[16] celebration
Moje plany się sprawdziły.
Gdy tylko wróciłam z Milo do domu, powitała mnie Łajka, z którą rzewnie się przywitałam. Nie miałam bladego pojęcia, ile czasu jej zostało, ale wszystko, co działo się w kosmosie, zaprzeczało jakimkolwiek prawom logiki na Ziemi. Przynajmniej, tak mi się wydawało, bo w szkole nawet nie zdążyłam dotrzeć do takich tematów. Jednak psiak był pod kontrolą specjalisty z Novy i na razie nic nie wskazywało, by mu coś dolegało. Poza faktem, że żył zdecydowanie dłużej niż każde, inne zwierzę, które znałam i potrafiłam zakwalifikować do istot ziemskich.
— Odpocznij, a ja przygotuję nam coś do jedzenia, co ty na to? — Odezwał się Milo, a ja spojrzałam na niego z uśmiechem.
— Rozpieszczasz mnie — zachichotałam i pocałowałam go w policzek. — Jeszcze się przyzwyczaję i co wtedy? Będziesz musiał mi gotować do końca naszego życia.
— Jaka koszmarna perspektywa!
Zaśmiałam się, a Milo odwrócił się ode mnie i ruszył w stronę naszego barku. Wyciągnął butelkę Xandarskiego wina, rozlał do kieliszków i podał mi jeden, gdy drugi trzymał w dłoni. Uniósł go do góry, a ja z uśmiechem zrobiłam to samo. Dochodziłam do wniosku, że jeden rok potrafił bardzo wiele we mnie zmienić. Uśmiechałam się o wiele częściej niż wcześniej, nawet Milo, to zauważał. Rivera z reguły sprawiał, że byłam cholernie szczęśliwa, ale teraz czułam się... spełniona. Miałam wrażenie, że posiadałam wszystko, co potrzebowałam.
Co najważniejsze miałam rodzinę, nawet jeśli w większości nie byliśmy spokrewnieni więzami krwi.
— Za ciebie Bea — Milo uśmiechnął się. — Zawsze wiedziałem, że możesz wiele osiągnąć i proszę! Należysz do Strażników Galaktyki, ocaliłaś Xandar i teraz trafiłaś do floty Novy. Jestem z ciebie dumny.
Czułam, jak moje policzki zaczerwieniły się delikatnie. Milo uwielbiał mnie komplementować i zawsze potrafił doceniać moje starania. Jednak za każdym razem czułam się przy nim, tak jakbym na nowo się w nim zakochiwała.
— W dużej mierze bez ciebie nie dałabym sobie rady.
— Dałabyś — zaprzeczył natychmiast. — Zawsze to potrafiłaś. Jesteś silną i niezależną kobietą. Wcale mnie nie potrzebujesz, by osiągnąć sukces, ale cieszę się, że mogę być tego świadkiem.
Nie odpowiedziałam, zbyt zafascynowana jego słowami. Uśmiechnęłam się do siebie, a Milo pocałował mnie w czoło i ruszył w stronę naszej kuchni. Mi nie pozostawało nic innego, jak usiąść w salonie i zająć się sobą. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, Łajka niemal natychmiast wskoczyła mi na kolana i trzymając w dłoni kieliszek z winem, sięgnęłam po panel komunikacyjny. Gdy go aktywowałam, niemal natychmiast zobaczyłam informację o przychodzącym połączeniu, a na ekranie widniało głupkowate zdjęcie Petera, który jak zawsze robił z siebie idiotę.
Sekundę później na ekranie widziałam całą grupę Strażników.
— I jak? — Zapytała Gamora, nie siląc się na żadne przywitania.
— Heeej! Mogłabyś się chociaż przywitać, a nie od razu wypytywać o to jak poszło jej na tym teście — zwrócił jej uwagę Peter, a kobieta wywróciła oczami.
— Nie gadaj, tak jakbyś sam nie był ciekawy.
— Właściwie to jestem po stronie Gamory — wtrącił się Rocket. — Im szybciej się dowiemy, czy będzie nas ścigać, czy nie, tym lepiej. Pamiętaj, tracisz tytuł Strażnika, jeśli kompletnie zjebałaś ten egzamin.
— Rocket, nie przeklinaj przy dzieciach! — Zawołała Gamora, przykrywając uszy małego Groota, który siedział jej na ramieniu. Ten widok zdecydowanie mnie rozczulił.
— A czy on w ogóle coś już słyszy? — Zastanowił się na głos Drax i to był ten moment, w którym zdecydowałam się na to, by wybuchnąć wesołym śmiechem.
Kolejna nowość. Nigdy nie śmiałam się jak głupia i oszalała. Od roku kompletnie się to zmieniło.
— Nawet nie wiecie, jak się za wami stęskniłam — powiedziałam i cała czwórka spojrzała na mnie z uśmiechem. Groot uniósł główkę do góry i pomachał mi swoją małą rączką.
— Ciebie też miło widzieć, Bex, ale powiedz nam w końcu, jak ci poszło! — Zawołał Peter, co Gamora nie omieszkała się zostawić bez komentarza.
