[22] we are saving the galaxy again
— Czemu Ego w ogóle ściągnął cię na tą planetę? — Krzyknęłam do Petera z dolnego pokładu, kiedy próbowaliśmy się przebić przez wnętrze podłoża.
— Bo krzyżówka moich genów i jego światła daje moc zniszczenia wszechświata — wyjaśnił Peter. — Chciał mnie nauczyć jak nad nią zapanować.
— I co, panujesz? — Odezwał się sarkastycznie Yondu.
— Tak jakby — odpowiedział niepewnie Quill, a ja wymieniłam kpiące spojrzenie z Rocketem. — Zrobiłem piłkę.
Parsknęłam głośno, Rocket zarechotał, a w małym lusterku zobaczyłam, jak Gamora spogląda na nas z irytacją. Podejrzewałam, że gdyby w tym momencie nie musiała się trzymać, by przypadkiem nie wylecieć z samolotu, tak już dawno oberwałabym od niej w łeb. Rocket zaraz po mnie.
— Piłkę? — Prychnął z rozbawieniem Yondu.
— Jaką? — Szybko do niego dołączyłam. Nie mogłam tak szybko tego podarować mojemu kuzynowi. — Do nogi, kosza, czy futbolu? Wiesz, pamiętaj, że to ma znaczenie.
— Dzięki za przypomnienie Bexley, naprawdę nie miałem o tym bladego pojęcia — odpowiedział ze zdenerwowaniem Quill.
— Zawsze do usług, Pete.
— Wybacz, że kiedy koncentrowałem się z całej siły, to tylko to udało mi się wymyślić.
— Wymyślić? — Wyśmiał go Yondu. — Czy ty myślisz, że do kierowania moją strzałą używam myśli?
— Ja uważam, że z myśli akurat korzystasz bardzo rzadko — wtrąciłam się z zadowoleniem i spojrzałam przez otwór na górny pokład, gdzie Yondu posyłał mi swoje zabójcze spojrzenie.
Zaśmiałam się wesoło, a później statek przedostał się w końcu przez wszystkie, ciasne tunele i zatrzymaliśmy się w centrum planety. Szczerze nie wiedziałam, na co patrzę. Dusza Ego, czy jakkolwiek to nazywać wyglądała jak ogromna kula, od której wychodziły odnogi, które oplatały cały teren.
— To właśnie rdzeń Ego — oznajmiła Mantis, ale jak dla mnie wcale nie musiała tego robić. I bez tego to wiedziałam, chociaż dobrze było być pewnym w stu procentach. — Pośpieszcie się. Ego na pewno zaraz nas znajdzie.
— Spróbujmy się przez to przebić — zaproponował Milo. — Na pewno macie przy sobie coś, co to rozwali.
— Och, szczerze jestem zawiedziony, że kiedykolwiek mógłbyś myśleć, że mogłoby być inaczej — odpowiedział Rocket i zaczął aktywować nowe lasery. Yondu i Peter pokierowali nas bliżej kuli, a ja od razu zauważyłam jedną, znaczącą rzecz.
— Ściany są za grube, Rocket. Nie przebijemy się, nie tracąc całej energii.
— Panikujesz, Bex — mruknął i spojrzał na mnie przelotnie. — Zapominasz, z kim masz do czynienia.
Westchnęłam bezgłośnie, ale razem z pozostałą dwójką na górze, wykonywałam każdy rozkaz od Rocketa. Wyrównaliśmy stabilność maszyny, a kiedy wszystko było odpowiednio ustawione, Rocket wystrzelił grubą laserową wiązkę w stronę rdzenia. Promień uderzył w sam środek, a kula powoli zaczęła reagować i topnieć w miejscu ataku. Tak naprawdę wystarczyło tylko dokopać się do środka i mimo moich niepewności, wyglądało na to, że laser Rocketa będzie wystarczający, by zniszczyć rdzeń.
Później jednak Kraglin odezwał się w radiu.
— Kapitanie? Pamięta szef tę złotą laleczkę?
— No, a bo co? Osz cholera!
Przez chwilę nie miałam bladego pojęcia, o co chodzi. Rozumiałam tylko tyle, że rozmawiali o kapłance od Suwerennych, ale wystarczyło mi tylko spojrzeć w bok, by zobaczyć, jak cała ich armia leci w naszą stronę.
— Jeszcze ich nam brakowało!
Szybko poderwałam stery do góry, przerywając robotę Rocketa.
— Co ty robisz?!
— Serio się teraz o to pytasz, stary?
Rocket wywrócił oczami, ale zacisnął palce na sterach i wspólnie kierowaliśmy maszyną. Armia Suwerennych strzelała do nas wszystkim, co posiadali i w ciągu kilku chwil, zdążyliśmy oberwać przynajmniej z trzy razy. Statek już wcześniej po podróży między tunelami w planecie nie wyglądał najlepiej, ale teraz było jeszcze gorzej. To już nawet mój statek podczas bitwy z Ronanem nie wyglądał, tak okropnie, jak ten.
