𝟏.𝟗. 𝐨𝐛𝐢𝐞𝐭𝐧𝐢𝐜𝐚

obietnica – wypowiedź zapewniająca kogoś o zrobieniu czegoś w przyszłości.

╳ ╳ ╳

Samochód Ground Zero zatrzymał się na opustoszałym parkingu. Nastolatek rozjerzał się dookoła. Stanęli przed lasem, w głąb którego prowadziła wydeptana ścieżka. Nie spotkał nikogo w zasięgu wzroku, chociaż to pewnie przez godzinę. Wciąż było bardzo wcześnie rano.

Zerknął na Zero, czekając na sygnał. Mężczyzna przeglądał coś w telefonie. Jego brwi były ściągnięte, a wyraz twarzy – zły. Coś musiało go zdenerwować, ponieważ przeklął cicho pod nosem, zaciskając przy tym zęby, 

Może to była wiadomość z agencji? Może coś się stało i musiał wracać? Cisza między nimi trwała zdecydowanie zbyt długo, a Izuku nie był cierpliwy z natury. 

— Coś się stało? — zapytał pewnie, aby ten go usłyszał. Miał tylko nadzieję, że nie zezłości Bakugo tym, że wtrąca się w nie swoje sprawy. 
 
Czerwonooki wsadził telefon do kieszeni. Westchnął głośno i przeczesał włosy palcami.

— Nie mamy zbyt wiele czasu — mruknął, rozsiadając się wygodniej na fotelu. — Cóż, wciąż sporo, jednak chciałem pobyć z tobą trochę dłużej.

Izuku nie byłby sobą, gdyby się w tej chwili nie zarumienił. Nie spodziewał się takiego wyznania. Katsuki był ekstremalnie szczery, co młodszy bardzo w nim podziwiał. Ten facet był w stanie powiedzieć ci prosto w twarz, że jesteś beznadziejny, ale równocześnie potrafił udzielić cennych uwag, które pomogłyby to zmienić. 

— Możemy to przełożyć na kiedy indziej — powiedział, siląc się na uśmiech. 

— Nie ma takiej potrzeby — odparł, wpatrując się przed siebie. — Dobra, idziemy. 

Wyszli z auta. Katsuki założył okulary przeciwsłoneczne, w których wyglądał bosko. Zarzucił na ramię torbę i podszedł do zielonowłosego, uśmiechając się przy tym delikatnie. 

Zaczęli iść wzdłuż leśnej ścieżki, na której idealnie zmieścili się we dwójkę. Było przyjemnie, jeśli chodziło o pogodę. W koronach drzew śpiewały głośno ptaki, a na trawie wciąż dało się dostrzec rosę, która błyszczała w promieniach słońca. Maj zapowiadał się na ciepły miesiąc. 

Izuku dawno nie był w lesie, a przynajmniej nie w celach turystycznych. Mała ilość czasu wolnego i mieszkanie w akademiku nie pozwalały mu na spacery i inne przyjemności. 

— Myślałem, że zaczniesz panikować, gdy zaciągnę cię do lasu — odezwał się złośliwie Ground Zero. 

— Dlaczego? — zapytał, cicho chichocząc. — Wiem, że mnie nie skrzywdzisz. 

— To dobrze, że czujesz się przy mnie swobodnie — odparł. Skręcili w prawo, gdzie było już widać koniec ścieżki. — Na końcu jest duża polana.

Chłopak mruknął pod nosem, zerkając na blondyna. Wyglądał na zadowolonego, a wręcz rozpierała go energia, co było rzadko spotykane. Izuku cieszył się, że jego idol jest w dobrym humorze. Wydawał się być podekscytowany ich wspólnym treningiem.  

— Trenowałeś tam? — zapytał, będąc ciekawym, dlaczego Bakugo wybrał akurat takie miejsce. 

— Tak. Niedaleko jest mój rodzinny dom. Włóczyłem się po tych lasach, gdy byłem dzieciakiem — wyznał, wdychając spokojnie powietrze. — Dawno mnie tutaj nie było… Ah, pamiętam, jak trenowałem tutaj do egzaminu praktycznego.  

Zielone oczy nastolatka zabłyszczały. Będzie mu dane stanąć na tej samej ziemi, na której Ground Zero zaczynał swoją przygodę z bohaterstwem. To w tych okolicach dorastał, bawił się w chowanego z innymi dziećmi i – co najważniejsze – tutaj ciężko pracował, aby osiągnąć swoje cele i marzenia. 

