Rozdział 5


17 czerwca... urodziny... może inni by się cieszyli, ale nie ona... to właśnie tego dnia... zaginęła jej przyjaciółka... akurat wtedy, kiedy szła na jej przyjęcie urodzinowe...od tamtej pory nie obchodziła urodzin, ale zawsze dostawała jakiś skromny prezent od rodziców. Była im wdzięczna, bo pomimo tego, iż im się nie powodziło, to oni zawsze pamiętali... W tym roku nie było inaczej... Gdy się obudziła, jak zawsze skierowała się do łazienki i wykonała swoją codzienna rutynę, aby potem zejść na dół do kuchni w celu zjedzenia śniadania... kiedy już zeszła po schodach pojawili się przed nią jej rodzice i złożyli jej życzenia, wręczając małą torebkę, w której znajdowała się jej ulubiona czekolada i niebieska koperta.

Dziewczyna wyjęła ją i otworzyła, a jej oczom ukazał się... bilet.. na koncert... a data na nim wskazywała 17 czerwca... była w szoku... nie spodziewała się czegoś takiego... dobrze wiedziała, że ten bilet nie mało kosztował...

-  Może nie jest to bilet na miejsce przy samej scenie, ale mamy nadzieję, że jesteś zadowolona - powiedziała jej mama

-J-ja nnie wiem co powiedzieć... - wtedy zobaczyła, że jej rodzice posmutnieli - znaczy się ja nie miałam na myśli tego, że mi się nie podoba, tylko po prostu jestem w szoku, że dostałam tak wspaniały prezent - kiedy to powiedziała, przytuliła swoich rodziców, na których twarzach malowała się ulga, wtedy też stwierdziła, że spróbuje przemóc swój lęk i pójdzie na ten koncert, aby też nie zrobić rodzicom przykrości...






Hejka!

A więc tak... mamy dłuższy rozdział!!! ( no nie powiem 236 słów jak na mnie to powalające!)

Tak w sumie to nie wiem co mam tu jeszcze napisać... Dobra kończę... :)

Papapapapapapapapapapapapapapapapapapapapapapaapapapa(tak ja dobrze wiem, że nie jestem normalna, ale spokojnie wszystko pod kontrolą.... chyba...)

;)
:)
:)
:)
:)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top