— Mówiłam, że też chcesz wiedzieć? Mówiłam!
— Spokojnie, zaraz wam o wszystkim opowiem — oznajmiłam i w skrócie opowiedziałam im o całym przebiegu egzaminu. Specjalnie przedłużałam moment poinformowania ich, że zostałam nowym pilotem floty, by ich nieco poddenerwować. Każdy po kolei komentował moje zachowanie na egzaminie, zwłaszcza Peter i Rocket, którzy nawzajem przekrzykiwali się, który z nich byłby lepszym pilotem. Ostatecznie dostałam pochwałę od Rocketa za rozwiązanie, ale zaraz zaczął gadać, że on o wiele lepiej by to rozwiązał, jednak tą część postanowiłam zignorować. — Koniec końców macie do czynienia z nowym członkiem floty lotniczej Korpusu Novy.
Strażnicy zaczęli wiwatować, krzyczeć i gratulować, a ja rozumiałam ich tylko co trzecie słowa. Groot podskakiwał radośnie na ramieniu Gamory, a Łajka schowała łeb pod poduszkę, zapewne zaskoczona tymi wszystkimi dźwiękami.
— I co teraz dalej? — Zapytał z zainteresowaniem Peter.
— Jutro o dziesiątej mam zaprzysiężenie i oficjalnie będę członkiem załogi Korpusu. Później praca, praca i praca.
— Nuda — mruknął Rocket. Oparł się o krzesło, które stało na stole specjalnie dla niego i założył ręce na ramionach. — Dobrze, że dzisiaj kończymy robotę i jutro nad ranem zjawimy się na Xandarze, by obserwować, to jak się poniżasz, zapominając przysięgi.
— Co?
Spojrzałam na niego z zaskoczeniem, a później na resztę grupy.
— To miała być niespodzianka, ale ktoś tutaj oczywiście nie umie trzymać języka za zębami! — Warknął Peter w stronę Rocketa, a ten wzruszył ramionami.
— Serio? Sam o tym paplałeś od ostatnich kilkunastu dni, więc stwierdziłem, że oszczędzę ci tej porażki i sam jej powiem. Nie, żeby coś – twoja porażka byłaby wyjątkowo śmieszna, ale akurat lubię Bex. Chciałem być tym, który jej o tym powie.
Wywróciłam oczami. Przekomarzanie się i kłótnie między Peterem i Rocketem nie były niczym nowym. Widziałam, że i Gamora załamała ręce na ich wymianę zdań i współczułam jej, że sama musi to znosić.
— Dobrze wiedzieć, że lubisz kogokolwiek — mruknął cicho Peter, ale na tyle głośno, że każdy go usłyszał. — Zresztą nieważne. Wracając do tematu, możesz się nas spodziewać na twoim zaprzysiężeniu Bex. Jak wszystko dobrze pójdzie, to będziemy nawet kilka godzin wcześniej na Xandarze. Jakby coś się stało, to damy ci znać.
— Ale oczywiście nic się nie stanie — dodała Gamora. — Będziemy punktualnie i jutro świętujemy! Na razie spadamy, bo zaraz musimy załatwić jednego stwora.
— Coś ciekawego?
— Naaah — Peter pokręcił głową. — To, co zawsze. Niebezpieczeństwo, ostre zębiska i tak dalej. Będzie zabawnie.
— Uważajcie na siebie — powiedziałam, chociaż wiedziałam, że to będzie ostatnia rzecz, jaką będą robić. — I dzięki, że jutro wpadniecie. Dobrze będzie się z wami zobaczyć.
— Wiadoma sprawa.
Peter uśmiechnął się. Pożegnałam się z całą grupą i rozłączyliśmy się.
Później Milo zawołał mnie na obiad, i resztę dnia spędziłam tylko w jego towarzystwie.
★★★
Było kilka minut przed dziesiątą i denerwowałam się jak cholera. Bynajmniej nie było to spowodowane przysięgą, którą miałam wygłosić razem z resztą nowych pilotów. Stresowałam się, bo Strażnicy już dawno powinni znaleźć się na Xandarze. Dokładnie pamiętałam ich zapewnienia, że jak tylko załatwią to, co mają załatwić, to od razu lecą na Xandar. Mieli być nad samym ranem, a w razie jakichkolwiek kłopotów mieli dać znać.
Nie było ani ich, ani żadnego znaku od nich.
— Myślisz, że coś im się stało? — Zapytałam Milo, po raz kolejny dokładnie się rozglądając. Dziedziniec był pełny członków Novy i ich rodzin, ale nigdzie nie było Petera, ani całej reszty drużyny.
— Gdyby coś się stało, to na pewno daliby ci znak — próbował mnie uspokoić Milo.
— A jeśli nie są w stanie? Jeśli padła im komunikacja, albo – co gorsza – rozwalili statek?
— Bea — Milo położył dłonie na moich ramionach, starając się mnie uspokoić. Pomogło to na krótką chwilę. — Na pewno jest wszystko w porządku. Obiecuję, że po ceremonii spróbuję pomóc, jak mogę, ale teraz musisz się skupić.
