[32] endgame

Nigdy nie byłam fanką odciągania walki, tak długo, jak to się dało, ale teraz musiałam przyznać, że rozmowa Strange'a z Thanosem pozwoliła mi chociaż przez krótką chwilę mu się przyjrzeć. Jak przystało na tytana, był zdecydowanie potężny, a przy tym przerażający. W ręku dzierżył Rękawicę Nieskończoności, a ja nawet z daleka i ukrycia potrafiłam dostrzec Kamień Mocy. Ten sam, który jeszcze kilka tygodni temu spoczywał spokojnie w dokładnie strzeżonym skarbcu w Centrum Korpusu Novy. Ten sam, który spowodował tyle nieszczęść i tragedii w trakcie walki z Ronanem. Ten sam, którego moc przepływającą przez moje żyły potrafiłam sobie przypomnieć.

Jednak jak bardzo cała walka wydawała się prawie nie do wygrania, tak bardziej zaczęła mnie zastanawiać nieobecność Gamory. Skoro ją porwał, a moja przyjaciółka przez lata wiernie mu służyła i poszukiwała razem z nim Kamieni, to dlaczego nie było jej przy nim? Z opowieści Gamory wiedziałam, że traktował ją jak swoją ulubioną córkę, więc dlaczego postanowił ją gdzieś ukryć? Chyba że... Nawet nie chciałam myśleć o tym, że mógł ją zabić, ale czułam, że taka opcja tez była równie prawdopodobna.

Pytanie pozostawało jedynie ile i co przede wszystkim, Thanos potrafił poświęcić, by osiągnąć to, czego tak bardzo pragnął?

Stark zaatakował, a później wszyscy ruszyli do walki. Dziękowałam wszystkiemu za wynalazki Rocketa, bo teraz bez problemu mogłam korzystać z jego latającego kombinezonu, który od razu aktywowałam. W dłoniach miałam dwa pistolety, z których miałam zamiar zrobić dobry użytek. Chociaż bałam się jak cholera, wiedziałam, że nie mogę tak po prostu pozwolić na to, by to strach zapanował nad moim ciałem. To nie była moja pierwsza walka, więc wiedziałam, co robiłam. Kwestia pozostawała, czy to właśnie ta walka nie będzie moją ostatnią.

Drax padł na ziemię, Strange też powoli przegrywał swoją, własną walkę z Thanosem. Trzeba było działać i to szybko. Mój kuzyn zapewne pomyślał o tym samym, bo tylko dał mi znak, a już po chwili ruszył w stronę tytana. Ja jak głupia zrobiłam, to samo.

— Masz jakiś konkretny plan? — Zapytałam przez komunikator.

— Bomba. Przyczepimy ją do niego — odpowiedział krótko i nie musiał więcej wyjaśniać. Mimo wszystko całkowicie go rozumiałam i nawet jeśli czasami nie chciałam tego przyznać, tak dokładnie wiedziałam, co chodziło mu po głowie.

— Oby to tylko zadziałało — mruknęłam bardziej do siebie, a później rozdzieliłam się z Peterem na dwie strony, otaczając Thanosa.

Strange zauważył to co planowaliśmy i chyba dokładnie nas rozgryzł (albo przeczytał w myślach? może też miał takie magiczne zdolności). Wyczarował dla każdego z nas pojedyncze, pomarańczowe podesty. Przez ułamek sekund zastanawiałam się, czy to aby na pewno było bezpieczne, ale doszłam do wniosku, że Strange wiedział, co robi. Do tej pory pokazał to nie jeden raz, więc postanowiłam mu zaufać i jego zdolnościom. Skoczyłam na pierwszy podest, potem drugi, trzeci i czwarty, a w międzyczasie wyciągnęłam jeden z żetonów, które skrywały w sobie bombę. Przeskoczyłam nad Thanosem, przyczepiłam żeton do jego pleców, tuż obok bomby od Quilla. Aktywowałam ładunek, a później wleciałam do osobnego portalu, uciekając szybko od Thanosa. Zanim jednak znalazłam się w innej części planety, zobaczyłam, jak mój kuzyn krzyczy zadowolone „bum" i pokazuje Thanosowi środkowy palec. Ten to zdecydowanie miał tupet.

