Rozdział 17

Otworzyłam oczy, byłam w swoim pokoju. Myślałam o wczorajszym dniu, Tomek wyjechał, bo mi do końca nie uwierzył, Kuba nie odezwał się, za to Mati i Maks wysłuchali mnie do końca i nie oceniali. Przytulili i po prostu byli, uwierzyli mi że to dziecko Kuby.  Potem chyba u nich zasnęłam ale któryś z nich przeniósł mnie do pokoju, oni byli prawdziwymi przyjaciółmi oni i Paula. Najgorsza rozmowa i tak mnie jeszcze czekała z rodzicami. W  piżamie zeszłam na śniadanie, chłopaki od razu podbiegli i mnie przytulili.

- Choć na mniamniaśne śniadanko które sam przygotowałem - wyszczerzył się, a Maks tylko pokręcił głową i się zaśmiał.

- Witaj córuś

- Hej mamo jak się skarbie czujesz? Wczoraj późno z tatą wróciliśmy z kina do domu i już spałaś

- No właśnie mamo, o której będzie tata?

- Około 15, a czemu pytasz?

- Bo muszę z wami poważnie porozmawiać, a przyznam się szczerze ze się boje tej rozmowy 

- Co zrobiłaś? - zapytała mama grobowym tonem

- Powiem jak będzie tata, a teraz zjem, przebiorę się i pójdę z chłopakami na miasto 

- No dobrze

- ale fajnie idziemy na miasto - ucieszyli się chłopcy, gdy już się przebrałam, a włosy spięłam w kok i wyszłam z chłopakami.

- To gdzie idziemy? - zapytał Maks 

- Na shopping, a potem na pizze i lody

- Ekstra - ucieszyli się oboje po drodze, rozmawialiśmy, śmieliśmy się i wygłupialiśmy. Aż Mati wylądował w kontenerze na śmieci, Maks na masce samochodu pogrzebowego, a ja leżałam w krzakach i nie mogłam opanować śmiechu. Z resztą chłopcy też w końcu się  pozbieraliśmy i poszliśmy dalej śmiejąc się w głos. Ludzie patrzyli na nas jak na czubków, ale to jeszcze bardziej nas śmieszyło. W sklepie kupiłam sobie spodnie i buty, Mati bluzę i spodnie, a Maks buty i koszulkę po zakupach. Poszliśmy na pizze, tu jeszcze było jako-tako, ale na lodach już nie.

- Ej chłopaki jakie chcecie smaki?

- No to ja... - powiedział Maks - chcę wanilie, czekoladę, cytrynę, wiśnie, ciasteczko, karmel i to wszystko w słodkim, niebieskim wafelku

- A ja poproszę czekoladę, karmel, orzech, śmietanę, smerfowy, kawowy, pistacje i to wszystko w słodkim zielonym wafelku

- Coo? przecież ja nie spamiętam

- Możemy powtórzyć, chcesz?

 i znowu zaczęli wyliczać po kolei i tak już nie pamiętam. Oni bawili się świetnie, a ja próbowałam cokolwiek zapamiętać. Wreszcie sami sobie zamówili, a ja sobie wzięłam wanilie, Cytrynę, śmietankę i czekoladę w zwykłym waflu.

- Hej Maks daj spróbować swojego 

- Nie, Mati odwal się masz swojego 

- No ej Maksiu daj troszkę jak dasz to ja ci dam swojego spróbować 

- Nie chce twojego, wole swojego

- Ale ty jesteś

 Ja patrzyłam na nich ze śmiechem

- Maksymilianie Więckowski jak mi nie dasz tego loda to wolisz nie wiedzieć co się stanie- Maks zaczął uciekać, a Mati go gonić i nagle Mati się potkną i wyglebił, cały jego lód spadł na ziemie, a on był brudny od ziemi i wściekły na to ze stracił loda.

- No rzesz cholera jasna to przez ciebie bo nie chciałeś dać mi spróbować - ja z Maksem nie mogliśmy powstrzymać śmiechu- a żeby i wam tak spadły

- Mati to nie nasza... - nie dokończyłam bo jakiś chłopak przebiegł koło mnie, zaczepił mnie i mój lód wylądował na ulicy 

- he he 

- I z czego się śmiejesz? - zapytałam niby urażona

- A ja mam - cieszył się Maks, podniósł rękę by nam pokazać, wtedy jakaś pani możne z 5 letnim synem wyjęła z reki Maksa loda i dala go dziecku. Uśmiechnęła się do niego i powiedziała

- Bardzo ci dziękuje chłopcze, nie zawsze są takie uczynni nastolatkowie którzy oddają swoje lody innym dzieciom - malec uśmiechnął się do Maksa i odszedł z matką. Chłopak był skołowany, ale chwile później śmieliśmy się wszyscy do rozpęku 

- No i co było się tak chwalić - powiedział Mateusz

- No chyba nie

- To co idziemy po nowe?

- Jasne odparli - my wróciliśmy do domu.

 Chłopacy poszli się po mału pakować, a ja poszłam do rodziców.

 - No mów o co chodzi 

- Mamo, tato, jestem w ciąży

- Coo? - powiedzieli jednocześnie 

- ale jak? z kim? Ja was uczyć nie będę jak robi się dzieci Daria - krzyknął tata 

- Z kim? - spytała mama 

- z Kubom

- którym? - zapytał wściekły tata 

- Szmajkowskim - powiedzialam cicho 

- czy on i jego rodzice wiedzą?

- Jeszcze nie mamo, napisałam mu sms, że musimy poważnie porozmawiać, bo telefonu nie odbierał

 oj kochanie  - mama mnie przytuliła, 

- idź do siebie - rozkazał tata, - nic nie mów, po prostu idź

- i jak? - zapytali chłopcy

- mama chyba okej, ale tata jest zły

- przejdzie mu - pocieszył mnie Maks, a Mateusz dodał

- musisz powiedzieć Kubie

- zrobię to - przytuliłam chłopaków i poszłam do siebie, sprawdziłam telefon ale nie było żadnej wiadomości, ułożyłam się spać bo jutro rano Mateusz i Maks wracali do siebie z tego powodu było mi jeszcze smutniej. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top