— To dobry moment, byś postrzelał z tych laserów, Rocket! — Zawołał Peter.
— Nie ma opcji, bo padło zasilanie. Na całe szczęście wziąłem mały detonator — odpowiedział Rocket i spojrzał na mnie. — Zajmij się tutaj sterami.
Rocket zeskoczył z fotela, nie czekając na moją reakcję. Pobiegł na środek pokładu, ale nie byłam w stanie dostrzec, co on tam robił. Wiedziałam, że jak zawsze miał coś przygotowanego, dlatego tak bardzo uwielbiałam tego futrzaka.
— Detonator ci na nic bez ładunków wybuchowych — odezwała się Nebula i niech mnie piorun trzaśnie, ale dopiero teraz sobie o niej przypomniałam.
— A ogniwa, to co?
— Myślisz, że wystarczą, by załatwić Ego? — Zapytał Peter, gdy zszedł na dolny pokład. Ja w tym czasie wykierowałam statek w bok, uciekając przed zderzeniem z odnogą rdzenia i bardziej wkurzającą armią Suwerennych.
— Cholera to wie — odpowiedział szczerze Rocket. — Ale reakcja łańcuchowa powinna mu rozwalić system nerwowy.
— To coś znaczy?
— Wtedy cała planeta eksploduje! — Zawołała z dumą. Byłam z siebie bardziej niż zadowolona, że w końcu coś rozumiałam z tego technicznego i naukowego bełkotu, którym Rocket ciągle się posługiwał.
— Dokładnie! Ale będzie się trzeba stąd szybko zwijać.
— Tym złomem na pewno nie da rady — odpowiedziałam. — Zbyt mocno oberwał. Ledwo zipie. Nie przetrwa powrotu w kosmos.
— Tym będziemy przejmować się później — powiedział Yondu. Maszyną ponownie zatrząsnęło, a ja podskoczyła na fotelu pod wpływem uderzenia. — Na razie wszyscy wypadają ze statku. Bexy ty zostajesz ze mną.
— Czy ty naprawdę myślisz, że będę się ciebie słuchać?
— Sama jeszcze chwilę temu mówiłaś, że nie korzystam z myśli, więc ja o tym nie myślę. Ja to wiem, tak samo jak ty wiesz, że musisz zostać przy sterach.
Prawda. Yondu wygrywał w tej sprzeczce.
— Musimy podlecieć odpowiednio nisko, by ich wyrzucić.
Yondu zaśmiał się głośno.
— Grzeczna dziewczynka — skomentował, a ja wywróciłam oczami. Miałam szczerą ochotę mu przyłożyć, albo przynajmniej rzucić czymś w niego, ale na ten moment musiałam się z tym obyć.
— Bea, jesteś pewna? — Zapytał Milo, podchodząc do mnie. Skinęłam głową bez zawahania.
— Wbrew pozorom wiem, że nic mi nie będzie. A ty pomożesz reszcie na dole, póki nie uporamy się tutaj z tymi na górze.
Wskazałam ręką na armie Suwerennych, ale szczerze nie widziałam jakiś jasnych perspektywach na ich pokonanie. Zasilanie w laserach padło i nasza broń w maszynie do niczego już się nie nadawała. Ostatecznie może jednak jakoś z tego wyjdziemy.
Milo spojrzał na mnie ostatni raz, a później podlecieliśmy blisko podłoża i cała reszta oprócz mnie i Yondu wyskoczyła ze statku. Chwilę później znów znaleźliśmy się w górze, a ja czułam się wyjątkowo dobrze sama w towarzystwie Yondu.
— Chodź tutaj do góry! — Zawołał, a ja szybko puściłam stery na dolnym pokładzie i wdrapałam się na górę. Zajęłam wcześniejsze miejsce Petera i spojrzałam przelotnie na Yondu.
— Mamy jakiś plan?
— Zająć ich tak długo, aż generator na nowo się załaduje i odciągnąć ich od reszty.
— Zawsze to coś.
Wspólnie z Yondu manewrowałam statkiem, tak by nie oberwać od Suwerennych. I tak miałam wrażenie, że tylko wykańczaliśmy ten statek do końca. Byłam pewna, że po tej akcji, to już nic z niego nie zostanie. Miałam nadzieję, że przynajmniej z nas coś jeszcze będzie.
Później zobaczyłam, jak Ego zaczyna się budzić.
— Kurwa! — Zawołałam, chociaż nie byłam pewna, czy bardziej byłam pod wrażeniem, czy przerażona. Jakoś trudno było mi uwierzyć, że to coś i Peter byli ze sobą spokrewnieni.
Serio, niech jej ziemia lekką będzie, ale moja ciotka miała zdecydowanie pokręcony gust do facetów.
↳
jakkolwiek pokręconą relację mają tutaj Bex i Yondu, tak tutaj ich ubóstwiam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top