[06] run idiots, run

Ratowanie Gamory było ostatnią rzeczą, którą spodziewałam się robić w trakcie pierwszej nocy w Kyln. A jednak w jakiś bliżej niewytłumaczalny sposób znalazłam się wraz z Rocketem i Quillem na tyłach łazienek i przyglądałam się rozwojowi wydarzeń. Było ciekawie, to musiałam przyznać. Najpierw trójka więźniów wydała wyrok, przykładając nóż do jej szyi, a później pojawił się niejaki Drax i zrobiło się jeszcze weselej. Historia, którą opowiadał, była straszna i byłam w stanie zrozumieć jego gniew. Prawdopodobnie, zachowywałabym się podobnie i gdyby nie Quill, to już dawno byłabym w drodze powrotnej do swojej celi.

Jednak ten był idiotą, ewidentnie zauroczony zabójczynią i postanowił szlachetnie wtrącić się do akcji. Pokręciłam głową z rezygnacją, wymieniając równie zirytowane spojrzenie z Rocketem. O dziwo jakimś cudem nikt, nikogo nie zabił.

— Czemu go powstrzymałeś? — Zapytała z wyrzutem Gamora, gdy wszyscy się rozeszli i spojrzała chłodno na Petera.

— To proste — Quill wzruszył ramionami. — Wiesz komu mam sprzedać kulę.

Osobiście, dodałabym jeszcze to, że na nią leciał.

— A niby, jak chcesz to zrobić stąd?

— Uciekając — wtrąciłam się, spoglądając na Rocketa. — W końcu mamy tutaj eksperta w tych sprawach.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o moje poukładane i prawne życie. Przeszłość była okropna, dopadała cię w najmniej spodziewanym momencie. Przy okazji dawała kopa w tyłek i dokładnie pokazywała, że nikt nie może się, aż tak bardzo zmienić. Nawet pod wpływem osoby, którą się kochało.

— Nie ma problemu — zgodził się szop. — Damy nogę, a później polecimy do Yondu po nagrodę za Quilla.

Peter wywrócił oczami i zwrócił się do Gamory.

— Ile twój kupiec chce dać za kulę?

— Cztery miliardy jednostek — wyznała w końcu.

Między głośnym „co" w wykonaniu Rocketa i równie zaskoczonym „cholera" Quilla, moje „kurwa" było najbardziej słyszalne. Wydawało mi się, że śniłam, bo takiej kwoty nie dostałam nigdy w całym swoim przestępczym życiu. Nawet równowartość wszystkich skradzionych i sprzedanych artefaktów nie mogła się równać kwocie za tą kulę. Cokolwiek było w środku, było cenne.

— Ta kula, to moja szansa, by uciec od Thanosa i Ronana — powiedziała szczerze, a ja jej wierzyłam. — Jeśli stąd uciekniemy, to zaprowadzę nas do kupca i podzielimy zysk na cztery.

Takiego obrotu sytuacji się nie spodziewałam. Jednak nie miałam zamiaru unosić się honorem i od razu przyjęłam propozycję. Po ucieczce potrzebowałam pieniędzy, by się utrzymać.

— Ja jestem Groot — drzewo wyszło zza pobliskiej celi, prawie doprowadzając mnie do zawału.

— Dzielimy zysk na pięć — oznajmił Rocket, unosząc z zirytowaniem ręce. — Norma, stary. Przespał kłopoty i obudził się na obliczenie rachunku.

— Jedyne, co potrzebujemy, to planu — oświadczył Quill w momencie, gdy w całym więzieniu rozległ się głośny, alarmujący dźwięk. — Co to za cholerstwo?

— Budzik na śniadanie — poinformowałam, skrzywiając się na sam fakt, że tyle wiedziałam o tym więzieniu. — Wydostanie się z głównego poziomu, to pestka. Dotarcie do pomieszczenia rewizyjnego będzie sukcesem, a całkowite ucieknięcie z tego budynku prawdopodobnie cudem, więc Rocket lepiej, żebyś miał naprawdę dobry plan.

— Moje plany są tylko dobre. 

★★★

— Żeby stąd uciec, musimy dostać się do wieży, a do tego potrzebuję kilka drobiazgów. Przede wszystkim bransoleta, która otwiera drzwi — zaczął przedstawiać swój plan Rocket, gdy całą piątką zeszliśmy na dół po coś, co miało przypominać śniadanie.

— Bransoletę biorę na siebie — zapewniła Gamora.

— Jeszcze noga tego typa — szop skiną głową na faceta z metalową nogą, który przechodził obok nas. Peter oznajmił, że ją skołuje, a mnie bardziej zastanawiało, do czego była ona w ogóle potrzebna.

— Po co ci proteza nogi?

— Najważniejsza rzecz, to panel na ścianie. Widzicie go? — Rocket wskazał palcem na wieżę, gdzie na jednej ze ścian pobłyskiwała kolorowa lampka, ignorując moje pytanie. — Zasila go fioletowa bateria z zielonymi przewodami. Jest niezbędna.

— Jak mamy ją zdobyć?

— Jesteś laską. Podobasz się łysolom i spędziłaś tutaj cztery lata — wycedził ironicznie, spoglądając na mnie. — Wymyśl coś.

— Czekaj, panel jest w samym centrum, niby jak, Bex ma się dostać tam niezauważona? — Zapytał Peter z wyraźną troską. Uśmiechnęłam się do niego nieznacznie, bo mimo wszystko wyglądało na to, że w pewien sposób nasze stosunki się nie zmieniły.

