[15] new chapter
Minął rok od walki z Ronanem, obrony Xandaru i całkowitego oczyszczenia moich kartotek. Tak właściwie naszych, bo, mimo że nie przebywałam na stałe ze Strażnikami, tak ciągle byłam jedną z nich. To było wyjątkowo śmieszne. W sensie na początku ani przez chwilę nie pomyślałabym o tym, że cokolwiek mogłoby mnie z nimi łączyć. Z Peterem byłam powiązana więzami krwi, ale tak właściwie mało, co to znaczyło. Rodzina nie zawsze potrafiła pomóc i częściej dawała ci kopa w tyłek. Przez lata sprawdzało się to właśnie z moim kuzynem.
A jednak po latach nieobecności, znów potrafiłam się z nim dogadywać. I co najważniejsze ufałam mu. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć o wiele bardziej, niż wtedy, gdy obydwoje należeliśmy do załogi Yondu. Teraz każdy musiał dbać o siebie, a również o resztę drużyny. Bo trzeba było to powiedzieć – staliśmy się swego rodzaju rodziną. Kompletnie pokręconą, ale zawsze.
Dzisiejszy dzień był specjalny, bo po miesięcznych treningach i szkoleniach w końcu mogłam podejść do ostatecznego egzaminu na pilota Korpusu Novy. Prawdopodobnie kompletnie wariowałam, ale gdy otrzymałam czystą kartę, postanowiłam to wykorzystać. Nie chciałam być barmanką w jakimś obskurnym barze do końca moich dni. Byłam młoda i miałam jakieś tam perspektywy, a przede wszystkim zdolności do pilotowania. A po walce z Ronanem skład pilotów Korpusu zdecydowanie się uszczuplił i prowadzili rekrutacje. Nie byłam pewna, czy w ogóle się zakwalifikuje, ale wystarczyło słówko od Deya oraz Milo, który po degradacji na nowo awansował i Nova Prime przyjęła mnie bez wahania. Musiałam jednak odbyć szkolenie, co nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Czułam się, jak małe dziecko, gdy wracałam do szkoły.
— Lewis! — Zawołał jeden z trenerów na szkoleniach. Podniosłam się z krzesła i poprawiłam swój niebieski kombinezon. Nawet było mi w nim do twarzy. — Twoja kolej. Skop im wszystkim tyłki, wierzę w ciebie.
— Tak jest, Archer! — Zasalutowałam i wyszczerzyłam się szeroko, wchodząc do pomieszczenia, gdzie miał odbyć się mój test.
Egzamin miał być symulacją lotu w trakcie bitwy. Po moich doświadczeniach była to dla mnie bułka z masłem. Zresztą uważałam, że byłam naprawdę świetnym pilotem. Miałam dobry refleks i wyczucie i chociaż czasami naprawdę potrafiłam dużo zaryzykować, tak jeszcze nigdy nie trafiła mi się żadna niepożądana kolizja. Stanęłam na środku pomieszczenia, gdzie przede mną w oddaleniu przy stoliku siedziała czwórka sędziów na czele z Irani Real. Obok niej siedział dowódca oddziału pilotów, a po drugiej stronie dwójka trenerów, którzy trenowali wszystkich rekrutów. Znałam ich wszystkich, a oni znali moje zdolności, ale nie liczyłam na żadne fory. Miałam zamiar pokazać, że jestem jednym z najlepszych pilotów.
— Panno Lewis — zaczęła Nova Prime, a ja prawie parsknęłam. Trudno mi było się przyzwyczaić do takiego zwrotu. Nikt nigdy wcześniej nie zwracał się do mnie w ten sposób. — Długość testu zależy od tego, jak poradzi sobie pani z zadaniem. Po zakończeniu otrzyma pani ocenę i decyzję o przyjęciu do floty. Czy wszystko jest zrozumiałe?
— Oczywiście, wszystko jest jasne! Możemy zaczynać?
Nie ukrywam, byłam tym podekscytowana. Real najwidoczniej to zauważyła, bo na jej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech, ale szybko spoważniała. Skinęła głową, a ja niemal wskoczyłam do wbudowanej kapsuły po drugiej stronie pomieszczenia. Mimo tego, że miało to być tylko symulacja, to trzeba było zachować wszystkie środki bezpieczeństwa, więc zapięłam pasy, a później uruchomiłam kapsułę.