Miałam dziwne przeczucie, że coś na pewno się stało. Peter, by nie zniknął tak bez słowa. Ani nie wystawiłby mnie do wiatru. Znaczy może kiedyś, ale nie teraz. Gamora by nigdy na to nie pozwoliła. Jednak wiedziałam, że na krótką chwilę musiałam odsunąć od siebie te zmartwienia, zwłaszcza gdy usłyszałam głos nawołujący wszystkich kadetów do zebrania się pod ustawionym podwyższeniem.
Westchnęłam ciężko. Milo pocałował mnie w czoło, a ja ruszyłam naprzód dziedzińca. Zajęłam miejsce, które opatrzone było moim imieniem i nazwiskiem. Wygładziłam rękawy niebieskiego kombinezonu, poprawiłam przypinkę na prawej piersi, jednak ciągle starałam się rozglądać za poszukiwaniem mojej rodziny. Ciągle widziałam tylko Milo. Chciałam krzyczeć z bezsilności, ale wiedziałam, że nie mogłam tworzyć czarnych scenariuszy.
To, że Peter i cała reszta nie zjawili się, tak jak obiecali, to nie było nic poważnego.
Co z tego, że według tego, co opowiadali, to czekali na ten dzień równie niecierpliwie, co ja.
Nie ważne były zapewnienia Rocketa, który z reguły zawsze mówił prawdę, nawet jeśli była ona chujowo bolesna.
Przecież to wszystko nie miało znaczenia, że się nie pojawili. Na pewno ich coś po prostu zatrzymało.
Wzięłam głęboki oddech i wtedy na podwyższeniu pojawiła się Nova Prime. Przywitała wszystkich i po chwili rozpoczęło się zaprzysiężenie.
Przysięgam wiernie i z całych sił bronić Xandaru, jego niepodległości i granic. Żyć na posterunku i być strażnikiem całej ludzkości. Dzielnie i odważnie przynależeć do szeregów Korpusu Novy, strzec swych braci i sióstr, a jeśli to koniecznie oddać życie w walce o to co najważniejsze.
Przekazano nam wszystkie wytyczne, każdy odebrał swoje odznaczenia i natychmiast przypiął obok przypinki z własnym nazwiskiem. Po oficjalnej części zaprzysiężenia zawsze była okazja do tego, by bliscy kadetów mogli porozmawiać z trenerami, czy nawet samą Novą Prime. Z boku dziedzińca ustawiono kilka stolików z jedzeniem i piciem, przy którym powoli tworzyła się kolejka.
— Teraz mogę oficjalnie ci pogratulować cwaniaro. Nie sądziłem, że dotrwasz do tego etapu — usłyszałam znajomy głos, a gdy się odwróciłam to Archer przede mną stał i uśmiechał się nieco złośliwie. Normalnie od razu bym zareagowała i odpowiedziała w jakiś uszczypliwy sposób, ale myśli o Peterze i całej drużynie mnie nie opuszczały.
— Potrafię zaskoczyć — odpowiedziałam, tylko przez chwilę na niego spoglądając. Archer zmrużył oczy, ale nie skomentował mojego zachowania. — Wiesz, kiedy mam zacząć?
— Czy ty w ogóle coś słyszałaś z tego, co mówiła Nowa Prime? — Okej, może faktycznie na chwilę się wyłączyłam. — Po twojej minie zakładam, że nie.
— Jakiej minie?
— Która mówi „jestem głupia, ale będę udawać mądrą i że wiem wszystko, ale ostatecznie poproszę Archera o pomoc".
Mężczyzna zrobił cudzysłów w powietrzu, a ja prychnęłam.
— Nie robię takiej miny. Nigdy.
— Robisz — Archer zachichotał. — I zdajesz sobie z tego sprawę, ale nie chcesz się do tego przyznać.
— Wiesz, że jesteś irytujący?
— Tak samo jak ty — powiedział i ruszył w tylko sobie znaną stronę, powoli się ode mnie oddalając. Miałam ochotę zakląć, bo teraz wychodziło na to, że przegapiłam ważny moment ceremonii. Archer zrobił kilka kroków, a później odwrócił się do mnie. — Hej, Lewis? Zaczynacie w poniedziałek, więc masz jeszcze kilka dni wolnego. Lepiej dobrze je wykorzystaj, bo w najbliższym czasie to może być twój jedyny urlop.
Skinęłam do niego głową i szybko zaczęłam wszystko analizować. Zaczynałam w poniedziałek, a mieliśmy dopiero wtorek. To oznaczało, że miałam prawie tydzień dla siebie. I już teraz wiedziałam, dokładnie jak go wykorzystam.
Dowiem, co się stało ze Strażnikami.
I prawdopodobnie znowu wpakuję się w kłopoty.
Chociaż starałam się żyć nadzieją, że najgorsze mam już za sobą.
Co ja się oszukuję. Przecież już od dawna przy moim nazwisku powinno znajdywać się dodatkowe słowo – „KŁOPOTY".
Teraz pozostało mi tylko przekonać Milo, że musi się wpakować w nowe kłopoty razem ze mną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top