[24] we all die eventually
Nie mogłam oddychać. Nic nie widziałam i nie byłam w stanie się ruszyć.
Później jednak wszystko minęło, a ja mogłam zaczerpnąć głośno powietrze.
— Musimy stąd już spadać — powiedział Milo, podchodząc do mnie. Rocket znalazł się tuż obok.
— Pójdę po Groota, a wy się zwijajcie — odezwał się Rocket.
— Nie zostawię Petera samego! — Zawołałam stanowczo, wskazując na górę, gdzie mój kuzyn walczył z Ego.
— Spokojnie, nie będzie sam, Bexy — oznajmił Yondu.
Nie byłam przekonana do takiego działania, ale wiedziałam, że nie mogłam dłużej tutaj zostać. Nie posiadałam żadnych super mocy, nie miałam żadnych nadprzyrodzonych umiejętności i jedyne, co umiałam to pilotować statki i całkiem dobrze walczyć. Jednak nawet moje zdolności waleczne zbytnio się nie nadawały do walki z planetą.
Skinęłam w końcu głową.
— Tylko na siebie uważajcie, dobra?
Bałam się o siebie i o nich. Sytuacja była naprawdę poważna, a oni zostawali w polu rażenia. Milo aktywował latający skafander na sobie, wziął mnie na ręce i razem unieśliśmy się do góry. W kilka chwil wylecieliśmy spod ziemi na powierzchnię, gdzie czekał na nas statek, a w środku znajdywał się już Drax z Mantis i Gamora z Nebulą.
— Gdzie Peter? — Zapytała Gamora, gdy tylko Milo postawił mnie w statku.
— Odciąga uwagę Ego — wyjaśniłam, a Zielonka natychmiast podniosła się z kolan.
— Co?
— Yondu z nim jest, tak samo jak i Rocket.
Może to nie był zbyt dobry dobór słów, bo Rocket pojawił się dosłownie sekundę później. Na jego ramieniu znajdywał się Groot, a ja zaczęłam się denerwować nieobecnością mojego kuzyna i Yondu. Wychyliłam się ze statku, jednak nikt inny się do nas nie zbliżał.
— Rocket! Gdzie oni są? — Zawołałam przestraszona. Rocket nie zareagował. — Gdzie jest Peter? Rocket, do cholery, odezwij się!
Zamiast tego Rocket wyciągnął licznik czasu, a ja dokładnie zauważyłam, jak do wybuchu bomby zostało mniej niż minuta. Groot wskazał palcem na rozwalająca się planetę, a Gamora sięgnęła po broń i ruszyła do wyjścia.
— Nie zostawimy go tutaj! — Odezwała się, ale zanim ktokolwiek zdążył zareagować, Rocket wycelował w nią paralizatorem.
— Co ty robisz?! Musimy mu pomóc!
— Przykro mi — Rocket pokręcił głową. — Więcej przyjaciół nie mam zamiaru dzisiaj tracić. Kraglin startuj!
— Nie! — Przerwałam mu i spojrzałam ze wściekłością na Rocketa. — Peter odciągnął uwagę Ego, byśmy mogli uciec, a ty nawet nie chcesz na niego czekać. W dupie mam bombę, która zaraz wybuchnie. Czekamy na niego i na Yondu!
— Wtedy wszyscy zginiemy!
— Nie obchodzi mnie to!
— Ale mnie tak! — Rocket wycelował we mnie naładowanym paralizatorem. — Nie pozwolę, by ktokolwiek z was zginął, a jeśli się nie uspokoisz, to oberwiesz, tak samo, jak Gamora.
— Ty pieprzony... — nie dokończyłam, bo Milo złapał mnie w pasie. Zatkał mi usta dłonią i odciągnął od Rocketa na drugi koniec kwatery. Wtedy statek ruszył do góry, oddalając się od planety. Milo posłała mi niepewne spojrzenie, ale ściągną dłoń z moich ust, a ja spojrzałam ostatni raz na Rocketa. — Nigdy ci tego nie wybaczę.
Później wtuliłam się w ramiona Milo i zaczęłam płakać.
★★★
Bomba wybuchła, Ego zginął, a Peter wyszedł z tego całkiem żywy.
Tylko za sprawą poświęcenia Yondu.
Nie miałam bladego pojęcia, co tam się wydarzyło. Wiedziałam też, że Peter prawdopodobnie nigdy nie będzie chciał mi o tym opowiedzieć. Byłam szczęśliwa, że mój kuzyn przeżył, ale jednocześnie byłam wkurzona na Yondu i jego śmierć. W momencie kiedy czułam, że mogłabym się w końcu z nim dogadać...
Może nie byłam przygnębiona jego śmiercią, tak jak Peter, ale czułam się beznadziejnie. Gdyby ktokolwiek powiedziałby mi, że będę opłakiwać Yondu, to od razu bym go wyśmiała. Jednak teraz, kiedy faktycznie to się stało, wcale nie było mi do śmiechu. Myślałam, że w taki czas, jak ten odetchnę z ulgą – zresztą sama nieskończenie razy mówiłam, że Yondu zginie z mojej ręki. Mimo tego czułam jakiś ciężar na sercu. Do oczu napływały łzy i chociaż, jak bardzo się starałam je powstrzymać, tak nie byłam w stanie.