Midoriya nie mógł uwierzyć, że Katsuki pokazał mu tak ważne dla niego miejsce. Spojrzał na mężczyznę, który widząc minę piegowatego, wiedział, że włączył mu się tryb fana.  

— I… i naprawdę mogę tu być? To w porządku?

— Izuku — westchnął wciąż pogodnym tonem głosu — to tylko kawał brudnej ziemi.

— Ale trenowałeś tutaj! — wypalił. —  Gdy sobie pomyślę jak ciężko musiałeś pracować… 

Zupełnie jak Izuku, który spędził wiele miesięcy na ciężkiej pracy pod okiem swojego idola z dzieciństwa – All Mighta. Po otrzymaniu Daru zaczął trenować ciężej niż pozostali, ponieważ wiedział, że los w końcu się do niego uśmiechnął i teraz musi dać z siebie wszystko. Oprócz podołaniu w zostaniu nadzieją dla Japonii, co było jego priorytetem, chłopak pragnął dorównać Ground Zero. Chciał być tak samo bezwzględny, pewny siebie i odważny, aby móc stawić czoła każdemu złoczyńcy. 

Skupił nagle uwagę na Katsukim, który zdjął okulary, umieszczając je na głowie. 

— Skłamałbym, gdybym powiedział, że to miejsce nic dla mnie nie znaczy. 

Ich wzrok spotkał się ze sobą na dłuższą chwilę. Stali dosłownie przed polaną, ale nawet tego nie zauważyli. Byli zbyt zajęci wpatrywaniem się w siebie nawzajem, czemu towarzyszyła przyjemna cisza. 

Dorosły położył rękę na zielonej czuprynie chłopaka. Piegowaty doświadczył ciepła, które rozpłynęło się wewnątrz jego ciała. Na skutek miłego uczucia mierzwienia jego włosów, zamruczał ledwo słyszalnie, dając się ponieść niespodziewanej czułości ze strony Bakugo. 

Zabrał rękę, a to bardzo nie spodobało się mniejszemu, który spojrzał na niego z utęsknieniem w oczach.

— Coś wplątało się w twoje włosy — wyjaśnił zanim ruszył dalej.

Izuku stał przez krótką chwilę w osłupieniu. Uczucie dużej dłoni Zero na jego głowie było niesamowicie przyjemne. Na piegowatych policzkach pojawił się delikatny rumieniec, na myśl o tym, jak miło byłoby leżeć na jego kolanach i być głaskanym po główce.  

Chłopak dogonił blondyna, który zdążył już wejść na polanę. Młodszy, rozglądając się dookoła, uśmiechnął się szeroko, podziwiając piękno okolicy. Łąka, na kształt dużego koła, była otulona drzewami. Mieli do dyspozycji całą tą pustą przestrzeń i bez obaw mogli przeprowadzić ze sobą sparing. 

Bakugo zaproponował rozgrzewkę, na co Midoriya z chęcią się zgodził. Oddalili się nieco od siebie, aby jeden nie przeszkadzał drugiemu. Izuku poprawił pospiesznie opaski na ramionach zanim zaczął wykonywać kolejne ćwiczenie. 

Między nimi panowała cisza, jednak nie należała ona do tych niezręcznych. Było miło, a panujący w tym miejscu nastrój oddziaływał na nich w pozytywny sposób. 

— Co masz na ramionach? — zapytał nagle wyższy. Wpatrywał się w Izuku, czekając niecierpliwie na odpowiedź.  

— Co? 

Starszy mężczyzna przeciągnął się.  

— Opaski? — dopytał, rozciągając bok tułowia. 

Zielonowłosy automatycznie spojrzał na swoje prawe i lewe ramię, marszcząc przy tym brwi. Zaczął panikować, a w jego głowie zawitała pustka. Przełknął gulę w gardle, próbując zachować spokój i naturalność. Wrócił wzrokiem do tęczówek koloru krwistej czerwieni, które tak bardzo uwielbiał. Co miał powiedzieć swojemu idolowi? 

Przecież on...

— Aah, to… to jest… To nic takiego.

...nienawidził swoich blizn. 

Były obrzydliwie. Straszne. Odpychające, a nawet przerażające. Nie bez powodu je zakrywał. Na ich widok ludzie zaczynali szeptać między sobą tylko po to, aby następnie odwrócić z obrzydzeniem wzrok. Nie przesadziłby, mówiąc, że nienawidzi swojego ciała.

Jeszcze rok temu te małe "ozdoby" ani trochę mu nie zawadzały, jednak już w pierwszej klasie zaczął nosić opaskę, która zasłaniałą tą, wówczas, największą bliznę na prawym ramieniu. 

