wyznania(3)

*per macgajster*
Ze snu wyrwał mnie kolejny koszmar. Byłem przestraszony jednak nie okazywałem tego. Chciałem ponownie zasnąć jednak zdałem sobie sprawę z czyjegoś dotyku. W mroku zdołałem zauważyć że zaha przytula się do mojej ręki. Kuba nie spał i wyczół że też nie śpie. Nagle się odezwał.
-przepraszam magister ale miałem koszmar, już puszczam twoją ręke.
-nie, nie musisz jej puszczać. Jeśli to ci pomoże zasnąć to nie mam nic przeciwko.
-dzięki mag.
Mimo że dawno tego nie robiłem uśmiechnąłem się lekko. Po chwili dało się słyszeć że zaha już śpi. Położyłem drugą ręke na jego ramieniu i również zasnąłem.
Obudziłem się rano i zobaczyłem że zahy już nie ma. Łazienka również była pusta. Zmartwiłem się trochę. Nie przebierając się nawet zeszłem na dół. Łukasz z Florianem jeszcze spali. Nie chciałem ich budzić. Kątem oka zauważyłem postać przed domkiem. To był zaha. Wyszedłem z domu i stanąłem obok niego, nic nie mówiąc. Położyłem mu tylko dłoń na ramieniu.
*per zaha*
Obudziłem się obok marcela. Kątem oka zobaczyłem blizny, duże blizny na jego nadgarstkach. Nie mogłem na nie patrzeć, musiałem wyjść i pomyśleć. Stałem jakiś czas oparty o barierkę przed domkiem aż nagle poczułem dłoń na ramieniu. Przestraszyłem się trochę jednak nic nie powiedziałem. Po chwili magister się odezwał.
-czemu tak szybko wstałeś zaha?
-nie nie ma większego powodu. Po prostu nie chciałem już spać.-nie uwierzył w to.
-Zaha widze że nie mówisz prawdy. Powiedz o co chodzi.-powiedział to z lekko wyczuwalną troską w głosie.
-dobra powiem ci.- zawahałem się na chwilę-musiałem trochę pomyśleć.
-ale o czym?-dopytywał się
-mmmmm o twoich bliznach-powiedziałem.
-a o tym. Nie chcę o tym mówić.
-ok ale wiedz że jak będziesz chciał się zwierzyć zawsze możesz do mnie podejść.
*per macgajster*
-ok-powiedziałem na koniec.
Chciałem coś jeszcze powiedzieć ale przerwał nam głos Łukasza.
-ej chłopaki. Chodźcie na śniadanie. Szybko bo wystygnie.
-już idziemy-odpowiedziałem i poszliśmy razem z nim. Zobaczyłem Grafa przy kuchence. Smarzył naleśniki. Pomyślałem sobie że długo nas nie było. W między czasie wstał Marcin i Florian. Każdy wziął swoją porcję i usiadł tam gdzie było miejsce. Jedzenie było pyszne. -Kurde Graf umie gotować-pomyślałem. Jak już zjedliśmy Karol wszystkich zawołał na zbiórkę. Oznajmił że skoro jest ładna pogoda to pójdziemy nad jezioro, które było nie daleko. Mieliśmy 20 minut na przygotowanie się. Nie uśmiechało mi się wchodzić do wody więc siedziałem na brzegu. Kubie chyba też nie, bo usiadł koło mnie i tylko patrzył w wodę. Po chwili odezwał się.
-Marcel nie idziesz do wody?
-nie wolę tu posiedzieć-odpowiedziałem bez namysłu.
Powiedział tylko krótkie -ok- i powróciliśmy do ciszy. Rozejrzałem się wokoło i ujrzałem dzieciątki kresek na rękach Kuby. Zmartwiłem się bardzo. Z troską w głosie powiedziałem
-Ej Zaha, coś ty se w te ręce zrobił?
On jednak spuścił głowe do ziemi i nic nie mówił. Złapałem go za brodę i przekierowałem jego głowę tak, by patrzył mi w oczy. W jego niebieskich oczach zobaczyłem łzy.
-I co zahuś, powiesz mi?
-nie tutaj -wymamrotał cicho.
-Czekaj tu. Powiadomię cubixa że się źle czujesz i zabieram cię do domku.
Jak powiedziałem tak zrobiłem. Po 15 minutach byliśmy już na miejscu. Zaha usiadł na naszym łóżku a ja obok niego. Zaczął opowiadać.

-Po zakończeniu masakry akurat miałem pójść do nowej szkoły. Nie byłem tal lubiany. Byłem z grupy tych bitych i poniżanych. W domu też nie było dobrze. Rodzice mnie nie kochali i ciągle byłem sam. To było jedyne wyjście.
Rozpłakał się. Przytuliłem go i zrobiło mu się trochę lepiej. Zacząłem go pocieszać.
-spokojnie, było minęło. Ale proszę, nie rób tego więcej, to nic ci nie da. Wiem coś o tym...
Przestał płakać, i zaczął mnie namawiać bym opowiedział swoją historię. Niechętnie się zgodziłem.

-na początku było wszystko dobrze. Byliśmy szczęśliwą rodziną, jednak nic nie trwa wiecznie. Ojciec zachorował. Rodzice nie poświęcali mi tyle czasu co wcześniej. Po kilku latach umarł, a matka znalazła sobie innego. Ten nowy całymi dniami chlał i bił mnie. Też szukałem ucieczki w żyletce. Po 18 roku życia uciekłem z tamtąd i już nigdy ich nie widziałem.

Mimo że nie okazywałem takiej potrzeby zaha mnie przytulił. Oddałem uścisk po czym usłyszeliśmy głos z dołu. Łukasz przyszedł sprawdzić co z zahą. Powiadomiłem go że chłopak już się czuje lepiej i że zaraz przyjdziemy. Mandzio przytaknął i wrócił nad jezioro. Ogarnąłem jeszcze zahę, by nie było widać że płakał, przytuliłem go i poszliśmy.
Wieczorem wróciliśmy padnięci. Od raz poszliśmy spać i szybko zasnęliśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top