Początkowo obarczałam to emocje, które drzemały we mnie od kilku ostatnich dni.
Wiedziałam jednak, że śmierć Yondu miała z tym o wiele większy związek, niż mogłabym przyznać.
Dlatego cieszyłam się, że w dzień, w którym go żegnaliśmy, trzymałam się całkiem nieźle. Ułożyliśmy martwe ciało Yondu na stole, a wokół niego rozłożyliśmy kwiaty, zapalone świeczki i co najważniejsze – jego ulubione figurki, które tak bardzo uwielbiał. Niektóre z nich dokładnie pamiętałam, inne były mi całkowicie nieznajome, ale nie miało to znaczenia.
Peter zakrył mu oczy kawałkiem materiału, a później spojrzał na mnie na krótki moment. Wyciągnęłam w jego stronę rękę i ścisnęłam go delikatnie za dłoń, dodając mu otuchy.
— Bexley i Gamora nie raz słyszały historie o tym, że jak byłem dzieckiem, to wyobrażałem sobie, że mój stary, to David Hasselhoff — odezwał się Peter, a ja uśmiechnęłam się nieznacznie do siebie, przypominając sobie te opowieści. Zresztą w dzieciństwie sama ich doświadczałam. — To taki piosenkarz i aktor z Ziemi, bardzo znany. Jednak teraz przyszło mi do głowy, że Yondu nie miał żadnego super auta, ale ta jego strzała to też dawała radę.
Z trudem przełknęłam ślinę, próbując się ogarnąć. W ogóle nie miałam zamiaru się na tym wzruszyć. Zresztą, przecież to nie było możliwe, bo Peter kompletnie nie nadawał się do mów pożegnalnych i wtrącał te swoje anegdotki. Mimo tego tak było idealnie. Mój kuzyn w swoim stylu potrafił perfekcyjnie tego dokonać, jednocześnie doprowadzając mnie do łez.
— Nie miał może najpiękniejszego głosu, ale za to gwizdał jak anioł. Obaj – Yondu i David Hasselhoff – mieli różne ekstra przygody, spędzali czas z fantastycznymi kobietami i walczyli z robotami.
Peter ścisnął nieco mocniej moją dłoń i chociaż czułam, że zrobił to odrobinę za mocno, tak nie przerwałam tego uścisku. Milo objął mnie w pasie, wymieniłam z nim krótkie spojrzenie, a później oparłam głowę o jego ramię.
— Wychodzi na to, że Hasselhoff jednak w jakiś sposób był moim tatą — powiedział z trudem Peter. W jego oczach zalśniły łzy. — Tylko jako ty, Yondu. Ekstra miałem ojca. Chodzi mi, że... Czasami człowiek szuka czegoś we wszechświecie, a ma to na wyciągnięcie ręki.
Peter westchnął ciężko i opuścił głowę. Gamora chwilę mu się przyglądała, ale później jej wzrok zatrzymał się na Nebuli, stojące kilka kroków dalej i ruszyła w jej stronę.
— Peter? — Odezwałam się cicho, a Quill uniósł na mnie swój wzrok.
Nie wiedziałam, co konkretnie chciałam mu powiedzieć. Nie sądziłam, by w ogóle jakiekolwiek słowa przyniosły mu ulgę, więc szybko wyplątałam się z ramion Milo, a później zamknęłam mojego kuzyna w mocnym uścisku. Peter wtulił się w moje ciało, a ja nie puszczałam go przez dłuższą chwilę.
Czasami słowa były niepotrzebne, a wystarczała jedynie czyjaś obecność obok.
Peter i Kraglin wsunęli martwe ciało Yondu do ognistej komory i to był koniec.
— Poradzisz sobie? — Zwróciłam się do Petera. Martwiłam się o niego, bo w takim stanie jak teraz widziałam go tylko jeden raz w życiu – zaraz po śmierci jego matki.
— Nie musisz się o mnie martwić, Bea.
— Nie muszę, ale chcę — uśmiechnęłam się nieznacznie. — Po prostu wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Pomogę ci nawet z najgłupszym problemem.
Peter parsknął krótko.
— Robisz to, odkąd pamiętam — Quill pocałował mnie w czoło. — Dziękuję, Beatrice.
— Wiesz, że nie musisz mi za nic dziękować, prawda?
Skinął głową i się odwrócił. Miał całkowite prawo do tego, by spędzić czas w samotności, i nie miałam zamiaru mu w tym przeszkadzać. Wiedziałam, że prędzej, czy później Peter sobie z tym poradzi i wróci do swojej starej wersji siebie. Takie wydarzenia wpływały na życie każdego, ale mój kuzyn nie miał zamiaru tak nagle się poddać i całkowicie załamać. Byłam tego pewna.
