=2=[2]
Pobudka o szóstej trzydzieści, prysznic, praca, powrót do domu, lampka wina i spanie. Rutyna w którą popadła pięć lat temu nadal się trzyma i daje w kość. Prawdpowodbnie popadła w niemały alkoholizm, ale nie dbała o to.
Miała wsiąść do samochodu i odjechać z pod biurowca do domu. Niestety, ktoś te plany zmienił. Dokładnie rudowłosy chłopak, pracujący w ochronie, który odezwał się do Marinette:
- Dzień dobry, moja droga. - pocałował wierzch jej dłoni, uśmiechając się, tak, jakby był na haju.
- Witam i do widzenia. - odpowiedziała ozięble, wyrwała rękę i wyszła. Lecz facet nie ustępował.
- Dałaby się pani zaprosić na kawę? - zapytał.
- Z wielką chęcią... -zaśmiała się w duchu na widok rozpromienionej twarzy rudowłosego. - ...ale muszę odmówić. - dopowiedziała.
- Jasne. - zawiesił głowę i posunął się o jeden krok. Na nieszczęście dziewczyny nie odszedł. Ciemnowłosa przewróciła oczyma. - To przez niego? - zapytał się cierpko.
- Nie wiem o kogo panu chodzi. - odparła, a jej serce kruszyło się. Człowiek, którego imienia nawet nie pamiętała, rozbił jej wewnętrzny spokój, rozdrapując starą ranę z uśmiechem na ustach.
-O Adriena Agreste'a. O tego, który panią zostawił pięć lat temu. Może nie panią, a Marinette? - Dupain-Cheng wewnętrznie trzęsła się. Do oczu napłynęły jej łzy. Chwyciła za klamkę samochodu, ale nie otworzyła pojazdu.
-A pan niby kim jest? - zapytała odwrócona do niego tyłem.
-Nathaniel Kurtzberg. Przez dziesięć lat w jednej klasie, kochanie. - cmoknął.
Dopiero po wspomnieniu o klasie, Marinette przypomniała sobie wycofanego, rudego chłopaka. Całkiem nieśmiałego i oderwanego od świata.
- Nie zwracaj się tak do mnie, Nathanielu. - warknęła.
- Dlaczego skarbie? Adrienkowi się znudziłaś, a ze mną? Może małe co nie co?
- Pierdol się. - na dźwięk imienia ukochanego jej serce drgnęło, a z oczu wypłynęły łzy.
- Tylko z tobą. -podszedł do niej i przygwoździł do samochodu. Oblizał obleśnie usta i spojrzał w niebieskie oczy przestraszonej dziewczyny. - Co? Twój rycerz się nie zjawi? - zapytał i zaśmiał się chłodno. - Zapomniałem. Odszedł.-Dotknął jej zimnego policzka. - No co ty taka cichutka myszko? - w odpowiedzi kopnęła go prosto w czułe miejsce. Rudy złapał się za genitalia i zwijał z bólu. - Ty suko! - wydarł się. Ciemnowłosa wsiadła do samochodu i odjechała z parkingu przy akompaniamencie pisku opon i krzyków rudowłosego.
///
Siedział w barze, a jego wzrok wędrował za napisami wyświetlanymi na ekranie telewizora. 'Marinette Dupain-Cheng i Gabriel Agreste podbijają rynek mody! Duet projektantów nie do pokonania!'. Na widok jej pięknej twarzy serce zabiło szybciej, a do oczu dostały się łzy. Zmierzwił blond włosy. Dokończył jednym haustem ostatniego drinka. W tym dniu już siódmego. Zebrał się i wyruszył w drogę powrotną do wynajmowanego mieszkania. Taka tam rutyna.
///
Oglądała wiadomości. Zaraz na najpopularniejszym kanale w Paryżu, może i w całej Francji, jej przyjaciółka miała prowadzić wywiad z nieznaną - na razie - osobą dla Marinette. Z tego co pamiętała. Gabriel mówił, że to model i będzie z nimi pracować. No może bardziej z Marinette, ponieważ starszy Agreste powoli wybierał się na emeryturę, troszkę przedwczesną, ale należy mu się po tylu latach wspaniałej kariery. Poprawiła się na kanapie i pociągnęła łyka jej ulubionego, czerwonego wina. Na ekranie zaczynał się wywiad. W studiu siedziała Alya, a na drugiej kanapie - naprzeciwko niej - miejsce zajmował brunet. Na pierwszy rzut oka Dupain-Cheng nie skojarzyła go z żadnym znanym modelem, a znała przecież prawie wszystkich! Jednak gdy zbliżenie padło na jego przystojną twarz, Marinette mało co nie upuściła kieliszka z alkoholem.
- O mój Boże. - wypowiedziała wolno. - To Luka Couffaine! - siedziała z szeroko otwartymi oczami i ustami.
*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top