Czas pozwolił mu na zebranie więcej pamiątek po niebezpiecznych walkach. Pomijając prawą, już wystarczająco mocno zdeformowaną rękę, doszła również i druga. Blizna ciągnąca się od obojczyka do zgięcia na łokciu. Na tyle paskudna, że sam jej właściciel odczuwał ścisk w żołądku, patrząc na nią. Pojawiły się też mniejsze blizny, nie tylko na rękach, a już nawet na nogach. Jedne – ledwo widoczne, a drugie nieco wyraźniejsze. 

Izuku wstydził się każdej z nich. Bez wyjątku. 

— Zawsze cię w tym widzę — odezwał się ponownie Katsuki, przestając na chwilę ćwiczyć. 

Atmosfera zrobiła się dziwnie napięta, choć może tylko Midoriya tak to odczuwał. 

— Ah...aha, tak — wymamrotał, obejmując swoje ramiona. — Chodzę w nich. 

— Dowiem się po co? 

Nie ma opcji, że Izuku powie mu prawdę. 

Ground Zero mógłby pomyśleć, że jest idiotą, który rzuca się na głęboką wodę. Czasami faktycznie ryzykował i z własnej głupoty znajdował się w niebezpiecznych sytuacjach. Nie lubił tego w swojej osobie, jednak nie mógł nic poradzić na to, że jest tak bardzo uparty. 

Jeśli Katsuki choć trochę go lubił, po pokazaniu mu blizn od razu poczułby niechęć do młodszego. Co jeśli Izuku stałby się dla niego odpychający? Mógłby zerwać tą cholerną umowę i już nigdy w życiu się do niego nie odzywać. 

Wymusił u siebie cichy śmiech. 

— Ahhh, miałem kiedyś… uraz. Kontuzję… mięśni. — Sam nie wiedział, co mówi, jednak była to pierwsza rzecz, która wpadła mu do głowy. — Kazali mi w tym chodzić. 

Zero nie wydawał się być przekonany. Skrzyżował ręce na piersi, wbijając w Izuku przeszywające spojrzenie. Chłopak spłoszył się i szybko odwrócił wzrok. Jak gdyby nigdy nic, usiadł na trawie, wykonując skłon do przodu. 

Był zestresowany z powodu tej nagłej ciszy w okolicy. Wszystko wydało mu się być głuche. Nawet ptaki się wyciszyły zupełnie jakby wyczuły niezręczny nastrój. 

— Pomogę ci — powiedział po chwili bohater, stając za piegowatym. 

Bakugo kucnął, a już po chwili szesnastolatek poczuł na swoich plecach ciepłe dłonie mężczyzny. Nie spodziewał się czegoś takiego, a wręcz zdziwił się zachowaniem dorosłego. Jednak ucieszył się w duchu, że Zero postanowił sobie odpuścić temat opasek. 

— Możesz trochę mocniej — powiedział, gdy ten zaczął ostrożnie napierać na jego plecy. — Jeszcze. 

— Cholera, jesteś nieźle rozciągnięty — zaśmiał się. Midoriya pogłębił skłon, rozszerzając bardziej nogi. — Ah, racja, Aizawa wspominał, że starasz się walczyć za pomocą nóg, bo masz jakies problemy z rękoma? Dobrze pamiętam? — zapytał, dając młodszemu odetchnąć.  

— Tak — mruknął wraz z kolejnym powtórzeniem. —  Powinienem je oszczędzać. Staram się to robić, chociaż przy trudnych przeciwnikach i tak prawie zawsze jestem zmuszony ich użyć. 

Blondyn milczał przez chwilę. Zmusił Izuku do pogłębienia skłonu, co trwało dziesięć sekund. 

— Też nieraz przekraczam własny limit, jednak w końcu to się ode mnie odbiło. Sam mam niewielkie problemy z dłońmi. Nauczyłem się, że trzeba stawiać swoje zdrowie ponad niektórych przeciwników. Hmm, mam na myśli okazje, gdy możesz się wycofać. W sytuacjach, gdy trzeba ratować innych… bywały misje, gdzie ewakuowałem do utraty przytomności. 

Na ustach mniejszego pojawił się delikatny uśmiech. Ground Zero naprawdę był niesamowity. 

— Jestem w stanie się poświęcić byleby inni byli bezpieczni. 

— Oi, nie jesteś All Mightem — warknął. Izuku wyczuł w jego głosie oburzenie i lekką drwinę. 