Strange polecił swojej pelerynie, by ta owinęła się wokół rękawicy Thanosa, a później zaczął czarować swoje portale wokół tytana. Młody Peter co chwilę przeskakiwał z jednego do drugiego, uderzając Thanosa za każdym razem, gdy to robił. Jednak za którymś razem chłopak został złapany. Thanos przygwoździł go ręką do podłoża, a później rzucił jak lalką. Peter wpadł na Strange'a i razem upadli na ziemię. Walka jednak nie ustała, bo wrócił Stark, obrzucając Thanosa swoimi ładunkami wybuchowymi.

Miałam wrażenie, że na tytana nic nie działało, bo zgarnął wszystkie efekty wybuchów w jeden promień, który później skierował na Iron Mana. Musiałam przyznać, że nasza dziwna, niespotykana drużyna trochę zaczynała przegrywać. Ale wiedziałam też, że jeśli tylko uda nam się pozbawić Thanosa rękawicy, to później musiało iść już tylko lepiej.

— Nie chcę zaburzać niczyjej pozytywnej energii, ale jakby trochę przegrywamy — odezwałam się w komunikatorze, atakując ponownie Thanosa. Strzeliłam kilka razy do niego z moich pistoletów, a potem zaklęłam głośno, gdy w jednym z nich skończyła się energia, a drugi też był na wykończeniu. A pieprzyć to. Odrzuciłam zużytą broń na posadzkę, a później sięgnęłam po dwa sztylety, które miałam przymocowane przy udach.

— Co ty nie powiesz, Sherlocku — odpowiedział mi ironicznie Stark, a ja miałam ochotę wywrócić oczami.

— To nie ja tutaj jestem Sherlockiem, mądralo — odparowałam szybko.

Ścisnęłam mocniej rękojeści moich sztyletów, a później skoczyłam tytanowi na plecy. Jeden nóż udało mi się wbić w odkrytą skórę na jego szyi, a gdy miałam wbijać drugi w to samo miejsce, ten mnie zrzucił z siebie. Straciłam jakąkolwiek równowagę i upadłam na posadzkę kilka metrów dalej. Na krótką chwilę straciłam dech w piersiach. Upadek był o wiele silniejszy, niż mogłabym podejrzewać. Ból rozchodził się po całych moich plecach, ale na całe szczęście miałam wrażenie, że nic poważniejszego mi nie dolegało. Jednak mimo tego miałam problem, by podnieść się znowu na nogi.

Powoli zaparłam się rękami o posadzkę, a gdy udało mi się wyprostować, zobaczyłam jak naprzeciwko Thanosa stoi Nebula. Niedaleko nich zauważyłam zniszczony statek, którego jeszcze chwilę wcześniej tam nie było i chociaż nie byłam wielką fanką przyszywanej siostry Gamory, tak teraz zdecydowanie cieszyłam się na jej widok. Nie tylko ze względu, że dołączyła do naszego małego zespołu w walce przeciwko Thanosowi, ale też, że mimo wszystko nic jej nie było i była cała, jak to było tylko najbardziej możliwe.

Nebula walczyła dzielnie z Thanosem. Na przemian wymieniali ze sobą ciosy i chociaż było widać, że kobieta nie ma z nim wielkich szans w walce jeden na jeden, tak się nie poddawała. Już z daleka czułam jej wściekłość na tytana i wcale się nie dziwiłam. Gamora nienawidziła swojego życia przy boku Thanosa, ale zdawałam sobie sprawę, że to Nebula musiała mieć o wiele gorzej, niż moja przyjaciółka. Gdyby nie Thanos, to każda z nich mogłaby przeżywać swoje życie w spokoju, bez cienia walk, zabójstw i spełniania zadań ogarniętego szaleństwem tytana.

— Gdzie jest Gamora? — Krzyknęła Nebula, ale nie otrzymała odpowiedzi. Thanos uderzył ją z całej siły, a ona upadła kilka metrów dalej. Do walki ruszył Strange i widząc, że ten daje sobie radę, podeszłam do Nebuli. Była półprzytomna, gdy nad nią kucnęłam.

— Nebula? — Wstrząsnęłam jej ramieniem, nie zastanawiając się, czy ma jakieś większe obrażenia. Nie to, że byłam nieczuła, ale w tym momencie kilka siniaków, czy obrażeń mogło poczekać. Kobieta spojrzała na mnie wyjątkowo ognistym spojrzeniem i czułam się tak, jakby to zaraz i mnie miała zaatakować. — Wszystko w porządku?