— Hej, poczekajcie chwilę — odezwał się Kraglin i podszedł w naszą stronę. — Kapitan zostawił coś dla was.
Wymieniłam zaskoczone spojrzenie z Peterem i wróciłam wzrokiem do Kraglina.
— Wygrzebał to od różnych handlarzy, tak na wypadek, gdybyście jednak chcieli do nas wrócić.
Kraglin podał Peterowi jakieś prostokątne urządzenie, a wokół niego były owinięte małe słuchawki.
— Co to jest? — Zapytał z ciekawością Quill.
— Na Ziemii nazywają to Zune — wyjaśnił Kraglin. — Podobno zawojowały rynek i jest na nim trzysta kawałków.
— Na serio trzysta?
— To lepsze niż twój walkman, Pete.
Kraglin skinął głową, a później spojrzał na mnie i wyciągnął w moją stronę małe, podniszczone pudełeczko.
— Dla ciebie miał to. Wiedział, że masz słabość do tego typu rzeczy.
Uchyliłam wieczko i zaniemówiłam, gdy w środku zobaczyłam złoty naszyjnik z gwiazdkami na całej jego długości, a na samym środku znalazła się zawieszka Ravagersów. Chwyciłam biżuterię między palcami i miałam kompletną pustkę w głowie. Jednak ciepło zalało moje serce.
Yondu był draniem, ale w jakiś sposób naprawdę mu zależało nie tylko na Peterze, ale również i na mnie.
Byłam tak zafascynowana tym prezentem, że jedyne, co potrafiłam wyłapać, to Peter, który przekazywał Kraglinowi naprawioną strzałkę Yondu. Wiedziałam, że Rocket nad nią pracował, ale do tej pory kompletnie o niej zapomniałam.
— Pomóc ci w tym?
Zapytał Peter, wskazując głową na naszyjnik, który ciągle trzymałam w dłoniach.
— Byłabym wdzięczna — uśmiechnęłam się delikatnie.
Podałam mu wisiorek, podciągnęłam włosy do góry, a po chwili poczułam zimny metal na swojej szyi. Nie byłam w stanie nigdzie spojrzeć w lustro, ale wiedziałam, że naszyjnik od Yondu idealnie pasował do tego, który otrzymałam w dzieciństwie.
Ani ja, ani Peter, nie potrafiliśmy skomentować tego, co właściwie się wydarzyło. Nawet może to nie było potrzebne, bo sama nie umiałam zebrać odpowiednich słów.
★★★
— Tutaj jesteś — Milo zatrzymał mnie w drodze do mojej sypialni. — Wszędzie cię szukałem.
— Coś się stało?
— Tak! — Zawołał z podekscytowaniem i złapał mnie za rękę, powoli ciągnąć w stronę głównej części statku. — Pamiętasz, jak mówiłaś mi o Ravagersach? Później Yondu opowiadał nam o nich w celi, jak go wyrzucili za to, że was porwał...
— Pamiętam, ale Milo, co to ma ze sobą wspólnego?
— To.
Milo zatrzymał nas w końcu w głównej kajucie i wskazał ręką na okno, gdzie na zewnątrz powoli zbliżało się kilkanaście statków, które zaczęły ustawiać się wokół nas i powoli znikających prochów Yondu.
— Daliśmy z Rocketem cynk reszcie bandzie łowców o tym, co zrobił Yondu — wytłumaczył mi Milo, a ja spojrzałam na niego z podziwem i szokiem. — Najwidoczniej to docenili.
Mogłam nie znać wszystkich reguł kodeksu. Yondu mógł zostać wywalony z grupy, ale wiedziałam, co oznacza przybycie ich wszystkich.
— To ich uroczysty pogrzeb — odezwał się Peter, jednak ja nie mogłam oderwać wzroku od okna, kiedy wszystkie statki zaczęły wypuszczać kolorowe fajerwerki.
— Nie wypieli się na niego — powiedział Rocket. — Nawet jeśli był dla nich wredny i ciągle się na nich darł. I nawet wtedy, gdy ukradł te beznadziejne ogniwa.
Spojrzałam na Rocketa, szybko pojmującą, że nie mówił o Yondu, a o sobie.
— No jasne, że nie — odpowiedział Peter, a ja wymieniłam zadowolony uśmiech z Gamorą.
Groot wyciągnął do mnie swoje małe rączki i z największą przyjemnością go przejęłam i ułożyłam na swoim ramieniu.
— Wszyscy są w domu, prawda, kochanie? — Mruknęłam cicho, głaszcząc go delikatnie po głowie. Groot ułożył się wygodnie, ziewną cicho i po chwili usnął.
Peter objął Gamorę ramieniem, a ja sama poczułam delikatny uścisk wokół mnie. Milo przytulił mnie do siebie od tyłu i wygodnie oparłam się o jego klatkę piersiową.
Tak jak było teraz, było dobrze.
↳
w tym momencie volume 2 dobiega końca, ale Bexley jeszcze wróci
w końcu ona również musi zmierzyć się z Thanosem i Kamieniami Nieskończoności
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top