[12] Xandar, again
Plan, który ostatecznie wymyśliliśmy, nie był, aż taki zły, ale zdecydowanie zaliczał się do tych, które można było opisać samobójczymi. Ale, co tam, jak odchodzić, to tak by cię zapamiętali. Peter i Gamora zajęli się przedstawieniem planu Yondu i jego ekipie, a ja słuchałam ich całkiem uważnie, zastanawiając się, czy da się jeszcze coś usprawnić.
Nie dało się. Plan nie był idealny, ale musiał zadziałać.
Inaczej cały Xandar zamieni się w pył, a była to ostatnia rzecz, której chciałam być świadkiem. Z tą planetą wiązałam naprawdę wiele wspomnień. Prawdopodobnie było więcej tych szczęśliwych, niż nieszczęśliwych. Nawet jeśli to właśnie tam znowu zostałam złapana i doprowadzona do takiej, a nie innej sytuacji.
— Bexley i Rocket poprowadzą drużynę, która wybije dziurę w burcie statku Ronana — opowiadał Quill, a ja przybiłam piątkę z szopem.
Yondu spojrzał na mnie ze złośliwym uśmiechem. Wywróciłam oczami i od razu się od niego odwróciłam. Cokolwiek mu chodziło po głowie, to zdecydowanie mnie to nie obchodziło. Później Gamora wyjaśniła całą resztę planu. Wkradnięcie się na statek Ronana, zabicie go i kradzież klejnotu brzmiały, jak dobra zabawa, gdy o tym opowiadali. Wiadomo, jednak było, że wcale tak nie będzie. Ostatecznie jednak Yondu zaakceptował plan i każdy dostał kilka chwil na własne przygotowania.
— Bexley! — Peter zawołał za mną, ale nie zareagowałam. Przyśpieszyłam krok, mając nadzieję, że nie będę musiała z nim teraz rozmawiać. Nasza kłótnia ciągle wisiała w powietrzu i trudno było to zmienić. — Beatrice! Możemy porozmawiać, proszę?
Zatrzymałam się na środku korytarza i odwróciłam w jego stronę. Założyłam ręce na klatce piersiowej. Nie widziałam sensu w żadnej rozmowie i nie miałam bladego pojęcia, co mnie skłoniło do tego, by chociaż wysłuchać mojego kuzyna.
— Wydawało mi się, że już wszystko sobie powiedzieliśmy, Quill. Wykonujemy plan i jak jakimś cudem uda nam się przeżyć, to każdy pójdzie swoją stroną.
— To jest twoja decyzja i akceptuję ją — powiedział spokojnie i uśmiechnął się smutno. — Jednak jeśli jest jeszcze jakaś szansa, by to naprawić, to z chęcią z niej skorzystam. Miałaś rację, Bea. Zawsze ratowałaś mój tyłek, a ja nigdy nie byłem ci za to odpowiednio wdzięczny. Dlatego chcę cię za to przeprosić. Byłaś jedyną osobą, która zawsze za mną stawała i mogłem na tobie polegać, jak na nikim. Przepraszam, że nigdy nie doceniałem tego, co dla mnie robiłaś. Przepraszam, że wtedy cię posłuchałem i zostawiłem samą. Że nie odzywałem się przez tyle lat, a gdy już to zrobiłem, to wpakowałem cię w kłopoty. Byłem idiotą.
Słuchałam go i jak zawsze zaczynałam mieć wątpliwości. Pozwoliłam na to, by omamił mój umysł i serce pięknymi słowami i przeprosinami. Chciałam krzyczeć, bo wiedziałam, że nie mogę na to pozwolić. Ciągle byłam na niego wkurzona, a jednak wszystko wskazywało, że sama byłam idiotką, bo kilka słów Petera i czułam się tak, jakbym to ja była winna.
