[18] Contraxia

Naciągnęłam na siebie mocniej płaszcz, chowając ręce do jego kieszeni. Zdążyłam zapomnieć, że na Contraxii praktycznie zawsze panowała wieczna zima. Miało to swój klimat, chociaż osobiście byłam większą fanką ciepła i słońca.

— Więc jaki mam plan? — Zapytał Milo, gdy przemierzaliśmy ciasne uliczki planety. Jak zawsze było tutaj głośno i tłoczno, ale nie zwracano na nas większej uwagi.

— Jest tutaj taka jedna knajpa — zaczęłam, przypominając sobie wszystkie szczegóły o Contraxii. — Zawsze tam załatwiane są interesy każdego rodzaju. Panuje tutaj całkowita samowolka, więc nikt nie boi się, że ktokolwiek ich zgarnie. Zresztą odkąd pamiętam, mówiło się, że ta planeta służy do relaksu dla wszystkich klanów Ravagersów. Nikt o zdrowych zmysłach, by jej nie atakował.

— Bo wtedy wszystkie klany działałyby wspólnie?

— Coś w tym stylu — zgodziłam się. — Chociaż normalnie też ze sobą współpracują. Mają nawet kodeks, ale nigdy całkowicie go nie poznałam. Yondu wspominał tylko o kilku najważniejszych punktach. Zresztą, on sam został wygnany z Ravagersów, chociaż nie mam pojęcia z jakiego powodu. Jednak i tak ciągle się z nimi utożsamiał.

Milo skinął głową, a ja złapałam go za rękę, zatrzymując go w miejscu. Spojrzałam do góry na znajomy budynek i wzięłam głęboki oddech. Burdel Dary stał przede mną otworem, jak nigdy w ciągu ostatnich kilku lat. Próbowałam nawet przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz znalazłam się w tym miejscu, ale nie potrafiłam powiedzieć dokładniej daty. Wiedziałam jedynie tyle, że miało to na pewno miejsce przed moją odsiadką.

— Nie mieliśmy iść do knajpy? — Odezwał się Milo, spoglądając na mnie nieco niezrozumiale. Wcale mu się nie dziwiłam, że to wszystko wydawało mu się kompletnie pomieszane.

— Problem z nią jest zawsze taki, że co jakiś czas zmienia swoje miejsce. Zakładam, że od ostatniego razu, gdy znalazłam się na Contraxii to zmieniła swoje położenie. Dara będzie wiedzieć, gdzie teraz się znajduje, a przy odrobinie szczęścia, może sama coś nam powie.

— Dasz radę?

— Muszę — odpowiedziałam bez zająknięcia i pchnęłam drzwi do budynku.

Niemal od razu uderzyło we mnie ciepło, zapach mocnych perfum i alkoholu. W pomieszczeniu już znajdywało się sporo klientów, a wokół nich żółte androidki serwowały swoje usługi. Nie było to nic zdrożnego, tylko coś w rodzaju gry wstępnej. Dara nigdy nie pozwalała, by w głównym pomieszczeniu miały miejsce niestworzone rzeczy, bo nie po to miała kilka pięter pokoi do wykorzystania. Ogólnie widziałam, że mimo upływu lat, tak jej interes ciągle się kręcił. Nie byłam tym zaskoczona, bo ta profesja akurat zawsze była wyjątkowo popularna.

Ledwo weszliśmy w głąb pomieszczenia, a przed nami pojawiła się właścicielka przybytku. Dara tym razem kompletnie pozbawiła się włosów i miała na sobie jedną z tych jej ulubionych, grubych sukienek. Przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem. Dara spoglądała na mnie podejrzanie, a ja zastanawiałam się, czy mnie w ogóle pamięta.

— Bexy? — Zapytała ze słyszalnym zdziwieniem. — To naprawdę ty?

Uśmiechnęłam się nieznacznie, zaczesując kosmyk włosów za ucho.

— To ja — powiedziałam niepewnie. Szczerze nie wiedziałam, czego miałam się spodziewać po tym miejscu. Powroty zawsze były trudne, a już zwłaszcza w takich sytuacjach. — Trochę minęło od ostatniego razu, gdy tu byłam.

Dara nie odpowiedziała. Później poczułam, jak jej ręce oplatają moje ciało i kobieta przytulała mnie tak mocno, jak nigdy wcześniej. Ciągle miałam problem z dotykaniem mnie przez innych, ale tym razem pozwoliłam jej na ten uścisk. Zresztą moje ciało samo czuło, jakby w jakiś sposób wróciło do domu. Dziewczyny z Contraxii zawsze były dla mnie dobre i miłe i troszczyły się o mnie, najlepiej jak potrafiły. Pewnie dlatego sama nie zauważyłam, kiedy wyciągnęłam ramiona i objęłam ją równie mocno.

Po kilku chwilach odsunęła mnie od siebie na długość ramion. Położyła jedną dłoń na moim ramieniu i drugą dotknęła mojego policzka, delikatnie przejeżdżając po nim palcami. Zawsze była dla mnie kimś w rodzaju matki.

— Zmieniłaś się, Bex — powiedziała z uśmiechem, a ja miałam wrażenie, że kilka łez zalśniło w jej oczach. — Wydoroślałaś. Robiłaś coś z włosami, prawda?

Skinęłam głową, przypominając sobie, że gdy Dara widziała mnie ostatni raz, tak moje włosy były zdecydowanie dłuższe i bardziej kolorowe.

— Dobrze cię widzieć, Dara.

— Mi to mówisz! Dziewczyny będą zachwycone, jak się dowiedzą o twoim powrocie! I to w taki dzień, akurat wtedy, gdy Yondu też przyleciał.