Nebula obserwowała mnie przez kilka sekund, zapewne zastanawiając się nad moimi ukrytymi zamiarami, dlaczego zaczęłam się o nią troszczyć. Jednak jeśli tak było, to nie skomentowała tego w żaden sposób. Skinęła głową, a później przyjęła moją dłoń i pomogłam jej wstać. Wtedy też Strange wyczarował jakieś mocne liny, które skierował w stronę rękawicy Thanosa. Drax zrobił ślizg i uderzył tytana w kolano, tak, że ten w połowie upadł na posadzkę i nie miał jak się uwolnić z mocnego uścisku. W tym samym czasie pojawił się Quill i rzucił elektromagnes, tak że uruchomił on drugą rękę Thanosa. Później Parker dołożył swoje sieci, a Stark w końcu złapał za rękawicę i zaczął powoli ją ściągać.

Spojrzałam niepewnie na Nebulę, ale nie czekałam na jej odpowiedź. Szybko ruszyłam w stronę całej drużyny i odwzorowałam atak Draxa. Co prawda nie leżałam, jak idiotka na całej posadzce, przygważdżając do niej Thanosa, ale zablokowałam go w kolanie, a później przyczepiłam do jego nogi elektromagnes podobny do tego, który używał Peter. Gdy urządzenie się uruchomiło i uwięziło w bezruchu tytana, odsunęłam się na bok. Ciągle stałam na tyle blisko, by w razie czego, być gotowa do ponownego ataku.

Strange wyczarował bezpośrednio nad Thanosem portal, przez który przeskoczyła Mantis. Usiadła mu na karku i używając swoich mocy, próbowała go wyciszyć. To była ta trudniejsza część planu. Jednak, gdy Mantis męczyła się z tym, by go uspokoić, zaczęłam się niepokoić. Później oczy Thanosa zaszły całkowitą mgłą, a ja wypuściłam cicho powietrze, nawet nie wiedząc, że je wstrzymywałam.

— Nie przestawaj — polecił Stark.

— Szybko — powiedziała z trudem Mantis, a ja widziałam, jak ta musiała użyć całej swojej mocy, by ta zadziałała na Thanosa. — Jest bardzo silny.

Stark polecił Parkerowi, by ten pomógł mu ze ściąganiem rękawicy, a ja szybko zajęłam miejsce Młodego. Wyciągnęłam z mojej saszetki cienką metalową linkę, którą owiązałam wokół ręki Thanosa i ścisnęłam ją mocno, starając się przytrzymać tytana, jak najdłużej i jak najmocniej. Nie wierzyłam, by to dało coś więcej, niż pętle, które wyczarował Strange, ale nie miałam zamiaru o tym teraz myśleć. Byłam tylko człowiekiem, nie miałam żadnych nadprzyrodzonych mocy, a moją jedyną zdolnością było to, że walczyłam w kosmosie od kiedy skończyłam dwanaście lat.

Później przed nami wylądował zadowolony z siebie Peter.

— Myślałem, że będzie cię trudniej złapać — powiedział arogancko, otwierając swój hełm. Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie, by dał sobie spokój, ale jak zawsze je zignorował. — Dla jasności, to był mój plan.

— Peter, nie! — Warknęłam w jego stronę, powoli zdając sobie sprawę z tego, co zamierzał zrobić. Widziałam to w jego oczach. Jedyne, co chciał to dowiedzieć się, co się stało z Gamorą. I gdyby sytuacja wyglądała inaczej, gdyby od tego, co zaraz się stanie, czy uda nam się ściągnąć rękawicę, czy nie, nie zależał los połowy istnień we Wszechświecie, to w żaden sposób bym mu nie przeszkadzała.

Jednak – jak okropnie to brzmiało i nienawidziłam siebie samą, że w ogóle mogłam coś takiego pomyśleć – tak najpierw trzeba było zdjąć tę przeklętą rękawicę.

— Nie jesteś już taki silny, co nie? — Odezwał się Peter, nie zwracając uwagi, że się do niego zwróciłam, a potem zbliżył się do Thanosa, tak blisko jak to możliwe. — Gdzie jest Gamora?

— Moja Gamora! — Wyjąkał z trudem Thanosa, będąc ciągle pod wpływem działania mocy Mantis.

— Brednie! Gdzie ona jest?

— Peter, skup się! — Krzyknęłam w jego stronę ponownie. Quill spojrzał na mnie na chwilę, ale szybko wrócił wzrokiem do Thanosa. — Przepytasz go, gdy pozbawimy go rękawicy!

— Coś go dręczy — wyjawiła niespodziewanie Mantis. — On... Jest w żałobie.

