26. Nie chcę cię znać
Lucy
- Kochasz mnie Mito prawda? - patrzyłam w Szare tęczówki Mito z cieniem wątpliwości czy to wszystko nie jest poprostu pięknym snem.
- Oj głuptasie - chłopak przyciągnął mnie do siebie w pasie - oczywiście, że cię kocham, nie musisz się ciągle o to pytać.
Odpowiedział mu tylko mój blady niepewny uśmiech
- A co ty próbujesz zrobić? - Mito stanął w progu drzwi patrząc na mnie klikając w klawisze jego pianina, a ja poczułam że oblewam się rumieńcem.
- N-no bo ja chciałam się przekonać czy naprawdę jest ciężko na nich grać...
- przesuń się trochę - chłopak przesunął mnie lekko siadając obok, po czym zaczął grać melodię, którą usilnie próbowałam zagrać, bez żadnego wysiłku.
- Teraz ty - zachęcał blondyn
- Nie ja nie umiem... Tobie dobrze to wychodzi
- Oj nie marudź głupolu - chwycił moje dłonie i za pomocą moich palców próbował wygrać melodię.
Z każdym kolejnym wspomnieniem coraz więcej łez wypływało mi z oczu. Nie mogłam nie potrafiłam uwierzyć w to co się działo. Moje ręce się trzęsły, widzenie miałam ograniczone przez łzy. Jak mogłam jak mogłam być taka głupia i naiwna?! Jednak myśli podsuwały mi kolejne myśli co jeszcze bardziej nie pozwalało mi się uspokoić...
- Mito nie mogę w to uwierzyć - płakałam mu w ramię pod naszym drzewem gdzie spędzaliśmy przerwy - mam dość wywodów Ayato, tego że Asumi leci do niego jak rzep, dlaczego?
- Wiem, że to dla ciebie ciężkie Lucy... - Mito zawachał się przez moment jakby był niepewny tych słów - Ale powinnaś w końcu zapomnieć o Ayato dla twojego własnego dobra, on cię tylko krzywdzi
- Chyba masz rację Mito... - westchnęłam a mimo wszystko z mojego policzka zleciała jedna samotna łza, którą blondyn pośpiesznie wytarł.
Chciałabym móc przestać o wszystkim myśleć, chciałabym by te dni poprostu nie miały miejsca... Ayato mnie nie kochał, Mito mnie nie kochał tylko bawił się moim kosztem... Tego wszystkiego było już dla mnie za wiele. Chciałam zniknąć, pójść w miejsce gdzie nikt mnie nie znajdzie najlepiej nigdy.
I właśnie wtedy usłyszałam ten fałszywy głos za swoimi plecami:
- Lucy, skarbie mój co ty tu robisz?
Zawachałam się czy w ogóle się odwrócić w jego stronę.
- Jak mogłeś? - zdołałam jedyne wyszeptać cicho
- Co mówisz? - chwycił mnie delikatnie za rękę, którą automatycznie wyrwałam.
Odwróciłam się szybko w stronę blondyna i wymierzyłam mu mocne uderzenie w policzek z prawego sierpowego
- Jak mogłeś, tak się bawić moimi uczuciami! - wrzasnęłam, czując że jeszcze bardziej wyciekają łzy spod moich policzków - Ufałam ci!
Wyraz twarzy i ton szarookiego zmienił się nagle na ten, w którym zastałam go wtedy u chłopaków, aż się wzdrygłam na myśl o tym co ma tylko powiedzieć:
- A to że jesteś taka naiwna i głupia to już nie moja wina kochaniutka - widział kolejną łzę cieknącą po moim policzku ale kontynuował dalej - Rozumiem, że byłaś zdesperowana ale rzucać się na pierwszy lepszy obiekt bo ktoś nie odzajemnił twoich uczuć? Żałosna jesteś Lucy
- Nic nie usprawiedliwia tego co zrobiłeś - powiedziałam pustym tonem - Nie chce cię nigdy więcej widzieć, ani znać. Nienawidzę cię Mito!
- Szkoda tylko, że mam w to wywalone - dopadły mnie tylko jego słowa.
Ostatni raz zlustrowałam jego twarz i odwróciłam się na pięcie ruszając w miejsce, o którym istnieniu już dawno zdążyłam zapomnieć...
Ayato
- Jak to nie wróciła do domu! - wydarłem się do słuchawki zdenerwowany - Luke gdzie ona może być?!
- Rozejrze się za nią w rejonach naszego domu - powiedział spokojnie chłopak - jednak to moja siostrzyczka, pójście do domu to by była ostatnia rzecz jaką mogła by zrobić. Przeszukałbym miejsca w których na przykład kiedyś byliście ale już dawno nie
- Naszych kryjówek?
- Jakoś tak to było
- Daj znać jak cokolwiek się dowiesz - poprosiłem chłopaka - Dzięki Luke
Zakończyłem połączenie telefoniczne patrząc na chłopaków.
- Musimy się rozdzielić panowie - podniosłem wzrok patrząc na rozciągające się budynki i masę ulic - Do przeszukania mamy nasze kryjówki z podstawówki.
~ * ~
Szedłem zrezygnowany wzdłuż ulicy myśląc jakie miejsce jeszcze mogłem pójść zobaczyć... Nic mi nie przychodziło do głowy a chłopaki nie dali informacji o żadnym możliwym tropie. Już powoli zaczynałem się poddawać, jednak nagle poczułem wibracje w tylnej kieszeni spodni. Ktoś dzwonił i miałem nadzieję że to w końcu jakaś dobra wieść...
Nie wiele się pomyliłem. Na wyświetlaczu wyraźnie wyświetlało się zdjęcie dziewczyny robiącej głupią minę do zdjęcia. Serce zabiło mi jak szalone, bez wahania odebrałem telefon:
- Lucy...
- Ayato... - wydusiła z siebie ledwie przez płacz - ja wiem że...
- Nic nie mów - powiedziałem uspokajająco - przyjdę do ciebie nie ważne gdzie jesteś
- Stary most - wydukała
- Zaraz tam będę - obiecałem i się rozłączyłem ruszając biegiem przed siebie. Liczyła się każda sekunda od tej chwili
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top