— Do zrealizowania planu potrzebna jest bateria, więc WYMYŚLCIE COŚ!

— Dam sobie radę — uspokoiłam Rocketa i Petera, ale żaden z nich nie wydawał się przekonany. — Serio, nikt tutaj nie wierzy w moje zdolności? Potrafię się wspinać i spędziłam naprawdę dużo czasu z prostytutkami Yondu, więc równie dobrze mogę to wykorzystać.

— Nie pozwolę ci się z nikim puszczać, Beatrice! — Krzyknął cicho Quill, pochylając się w moją stronę. Gamora i Rocket spojrzeli na nas z widocznym zaskoczeniem, ale to szop postanowił się odezwać.

— Czekaj, jak masz na imię?

— Beatrice. Bexley, to tylko ksywka nadana mi przez Ravagersów.

— Rozsądne. Dobra, słuchaj, bo to najważniejsze. Kiedy wyjmiesz baterię, to system przejdzie w tryb awaryjny. Będziemy mieć mało czasu, więc musimy ją zdobyć na samym końcu — Rocket urwał, gdy nagle w pomieszczeniu zgasły wszystkie światła. Później w całym więzieniu rozległ się ostrzegawczy alarm, a Groot uśmiechnął się do nas z zadowoleniem, trzymając w dłoni wyciągniętą baterię. — Teraz musimy po prostu improwizować.

— Zajmijcie się opaską i nogą. My odwrócimy uwagę strażników.

Peter i Gamora skinęli głową i zniknęli. Zdążyli się wymknąć w ostatniej chwili, bo zaraz w pomieszczeniu pojawiły się więzienne drony, które otoczyły Groota.

— JA JESTEM GROOT!

I zaczął się ostrzał. Drony skupiały swoją uwagę na Grootcie, ale ja sama kilka razy omal nie zostałam trafiona. Schowałam się pod jednym ze stołów i próbowałam znaleźć jakieś rozwiązanie, gdy Rocket w jakiś sposób dostał się do Groota i wspiął na niego. Wtedy też zauważyłam trójkę strażników, która w nich zaczęła celować.

— Rocket, uważaj! — Zawołałam, starając się przekrzyczeć odgłosy walki. Szop nie zareagował, ale do akcji wkroczył Drax. Powalił strażników na ziemię i rzucił jedną z ich broni do Rocketa.

Gdy drugi pistolet wylądował obok mnie, nie zastanawiałam się nad niczym. Chwyciłam go w obie ręce i ruszyłam do walki, strzelając do każdej nadlatującej maszyny. Uważałam, by nie trafić nikogo innego. Byłam emerytowaną złodziejką, a nie morderczynią. W końcu Gamora zdobyła bransoletę, podała ją do Rocketa i ruszyłam za nimi w stronę wieży. Po drodze dołączył również i Drax, a gdy dotarliśmy na miejsce, nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę się udało.

Groot wyrzucił z kokpitu ostatniego strażnika, Rocket zaczął montować coś przy panelach, a Gamora i Peter wykłócali się, dlaczego Drax dołączył do ucieczki. Szczerze? Nie mogłam trafić na bardziej nieogarniętą grupę i liczyłam, że po wszystkim nie będę miała już z nimi żadnego kontaktu. Quill położył sztuczną nogę obok Rocketa, a ten parsknął śmiechem.

— Z tą nogą to żartowałem.

— Co?

— Chciałem zobaczyć, jak skacze.

— Przelałem mu trzydzieści tysięcy!

Zachichotałam głośno, a mój kuzyn posłał mi mordercze spojrzenie.

— Co się tak patrzysz, Pete? To ciągle mniej niż Yondu chciał za ciebie zapłacić — szybko zamilkłam, gdy wokół wieży pojawiało się coraz więcej dronów. — Rocket, mówiłeś, że masz plan, więc lepiej pośpiesz się z jego wdrożeniem, bo zaraz zginiemy.

— Przecież mówiłem, że go mam!

— Przestań gadać i wyzwól nas stąd — wtrącił Drax.

— Zgadzam się z panem wyszczekanym — przytaknął mu Quill, a ja wywróciłam oczami.

— Nigdy więcej nie mów, że szczekam — Drax napiął mięśnie i posłał zabójcze spojrzenie do Petera. Powiało groźbą na tyle, aż sama poczułam, jak dreszcze przechodzą przez całe moje ciało.

To był żart, oczywiście.

— To metafora, spokojnie koleś.

— W życiu jej nie złapie — stwierdził Rocket, klikając nieustannie w panele.

— Mylisz się, potworku — odpowiedział mu Drax. — Jestem szybki, łapię wszystko.

— Zginę w towarzystwie największych idiotów w galaktyce — mruknęła Gamora, kręcąc głową z niedowierzaniem.

Zdecydowanie się z nią zgadzałam. Sama zaczynałam uważać, że ta ucieczka się źle skończy i prędzej wszyscy zginiemy, niż się stąd wydostaniemy. Nigdy nie byłam zbyt wielką optymistką. Jeszcze bardziej wątpiłam w powodzenie tego przedsięwzięcia, gdy strażnicy zaczęli, ostrzelać nas rakietami. Byłam prawie pewna, że zaraz będzie po nas, aż Rocket wyłączył sztuczną grawitację, a my jakimś cudem wydostaliśmy się z głównego poziomu.

Teraz, to dopiero zaczynała się zabawa.


Chyba muszę wybrać jakiś dzień na publikowanie tego opowiadania, skoro i tak rozdziały pojawiają się min. raz w tygodniu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top