Rozdział 5
Tydzień minął mi super. Odkąd Edward zaprosił mnie do kina nasze stosunki się poprawiły. Przerwy w szkole były podzielone między Paulinę, a Edwarda. Czułam się szczęśliwa, początkowe uprzedzenie do chłopaka zastąpiła chęć poznania go lepiej. Z dnia na dzień przekonywałam się o tym ile on ma w sobie ciepła i wrażliwości. Jego oczy nie były już czarne i zimne, teraz były miodowe a w źrenicach tańczyły wesołe iskierki. W piątek dzień przed wymarzonym wyjściem do kina, spotkałam się z Kubą. Był jakiś dziwny, wydawał się wkurzony.
- Hej Kuba, osy cie użądliły, że jesteś taki zły?
- Ja zły? No co ty nie powiesz, jestem spokojny jak baranek, o co bym miał być zły? No chyba nie o to, że idziesz sobie jutro do kina z tym klasowym lalusiem którego nawet podobno nie cierpisz
- Ej, no chyba nie jesteś zazdrosny? A tak w ogóle to poznałam go lepiej i jest spoko
- Nawet gdybym był zazdrosny, to i tak by cie to nie obeszło. Dla ciebie jestem gnojkiem, młodszym od ciebie o rok. Nie to co on, przystojny w twoim wieku z prawkiem i wypasionym autem
- Kuba co ty opowiadasz? Przecież jesteś moim przyjacielem, kocham cie bardzo jak brata
- Aaa, no własnie jak brata, możesz swojego koleżkę wprowadzić do swej paczki, ja się wypisuje
- Ej zaczekaj Kuba! - krzyknęłam, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko trzask zamykanych drzwi. O co mu chodzi? Nawet go nie zna i już ocenia. Zapomniał już, że jego też nie znali i oceniali? Nie pamiętam już jak było mu wtedy przykro, a teraz gdy go już polubili to podskakuje. Tak czy tak pójdę do tego kina, choć by nie wiem co. I wtedy właśnie spojrzałam na kalendarz, na jutro. Gdy zobaczyłam jutrzejszą datę, otworzyłam tylko szeroko oczy. O nie to nie może być prawda.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top