=7=[2]

Leżała zwinięta w kulkę i cicho szlochała. Było jej przyjemnie, gdy Luka całował jej usta, ale w myślach ciągle miała Adriena, który tych myśli nie chciał opuścić. Wydawało by się, że myślała, że zamiast Luki jest tam blondyn.

To było najgorsze.

Jego roześmiana twarz. Roztrzepane włosy, zielone, jak las oczy, idealnie zarysowana żuchwa, jego głos i dotyk. To wprawiało Marinette w stan nostalgii. Tak bardzo za nim tęskniła, a nie mogła go mieć przy sobie.

Niestety, ona nie wiedziała.

Pociągnęła nosem i wytarła łzy. Do jej uszu dobiegł dźwięk przychodzącego połączenia. Po omacku próbowała znaleźć telefon, co w końcu udało jej się. Chwyciła urządzenie w dłoń i spojrzała na wyświetlacz. Zdjęcie Alyi wprawiło ją w chwilową radość.

Właśnie. Chwilową.

Zazdrościła przyjaciółce tego, że ma kochającego faceta, który prawdopodobnie ma się jej oświadczyć. Odgoniła myśli i rzuciła telefon obok siebie, wcześniej odrzucając połączenie. Telefon po raz kolejny wydał z siebie dźwięk. Dziewczyna nie wytrzymała i pod wpływem emocji, chwyciła telefon i odebrała, nie patrząc kto dzwoni.

-Czego chcecie?! Zostawcie mnie w końcu w spokoju! - wykrzyczała rozwścieczona.

-Umm. Ja przepraszam. Zadzwonię później. - odezwał się głos Gabriela.

-Przepraszam. - wychrypiała. Odchrząknęła, pozbywając się chrypki, która spowodowana była płaczem. Lecz nikt się już nie odezwał. Spojrzała na ekran i okazało się, że Agreste rozłączył się. Wyłączyła telefon, a płacz wzmógł się.

Została sama.

***

Siedział przy stole w swoim starym domu i czekał na resztę domowników. Co z tego, że była dopiero 6.00 w sobotę? Stukał palcami o drewno mebla. A po jego głowie chodził obraz ciemnowłosej.

Cudo. Ideał. Czysta Perfekcja.

Obrazy z przed kilku lat uderzyły w niego z taką siłą, jakby ktoś przywalił mu z pięści w twarz. Słyszał, jak ojciec wczoraj rozmawia z matką. Gabriel Agreste nie chciał znać swojego syna.Miał mu za złe pozostawienie fiołkowookiej. Nie zrobiło to na nim jednak żadnego wrażenia. Dla niego najważniejszą osobą była tylko Dupain-Cheng. Miał pewność jednak, że dziewczyna go nienawidzi, a gdy usłyszał jej wściekły i zarazem zrozpaczony głos serce łamało mu się. Ona nie może, tak cierpieć. Nie zasługuje na cierpienie, tylko szczęście. Prawdziwe szczęście.

Postanowił, że poczeka jeszcze tydzień i musi się z nią spotkać. Nawet jeśli ma go zabić, zwyzywać, czy odrzucić. On musi ją zobaczyć.

Koniecznie.

***

Obudziła się z potwornym bólem głowy. Jęknęła i przekręciła się na drugi bok. Dostrzegła telefon. Chciała sprawdzić, która godzina, ale był wyłączony. Dziwne - przeszło jej przez myśl. Włączyła urządzenie. Po chwili dostrzegła piętnaście nieodebranych połączeń od Alyi, cztery od Nino, dwadzieścia trzy od Adeline i jedno od nieznanego numeru. Uniosła jedną brew. Podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała po pokoju. Ciuchy porozrzucane po podłodze, chusteczki i poduszki. Wydarzenia poprzedniego dnia napłynęły do niej, jak fala tsunami. W oczach zebrały jej się łzy. Ale nie mogła płakać. Musi pracować. Musi żyć normalnie.

Nie może się nad sobą użalać cały czas, bo świat ją zniszczy jeszcze wiele razy.

Co nie?

_________________________________

Zaczynamy maraton! ZAPRASZAM!

Chamska reklama: NA MOIM PROFILU POJAWIŁO SIĘ KOLEJNE FANFICTION O MIRACULUM ZAPRASZAM! <3

Jak rozdział?

Jakieś pytania?

Teorie?

Zażalenia? :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top