— Dążę do tego, aby nim zostać — odparł z pełną powagą. 

Wyprostował się, biorąc głęboki wdech. Bakugo wciąż dotykał rękoma jego pleców. Przeszedł go delikatny dreszczyk podniecenia w momencie gdy czerwonooki zaczął się po nich wspinać. Powolne, podejrzanie zmysłowe, ruchy jego dłoni, które w końcu zacisnęły się na barkach nastolatka. 

Izuku zadrżał, gdy ten dotknął jego szyi. Ulżyło mu, uświadamiając sobie, że Katsuki nie widzi jego twarzy. Przełknął ślinę, z całych sił, starając się zachować spokój.

— Jesteś bardzo spięty — powiedział cicho, masując napięte barki chłopaka. Jęknął cicho pod wpływem silnego, a nawet bolesnego, ucisku w okolicach karku. — Ah, zabolało? — usłyszał ciepły mruk przy uchu. — Naprawdę masz tutaj bardzo napięte mięśnie — dodał, kontynuując, już delikatny, masaż. 

— To całkiem…przyjemne — zaczął niepewnie, dając się ponieść miłej uldze. Zamknął oczy, chcąc poczuć całym sobą dotyk silnych dłoni Zero na swoim ciele. Szkoda, że miał na sobie koszulkę, która niszczyła cały efekt. Najchętniej poprosiłby blondyna, aby ją zdjął, jednak nie chciał być nachalny. — Mhh, gdzie się tego nauczyłeś? 

— Chodzę regularnie do spa. Lekarz mi to zalecił ze względu na stresującą pracę. Bez powodu zacząłem się tym interesować. Czasami sam próbuję rozmasować napięte mięśnie. 

— Nigdy nie miałem robionego masażu — zaśmiał się. 

Katsuki zaczął masować palcami jego kark. Uciskał głęboko mięśnie, a Izuku był w stanie poczuć jak te rozluźniają się pod jego boskim dotykiem. 

— Czuję. Ciężko pracujesz jak na takiego dzieciaka. 

W jego głosie dało się usłyszeć dumę. Midoriya nie był w stanie powstrzymać uśmiechu. Zasłonił usta wierzchem dłoni, cicho chrząkając.  

— Muszę być lepszy niż pozostali.

— Chyba gdzieś już to słyszałem. — Znowu się zaśmiał w sposób, który onieśmielał Izuku za każdym, pieprzonym, razem. — Pamiętaj, że jeżeli będziesz bezmyślnie szarżował na innych albo wtrącał się tam, gdzie nie jesteś potrzebny, w końcu się sparzysz. Dbaj o siebie, Izuku. Jest wiele bohaterów, którzy przez swoją głupotę nie są w stanie dłużej wykonywać zawodu. Nie chciałbyś tak skończyć, młody. 

Wiedział to i to aż za dobrze. Słyszał podobne słowa od niemal każdej osoby. All Might, Aizawa, przyjaciele, matka. A był to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Zdawał sobie sprawę z tego, że bohaterstwo to nie przelewki. Trzeba być rozsądnym, ostrożnym, cierpliwym, ale jednocześnie bezlitosnym, nieustępliwym i odważnym. Czasami nie dało się zestawić niektórych słów ze sobą. W końcu jak można nazwać bohatera dzielnym, jeśli ucieka, gdy nadarzy się okazja? Herosi powinni być murem odgradzającym złoczyńców od niewinnych obywateli. Powinni bronić ludzi za wszelką cenę. To był ich obowiązek. Na tym polegała ich praca, więc dlaczego coraz częściej Izuku spotykał się z sytuacjami, gdzie bohaterowie wycofują się i zostawiają bezbronnych ludzi?  

Midoriya nie miał zamiaru być takim bohaterem. 

— Chcę być na tyle silny, aby móc uratować każdego bez wyjątku. To mój cel, Ground Zero… Mam zamiar zostać bohaterem, który gwarantuje innym ochronę i bezpieczny powrót do domu. 

W odpowiedzi na jego oświadczenie otrzymał niewyraźny pomruk niebezpiecznie blisko swojego ucha. Nastolatek zaczął płonąć, a ogień stał się potężniejszy w chwili gdy Zero wtulił się w niego.

Owinął ręce wokół jego talii, przysuwając bliżej siebie. Katsuki pociągnął go w tył, pozwalając mu oprzeć się o swoje ciało. Izuku był od niego mniejszy o całą głowę, więc wyglądał idealnie w ramionach Ground Zero.

