[01] past, present, future

Xandar było naprawdę uroczą planetką. I po dwudziestu sześciu latach spędzonych w kosmosie wydawał się idealnym miejscem, by zacząć wszystko na nowo. Po latach życia z Ravagersami, gdzie normalnością było niebezpieczeństwo i łamanie prawa, czułam, że znalazłam miejsce, które dawało mi odrobinę spokojnego życia. Przypadek sprawił, że wylądowałam właśnie tutaj, ale zdecydowanie to nie on był odpowiedzialny za to, że zostałam tutaj na stałe.

Gdy trzy lata temu wyszłam z więzienia, ostatnią rzeczą, jaką się spodziewałam, było, to, że się zakocham. Mogłam liczyć jedynie na siebie, moja pożal się boże drużyna, wypięła się na mnie tyłkiem, łącznie na czele z kuzynem, a powrót na Terrę wydawał się jeszcze bardziej irracjonalny, niż przez te wszystkie lata. Byłam pewna, że tam już nikt na mnie nie czekał i już na zawsze moją jedyną pamiątką po życiu na Ziemi miała być złota zawieszka w kształcie gołębia z rozwartymi skrzydłami. Nie miałam celu, dachu nad głową, pieniędzy i właśnie wtedy poznałam Milo. Był przystojny, prawy i inteligentny. Czyli był wszystkim tym, czym nie była ja.

Z moją przestępczą przeszłością w ogóle nie powinnam wylądować w samym centrum Korpusu Novy, który sam wsadził mnie za kratki. Tym bardziej nie powinnam wiązać się jednym z ich poruczników. Jednak Milo miał coś w sobie. Już w trakcie naszego pierwszego spotkania nie mogłam oderwać wzroku od jego ciemnych, prawie czarnych tęczówek, a uroczy uśmiech wywoływał u mnie tak nieznane dotąd uczucia, że nie potrafiłam złożyć poprawnie zdań. Broniłam się przed tym, co nas łączyło, tak długo, jak to możliwe, bo nie chciałam niszczyć życia jeszcze komuś innemu. Wiedziałam, że tak by było, gdyby ktokolwiek dowiedział się, że porucznik Riviera i Bexley Lewis byli w jakikolwiek sposób ze sobą powiązani.

Jednak szybko okazało się, że to zadanie było zbyt trudne. Nie potrafiłam zapomnieć o Milo i koniec końców, skończyliśmy razem. To było wyzwanie i wiedziałam, że każdy dzień będzie trudny, ale dawaliśmy radę. Czasami zastanawiałam się nad tym, co we mnie widział. Ja sama widziałam w sobie o wiele więcej wad niż zalet. Sam fakt, że miałam na koncie odsiadkę, powinien go wyjątkowo zniechęcić. Jednak czas, który z nim spędziłam, był najlepszy w moim życiu do tego stopnia, że po raz pierwszy myślałam tylko o sobie i swoim szczęściu.

Milo przewrócił się na drugą stronę w łóżku, a ja odrzuciłam od siebie kołdrę i szybko wślizgnęłam się w swoje wczorajsze ubrania, które leżały rozwalone w każdym kącie naszej sypialni. Na całe szczęście miałam sporo czasu, by zdążyć to wszystko ogarnąć, zanim pójdę do pracy. Nie było to coś specjalnego, zwykła praca w kosmicznym barze. Kompletnie jej nie lubiłam, ale z moją przeszłością nigdzie indziej nie chcieli mnie przyjąć.

— Już wstajesz? — Wymruczał Milo, spoglądając na mnie na wpół otwartymi oczami. — Mamy jeszcze trochę czasu.

— Po prostu czuję się wyspana i rozpiera mnie energia — odpowiedziałam z zadowoleniem, pochylając się nad brunetem. Spoglądając na jego odkrytą klatkę piersiową, rozmierzwione włosy i firmowy uśmieszek na przystojnej twarzy, żałowałam, że już wyszłam z łóżka. — Zresztą nie możemy zostać cały dzień w łóżku.

— Nie obraziłbym się, gdyby było inaczej — Milo ułożył dłoń na mojej szyi, a potem podniósł się nieznacznie i złożył długi, gorący pocałunek na moich ustach. Kiedy odsunął się ode mnie, posłał mi najbardziej czarujący uśmiech, na jaki było go stać. — Dzień dobry, Bea.

— Dzień dobry Milo.

— Nienawidzę, gdy wstajesz przede mną. Wtedy zawsze niszczysz moje plany na poranek.

— Jakie to plany?

— Na przykład przygotowanie dla ciebie śniadania do łóżka.

— Brzmi kusząco. W takim wypadku może wrócę do łóżka i poczekam na to śniadanie?

— O nie moja droga, teraz to już za późno — stwierdził beztrosko Milo, a ja parsknęłam wesoło. Brunet podniósł się z łóżka, założył na siebie swoje spodnie, a potem podał mi dłoń. — Teraz śniadanie zrobimy razem.

Bez żadnych oporów przyjęłam jego dłoń i dałam się poprowadzić do kuchni, gdzie razem zaczęliśmy przygotowywać wspólny posiłek. Uwielbiałam te nasze wspólne chwile, gdy po prostu cieszyliśmy się swoimi towarzystwem. Kochałam go, to było pewne. Wiedziałam, że już zawsze będę go kochać i najzwyczajniej w świecie byłam szczęśliwa.