W miejscu przednich okien ustawione były panele przedstawiające sytuację. Przypominało to trochę, jak gry na telewizor, ale było o wiele bardziej skomplikowane i zaawansowane niż te, które pamiętałam z Ziemi. Egzamin się rozpoczął w momencie, gdy odpaliłam sztuczny silnik. Sytuacja wydawała się prosta – miałam do ataku oddział wrogich statków i musiałam wymyślić najlepszy sposób, by pokonać je wszystkie, tak by odnieść jak najmniejsze straty. Musiałam jednak również pamiętać o tym, że piloci Korpusu Novy często współpracowali razem.
Wszystko szło dobrze do momentu, gdy kontrolka na panelu nie zaczęła migać, co oznaczało, że paliwo statku było na wykończeniu, a trzy ostatnie statki zbliżały się do mnie z różnych kierunków. Nie było opcji bym za jednym razem, rozwaliła je wszystkie, a jednocześnie miała odpowiednio dużo paliwa, by wylądować. Jednak wpadłam na pewien pomysł. Był on ryzykowny i nie byłam pewna, czy komisja mi to zaliczy, ale nie miałam żadnego wyboru.
— Będzie, co ma być — mruknęłam do siebie. Wyłączyłam silnik i niemal od razu poczułam, jak zaczynam spadać. Trzy wrogie statki wleciały w siebie nawzajem, wybuchając w powietrzu. Wtedy włączyłam na nowo silnik i z powrotem uniosłam się w powietrze. Zaparkowałam statek i egzamin się skończył.
Moje serce biło jak oszalałe. Nie chciałam oblać tego testu. Bo jeśli by tak było, to na nowo musiałabym podchodzić do całego szkolenia. Cholerne zasady Korpusu, że dopóki nie opanuje się wszystkiego do perfekcji, to nie było możliwości na zostanie pilotem. Mogłam jedynie mieć nadzieję, że moje rozwiązanie nie było zbyt ryzykowne, jak na Novę.
Wyszłam z kapsuły i wróciłam na środek pomieszczenia. Komisja dyskutowała o czymś przyciszonym głosem, a ja czekałam na werdykt, jak na wyrok. Chociaż, gdy zostałam złapana, to tak naprawdę nigdy nie wylądowałam przed sądem. Postawiono mi zarzuty i od razu zesłano do Kyln. Nawet nie miałam jak się wtedy bronić, ale z drugiej strony, nawet najlepsza obrona nie wybroniłaby mnie z więzienia.
Nova Prime wstała ze swojego miejsca i spojrzała na mnie bez emocji. Czułam, jak moje ręce się trzęsły, a ja wyprostowałam się jeszcze bardziej, wiedząc, że zaraz usłyszę decyzję.
— Panno Lewis — odezwała się kobieta, a ja spojrzałam na nią. — Pani rozwiązanie było ryzykowne nie tylko dla pani, ale również dla całego oddziału. Jednak wykonała pani zadanie bezbłędnie. Mam uprzejmość poinformować, że właśnie stała się pani członkiem floty lotniczej Korpusu Novy. Gratuluję!
Miałam ochotę skakać pod sufit. Chyba tylko kilka razy czułam się, aż tak szczęśliwa, jak w tym momencie. Wymieniłam uścisk z całą komisją, a później pożegnałam się i wyszłam z pomieszczenia.
— Nie liczyłem na nic gorszego z twojej strony — odezwał się trener, który jeszcze chwilę temu wołał mnie na egzamin. Archer skinął do mnie głową, a ja wyrzuciłam rękę do góry i przybiłam z nim piątkę. — Gratuluję zdanego egzaminu.
— Wiedziałam, że będziesz podglądać! Co uważasz o mojej taktyce? Była genialna, co nie?
— Osobiście wymyśliłbym coś innego, ale nie mam, aż tak szalonych pomysłów, jak ty — zaśmiałam się szczerze. — To, co będzie świętowanie dzisiaj?
— Na pewno! — Zgodziłam się od razu. Już miałam plany, które dotyczyły mnie, Milo, Łajki i dobrego wina z naszego barku.
— Tylko nie upij się, bo jutro o dziesiątej macie zaprzysiężenie.
— Byłoby słabo, gdybym spóźniła się na własne zaprzysiężenie — Archer skinął głową. — Nie będę ci przeszkadzać. Zobaczymy się jutro?
— I tak długo, jak będziesz pilotem floty. Los już całkowicie mnie na ciebie skazał.