Moje serce zabiło szybciej. Gamory z nim nie było, ale czy to mogło oznaczać, że nie żyła? Nie, nie mogłam w to uwierzyć. Jak bardzo szalony był Thanos, tak na pewno było więcej powodów, dla których mógłby kogoś opłakiwać. To wcale nie musiała być Gamora...

Mój rozum wiedział lepiej. Szeptał mi cicho, że to właśnie o Gamorę chodzi. Że moja przyjaciółka została stracona na zawsze. I smutny wzrok Nebuli – coś, co widziałam po raz pierwszy, jak ją znam – przekonywał mnie w tym, że to rozum, a nie serce ma rację.

— A niby czego ten potwór może żałować? — Zapytał z wysiłkiem Drax, ale ja nie potrafiłam oderwać wzroku od Nebuli. Nie potrafiłam powiedzieć, czy to wcześniej zbierało mi się na łzy, czy to fakt, że sama powoli dochodziłam do tego, co się stało, ale gdy w końcu odezwała się Nebula, poczułam, jak po moim policzku spływa kilka łez.

— Gamory — wyjawiła krótko, a ja zacisnęłam mocniej palce na lince. Czułam, jak wbija się ona w moją skórę, powoli ją przebijając, ale w tym momencie ból spowodowany nowymi ranami nie miał znaczenia. — Zabrał ją na Vormir. Wrócił z Kamieniem Duszy, ale bez niej.

— W porządku, Quill? — Wtrącił się Stark, otwierając swoją maskę. — Musisz się uspokoić, rozumiesz? Nie rób tego! Już prawie ją zdjęliśmy!

Wiedziałam, że chciał dobrze, ale nawet gdybym nie znała Petera, wiedziałabym, jak bardzo dotknęła go ta informacja. Nie wierzył w to, co powiedziała mu Nebula, a jednocześnie powoli dochodził do tego, że to mogła być prawda. Widziałam to w jego oczach. Złość i desperację, smutek i miłość. To aż fizycznie mnie bolało, gdy patrzyłam na niego w takim stanie.

— Powiedz, że ona kłamie! Dupku! — Krzyknął Thanosowi prosto w twarz. — Powiedz, że tego nie zrobiłeś!

— Musiałem... — odpowiedział mu Thanos, a Peter cofnął się o krok.

— Nie, nie musiałeś — oznajmił szybko Quill.

Później stało się to, czego tak bardzo zaczęłam się obawiać już w momencie, gdy widziałam zachowanie Petera. Mój kuzyn zaczął okładać pięściami Thanosa i chociaż Iron Man próbował go uspokoić i odciągnąć, a młody Peter prawie ściągnął rękawicę, tak Mantis straciła panowanie nad umysłem tytana. To była chwila, gdy każdy z nas został powalony albo odrzucony przez świadomego Thanosa.

Walka rozpoczęła się na nowo. Szybko podniosłam się z posadzki i mając po swojej prawej mojego kuzyna, a po lewej Draxa i Nebulę, razem ruszyliśmy na Thanosa. Ten jednak szybko nas zauważył. Skierował w naszą stronę rękawicę z Kamieniami Nieskończoności, a ostatnie, co zapamiętałam, to świadomość, że coś mnie odrzuciło do góry, a później dziwny ból po upadku.

Gdy się ocknęłam, zwisałam nad ziemię przymocowana do pajęczyny, którą trzymał Parker. Z początku nie wiedziałam, co się stało, ale gdy zobaczyłam, jak pod nami Strange i Stark ewidentnie przegrywali z Thanosem, szybko ruszyłam w ich stronę. Odcięłam się od pajęczy Petera i aktywowałam latający skafander. Mój kuzyn był ode mnie odrobinę szybszy. Ruszył na Thanosa, ale nie zdążył zaatakować, gdy pojawił się ten sam szaro-fioletowy dym, a tytan zniknął.

Peter upadł z rozmachu na posadzce, a ja wylądowałam niedaleko niego.

— Gdzie on jest? — Zapytał głośno Quill, a ja zrozumiałam to, że cały nasz plan nie wypalił. Nasza jedyna walka, od której zależało nasze być albo nie być właśnie dobiegła końca. Stark uleczył otwartą ranę, którą udało mi się dostrzec, a później westchnął zrezygnowany. — Czy właśnie przegraliśmy?