— Przynajmniej zgadzamy się w jednym — odezwałam się w końcu. — Jesteś idiotą, ale w tym samym stopniu ja też jestem idiotką. Peter, doceniam twoje przeprosiny, naprawdę. Prawdopodobnie robisz to pierwszy raz od dnia, w którym wylądowaliśmy w kosmosie. Nie jesteśmy już tym zlęknionymi dzieciakami, dorośliśmy. Nasze priorytety się zmieniły i nie jestem pewna, czy ciągle jest nam po drodze.
— Wiem — Peter skinął głową. — Bea jesteś moją rodziną. Pewnie jest już za późno, by cokolwiek naprawiać, ale nasz duet zawsze dawał radę, prawda?
Uśmiechnęłam się nieznacznie.
— Temu nie mogę zaprzeczyć. Cokolwiek się stanie, tak chcę, żebyś wiedział, że przyjmuję przeprosiny. Zresztą ja sama chcę cię przeprosić. Obydwoje zawiniliśmy.
— Ty nie masz za co mnie przepraszać, Bea — Peter machnął ręką, a później spojrzał na mnie niepewnie. — Skoro to mogą być nasze ostatnie chwilę, to mogę cię przytulić? Jak robiliśmy to dawniej?
Patrzyłam na niego przez krótką chwilę, aż w końcu skinęłam głową. Peter rozłożył przede mną ramiona, a ja wtuliłam się w niego. Początkowo niepewnie, ale później poczułam jego znajomy zapach i ciepło i niemal natychmiast rozluźniłam się pod wpływem jego dotyku. Prawda była taka, że jak bardzo chciałam móc go nienawidzić, tak nie mogłam. Był moim kuzynem i jedną z najważniejszych dla mnie osób w całym życiu. Nawet jeśli zaprzeczałam temu, jak tylko mogłam.
Nie wiedziałam ile czasu spędziłam w ramionach Quilla, ale gdy się od niego odsunęłam, nie miałam tego uczucia pełnej ulgi, jak w ciągu ostatnich lat, gdy ktoś mnie przytulał. Nie było żadnej niezręcznej sytuacji, a ja czułam się bezpiecznie, prawie tak samo bezpiecznie, jak w ramionach Milo.
— Muszę skontaktować się z oficerem, który nas aresztował — odezwał się Peter, a ja spojrzałam na niego z zainteresowaniem, zastanawiając się, do czego zmierzał. — Pomożesz mi? W końcu ty lepiej go znasz, niż ja, czy ktokolwiek inny.
Westchnęłam bezgłośnie. Wszystko, co wiązało się z Xandarem wywoływało u mnie ból w sercu, zwłaszcza w ostatnich dniach. W końcu zaledwie tyle, minęło odkąd z powrotem wpakowałam się w kłopoty. A teraz wracałam na Xandar z nadzieją na uratowanie całej planety, mieszkańców i osoby, którą kochałam całym sercem.
Skinęłam głową i razem z Peterem udałam się do zaparkowanego Milano. Quill odpalił komunikator, a ja wprowadziłam wszystkie niezbędne informacje. Połączenie się rozpoczęło i po kilku sekundach na ekranie zobaczyłam twarz Rhomanna Deya.
— Beatrice? — Zdziwił się mocno. Uśmiechnęłam się nieznacznie. — Wiesz, że będę...
— Gdybym nie miała powodu, to byśmy nie dzwonili — pociągnęłam Petera za ramię, tak że stanął obok mnie. — Pamiętasz Quilla? Swoją drogą to mój kuzyn, ale teraz to mało ważne.
Peter spojrzał na mnie z oburzeniem. Uniósł jedną brew do góry i otwierał usta, by coś powiedzieć, ale szybko zakryłam mu je dłonią.
— Kuzyn? — Jeśli Rhomann wcześniej był zaskoczony, to teraz tę skalę wyjebało poza kosmos. — Beatrice, czemu do mnie dzwonisz?
— W skrócie? Ronan zgarnął jeden z Kamieni Nieskończoności i ogólnie jest nie do pokonania. To kwestia kilku godzin, gdy zaatakuje Xandar.
— Skąd masz takie informacje? I co to jest Kamień Nieskończoności?