Dopóki nie otrzymałam wiadomości od ostatniej osoby, po której bym się tego spodziewała. Drżącą dłonią kliknęłam, by nagranie się odtworzyło, a po chwili na ekranie ujrzałam starą, znajomą twarz.

Cześć, Bex! Kupę lat, nie powiem. Chyba powinienem cię jakoś przeprosić lub coś, więc... Okej, chyba po prostu przejdę do sedna. Pewne ptaszki powiedziały mi, że jesteś na Xandarze, a ja akurat mam tam coś do załatwienia. To pomyślałem sobie, że może byśmy się spotkali? Pogadali? Nie ukrywam, że trochę mi na tym zależy, więc mimo wszystko liczę, że się spotkamy. Będę czekał pod siedzibą naszego wspólnego, starego znajomego, którego na pewno ciągle pamiętasz. Do zobaczenia, Beatrice.

Westchnęłam ciężko, gdy nagranie się skończyło. Wszystkie wspomnienia, które w ciągu ostatnich trzech lat, udało mi się głęboko zakopać, wróciły na nowo. Wiedziałam, że jedyną osobą którą mogłam za wszystko obwiniać, byłam właściwie ja sama. To była moja, własna decyzja, by ściągnąć na siebie uwagę, a potem samotnie przyznać się do winy. W tamtym momencie nie zależało mi na niczym, zwłaszcza że byłam ranna i wiedziałam, że nie przeżyję żadnej podróży, by otrzymać ewentualną pomoc. Jedyne, co się liczyło, to mój pożal się kuzyn, który zawsze był dla mnie jak młodszy brat. Peter Quill był jednym, wielki wrzodem na tyłku, ale w kosmosie przez długi czas miałam tylko jego. Zawsze się nim opiekowałam i broniłam go w każdej sytuacji, nawet wtedy, gdy nie powinnam. Najbardziej ironiczną rzeczą w tym wszystkim było, że w momencie, gdy postanowiłam, tak szalenie się poświęcić, to kompletnie zapomniałam o tym, że znajduję się w samym centrum kosmosu z cywilizacjami, które w szybki sposób potrafiły poradzić sobie z nawet niezwykle poważnymi ranami. Koniec końców, ze wszystkiego wyszłam jedynie z małą blizną, która czasami ciągle pobolewała. A później wylądowałam w więzieniu, gdzie spędziłam cztery długie, bezsensowne i pełne walki o przetrwanie lata.

Do tej pory zastanawiałam się, co było gorsze. Moja ewentualna śmierć, która nie nastąpiła, czy jednak więzienie, które prawie mnie zabiło.

— Bea?

Wzdrygnęłam się, gdy Milo położył dłonie na moich ramionach. Od samego początku widział o moich latach z Ravagersami, o tamtej akcji i o tym, jak wzięłam na siebie całą winę. Jeśli byłam za coś wdzięczna tamtym wydarzeniom, to fakt, że nie musiałam się przejmować listami gończymi z moim nazwiskiem. Od odsiadki byłam czysta i tylko to się liczyło.

— Masz zamiar się z nim spotkać? — Zapytał Milo, a ja odwróciłam się do niego i oparłam głowę o jego klatkę piersiową.

— Milo... — westchnęłam bezgłośnie. Mimo że nie widziałam Petera od lat i wiedziałam, że w porównaniu do mnie nie zerwał z kosmiczną przestępczością, tak zdawałam sobie sprawę z tego, że musieliśmy porozmawiać. — Powinnam z nim porozmawiać. Mimo tego, co się stało, to ostatecznie moja rodzina. Zawsze byłam z nim blisko.

— Do momentu, aż cię zostawił — prychnął głośno, a ja całkowicie rozumiałam jego nastawienie. Szczerze nie lubił Quilla, chociaż nawet nie miał okazji go poznać. Peter mógł być złodziejem, a Milo mógł patrzeć na niego tylko przez ten pryzmat. Jednak wiedziałam, że mimo wszystko mój kuzyn miał całkiem dobre serce. — Bea, zostawił cię samą bez żadnej pomocy, na skraju życia. Wiem, że kazałaś mu tak postąpić, ale gdyby mu chociaż trochę na tobie zależało, to nie byłby w stanie cię zostawić

— Rozumiem, co myślisz. Mnie samej się to nie podoba. Pewnie znowu ma jakieś problemy i dlatego chce się spotkać. Obiecuję jednak, że to nie będzie nic innego, jak krótka rozmowa. Wyjaśnimy, co i jak i wrócę do domu. Nawet nie zorientujesz się, a z powrotem będę w twoich ramionach.

— Obyś miała rację — zrezygnował w końcu. Milo objął mnie w pasie i przyciągnął bliżej do siebie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. — Inaczej gorzko tego pożałujesz.

Brunet pocałował mnie mocno, delikatnie masując kciukiem moje plecy. 


Organizacyjnie - mamy do czynienia z kuzynką Quilla, która wraz z nim wylądowała w kosmosie. Będzie to jedna książka, ale podzielona na trzy części. Rozdziały będą wrzucane raczej nieregularnie.  

Trzymajcie kciuki, zobaczymy, co z tego wyjdzie! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top