Zmarszczyłam brwi i wymieniłam szybkie spojrzenie z Milo. Nie spodziewałam się obecności Yondu na Contraxii akurat w tym samym czasie, co my. To mogło nam nieco pokrzyżować plany, bo wiedziałam, że po ostatniej akcji chciał się zrewanżować.

— Yondu jest tutaj?

— Gdzieś tutaj krążył, ale wydaje mi się, że widziałam, jak jego flota odlatywała przed chwilą — Dara machnęła ręką i jej wzrok spoczął na Milo, a ja odetchnęłam z widoczną ulgą. Im mniej kontaktów z Yondu tym lepiej. — A kim jest twój przystojny towarzysz?

Milo uśmiechnął się niezręcznie.

— Daro, proszę, poznaj Milo mojego...

— Och, faceta — przerwała mi szybko. — Widać to z daleka, jak obydwoje pożeracie się wzrokiem. Nie zaprzeczaj kochanie. Prowadzę ten biznes, więc doskonale znam się na tych sprawach. Bardziej zastanawia mnie, co robisz na Contraxii? Nie zjawiasz się przez lata i nagle wracasz, jak gdyby nigdy nic.

— Przez jakiś czas siedziałam w więzieniu — wyjaśniłam, gdy Dara zaczęła nas prowadzić do nieco spokojniejszego pomieszczenia. Wprowadziła nas do środka, a później podała po szklance alkoholu.

— Słyszałam o tym — skrzywiła się. — Zawsze mówiłam Yondu, że nie powinien cię narażać. Razem z dziewczynami było mi niezwykle przykro, że wylądowałaś w Kyln, ale cieszę się, że dałaś tam sobie radę.

To, że wiedziała, w jakim więzieniu siedziałam, wcale mnie nie zdziwiło. Wzięłam łyk alkoholu i od razu poczułam, jak ciepło rozchodziło się po moim ciele. Do tego stopnia, że pozwoliłam sobie na ściągnięcie płaszcza.

— Nie było łatwo — przyznałam szczerze, chociaż rozmowa o Kyln nigdy nie należała do najłatwiejszych. — Tak czy inaczej mam do ciebie sprawę.

Dara poruszyła się na swoim miejscu i uśmiechnęła się znacząco.

— Doskonale o tym wiem. W czym ci mogę pomóc, Bexy?

— Peter zniknął i potrzebuję się dowiedzieć, gdzie jest. Wiem, że na Contraxii na pewno znajdzie się ktoś, kto ma takie informacje.

— Podobno razem z resztą waszej bandy robił interesy z Suwerennymi — powiedziała bez zająknięcia Dara, a to tylko potwierdziło moje wcześniejsze odkrycia. — Chyba coś im ukradli, bo teraz ich ścigają. Najwyższa Kapłanka... Jak jej było? Aaaa, Ayesha! Nieźle się na nich wkurzyła i nawet widziałam, jak zatrudniła Yondu, by ich znalazł i zabił.

Dara mówiła to tak spokojnie, że przez krótką chwilę miałam ochotę wydłubać jej oczy. Cała sytuacja była bardziej pokręcona, niż mogłabym się spodziewać. Do tego byłam wkurzona na Strażników, bo po co w ogóle nawiązywali współpracę z Suwerennymi? I jeszcze ich okradali! Samo to było dla nich niczym wyrok śmierci. Jeszcze do tego wszystkiego dochodził Yondu, który miał swoją własną vendettę z Peterem. Przez sekundę naprawdę myślałam o tym, że ratowanie mojego kuzyna i reszty drużyny, to najgorszy pomysł, na jaki wpadłam.

— Wiesz, gdzie poleciał Yondu?

— Na Berhert — odpowiedziała, a ja nawet nie zastanawiałam się nad tym skąd ona o tym wszystkim wie. — Jak teraz polecicie, to prawdopodobnie jeszcze zdołacie ich dogonić.

Na te słowa, prawie natychmiast wstałam z miejsca. Dopiłam alkohol za jednym razem i spojrzałam na Darę.

— Dziękuję ci za wszystkie informacje, Dara — oznajmiłam całkowicie szczerze. Jej wiedza zdecydowanie oszczędziła mi czasu. — Jeśli chcesz coś w zamian, to...

— Słucham?! — Krzyknęła oburzona. — Nie będę niczego od ciebie brać, dzieciaku. Za bardzo cię lubię, by wyłudzać od ciebie jakiekolwiek pieniądze. Po prostu... Może wpadaj do nas częściej? Jestem pewna, że masz mi i dziewczynom dużo do opowiedzenia o tym, co przeżyłaś, gdy odcięłaś się od Yondu.

To była trudna obietnica, zwłaszcza że oficjalnie należałam już do Korpusu Novy i byłam ich pilotem. Nie sądziłam, by po tym była mile witana w tym miejscu. Już te odwiedziny wyjątkowo narażały mnie i Milo. Ryzykowałam przylotem na Contraxię nie tylko swoim życiem, ale również jego.

— Postaram się — wyznałam w końcu, starając się brzmieć całkiem przekonywająco. Chyba mi się to udało, bo Dara przytuliła mnie ponownie do siebie. Tym razem trwało to zdecydowanie krócej, ale później ucałowała mnie w oba policzki.

— Miło było cię widzieć, Bexy. I uważaj na siebie, dobrze?

Skinęłam głową, wmawiając sobie samej, że przynajmniej tę prośbę Dary mogę spełnić. 


powiem Wam, że mega fajnie mi się piszę historię Bex, jest taka inna od Grace i nie ukrywam, że to taka odskocznia od tragicznych wydarzeń stamtąd xd

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top