Parsknęłam wesoło, uderzając go w ramię. Archer był jednym z pierwszych trenerów, który mnie szkolił. Z początku wydawał się kompletnym gburem i zdecydowanie za mną nie przepadał, ale z czasem jakoś udało mi się przedrzeć przez jego grube mury. Od tamtej pory całkiem dobrze się dogadywaliśmy. Nie dziwiłam się temu, że z początku niezbyt mnie lubił. Tak jak większość kadetów, czy szkoleniowców nie patrzył na mnie wyjątkowo sympatycznie. Uważali, że jako była kryminalistka, to było dziwne, że chciałam zasilić szeregi Novy, nawet jeśli uratowałam Xandar i miałam wyczyszczone akta. Jednak stara opinia o mnie robiła swoje, ale ja tym się nie przejmowałam. Zwłaszcza że miałam grono zaufanych osób, które we mnie wierzyły.
— Zdałaś?! — Zawołał Milo, a ja odwróciłam się w jego stronę. Brunet biegł, jak oszalały i zatrzymał się dopiero przede mną. Złapał się pod boki i dyszał ciężko, próbując złapać oddech.
— Kapitanie Riviera musi pan popracować nad kondycją — zażartowałam, robiąc krok w stronę Milo, tak że nasze ciała właściwie się dotykały.
— Jak macie zamiar wymienić się swoim DNA, to zejdźcie mi z oczu — mruknął Archer, wywracając oczami i odchodząc od nas. Zaśmiałam się krótko, ale wsunęłam dłoń pod ramię Milo i ruszyłam z nim w stronę wyjścia z budynku szkoleniowego.
— Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, Bea.
— Wiem — wyszczerzyłam się szeroko. — Myślisz, że gdybym nie zdała, to byłabym taka szczęśliwa?
— Wiedziałem, że zdasz bez problemu. Gratuluję!
Milo pocałował mnie. Objął mnie swoimi ramionami, a ja niemal natychmiast wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Jak zawsze miałam problem, by oderwać się od niego, bo był jak najsłodszy narkotyk. Już dawno byłam od niego uzależniona i jakikolwiek detoks nie wchodził w grę.
— Mam nadzieję, że masz wolny wieczór?
— Oczywiście, że tak — potwierdził Milo, gdy wyszliśmy na świeże powietrze. Słońce świeciło niemiłosiernie, ale nawet w niebieskim kostiumie Novy nie było mi gorąco. Był do tego specjalnie przystosowany. — Od razu zarezerwowałem sobie wolne, bo wiedziałem, że będziemy świętować. Poza tym mam coś dla ciebie.
— Tak? — Uniosłam z zaciekawieniem brew do góry. — Masz na myśli prezent?
— Coś w tym stylu — brunet skinął głową. — Chociaż po twoim komentarzu o mojej kondycji, powinienem się zastanowić, czy w ogóle na niego zasłużyłaś.
— Ej! — Zachichotałam, uderzając go w ramię. — Wiesz, że lubię niespodzianki od ciebie. Teraz nie możesz się wycofać. Mogę cofnąć to, co powiedziałam!
— Nieszczerze, Bea. Znam cię nie od dziś.
— Ja jestem nieszczera? — Oburzyła się z rozbawieniem. Milo uśmiechał się szeroko, a ja nie mogłam czuć się szczęśliwsza. — Wiesz, że zawsze mówię tylko i wyłącznie prawdę. I często się z tobą droczę, co przecież jest tylko i wyłącznie zabawą i pokazuje, jak świetnie się z tobą dogaduje i...
Przerwałam, gdy Milo złapał moją twarz w swoje dłonie i złączył nasze usta w krótkim, delikatnym pocałunku. Przymknęłam oczy pod wpływem jego działania i od razu pogłębiłam nasz pocałunek. Zdążyłam zapomnieć o całym otaczającym mnie świecie, czy nawet o tym, co jeszcze chwilę temu mu mówiłam. Wszystko, dosłownie wszystko traciło znaczenie, gdy był obok mnie.
Był jak powietrze, bez którego nie mogłam żyć.
— Wiem, Beatrice — powiedział po chwili. — I dlatego cię tak mocno kocham.
Uśmiechnęłam się szeroko i miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
To był naprawdę dobry dzień.
↳
lecimy dalej z historią Bex. przed Wami druga część jej przygód,
będzie się działo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top