Zupełnie jakby byli dla siebie stworzeni. 

— Bywa, że nie jesteś w stanie tego zrobić — odezwał się spokojnym głosem. — Czasami jest na tyle beznadziejnie, że sam nic nie zdziałasz. Praca bohatera jest nieprzewidywalna, a ty musisz zachować zimną krew. 

— ...Ty jeszcze nigdy nie zawiodłeś — powiedział, wpatrując się w silne ręce Bakugo, które delikatnie go obejmowały. 

Zgadza się, Ground Zero od początku kariery nie miał na swoim koncie ani jednej ofiary. Była to naprawdę rzadkość, aby przez pięć lat nie popełnić ani jednego błędu. Poniekąd to z tego powodu Zero stał się ideałem faceta. Media zawsze prezentowały go jako "seksownego diabła, który zapewni ci bezpieczeństwo". 

— Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Mam nadzieję, że jestem na niego gotowy. Świadomość, że ktoś zginął przez ciebie musi być okropna. Niektórzy kompletnie się załamują. 

— Nie próbuj mnie zniechęcać — burknął.

— Nie chcę — westchnął. — Masz Dar stworzony do walki ze złem. Chcę cię tylko ostrzec i dać ci dobrą radę, żebyś na starcie się nie poślizgnął. Może i jestem w U.A. tylko na semestr, ale zawsze będziesz mógł ze mną porozmawiać. 

On był dla niego zbyt dobry. 

Izuku nie potrafił wydusić z siebie słowa. Był pod wrażeniem postawy Zero, który teraz wydawał mu się być jeszcze bardziej idealny. 

— Dziękuję… — powiedział cicho, rumieniąc się przy tym. 

Oboje stanęli na równe nogi. Bakugo musiał sprawdzić coś w swoim telefonie, przez co między dwójką mężczyzn ponownie zawitała cisza. 

Zero zmarszczył słodko nos, gapiąc się w ekran urządzenia. Jego oczy błyszczały, mimo, że był czymś zirytowany.

Idealny, zapierający dech w piersiach Ground Zero stał przed nim, odsłaniając wszystkie karty.

Czy to właśnie on był przyszłością Izuku? 

— Co powiesz na mały sparing, młody? — zapytał z łobuzerskim uśmiechem. 

Nastolatek przygryzł wargę, patrząc wprost w rubinowe oczy mężczyzny. Już od dłuższego czasu chciał oznajmić coś Ground Zero. Odkąd odrzucił jego zaproszenie do agencji, czuł wobec niego dług, który chciał spłacić w przyszłości. Miał poczucie, że jest mu coś winien. 

— Katsuki — zaczął szorstkim głosem. Przełknął ślinę, aby pozbyć się suchości w gardle. — Chciałbym pewnego dnia stanąć u twojego boku! Gdybym mógł pracować w twojej agencji… dopóki stanę się niezależny. Byłbym bardzo szczęśliwy. 

— Huh — mruknął, krzyżując ręce na piersi — jako mój partner? 

— Hah, nie. Przecież walczysz solo. 

— To może się zmienić — odparł, puszczając mu oczko, na co ten wstrzymał na chwilę oddech. Widząc, że dorosły zaczyna się śmiać, doszło do niego, że jest czerwony jak burak. — Masz w sobie coś, co mnie intryguje. Ciekawie byłoby mieć takiego partnera. 

— Ja jako twój partner?  — wyszeptał, zasłaniając usta ręką. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się śmiać i płakać ze szczęścia w tym samym czasie. To musiał być sen. Ktoś taki jak on miałaby zostać partnerem Ground Zero i tworzyć z nim duet?  — Nie żartujesz? Ja? 

— Jeśli uda ci się zdobyć stałą licencję-

— Na pewno! — wtrącił energicznie, zaciskając przy tym pięści. — Teraz na pewno! 

Zero podszedł do niego, czochrając go złośliwie po głowie. Nachylił się, a Izuku napiął każdy mięsień w swoim ciele z powodu tej nagłej bliskości.

Usta Bakugo były zbyt blisko. 

— W takim razie to obietnica. — Izuku przeczuwał, że będzie mu dane ich skosztować i cholera nie mylił się. Ich ciepłe wargi zetknęły się ze sobą. Usta blondyna pewnie przyległy do jego własnych, tworząc zdecydowanie zbyt krótki pocałunek. — Żebyś zapamiętał — uśmiechnął się zadziornie w stronę osłupiałego nastolatka. 

Jego pierwszy pocałunek był z pieprzonym Ground Zero. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top