wszystko zaczyna się układać(20)
*per Zaha*
-Magister. Jesteś tam?
odezwałem się wchodząc do mieszkania. Drzwi były otwarte, więc pomyślałem, że cos się mogło stać. Nie myliłem się. Zobaczyłem Marcela w kącie. Siedział cały we krwi. Od razu wziąłem jakiś ręcznik z kuchni i zacząłem blokować krwawienie. Szybko zadzwoniłem po pogotowie, i powiedziałem o zdarzeniu. Zawiązałem jeszcze opaskę uciskową na jego ramieniu. Był już coraz słabszy. W końcu się odezwał.
-Kuba, to wszystko moja wina. Przepraszam cię.
-Nie, to nie tylko twoja wina. Proszę, nie zostawiaj mnie, nie możesz mi tego zrobić. Nagle ratownicy z pogotowia weszli do mieszkania i zajęli się Marcelem. Na szybko zatrzymali krwawienie i zabrali go juz nieprzytomnego do szpitala. Nie mogłem jechać z nimi więc posprzątałem krew z mieszkania. Gdy było już czyste wziąłem taksówkę i pojechałem do szpitala. Zapytałem się o Marcela, jednak nikt nie chciał mi udzielić informacji. Ponownie musiałem skłamać, że jestem jego bratem. Wtedy pielęgniarka pokazała mi miejsce jego pobytu. Leżał nieprzytomny na łóżku. Na jego widok zacząłem płakać. Wpatrywałem się w niego godzinę, wtedy musieli go zabrać na zabieg jakiś. Usiadłem i próbowałem się zdrzemnąć, jednak nie mogłem. Przesiedziałem w szpitalu do rana. Wtedy przyszedł lekarz i zaczął mnie informować o stanie jego zdrowia.
-Pana brat jest bardzo słaby. W tym momencie jest po transfuzji, i zszywaniu. Czy wie pan może czemu chciał się zabić?
-Ostatnio byliśmy pokłóceni, ale coś wspominał o tym, że dziewczyna go zostawiła. Może i Marcel nie okazuje tego, ale we wnętrzu jest bardzo uczuciowy. Będe musiał z nim zamieszkać żeby nie popełnił podobnej głupoty.
-No mam nadzieję. Ślady na jego rękach wskazywały na mnóstwo cięć. Jak w nocy nic się nie stanie, to będzie mógł go pan jutro zabrać do domu.
-Dziękuję panu.
-A i jeszcze jedno. Może pan wejść do niego.
Lekarz odszedł do jakiegoś gabinetu, a ja wszedłem do Marcela i siedziałem przy nim. Obudził się dopiero wtedy, gdy pielęgniarka kazała mi wyjść. Siedziałem przy nim cały dzień. Kolejną noc spędziłem przed salą. Tym razem udało mi się zdrzemnąć. Z samego rana Marcel mógł już wracać do domu. Zamówiłem taksówkę i pojechałem razem z nim. Jechaliśmy w ciszy. Gdy już dotarliśmy do mieszkania odezwałem się.
-Marcel, ja nie mogę bez ciebie żyć. Nie wytrzymuję psychicznie tej samotności i braku ciebie w pobliżu. Proszę bądź moim chłopakiem ponownie.
-Kuba. Ja chciałbym, ale boję się, że cię zranię, że ponownie złamię ci serce.
Zaczął płakać. Otarłem łzy z jego pięknej twarzy i powiedziałem.
-Nie zranisz mnie. Wiem, że się postarasz by tak się nie stało.
Nic nie odpowiedział. Nie mogłem dłużej czekać. Pocałowałem go. Oddał pocałunek i zgodził się ponownie być moim chłopakiem.
*KONIEC*
Nadszedł koniec tej książki. Trochę mi zajęło pisanie jej, ale mam nadzieję że się podobało. Tak btw to jedna z nie wielu książek napisanych w niecały tydzień. W następnej książce będę chciał skupić się na shipie Graf x Bremu, który już trochę poruszyłem w tej książce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top