[02] crap, not again
Gdy zbliżałam się do miejsca spotkania z Quillem, próbowałam ułożyć sobie w głowie, co mu powiem. Nie miałam mu za złe tego, że mnie zostawił, w końcu sama go o to prosiłam. Cholera, nawet nie miałam mu za złe tego, że to zawsze przez niego lądowałam w tarapatach. Byłam wkurzona na niego, bo od momentu, w którym rozstaliśmy się kilka lat temu, tak to miało być nasze pierwsze spotkanie. Od czasu, gdy tak szaleńczo się za niego poświęciłam, nie miałam z nim żadnego kontaktu. Ravagersi również się mną nie interesowali i chociaż mimo mojej głębokiej nienawiści do tej drużyny, czułam, że wszyscy się na mnie wypięli.
Miałam nadzieję, że rozmowa z Peterem pozwoli mi na ostateczne zakończenie tego etapu życia.
— Bex, kupę lat!
W jednej chwili poczułam, jak ktoś przerzuca rękę przez moje ramię. Uniosłam rękę do góry, gotując się do obrony i w ostatniej chwili ujrzałam przed sobą Quilla. Przez ten czas zdecydowanie wydoroślał na twarzy, ale byłam pewna, że nic innego się nie zmieniło.
— Peter — mruknęłam chłodno, odsuwając się od niego. — Nigdy więcej nie zachodź mnie od tyłu.
— Spodziewałem się trochę milszego przywitania.
— Po siedmiu latach nie powinieneś mieć zbyt dużych wymagań.
Quill uśmiechnął się niezręcznie. Czułam się dziwnie w jego towarzystwie. Kiedyś potrafiłam rozmawiać z nim godzinami. Kłócić się o najgłupsze rzeczy i przy okazji prać się, aż do całkowitego zmęczenia. Yondu i jego banda zawsze obstawiali, kto kogo powali, jako pierwszy. Na moje nieszczęście przez większość czasu, to ja padałam pierwsza i każdy robił wszystko, bym o tym doskonale pamiętała. Moje nieliczne zwycięstwa nie miały znaczenia.
Jednak teraz nie wiedziałam, o czym mogłabym rozmawiać z własnym kuzynem.
— Słuchaj, fakt, trochę nawaliłem, gdy po tym, jak wyszłaś z więzienia, to się nie odzywałem — wyznał szczerze, a ja uniosłam brew do góry. — Powinienem wcześniej się jakoś z tobą skontaktować. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko tyle, że dokładnie się schowałaś i...
— Wylądowałam na Xandarze zaraz po wyjściu — przerwałam mu.
— Serio? — Zdziwił się, marszcząc brwi. Tylko przez chwilę pomyślałam o tym, że może Quill faktycznie nie wiedział, gdzie przebywałam ten cały czas. — Słyszałem różne plotki o tobie, Bex. Każda jeszcze gorsza od poprzedniej, ale żadna z nich nie mówiła, że przebywasz w centrum Novy. Zresztą, to samo w sobie jest cholernie nieprawdopodobne do ciebie.
— Niby dlaczego?
— Wiesz... — Peter podrapał się po głowie. Szybko zrozumiałam, co chciał powiedzieć, więc nawet mu na to nie pozwoliłam.
— Zmieniłam się, Quill. Chciałeś się spotkać i pogadać, więc przyszłam. Jednak nie mam dla ciebie całego dnia, dlatego lepiej przejdźmy do sedna.
— Dzięki, że przyszłaś tak swoją drogą — powiedział z wdzięcznością. Wyciągnął rękę i próbował złapać mnie za dłoń, ale szybko schowałam ją do kieszeni mojej kurtki. Peter był najwidoczniej zaskoczony moim zachowaniem.
— Po więzieniu mam problemy z kontaktem między ludzkim — wyjaśniłam, widząc jego spojrzenie. Zrobiłam to tylko i wyłącznie, by mieć z głowy jego idiotyczne pytania, które byłam pewna, właśnie nasuwają mu się do głowy. Milo był jedyną osobą, której pozwalałam się dotykać w jakikolwiek sposób i miało już tak zostać na bardzo długo.
— Czuję, że to moja wina, Beatrice — westchnął ciężko, unikając mojego wzroku. — Nie powinienem cię wtedy zostawać. Przez jakiś czas naprawdę myślałem, że nie żyjesz i cholera, ale naprawdę mi ulżyło, gdy okazało się, że jednak trafiłaś do więzienia.