Mój kuzyn jako jedyny miał odwagę, by powiedzieć na głos, to co wszyscy zdawaliśmy sobie już zdawać z tego sprawę. Stark uniósł swój spojrzenie na Strange'a, który siedział niedaleko nieco. Był równie zmęczony i poobijany, co Iron Man.

— Dlaczego, to zrobiłeś? — Zapytał Stark. Przez chwilę nie wiedziałam, o czym mówił, ale później wszystko zaczęło mi się układać w głowie. Thanos przybył tutaj po Kamień Czasu, a ten posiadał Strange. Żadne z nas nie umarło, ani my sami nie pokonaliśmy tytana, a mimo tego on zniknął z planety.

To oznaczało, że razem z nim zniknął Kamień Czasu, który posiadał Strange.

— Czas to zakończyć — odezwał się po krótkiej chwili czarodziej.

W jego słowach było coś przerażającego. Wiedziałam jedynie tylko tyle, że on jako jedyny widział wszystkie możliwości tego starcia. Według niego wygrywaliśmy tylko raz na ponad czternaście milionów. Przez krótką chwilę pomyślałam nawet o tym, że on doskonale wiedział od samego początku, że tak to się musi skończyć, że Thanos musi zabrać jego Kamień Czasu.

Nie mogłam znaleźć dłużej siły do tego, by stać na środku planety, jak głupia i przyglądać się reszcie. Upadłam ciężko na posadzkę, gdy reszta powoli zaczęła się wokół nas pojawiać. Słyszałam, że coś do siebie mówili, każdy próbował zrozumieć sytuację, w której się znaleźliśmy, a ja po raz pierwszy zrozumiałam, że tak naprawdę nie byłam gotowa na śmierć. Wiedziałam, że po tym wszystkim było o wiele większe prawdopodobieństwo, że zginę, niż jakimś magicznym cudem przeżyję i miałam ochotę zacząć płakać, ale nie potrafiłam znaleźć w sobie żadnych łez. Było tak, jakbym była obojętna na wszystko, co mnie otaczało. Bolało mnie serce na samą myśl o Gamorze, o Milo i nie potrafiłam sobie wyobrazić tego, co jeszcze może się wydarzyć.

Co najważniejsze nie potrafiłam uwierzyć w naszą przegraną. Nigdy nie przegrywaliśmy. Jak bardzo niskie były szanse na nasze przetrwanie, tak nigdy nie przegrywaliśmy. Po minie Starka widziałam, że on też miał problem, by w to uwierzyć i mogłam założyć, że wraz ze swoją drużyną Avengersów również o wiele bardziej była im znana wygrana, nawet w najdziwniejszych, najczarniejszych okolicznościach.

Później coś się zmieniło. Nagle dało się słyszeć ciche grzmoty, jakby burza zbliżała się do nas gdzieś z daleka. Szybko się podniosłam i podeszłam do całej reszty grupy, która zaczęła się wokół siebie zbierać. Widziałam Mantis i mojego kuzyna, Drax i Nebula stali gdzieś za nami, Parker pomagał podnieść się Starkowi, a Strange siedział na swoim miejscu tak jak wcześniej.

— Coś się stało — powiedziała niespodziewanie Mantis, a później rozpłynęła się na naszych oczach.

Wydałam z siebie bliżej nieokreślony, przerażony dźwięk i przyłożyłam dłoń do ust. Wszystko zaczęło się dziać tak szybko, Drax zniknął zaraz po Mantis i wtedy też poczułam jakiś dziwny, delikatny ból rozchodzący się po całym moim ciele. Nie był to straszny ból, bardziej taki, jakby coś mi dokuczało. Zrobiłam krok w stronę mojego kuzyna, a wtedy nogi pode mną się ugięły. Gdyby nie szybki refleks Quilla, upadłabym na podłogę, a tak znalazłam się w jego ramionach. Oparłam dłonie o jego klatkę piersiową, ale nie czułam nic pod palcami. Moje dłonie rozpływały się tak samo, jak chwilę wcześniej Mantis i Drax.

— Peter — wyszeptałam krótko, patrząc w oczy mojego kuzyna. Peter pokręcił głową, a ja poczułam, jak samotna łza spływa po moim policzku.

Quill pochylił się nade mną, by złączyć nasze czoła ostatni raz, ale nie byłam w stanie już tego doświadczyć.

Jakikolwiek ból minął.

A później... później nie było już nic. 


za tydzień epilog!

Bexy będzie szczęśliwa po tym wszystkim, czy nie?

who knows...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top