— Diabelski brylancik, który potrafi zmieść z powierzchni całą planetę — wyjaśnił skrótowo Peter. — Zarąbał nam go, gdy chcieliśmy ubić interes z kupcem.
Wywróciłam oczami i szturchnęłam Petera w bok. Ten, to czasami potrafił palnąć głupotę.
— Według naszych obliczeń na Xandarze powinien być do czterech godzin — powiedziałam pewnie. — Słuchaj, wiem, że to wszystko wydaje się kompletnie pokręcone i zapewne trudno ci w to uwierzyć, zwłaszcza ze strony dwójki kryminalistów...
— Beatrice — przerwał mi szybko, spoglądając na mnie ojcowskim wzrokiem. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo przypominało mi to spojrzenie mojego ojca sprzed lat. — Wierzę ci, wam. Przekażę wszystko Korpusowi, jak najszybciej. Dopilnuję, by Xandar był odpowiednio obroniony.
— Świetnie! W takim wypadku zobaczymy się za kilka godzin.
— Będziesz walczyć z Ronanem?
— Będziemy — poprawiłam go szybko. — Ja, Peter, cała reszta, którą złapałeś i banda Yondu. Nie pytaj dlaczego, to skomplikowane. Dopilnuj, tylko by Korpus o tym się dowiedział i później pozostaje nam mieć jedynie nadzieję, że wyjdziemy z tego całkiem żywo.
Wątła to była nadzieja, ale lepsze to niż nic.
— Uciekliśmy z Kyln i gdyby to nie było ważne, to w ogóle byśmy nie rozmawiali — wtrącił się Peter. — Mogę być frajerem, ale nie jestem skończonym dupkiem.
Dey skinął głową i zwrócił się do mnie.
— Uważaj na siebie — powiedział, a ja uśmiechnęłam się nieznacznie. — Czy chcesz, żebym przekazał coś Milo?
Zagryzłam dolną wargę.
— Tylko tyle, że żałuję i mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczy.
Połączenie zostało zakończone.
— Myślisz, że Korpus mu uwierzy? — Zapytał Peter.
— Szczerze nie mam pojęcia — westchnęłam ciężko. — Oby tak było, bo inaczej jesteśmy w czarnej dupie.
— Ale przynajmniej z dobrym sprzętem.
— Co?
Peter wyciągnął z kieszeni kluczyki i rzucił je w moją stronę. Zgrabnie je chwyciłam w dłoń i spojrzałam na mojego kuzyna.
— Jeden z najlepszych pilotów musi mieć najlepszy statek.
★★★
Tych kilka godzin minęło, aż w końcu usłyszałam w głośnikach na całym statku informację, że Ronan zjawi się za piętnaście minut. To był znak dla wszystkich. Wzięłam wszystkie swoje rzeczy, schowałam Łajkę do kosza i przymocowałam ją mocno do tylnego siedzenia. Sama usiadłam za sterami i odpaliłam silnik.
— Bex, Rocket, gotowi? — Odezwał się w komunikatorze Peter.
— Biorąc pod uwagę, że to kompletnie beznadziejny plan, to zdecydowanie. Tak czy siak powodzenia. Nie dajcie się zabić.
— Pytanie, co będzie gorsze, Bexley — odpowiedział Rocket. — Przeżycie tego szaleństwa, czy śmierć w masakrze.
Parsknęłam cicho, a później wraz z resztą wyleciałam z okrętu w stronę Xandar.
Teraz to zaczynała się zabawa.
— Ognia! — Zarządził Yondu, gdy statek Ronana znalazł się w polu widzenia.
Poskręcany w dwie strony i ogromny, musiał napawać mieszkańców wyjątkowym przerażeniem. O ile w ogóle go jeszcze dostrzegali, bo znajdywaliśmy się na tyle wysoko, że to mogło być też niemożliwe. Pociski zostały wystrzelone. Kule energii trafiły w swój cel, blokując widok na to, co działo się poza statkiem.