Chciałam podzielać jego entuzjazm, ale ja sama ciągle wolałam umrzeć tamtego dnia na statku niż trafić do więzienia. Jedyną pozytywną rzeczą było to, że po wszystkim poznałam Milo.
— Sama kazałam ci uciekać — przypomniałam mu. — I żyjesz, a to najważniejsze. Zastanawiam się tylko, dlaczego to niczego cię nie nauczyło i ciągle kradniesz.
— Skąd taki pomysł?
Peter zrobił niewinną minę, ale ja ani przez chwilę mu nie uwierzyłam. Kradzież to było jego życie. W pewien sposób uwielbiał czas spędzony z Yondu i w porównaniu do mnie o wiele bardziej potrafił się odnaleźć w tej sytuacji.
— Inaczej nie spotykałbyś się z Brokerem — zatrzymałam się. Uniosłam na niego swoje spojrzenie i założyłam ręce na klatce piersiowej. — Co mu chcesz opylić? Chociaż zresztą nie chcę wiedzieć.
Machnęłam lekceważąco dłonią i wyminęłam Petera. Dalsza rozmowa nie miała sensu i wyrzucałam sobie to, że Milo miał rację. Spotkałam się z Quillem i co? I nic. Nic sobie nie wyjaśniliśmy, bo – teraz do tego dochodziłam – nic nie mieliśmy sobie do wyjaśnienia. Kazałam mu uciekać i się za niego poświęciłam. Trafiłam za to do więzienia, ale później się zmieniłam. Teraz nie łączyło nas nic oprócz wspólnych więzów krwi.
Tylko tyle. Albo aż tyle.
— Czekaj — Peter złapał mnie za ramię. Natychmiast się wyszarpnęłam z jego uścisku i posłałam mu najbardziej mordercze spojrzenie, na jakie tylko było mnie stać. Quill uniósł ręce do góry i cofnął się o krok. — Spokojnie, Bexley, naprawdę chcę tylko pogadać. Nie chcę się z tobą rozstawać w ten sposób. Załatwię sprawę z Brokerem, a później pójdziemy się napić i pogadać. Po tym, jak będziesz chciała, to całkowicie zniknę z twojego życia.
Wzięłam głęboki oddech i zacisnęłam palce u dłoni. Ktoś chyba musiał mnie pokarać tym, że miałam słabość do Quilla. Wiedziałam, że po tylu latach, mogłam mu dać chociaż tyle. Co złego mogło się stać?
— Dobra, ale pośpiesz się — zgodziłam się, zdecydowanie niechętnie. — I nie chcę wiedzieć, co robisz dla Yondu, czy kogokolwiek innego. Nie mieszaj mnie w swoje sprawy. Twoje kłopoty, to twoja sprawa i nie mam zamiaru się tym przejmować. To będzie tylko rozmowa, by wyczyścić między nami atmosferę.
Peter uśmiechnął się szeroko i zasalutował. Poprosił mnie, bym poczekała na niego przed wejściem do Brokera, a później poszedł załatwiać swoje sprawy. Zaraz po tym, jak zniknął za drzwiami do lokalu, obok mnie pojawiła się kobieta o zielonym odcieniu skóry. Nie miałam bladego pojęcia, do jakiej rasy należała, ale jej pusty wzrok powodował u mnie ciarki na całym ciele. Jej obecność źle na mnie wpływała i miałam dziwne wrażenie, że zwiastowała kłopoty, w które w żaden sposób nie chciałam być zamieszana.
Później z lokalu wyszedł Quill, trzymając w dłoni jakąś srebrną kulę. Był ewidentnie niezadowolony ze swoich interesów, a pierwszą rzeczą, jaką zauważył, była obecność nieznajomej kobiety. Kompletnie zignorował to, że stałam kilka kroków za nim. Wywróciłam oczami i chrząknęłam. Peter odwrócił się w moją stronę, przypominając sobie o moim istnieniu. Nie zdążył nic powiedzieć, gdy nieznajoma odebrała mu kulę i znokautowała za pomocą kilku, trafnych ciosów.
Gdy Peter ruszył za nią w pościg, ciągnąc mnie za sobą oraz później, kiedy jednostki Novy zatrzymały całą naszą trójkę wraz z dwójką istot, byłam pewna kilku rzeczy.
Tego, że właśnie po raz kolejny wpadłam w kłopoty.
Że nienawidziłam Quilla.
A przede wszystkim, że niszczyłam mój związek z Milo, co najbardziej łamało mi serce.
↳
Bexley będzie chyba moją drugą ulubioną bohaterką zaraz po Grace. Ściskam Was cieplutko!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top