to skąd się wzięły. Pewnie mama postanowiła kogoś przenocować w pokoju mojego brata Luke'a. Bo kiedy go nie ma w domu to pomieszczenie jest nazywane pokojem gościnnym. Żeby dojść do swojego pokoju musiałam przejść salon. Tam stała moja mama z kimś. Nie miałam siły nawet sprawdzić kto to jest dlatego bąknęłam ciche cześć i nie przerwałam wędrówki do mojego mini królestwa. Kiedy drzwi się za mną zamknęły padlam na łóżko chowając twarz w poduszkę. Nagle moje drzwi się otworzyły.
- Bardzo miłe powitanie Siostrzyczko.
Nagle zerwałam się na nogi.
- Co ty tutaj robisz Luke? - nie kryłam nawet swojego zdziwienia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top