Yondu zarządził manewr w dół i cała flota skierowała się we wskazaną drogę. Trudno mi było uwierzyć, że tak o po prostu, znowu słucham rozkazów Yondu. Jakby w ogóle nie minęły lata, od momentu, gdy robiłam to ostatni raz. Jednak w życiu człowieka przychodzą takie momentu, że robi coś, nawet jeśli wcale nie miał na to ochoty. Nie chciałam znowu słyszeć rozkazów od Yondu, ale tym razem nie miałam zamiaru narzekać. Xandar był o wiele ważniejszy.
Okrążyłam barierę ochronną, a później wyszłam na prowadzenie statków i wyszukałam wzrokiem Rocketa. Ten w kilka sekund znalazł się obok mnie, a tuż za nami dwa pomocne statki.
— Bex, Rocket, pośpieszcie się! — Powiedział nieco zdenerwowany Peter. Przyśpieszyłam i po chwili znalazłam się w wyznaczonym miejscu, tuż przy ścianie statku Ronana.
— Panowie, cała moc! — Zadecydowałam i aktywowałam najsilniejsze pociski. Z okrętu Ronana zaczęły wylatywać kapsuły i natychmiast ruszyły do ataku. Chyba po raz pierwszy w życiu widziałam, aż tak dużą ilość floty, ale w końcu powinnam się tego spodziewać.
Ostatecznie to była pieprzona armia.
W końcu ściana w statku pękła pod wpływem ataku.
— Quill, Yondu, wasza kolej! — Zawołał Rocket. — Bexley, ktoś musi pilnować wejścia.
— Zajmę się tym, wy lećcie załatwić resztę.
Rocket skinął głową i zniknął wraz z pozostałą dwójką. Odwróciłam się maszyną od statku Ronana, okręciłam na odpowiedni bok i z największą radością zaczęłam likwidować wrogie kapsuły, które próbowały mnie odciągnąć od wejścia. Pilnowałam dziury, tak długo, aż zobaczyłam, jak Milano powoli zaczęło się zbliżać.
Później w komunikatorze usłyszałam wkurwiony głos Yondu.
— Quill, spadam. Żadnych numerów! Zjawię się po towar! Bexy przejmujesz dowodzenie! Wszyscy mają się jej słuchać!
Komunikat się urwał. Rozkaz Yondu był niespodziewany i przez chwilę mnie wmurowało. Na sekundę straciłam orientację w tym, co się działo i obudziłam się, dopiero gdy jedna z kapsuł zaczęła do mnie strzelać. Szybko ją zlikwidowałam i wróciłam do ataku.
— Jest ich za dużo! — Zawołała Gamora, a ja zniszczyłam kolejny statek i wzrokiem odszukałam Milano. Było bliżej niż wcześniej, ale ciągle daleko od dziury. — Nie przedrzemy się!
Wtedy niespodziewanie kolejne kapsuły zaczęły znikać w szybszym tempie, a wśród nich zaczęły pojawiać się okręty w kształcie gwiazd. Od razu je rozpoznałam – należały do Novy. Oznaczało to tyle, że uwierzono w to, co Dey im przekazał. Wyglądało na to, że nasze szanse na wygraną właśnie zdecydowanie wzrosły.
Przynajmniej na chwilę.
Później zauważyłam, jak Peter przyśpieszył. Nagle Milano znalazło się zaledwie kilka metrów od mojego statku. Szybko runęłam prosto w dół i ruszyłam do walki.
— Następnym razem, uprzedź mnie, gdy będziesz chciał mnie zabić — zwróciłam się do Petera przez komunikator, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko jego wesoły śmiech.
Znajdywałam się już dobry kawałek od nich, gdy Milano zniknęło mi z oczu, co oznaczało, że wleciał do okrętu Ronana. Miałam nadzieję, że reszta planu pójdzie im całkiem sprawnie. Na ten moment każdy z nas miał inne zadanie.
Moim było zlikwidowanie wszystkich kapsuł, tak by nikomu nic się nie stało.
↳
W końcu jest i on, nowy rozdział! Nie wierzę, że nie wrzucałam tutaj nic od miesiąca XD
muszę się ogarnąć
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top